Showing posts with label cooking. Show all posts
Showing posts with label cooking. Show all posts

Monday, April 17, 2023

Wiosna, panie sierżancie!

 Nareszcie bez wełnianej czapy!!! *^0^*~~~

 

 

Jeszcze wieje i pada, ale już czuję tę wiosnę w kościach! Dosłownie, bo nagle zrobiłam się bardzo wrażliwa na zmiany pogody i pojawiły się migreny... Wcale mi się to nie podoba, ale cóż, łykam proszki i czekam na słoneczko. Znalazłam w sklepie pigwę (jest na nią sezon? Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc, wydawało mi się, że pigwa powinna być jakoś na jesieni?) i zrobiłam z niej koreański syrop na przeziębienie - pokroiłam ją w kawałeczki, dodałam posiekany imbir i sok z cytryny, hojnie zasypałam cukrem, odstawiłam na jeden dzień. Wrzucam kilka łyżek owoców i syropu do kubka, dodaję plaster cytryny, zalewam gorącą wodą, można też dodać go do herbaty.

 


 

Dziś trochę książkowych poleceń. Po pierwsze, najbardziej zmysłowa książka kucharska, jaką miałam w rękach. Maja Sobczak napisała kilka książek i zawsze ilustruje je pięknymi zdjęciami. Kiedy pokazuje jakieś danie albo składniki do niego, to od razu chce się złapać za widelec i zajadać! A "Jedzenie i inne przyjemności" to album sensualnych kadrów (i opowieści) przeplatanych przepisami kulinarnymi. ^^*~~



Kupiłam też książki japońskich autorów - książki Banany znam, Nakamurę czytam pierwszy raz, tak samo Natsukawę i Kawaguchi.




Na talerzach silne tendencje w kolorze zielonym. Zaczynamy jeść szparagi. *^v^* Cały czas pojawia się na naszym stole szpinak, albo smażymy go na bieżąco do śniadania albo robię koreańską przystawkę Sigeumchi-namul 시금치나물 - zblanszowany posiekany na duże kęsy szpinak mieszam z sosem: 2 Ł oleju sezamowego, 1 Ł sosu sojowego, 2 zmiażdżone ząbki czosnku, 1 Ł prażonych ziaren sezamu. 



 

Zajadamy się czosnkiem niedźwiedzim, podobno jeszcze dwa tygodnie i się skończy, dlatego Robert chce przerobić trochę na bazę do pesto - liście czosnku niedźwiedziego sieka się drobno, zasypuje solą i zalewa oliwą lub olejem, i do słoiczków w porcjach na jeden obiad! Mogą tak stać nawet rok czekając na wykorzystanie do makaronu, tuż przed zjedzeniem dodajemy inne składniki takie jak orzechy pinii, pestki dyni lub słonecznika, tarty parmezan.




Postanowiłam zmienić trochę mój rytm dnia. Za późno się kładę, za późno wstaję, czasami śpię po południu a potem pół nocy jestem kompletnie obudzona, za to następnego dnia jak zombie... Poza tym, liczę na to, że zyskam trochę czasu na rzeczy, które chciałabym rano robić ale przez długie spanie nie mam na nie czasu - rozciąganie, medytacja, czytanie, picie wody z cytryną, spokojny początek dnia. Zobaczymy, czy ten eksperyment się powiedzie bo ja nie jestem skowronkiem!... Na razie nie deklaruję żadnej godziny, ten tydzień pokaże czy w ogóle jestem w stanie się zmobilizować, żeby przesunąć swoją dobę. Nie jest to łatwe, kiedy człowiek nie ma nad sobą bata w postaci konieczności wstawania do pracy o określonym czasie. Lubicie wstawać rano czy porządnie sobie pospać?

 



Japoński wyjazd się zbliża. Najchętniej już rozłożyłabym walizkę i zaczęła do niej pakować ubrania, niestety nie mam na to płaskiej powierzchni w mieszkaniu... Może to i lepiej, bo na pewno zamieszkałyby w niej też koty... *^0^* Próbuję ułożyć sobie w głowie ciuchy zestawami, żeby spakować się rozsądnie i z możliwością mieszania pasujących do siebie ubrań, wpadam w panikę co zabrać na prawie miesiąc, chyba zrobię listę... Zapomniałam jak się wyjeżdża na tak długo! Jeszcze czeka mnie wizyta u dentysty, u fryzjera, muszę dokupić guziki do sukienki, zamówić mobilny internet, na szczęście znalazłam upchane jesienią gdzieś w szafie sandały, wakacje uratowane! Do wyjazdu do Japonii zostało 15 dni! ^^*~~

Monday, April 03, 2023

DOJadanie, tydzień VI

Wciąż sprzątam. Ogarnęłam dwie duże szuflady kuchenne ze sztućcami i jedną niedużą w stoliku kawowym. Przearanżowałam szafkę pod piekarnikiem, pudełko z foremkami do ciastek poszło do składziku na balkonie a w tak powstałym miejscu poukładałam ryże, kasze, nasiona, mam je teraz pod ręką i wiem co mam, wcześniej nie pamiętałam, jakie zapasy mam na balkonie. Zbieram się też do umycia okien, ale na razie jest za zimno, nigdzie mi się nie spieszy a już na pewno nie do przeziębienia się z powodu czystych okien!




Przy okazji, sprzedam Wam pomysł na przechowywanie dużej ilości kimchi. Kimchi to fermentująca kapusta (albo inne warzywa), więc wydziela mocny zapach. I generalnie nie opłaca się robić małej ilości kimchi, ja przerobiłam na raz dwie wielkie główki kapuściane czyli ok. 6 kilo. Po wymieszaniu składników przełożyłam je do zamykanych szklanych pojemników, ale co dalej? Nie mam jak Koreanki osobnej lodówki na kimchi, ale przypomniałam sobie, że przecież mam lodówkę turystyczną na balkonie! *^V^* Na razie jej nie włączyłam do prądu, bo na zewnątrz wciąż przedwiosenna temperatura, więc nie trzeba jej obniżać dla kiszonki, ale lodówka robi przynajmniej za pojemnik zatrzymujący kapuściany zapach. A latem będzie utrzymywać stałą temperaturę i będę w niej trzymać różne kiszonki. (Na napoje trzeba będzie kupić drugą lodówkę, hehehe...)



***


Robert nabrał ochoty na gotowanie i zrobił nam wrapy z indyjskim ryżem limonkowym, meksykańskim mole czekoladowym i guacamole. *^v^*

 


 

Ja wpadłam w ciąg japońsko-koreański. Były japońskie śniadania.


Były koreańskie kluski ryżowe na obiad.


Polskie ziemniaczane szare kluski. *^0^*


Wegański croissant z nadzieniem truskawkowym na deser (cukiernia francuska w supermarkecie).

 

Nastawiłam też nowe kimchi - tym razem kkadugi czyli rzodkiew na ostro. Kupiłam pęczek dużych okrągłych rzodkwi i pokroiłam też ich liście oraz liście z kalarepki i pęczka małych rzodkiewek.

 


W sobotę po zakupach pojechaliśmy na pyszny obiad do Niedaleko Damaszku.


A w niedzielę do Dzikiego Królika na Wilanowie, i to dopiero była uczta!!!


Przed nami ostatni tydzień DOJadania. W środę idę zrobić nowy tatuaż, proszę trzymać kciuki żeby nie bolało (hehe, pewnie... >0<). W myślach już pakuję się na wyjazd, do wylotu do Japonii zostało 29 dni!

 


 

Monday, March 27, 2023

DOJadanie, tydzień V



 

Wiosna!!! Wiosna!!!... *^O^*~~~ Przynajmniej w kalendarzu, chociaż za oknem też już pięknie, zmieniłam moją puchową kurtkę-kołdrę na wełniane płaszcze i już czuję się lżej.

 


Czytam "Rześko" i w rozdziale marcowym jest kilka bardzo ciekawych pytań, które można sobie zadać. Na przykład, czy przechowuję rzeczy z przeszłości, bo nie chcę czegoś odpuścić - mnie takiej jaka byłam kiedyś? Nigdy o tym tak nie myślałam, że to o to chodzi, że trzymamy się kurczowo przedmiotów, bo stwarzają one iluzję, że tamto życie jeszcze nie minęło albo wkrótce wróci, bo nie chcemy się pogodzić ze zmianą. I nie mówię tutaj o kilku miłych pamiątkach czy przedmiotach sentymentalnych związanych z miłymi wydarzeniami z naszego życia. Mówię na moim przykładzie o sukienkach. 

Kiedy zaczęłam je szyć to zaczęło mi ich szybko przybywać, zmieniała się moja sylwetka, mój styl ewoluował a ja wciąż mam większość kiecek, które kiedykolwiek przeszły przez moje ręce przez ostatnie 15 lat. Tak, części się pozbyłam. Tak, pozostały takie, które kocham ale od trzech lat się w nie nie mogę zmieścić i jakoś nie zanosi się, żeby to się miało zmienić... Albo takie, które miałam na sobie raz w życiu i wciąż nie potrafię się z nimi rozstać, a przecież wyraźnie widać, że wcale nie są moim pierwszym wyborem, kiedy sięgam do szafy! 

Kiedy wróciłam z pierwszego wyjazdu do Japonii ostatnią torebkę kiepskiej supermarketowej japońskiej herbaty trzymałam w szafce chyba przez kolejne trzy lata, do następnego wyjazdu... Bo ta torebka herbaty trzymała mnie w iluzji, że wciąż tam jedną nogą jestem, że to się nie skończyło tak ostatecznie, że nie do końca wróciłam do codzienności w Polsce. 

A wiecie, jak to jest - jak się człowiek kurczowo trzyma jednego brzegu rzeki, to nie dotrze do drugiego. Chyba warto patrzeć w przyszłość, a nie ciągle oglądać się za siebie... Temat niełatwy, na pewno do przepracowania.




Wciąż sprzątam. Zrobiłam porządek w dwóch szufladach i szafce z przyprawami i sosami, kiedy mi się tyle tego nagromadziło?!.... Dokupiłam pojemniki, mniej więcej pogrupowałam przyprawy regionami (polskie, japońskie, indyjskie, inne), z przodu ustawiłam te po które sięgam częściej. Wróciłam też do porannego szczotkowania ciała na sucho (przypomniałam sobie, jak to cudownie porusza wszystkie komórki i budzi człowieka! *^O^*) i kupiłam czyścik do języka. Po co czyścić język możecie przeczytać w Sieci, ja kiedyś używałam do tego brzegu łyżeczki, ale to nie było komfortowe, czułam się jak dziecko u lekarza, któremu doktor wkłada do gardła szpatułkę... Na szczęście czyścik sprawdza się dużo lepiej! I zaobserwowałam, że od kiedy jestem na diecie wegańskiej mój język każdego ranka prawie nie ma nalotu do usuwania, inaczej było kiedy jedliśmy produkty odzwierzęce.



 

***

 



Zeszły tydzień zaczęłam z wysokiego C - nastawiłam bigos. *^v^* Ale nie taki tradycyjny, na bazarze kupiłam kiszoną kapustę z warzywami korzeniowymi, czosnkiem i przyprawami. Do tego zamiast zwyczajnej słodkiej kapusty dodałam główkę włoskiej.




 

Do kapusty poszły namoczone we wrzątku suszone podgrzybki (20 g) wraz z wodą, przyprawy (liść laurowy, ziele angielskie, kminek, tymianek, wędzona papryka, pieprz), puszką pomidorów, kieliszek czerwonego wina,  duży chlust sosu sojowego, pokrojone w kostkę wędzone tofu (200g) i śliwki wędzone. Wszystko to dusiło się powoli z przerwami przez dwa dni, a ja sobie to dosmaczałam solą, sosem sojowym, pieprzem.

 


 

Nie zabrakło japońskiego śniadania.


Były grzanki z groszkiem, miętą i fetą z Violife.



Na obiad były np.: kotlety z fasoli z ryżem i daniem kare z Wege Michy, do tego ogórki kiszone z bazarku.

 



 

Albo tarta ze szpinakiem i grzybami.

Wymyślałam ja na bieżąco: spód był kupny.

- spodnia warstwa to gęste ciasto naleśnikowe z 2 "jajek" Veggs, 1 szkl. mleka roślinnego, 0,5 szkl. mąki, 3 Ł płatków drożdżowych, duża szczypta gałki muszkatołowej, sól, pieprz i pęk posiekanego szpinaku.

- na wierzch dałam podsmażone na oleju: posiekane 3 ząbki czosnku, posiekaną drobno 1 dużą cebulę, pokrojone w półplasterki 2 wielkie pieczarki

Zapiekłam wszystko ok. 30 minut w 200 stopniach. Przed pieczeniem posypałam wierzch tartym "serem" wegańskim typu parmezan, ale nie miał on żadnego smaku, dał tylko efekt ozdobny...



Mąż zrobił makaron z bazyliowym pesto.

 

Zrobił makaron i zrobił pesto. *^o^*~~


Przy okazji spróbowaliśmy wegańskiego parmezanu i o dziwo, mimo podejrzanie białego koloru to jest produkt bardzo zbliżony smakiem i konsystencją do prawdziwego sera dojrzewającego!...


 

Zrobiłam zupę luźno inspirowaną koreańską kimchi jigae. Moja wersja była daleka od oryginału, ale chciałam trochę wyczyścić lodówkę, więc wyglądało to tak:

- podsmażyłam na oleju 1 posiekaną cebulę i 1 dymkę

- dorzuciłam ok. 200 g domowego kimchi

- dodałam 900 ml wegańskiego bulionu, 0,5 puszki pomidorów, 2 Ł sosu sojowego, 1 Ł oleju sezamowego, 

- do tego poszło: garść pokrojonych pieczarek, 200 g twardego tofu pokrojonego w kostkę, 200 g klusek ryżowych tteobokki, pod koniec dorzuciłam sporą garść pokrojonego szpinaku i 1Ł pasty gochugaru




 

Na deser był np.: wegański pączek z Piekarni Putka, jeden z najlepszych jakie jadłam w moim życiu! *^V^*


W Biedronce znalazłam coś nowego - włoska pinsa do upieczenia z dodatkami. Pinsa nazywana jest rzymską odmianą pizzy, zrobiona jest z trzech rodzajów mąki: pszennej, ryżowej i sojowej.


Nałożyłam na nią sos z pomidorów, oliwki, pieczarki, kapary, karczochy, bazylię, posypałam wegańskim parmezanem. Bardzo pyszna odmiana pizzy!

 

Nastawiłam kimchi. Pudełko zapałek dla porównania rozmiarów, to jest 5 litrowy słój. *^v^*

 


 

***

 


 

W zeszłym tygodniu były pierwsze spacery bez szalika! *^0^*~~~  I pierwsze wiosenne burze. W Tokio już kwitną sakury, do wyjazdu do Japonii 36 dni. 

 


 

Monday, February 27, 2023

DOJadanie, początek

 

 

22 lutego zaczęliśmy tegoroczne DOJadanie. To już czwarta wersja wegańska i jak co roku zaczęliśmy od badań profilaktycznych, a po nich poszliśmy na śniadanie do BRU bar kawowy. I na początek od razu rozczarowanie... W BRU jedliśmy kiedyś najlepszą wegańską tofucznicę, ale niestety nie ma jej już w ofercie! Zamówiliśmy Croque Monsieur  - nie jestem do końca przekonana do wegańskich serów, wędlina stopiła się pod wpływem wysokiej temperatury grilla (ser nie...), a musztarda w kanapce była koszmarnie ostra!!!




Dla równowagi na drugie śniadanie kupiłam nam wegańskie pączki z porzeczkową konfiturą w piekarni Putka, są pyszne! Mają też w ofercie bułeczki z budyniem, już nie aż tak fajne.

A na obiad zrobiłam znane i sprawdzone kotlety z fasoli (z przepisu Olgi Smile). Ta masa jest super, można z niej zrobić "mielone" i zjeść z ziemniakami i surówką, albo dorobić gęsty sos grzybowy czy sos "pieczeniowy" i podać je z makaronem albo kaszą. Można ulepić kuliste klopsiki, zatopić je w sosie pomidorowym i podać ze spaghetti. Wreszcie można takiego kotleta wsadzić do kanapki, z dodatkiem sałaty, ogórka, pomidora, papryki, jakiegoś pysznego sosu musztardowego. Te wszystkie wersje pewnie się na naszym stole pojawią, bo z tej ilości składników wychodzi 14-16 sporych kotletów!

 


 

Wrzucę tutaj przepis, gdyby zniknął ze strony Olgi.

  • 500 g fasoli białej
  • 1,5 szklanki suchego ryżu długoziarnistego białego lub naturalnego
  • 3 cebule
  • pęczek koperku
  • 1 czubata łyżka czarnej soli kala namak (lub więcej, do smaku)
  • sól i pieprz do smaku
  • 80 ml bułki tartej + bułka do obtaczania
  • olej do smażenia
  1. Fasolę namoczyć przez noc, rano ugotować do miękkości. Zmielić na gładko.
  2. Cebule pokroić w kostkę, usmażyć na złoto.
  3. Ryż wsypać do 4 szklanek gotującej się wody. Gotować 15 minut na małym ogniu. Zostawić na kolejne 15 minut pod przykryciem.
  4. W dużej misce wymieszać ryż, usmażoną cebulę, zmieloną fasolę, posiekany koperek i sól do smaku. Dosypać bułkę tartą, wymieszać ponownie i odstawić na 15 minut.
  5. Formować kotlety, obtoczyć w bułce tartej i smażyć na złoto.
  6. Przed usmażeniem można kotlety zamrozić.



Wymyśliłam też inne kotlety roślinne - z kaszy gryczanej i fasoli adzuki, bo chciałam zużyć kiepskiej jakości kaszę gryczaną, która gotowała się nierówno.  

 


 

Kotlety z kaszy gryczanej i fasoli adzuki

- 1 szkl. suchej kaszy gryczanej palonej

- 1 szkl. suchej fasoli adzuki lub czerwonej 

- 1 cebula

- 1 marchewka, starta na drobnych oczkach tarki

- 0,5 szkl. nasion słonecznika

- 0,5 szkl. nasion dyni 

- 2 Ł mielonych ziaren siemienia lnianego

- 1 Ł sosu sojowego

- garść posiekanej natki pietruszki 

- ł tymianku, oregano

- sól i pieprz do smaku


Kaszę gryczaną ugotować do miękkości.

Fasolę namoczyć na noc, następnego dnia wodę odlać, gotować do miękkości ze szczyptą soli ok. 60 minut. Przestudzić, częściowo porozgniatać.

Cebulę posiekać drobno, przesmażyć na złoto.

Ugotowane kaszę i fasolę oraz przesmażoną cebulę i startą marchewkę wymieszać z mąką, płatkami drożdżowymi, nasionami, siemieniem, sosem sojowym, pietruszką i przyprawami, wyrobić porządnie żeby składniki się połączyły. Formować kotlety, schłodzić w lodówce 30 minut, smażyć na oleju z obydwu stron.

 

Do kanapek nie mogło zabraknąć mojej ulubionej pasty bezrybnej autorstwa MolomoVegan! Robert jest pełen podziwu, jak ta pasta świetnie smakuje i mówi na nią "rybna". *^0^*

 


 

Śniadania to była np.: owsianka z jabłkiem i konfiturą z jagód, ugotowana na mleku grochowym Sproud - bardzo polecamy to mleko, odkryliśmy je w zeszłym roku i od tamtej pory regularnie kupujemy zapas (w Sieci), jest świetne do kawy.


 

Albo japońskie klasyki. Tamagoyaki jeszcze w fazie testów, trzeba dopracować formułę.



Robert smażył silken tofu z grzybami.

 


 

Albo robił makaron, który zjedliśmy z sosem kurkowym.




Zamówiliśmy też kilka słoików od Wege Michy (odbieramy w soboty na bazarze na Ursynowie), m.in. ich genialną pastę bezjajeczną i sałatkę ziemniaczaną. 



 

No i tak sobie powoli wchodzimy w okres wegański. Na razie doceniamy skrócenie czasu zakupów o połowę (no bo część alejek w sklepach w ogóle nas nie interesuje), pewnie za niedługo zaczną się jajkowo-serowe tęsknoty. ^^*~~


***

 


 

Z innych wieści - w przyszłym tygodniu mamy okazję, która pozwoli mi ubrać się ładniej niż codzienna porcja dresów... >0<"~~ Dlatego przeglądam szafę, przymierzam, grzebię w wykrojach i zapasach materiałów, i w ogóle się sobie nie podobam w niczym!... Najchętniej ubrałabym się w moją ulubioną szarą dresową sukienkę, która ma krój prostopadłościanu. Ale jeszcze walczę ze sobą, żeby jednak wybrać coś innego. Relację zdam następnym razem.