Sunday, August 31, 2025

Sierpień

 Usłyszałam niedawno, jak japońska eseistka Yuko Hirose mówi o swoich porankach - kiedy się budzi czuje, że każdy ranek daje jej poczucie odrodzenia, sprawdza co na nią czeka danego dnia i decyduje o elementach, które będą ekscytujące. 

Decyduje!

Uderzyła mnie prostota tej decyzji - można zadecydować, co z zadań dzisiejszego dnia będzie mnie cieszyć, na co będę czekać! Chciałabym tak żyć! *^V^*

*** 


Sierpień to dla mnie już początek jesieni. Było wprawdzie kilka upalnych dni, ale szczególnie w drugiej połowie miesiąca były bardzo zimne dni i noce, zaczynam powoli rozważać zmianę kołdry na zimową, od początku sierpnia chce mi się jabłek i śliwek a na straganach pojawiły się figi, nabieram ochoty na zapalenie świec zapachowych (które u mnie w domu palą się jesienią i zimą do początku stycznia, a potem znikają na wiele miesięcy) a Fuki w drugiej połowie miesiąca zaczął regularnie przychodzić wieczorem do łóżka i spać z nami wciśnięty głęboko pod kołdrę... Lada dzień wyciągnę z tylnej części szafki kuchennej kakao, jesienne herbaty i kawę z posmakiem syropu klonowego (nie dosmaczana, tylko taka odmiana ziaren!). ^^*~~ Czy mnie to smuci? Niekoniecznie. Ja lubię wszystkie pory roku i nawet pluchowata szara jesień ma dla mnie swoje zalety. 

 

 

Jeśli chodzi o moje zdrowie, to jest już naprawdę dobrze! Chodzę wciąż do fizjoterapeuty ale już tylko dwa razy w miesiącu. Zdarzają mi się powroty dziwnych bólów, na przykład po kilku dniach delikatnego qigong tak mnie rozbolał kręgosłup lędźwiowy, że myślałam, że nie wstanę z krzesła w autobusie... Na szczęście byłam wtedy akurat w drodze na wizytę do fizjo i odpowiedni masaż plus termofor naprawiły sytuację. Lada dzień przywieziemy wreszcie rowery (wymyśliłam, gdzie będziemy je trzymać, bo do tej pory głowiliśmy się nad tym i nic nam mądrego nie przychodziło do głowy... Balkon odpada, wózkownia w bloku cała zapełniona a na korytarzu nie wolno! Zatem będziemy mieszkać z naszymi rowerami pod wspólnym dachem...) i postaram się mobilizować do regularnych przejażdżek, chociażby na dalsze zakupy. Także, in your face, panie neurochirurgu, który wieszczyłeś, że "bez operacji to się pani nigdy nie polepszy!..." *^W^*~~~~

 


 

Za to niestety sierpień przyniósł mi trochę kłopotów zębowych, którymi muszę się w najbliższym czasie zająć, nie da się już tego odkładać na wieczne "kiedyś"... (wiem, że w powiedzeniu jest "wieczne nigdy" ale taką ignorantką to nie jestem, żeby naprawianie zębów sobie w ogóle odpuścić! Ale wiadomo, że raczej czeka się z tym do ostatniej chwili konieczności, ech... I tak się cieszę, że nastąpiło to teraz, kiedy już mogę swobodnie wysiedzieć na fotelu dentystycznym, a nie na przykład w maju, gdy nie byłam w stanie siedzieć w ogóle i na serio nie wiem, co bym wtedy zrobiła, gdybym musiała iść do dentysty, przecież cały maj przeleżałam na podłodze z nogami w górze...).  

 ***

W sierpniu udało mi się spotkać z psiapsiółkami na pizzę i plotki! *^0^*


Obchodziłam też imieniny w kilku japońskich knajpkach - najlepsza oczywiście Uki Uki i ich udon!!! *^O^*~~~


 Dużo gotowałam po japońsku.



Wyciągnęłam też żeliwne patelenki kupione w 2019 roku w Hiroszimie i robiłam na nich szybkie śniadanie - Dutch Baby, czyli puchate naleśniki, coś na kształt Yorkshire pudding na słodko. (dlaczego to się nazywa Dutch Baby i kto wymyślił, żeby piec w piekarniku holenderskie dzieci?...........) Baza jest leciutka i delikatna, a na wierzch można narzucić wszystko - owoce, konfitury, miód, twarożek, nawet podsmażony bekon polany syropem klonowym! *^0^*~~~

Przepis banalny - w piekarniku nagrzanym do 220 stopni rozgrzewać patelnie żeliwne (albo foremki do ciasta lub muffinek) przez około 10 minut

Przygotować ciasto - do miseczki stojącej na wadze wbić 2 duże jajka, dolać tyle mleka żeby w sumie było 220 g, porządnie wymieszać trzepaczką. Dodać 80 g mąki pszennej, 1 ł cukru i szczyptę soli, porządnie wymieszać. 

Uchylić piekarnik, na patelnie wrzucić po 1 Ł masła, rozprowadzić i szybko wlać ciasto (z tej ilości u nas wychodzą dwa naleśniki o średnicy patelni 12 cm), piec 20 minut albo gdy zbrązowieją i się mocno podniosą. 

Po wyjęciu z piecyka znowu posmarować 1 Ł masła i podać z wybranymi dodatkami. Smacznego! 


 

 

Szkice z sierpnia:

 



Usiadłam nawet do akwareli! ^^*~~

 


 

Lektury sierpniowe: nieustająco czytałam polskie kryminały, zaczęłam od Michała Śmielaka i jego najnowszej powieści "Regiel" i tak mi się spodobało, że sięgnęłam potem po wcześniejsze książki tego autora.


Gdybyście mieli przeczytać tylko jedną książkę z dziedziny psychologii i rozwoju, to niech to będzie ta: "Jak być szczęśliwym dorosłym bez szczęśliwego dzieciństwa" Moniki Wasilewskiej i Moniki Szubrycht. 


Ktoś polecał książki Anny Kańtoch no to przeczytałam "Łaskę" i jest świetna! Na pewno wrócę do tej autorki. 


 Potem wróciłam do Śmielaka, najpierw "Pomruk" - mroczne i nieoczywiste.


Następnie dwie części serii o podkomisarz Idze Ziemniej - "Postrach" i "Gleba", świetne!

 

I na koniec miesiąca przeniosłam się do Sandomierza i książką "Miasto Mgieł" zaczęłam cykl Komisarz Bruno Kowalski, i poszła mi ona tak szybko, że jeszcze zdążyłam dorzucić drugą część cyklu - "Miasto Burz".

 



***

A ponieważ jak coś jest napisane albo wypowiedziane na głos to nabiera mocy urzędowej, to powiem co jeszcze zrobiliśmy w sierpniu - zarezerwowaliśmy hotel z onsenem na trzy dni na noworoczny pobyt w Japonii!!! *^V^*~~~ Jest to z naszej strony totalne wishful thinking,  ponieważ nie jesteśmy jeszcze gotowi finansowo na ten wyjazd, ale podobno wiara czyni cuda a rezerwacja nic nas nie kosztuje (do 23 grudnia...) więc zaklepaliśmy sobie fajną miejscówkę i zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. ^^*~~ Kciuki oczywiście mile widziane!



Podobno wrzesień w tym roku zamyka dziewięcioletni cykl numerologiczny, w związku z tym dobrze jest zrobić wokół siebie szeroko rozumiane porządki - w otoczeniu, w głowie, w relacjach. Ja jak już wiecie planuję zrobić porządek z trzema zębami, poza tym kończy się remont naszego poprzedniego mieszkania i tchnąć w nie nowe życie obsadzając je nowymi lokatorami.  

Jedziemy z tym wrześniem! ^^*~~ 

Thursday, July 31, 2025

Lato, lato, gdzie to lato?...

 

 

Lipiec przyniósł kolejne małe kroczki na drodze do naprawy mojego stanu zdrowia! *^V^* Na tyle, że zdecydowałam się nie przekładać po raz kolejny umówionego dużo wcześniej tatuażu, 10 lipca odwiedziłam Agatę ze studia White Rat Tattoo i wyszłam od niej z... Pyzą Mazowiecką!!! ^^*~~~~

 


Pamiętacie "Pyzę na polskich dróżkach"? To kreskówka oparta na poemacie Hanny Januszewskiej z ilustracjami Adama Kiliana a tytułowa Pyza to kluska która ożywa i ucieka z łyżki zanim zostanie ugotowana (wow! niezły horror!...), a potem podróżuje po całej Polsce i poznaje tradycje różnych jej regionów. Dlaczego Pyza? Po pierwsze, kocham pyzy i kluchy wszelakie!!! ^^*~~ Po drugie, moja rodzina ma korzenie na Mazowszu, stąd tłem dla Pyzy stały się motywy Drzewa Życia zaczerpnięte z tradycyjnych haftów z mazowieckiego mikroregionu Urzecza. A po trzecie, jedna z moich prababć nazywała się Antonina Pyza!!!.... 
 

*** 

Grzyby na początku rosły w oczach! *^V^*~~~

Progres wyglądał tak:  

30 czerwca


01 lipca

 

04 lipca

Około 10 lipca zjedliśmy pierwsze dorosłe grzyby.


Ale potem grzybnia zamiast się rozrastać zaczęła wysychać... Co ciekawe, pryskałam ją kilka razu dziennie i nawet stawiałam pod uprawą silny nawilżacz parowy! Mąż wyczytał, że może się tak dziać kiedy grzyby nie są wystarczająco wietrzone, więc zaczęliśmy je także regularnie przewietrzać. W połowie miesiąca usunęłam wszystkie grzyby i odstawiłam grzybnię na odpoczynek, a pod koniec lipca spróbowałam jeszcze raz. 

*** 

Nabrałam nowego zwyczaju - jak nie wiem, co ugotować na obiad, to losuję książkę kucharską z regału i wybieram coś, na co mam składniki. Tak powstał np.: zawijas w cieście filo według przepisu z książki Jamiego Oliver "Veg".



Szybki pomysł na obiad ze składników, które wygarniam z lodówki i szafek kuchennych - nabe! ^^*~~

 


 

 ***

Robert w lipcu na jeden weekend stał się Bolesławem Chrobrym. *^0^*~~~ 

(zdjęcia dzięki uprzejmości kolegi Dobromira)

 




A Draconia wypuściła teledysk zapowiadający imprezę, tekst napisał kolega Izbor i zaaranżował całość z pomocą aplikacji AI, wyreżyserował też i nakręcił teledysk!

 


 

 

A ja poszłam na matcha latte z koleżanką, która pojechała na wakacje do Japonii i wróciła odmieniona i w tym kraju zakochana... (mówiłam, że tak będzie!). 

 

 

Ale jedliśmy też po koreańsku (na bazarze na Bakalarskiej). 

 

I na Forcie Służew. ^^*~~

 

 

I po turecku w kawiarni Simit House. *^v^*

 

 

Zrobiłam fajne zakupy na bazarze na Bakalarskiej - kupiłam gorzkiego melona, glony umibudo, całkiem niezłe kimchi i bukiet shiso! *^O^*~~~ Dzięki czemu mogłam wreszcie zrobić w domu goya chanpuru - słynną potrawę z gorzkiego melona (goyi) pochodzącą z Okinawy i staliśmy się jej fanami! Zrobiłam też goyę z makrelą z puszki i to danie też nam posmakowało. Pomijając walory smakowe, goya i umibudo są podobno niesamowicie zdrowe! ^^*~~



Udało nam się pojechać na jeden dzień nad Pilicę.


 

I spotkaliśmy się z koleżanką, która mieszka w USA ale raz na jakiś czas przyjeżdża do Polski i wtedy siadamy ze "stara paczką" i spędzamy razem trochę czasu. ^^*~~


 

Zrobiłam też coś twórczego - skarpety na igle na zamówienie kolegi, "stópki" wersja letnia - jego słowa!  (chociaż z grubej wełny, hi hi hi......^^*~~).

 


 

*** 

Szkice.



***
  

Czytelniczo zaczęłam lipiec smakowicie, czyli przeczytałam dwie części "Kamogawa. Tropiciele smaków" autorstwa Hisashiego Kashiwai. Do tej lektury nie polecam zasiadać z pustym żołądkiem!... *^O^*~~~ Mam nadzieję, że w Polsce szybko wyjdzie część trzecia.

  

 

Potem wróciłam do świata kryminałów. Najpierw Agata Kunderman - zaczęłam od "Dźwięków".

 


 

I mimo, że bardzo szybko zgadłam kto zabił (a nie zdarza mi się to za często), to spodobał mi się sposób narracji i sięgnęłam po dwa pierwsze tomy cyklu o aspirant Agacie Starskiej, mam nadzieję, że będą kolejne!



 

I na koniec początek, a mianowicie debiut pisarki czyli "Wróżda" - mocne, zaskakujące, nieoczywiste.

 

 

A kiedy skończyły mi się książki Kunderman, przeniosłam się z okolic Dolnego Śląska na Suwalszczyznę i zabrałam się za Katarzynę Kuśmierczyk. *^o^* W 2010 roku moi teściowie kupili dom w tamtym rejonie i wiele z miejsc i miejscowości pojawiających się w książkach Kuśmierczyk jest mi znanych! Zaczęłam od cyklu Suwalskie opowieści: Suknia z wilgotnej mgły, Mrok pod powiekami, Otchłań zapomnianych, tu elementy kryminalne są związane z mrocznym pierwiastkiem paranormalnym, dobrze napisane, wciągające.

 

 

Potem zabrałam się za nowy cykl Kuśmierczyk - Widma Suwalszczyzny i tu niestety jest już słabiej. Rozumiem, że cykl z Matyldą Ryster należało już zakończyć ale autorka chciała pozostać na tych samych terenach i przy podobnej tematyce lokalnych wierzeń i wydarzeń historycznych, jednak tej książki nie czytało mi się tak gładko i z takim zainteresowaniem, za dużo faktów jak z encyklopedii, podobne schematy co w poprzednich książkach, odłożyłam po kilku rozdziałach. 

 Za to wróciłam do literatury japońskiej, przeczytałam "Koty z Shinjuku" Duriana Sukegawy (podobieństwo do "Shinya Shokudo" duże i przyjemne! ^^*~~), 


  

 
I wróciłam do Stefana Dardy i jego historii "Przebudzenie zmarłego czasu", tym razem akcja dzieje się w Przemyślu i okolicach, i oczywiście dotyka elementów tajemniczych. Na razie są dwa tomy ale akcja kończy się w taki sposób, że na pewno będzie kontynuacja! A potem był Darda w duecie z Magdaleną Witkiewicz i ich cykl Cymanowski Młyn dziejący się na Kaszubach. Ciekawie się to czyta, bo czasami narratorem są mężczyźni a czasami kobiety, wynika to pewnie ze współautorstwa.
 

 

A na koniec miesiąca przeniosłam się jeszcze w Bieszczady, w kolejną historię pełną grozy. 
 

 ***
 

Lipiec w tym roku mieszał lato z listopadem...  Udało nam się trafić w kilka ciepłych słonecznych dni i wtedy spacerowaliśmy po naszej dzielnicy, a kiedy było zimno i deszczowo zaczynałam myśleć o kocyku, kubku kakao i zapaleniu aromatycznej świecy (palę świece tylko późną jesienią i zimą, potem już nie mam na to ochoty). Uprawy balkonowe mnie na razie rozczarowały - posadziłam bambusy, które miały rosnąć wysoko i szybko a nie rosły wcale... (ale też, co dziwne, nie umarły, więc jeszcze daję im szansę), za to zioła błyskawicznie padły łupem owadów i bywało, że jeszcze wieczorem obfite gałązki mięty nad ranem straszyły gołym kikutem łodyżki z ogryzionymi resztkami liści.... To co nawet nieźle się u mnie trzyma to rozmaryn, szałwia i tymianki, co mi wyznacza kierunek upraw do powtórzenia. *^o^* Nie mam żadnych konkretnych planów na sierpień. Ponieważ mój stan zdrowia wciąż się polepsza, chciałabym więcej aktywności poza domem - spacerów po okolicy, ciągnie mnie też do malowania i do innego rękodzieła. Co z tego wyniknie, zobaczymy już niebawem! 
Do następnego zobaczenia! *^0^*~~~