Proszę kawałek placka, z truskawkami i rabarbarem, wyjątkowo mi się tym razem udał! ^^*~~ A na końcu wpisu jest kot, jakby co. ^^
Have a piece of strawberries and rhubarb cake, it came out really good this time! ^^*~~ And there's a cat at the end of this post, just saying. ^^
Moja miłość do japońskiej kuchni trwa, wróciłam do regularnego oglądania programów kulinarnych na japońskich kanałach tv, przeglądania książek kucharskich i robienia pudełek lunchowych. *^v^*
Jest coś magicznego w chwili, gdy kładę ciepły ryż na arkusz glonów nori, albo gdy wsadzam do ust kęs miękkiego tofu posypanego siekanym szczypiorem, suszonymi płatkami ryby bonito i polanego sosem sojowym. Te zapachy i smaki od razu przenoszą mnie do innej rzeczywistości... *^0^*~~~
My love for the Japanese cooking lasts, I went back to regular watching cooking shows on Japanese tv, flipping through the cookbooks and making lunch boxes. *^v^* There is something magical in the moment when I put warm rice on the sheet of nori seaweed, or when I put into my mouth a portion of silken tofu topped with chopped Spring onion, katsuobushi and some soy sauce. Those smells and flavours take me to a different dimension... *^0^*~~~
W zeszłym tygodniu trochę szyłam, specjalnie zabrałam się za wełnę, żeby odczarować zimną i deszczową pogodę, i... udało się! *^O^* Od czwartku wróciło słoneczko i robi się coraz cieplej! A mój wełniany ciuch będzie lada dzień gotowy i nic nie szkodzi, że w razie co poczeka w szafie do jesieni.
Fuki oczywiście pomagał!... *^-^*
Last week I did some sewing, on purpose I started to work on something from wool to use some magic on the cold and rainy weather, and... it worked! *^O^* Since Thursday sun came back and it's getting nicer and nicer! And my wool piece of clothing will be finished any day now, but that's not a problem, it'll wait in the wardrobe for later in the year.Fuki of course helped with sewing!... *^-^*
Wzięłam się też za porzucony sweter na drutach, dorobiłam jeden rękaw i niestety zabrakło mi włóczki w połowie drugiego rękawa, muszę domówić.
I also did some knitting, I made one sleeve on the pullover and in the middle of the second sleeve I ran out of yarn, I must get more.
W zeszłym tygodniu odkryliśmy bardzo przyjemną kawiarenkę niedaleko naszego domu. *^v^* Nazywa się Lisia Kita i najpierw zjedliśmy tam pyszne śniadanie (idealnie usmażona jajecznica!!!), a w Dzień Dziecka wybraliśmy się na ciasto. Podają pyszną kawę i mają ją w wersjach jakie lubię najbardziej - z dripa i z chemexa. W ogóle zauważyłam, że coraz bardziej lubię kawę. Kiedyś pijałam ją rzadko, bez cukru ale z dużą ilością mleka, z przyprawami, z posypkami, bitą śmietaną i co tam się jeszcze nawinęło pod rękę... A od kilku miesięcy pijam kawę czystą, czarną, piję ją dla smaku i zaczynam te smaki rozróżniać i doceniać. Kupuję kawę ziarnistą, mielę w starym PRLowskim młynku i zaparzam w dripie albo w kawiarce.
Czyżbym dorastała?!..... *^W^*~~~
Last week we discovered a very nice coffee shop close to our house. *^v^* It's called Lisia Kita (Fox's Tail) and at first we ate a good breakfast there (perfectly fried scrambled eggs!!!) and then on Children's Day we went for a piece of cake. They serve tasty coffee made with methods like drip or chemex, the ones I like best. Farther, I realised I've started to like coffee more and more. I used to drink it occasionally, no sugar but lots of milk, spices, decorations, whipped cream and whatnot.... For a few months I started to value the taste and scent of different types of coffees, and I drink it black. I buy grain coffee and use an old coffee grinder to grind it before I put it into a drip or a moka pot.
Am I becoming a grownup?!... *^W^*~~~
***
#100kwiatówwkolorze, porcja z zeszłego tygodnia. Macie może pomysły, jakie kwiaty chcielibyście zobaczyć z moim wykonaniu? Chętnie przyjmę propozycje, bo mi się trochę kwiatki kończą... ^^*~~
#100flowersincolour, last week's pictures. Maybe you have some proposals for the flowers you'd like to see me draw? I'm starting to have problems with finding new ideas... ^^*~~
***
MeMadeMay, tydzień piąty.
Poniedziałek był piękny - ciepły i słoneczny, więc założyłam sukienkę "Wiosna, ach to Ty!".
We wtorek i środę obraziłam się na maj, że taki zimny i deszczowy, i nie nosiłam niczego memade. Za to w czwartek zrobiło się ciepło i słonecznie, więc od razu wskoczyłam w jedną z moich ulubionych kiecek "Leniwiec"! *^v^*
W piątek, ostatni dzień wyzwania, założyłam długą spódnicę (bo nogi tuż po depilacji trzeba chronić przed słońcem) i pasiasty top "Shimauma", który uszyłam na początku maja, i tak ubrana poszłam do kosmetyczki i na zakupy.
We wtorek i środę obraziłam się na maj, że taki zimny i deszczowy, i nie nosiłam niczego memade. Za to w czwartek zrobiło się ciepło i słonecznie, więc od razu wskoczyłam w jedną z moich ulubionych kiecek "Leniwiec"! *^v^*
W piątek, ostatni dzień wyzwania, założyłam długą spódnicę (bo nogi tuż po depilacji trzeba chronić przed słońcem) i pasiasty top "Shimauma", który uszyłam na początku maja, i tak ubrana poszłam do kosmetyczki i na zakupy.
MeMadeMay, week five.
Monday was beautiful - warm and sunny, so I wore "Springtime's Here" dress.
On Tuesday and Wednesday I was pouting because the weather was awful, cold and rainy, so I didn't wear any memades. But on Thursday on the other hand it started to be sunny and warm again so I jumped into one of my favourite dresses, "Lazy". *^v^*
On Friday, the last day of the challenge, I put on ankle length skirt (you have to protect legs from the sun just after being waxed) and the "Shimauma" stripy top I made at the beginning of May, and went to the beautician's and for some grocery shopping.
Podsumowując, tegoroczny MeMadeMay uświadomił mi, że moja szafa się zmienia. Wciąż kocham sukienki, chociaż zmienia się mój stosunek do nich. Niektóre są ukochane i moja ręka zawsze najpierw sięga właśnie po nie. Niektóre już mi się aż tak nie podobają. Kilka niestety przestało być wygodne, bo wciąż mam te kilka kilo więcej niż kiedy je szyłam. Nabieram ochoty na nowe fasony a kiedy wybiorę któryś z nich, dla mnie nietypowy, to potem trochę żałuję, że nie jest to mój ulubiony kształt - przylegająca góra i rozkloszowany dół. No, ale ile można mieć takich sukienek? Trzeba też mieć inne, dla różnorodności. Tylko, czy na pewno trzeba?...
Teraz jestem na etapie planowania co by tu fajnego uszyć na wakacje! *^V^* Mam już na pewno jedną sukienkę-pewniaka i mam na nią materiał. Co do innych uszytków, wciąż kłębią mi się w głowie różne pomysły.
To sum up, this year's MeMadeMay made me realise that my wardrobe started to change. I still love dresses although my attitude towards them is different now. Some of them are my favourite ones. Some not so much anymore. Some are no longer comfortable because I still have a few kilos more than when I was sewing them... I want to choose new shapes but when I do and it's something untypical for me, I feel regret that it's not my perfect silhouette - fitted top and full pleated skirt. But, how many such dresses can you have? You should have different dresses, right? Or should you really?...
Now I've been planning what to sew for our holidays! *^V^* There is one dress that I'll make for sure and I even have the fabric for it. I have numerous ideas now.
***
Miało być jeszcze o kosmetykach i tym razem same pochwały! *^v^*
(oczywiście wszystkie kosmetyki kupiłam sobie sama, to nie jest płatna reklama!)
Po pierwsze, płyn micelarny. Nie wiem, jak zmywacie makijaż, ja stosuję następującą metodę - krok 1: płynem micelarnym na waciku usuwam cienie i maskarę, krok 2: mycie twarzy olejem, krok 3: domywanie mydłem/żelem, dalej idzie tonik i dalsza pielęgnacja. No i w tym roku trafiłam na dobry płyn micelarny z firmy AA Oceanic. Świetny skład, delikatny, bezzapachowy, wegański, usuwa makijaż (nie wiem, czy wodoodporny też, bo nie używam takowego), to już moja kolejna butelka! Linia Bio Natural Vegan ma jeszcze kilka produktów i pewnie niektóre wypróbuję, na przykład intryguje mnie pasta peelingująca i koncentrat detox.
I teraz mi się przypomniało, że zeszłego lata zużyłam dwa słoiczki kremu AA Oceanic Hydro Sorbet Multinawilżenie i Odżywienie, byłam z niego bardzo zadowolona a chyba nigdy o nic nie wspominałam na blogu, czas go kupić i wrzucić do lodówki, żeby był gotowy do użycia, kiedy przyjdą upały! *^v^*
Po drugie, Soraya. Soraya to taka niepozorna firma, której nigdy nie brałam na poważnie. A tu pewnego dnia moją uwagę przykuła piękna kwiatowa butelka na półce w drogerii. Na próbę wzięłam esencję tonizującą i mam ochotę na inne produkty z linii Plante, bo ta esencja jest naprawdę świetna!
99% składników naturalnych, wegański kosmetyk, nietestowany na zwierzętach, a co najważniejsze - po nałożeniu go na skórę (zamieniłam korek na atomizer) naprawdę czuję nawilżenie i odżywienie, nie tylko chwilowe wrażenie, że coś mokrego napsikałam na twarz! ^^*~ Jedyny minus - ten kosmetyk prawie nie ma zapachu, jest jakaś ultradelikatna nuta zapachowa, ale tak jakby jej tam wcale nie było.
A jak już kupiłam ten tonik, to kilka dni później w supermarkecie znalazłam balsamy do ciała z serii Body Diet Green i wzięłam ten po lewej stronie, różowy. W redukcję cellulitu za pomocą takiego balsamu to ja jakoś szczególnie nie wierzę, bo praca nad cellulitem to kompleksowa sprawa - po pierwsze dobre geny, potem odpowiednie odżywianie, ruch, kosmetyki, zabiegi (masaże, itp), ale balsam ma świetny skład, delikatny zapach, jest mocno nawilżający ale szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy, ja jestem z niego zadowolona i jak mi się skończy, to kupię ten drugi dla odmiany. *^o^*
A na koniec - moja podstawa makijażowa, którą mogę Wam polecić, od lat przechodzę przez kolejne opakowania i tylko róż mineralny Amelie w odcieniu Apple Blossom jest u mnie po raz pierwszy, ale już się polubiliśmy.
Bez filtra przeciwsłonecznego nie ruszam się z domu, najlepiej sprawdza mi się ten różowy z The Saem - nie bieli twarzy i jest idealną bazą dla kropli kremu BB z Purito (polecam kupowanie na eBay bezpośrednio z Korei, robię tak od lat, nigdy nie miałam żadnych problemów z produktami ani sprzedającymi, a przesyłki przychodzą w tydzień do dwóch, od niedawna jest polski sklep Purito, ale ceny ma z kosmosu!....). Do tego czarny tusz do rzęs i róż na policzki, któraś ze szminek i jestem gotowa do wyjścia. (W duże upały zatrzymuję się na etapie filtra plus Carmex na usta...) Nie pudruję się, bo moja sucha skóra nie potrzebuje pudru. Nie używam podkładów, bo poza kilkoma przebarwieniami nie mam szczególnie czego zakrywać. Kolorowe cienie mnie cieszą, ale nie zawsze chce mi się malować powieki. Brwi mam własne, nie muszę nic z nimi robić. Tak więc, to jest moja baza od której mogę wyjść do czegoś bardziej skomplikowanego.
Chętnie usłyszę Wasze propozycje, bo może jest coś fajnego, czego mogłabym spróbować na mojej buzi. ^^*~~
***
Obiecany kot:
Cat, as promised: