Showing posts with label memademay. Show all posts
Showing posts with label memademay. Show all posts

Sunday, June 02, 2019

MMM podsumowanie, nad filiżanką kawy

Proszę kawałek placka, z truskawkami i rabarbarem, wyjątkowo mi się tym razem udał! ^^*~~ A na końcu wpisu jest kot, jakby co. ^^
Have a piece of strawberries and rhubarb cake, it came out really good this time! ^^*~~ And there's  a cat at the end of this post, just saying. ^^



Moja miłość do japońskiej kuchni trwa, wróciłam do regularnego oglądania programów kulinarnych na japońskich kanałach tv, przeglądania książek kucharskich i robienia pudełek lunchowych. *^v^*
Jest coś magicznego w chwili, gdy kładę ciepły ryż na arkusz glonów nori, albo gdy wsadzam do ust kęs miękkiego tofu posypanego siekanym szczypiorem, suszonymi płatkami ryby bonito i polanego sosem sojowym. Te zapachy i smaki od razu przenoszą mnie do innej rzeczywistości... *^0^*~~~
My love for the Japanese cooking lasts, I went back to regular watching cooking shows on Japanese tv, flipping through the cookbooks and making lunch boxes. *^v^* There is something magical in the moment when I put warm rice on the sheet of nori seaweed, or when I put into my mouth a portion of silken tofu topped with chopped Spring onion, katsuobushi and some soy sauce. Those smells and flavours take me to a different dimension... *^0^*~~~








W zeszłym tygodniu trochę szyłam, specjalnie zabrałam się za wełnę, żeby odczarować zimną i deszczową pogodę, i... udało się! *^O^* Od czwartku wróciło słoneczko i robi się coraz cieplej! A mój wełniany ciuch będzie lada dzień gotowy i nic nie szkodzi, że w razie co poczeka w szafie do jesieni.
Fuki oczywiście pomagał!... *^-^*
Last week I did some sewing, on purpose I started to work on something from wool to use some magic on the cold and rainy weather, and... it worked! *^O^* Since Thursday sun came back and it's getting nicer and nicer! And my wool piece of clothing will be finished any day now, but that's not a problem, it'll wait in the wardrobe for later in the year.
Fuki of course helped with sewing!... *^-^*




Wzięłam się też za porzucony sweter na drutach, dorobiłam jeden rękaw i niestety zabrakło mi włóczki w połowie drugiego rękawa, muszę domówić.
I also did some knitting, I made one sleeve on the pullover and in the middle of the second sleeve I ran out of yarn, I must get more.




W zeszłym tygodniu odkryliśmy bardzo przyjemną kawiarenkę niedaleko naszego domu. *^v^* Nazywa się Lisia Kita i najpierw zjedliśmy tam pyszne śniadanie (idealnie usmażona jajecznica!!!), a w Dzień Dziecka wybraliśmy się na ciasto. Podają pyszną kawę i mają ją w wersjach jakie lubię najbardziej - z dripa i z chemexa. W ogóle zauważyłam, że coraz bardziej lubię kawę. Kiedyś pijałam ją rzadko, bez cukru ale z dużą ilością mleka, z przyprawami, z posypkami, bitą śmietaną i co tam się jeszcze nawinęło pod rękę... A od kilku miesięcy pijam kawę czystą, czarną, piję ją dla smaku i zaczynam te smaki rozróżniać i doceniać. Kupuję kawę ziarnistą, mielę w starym PRLowskim młynku i zaparzam w dripie albo w kawiarce.
Czyżbym dorastała?!..... *^W^*~~~
Last week we discovered a very nice coffee shop close to our house. *^v^* It's called Lisia Kita (Fox's Tail) and at first we ate a good breakfast there (perfectly fried scrambled eggs!!!) and then on Children's Day we went for a piece of cake. They serve tasty coffee made with methods like drip or chemex, the ones I like best. Farther, I realised I've started to like coffee more and more. I used to drink it occasionally, no sugar but lots of milk, spices, decorations, whipped cream and whatnot.... For a few months I started to value the taste and scent of different types of coffees, and I drink it black. I buy grain coffee and use an old coffee grinder to grind it before I put it into a drip or a moka pot.
Am I becoming a grownup?!... *^W^*~~~




***

#100kwiatówwkolorze, porcja z zeszłego tygodnia. Macie może pomysły, jakie kwiaty chcielibyście zobaczyć z moim wykonaniu? Chętnie przyjmę propozycje, bo mi się trochę kwiatki kończą... ^^*~~
#100flowersincolour, last week's pictures. Maybe you have some proposals for the flowers you'd like to see me draw? I'm starting to have problems with finding new ideas... ^^*~~






***

MeMadeMay, tydzień piąty.
Poniedziałek był piękny - ciepły i słoneczny, więc założyłam sukienkę "Wiosna, ach to Ty!".
We wtorek i środę obraziłam się na maj, że taki zimny i deszczowy, i nie nosiłam niczego memade. Za to w czwartek zrobiło się ciepło i słonecznie, więc od razu wskoczyłam w jedną z moich ulubionych kiecek "Leniwiec"! *^v^*
W piątek, ostatni dzień wyzwania, założyłam długą spódnicę (bo nogi tuż po depilacji trzeba chronić przed słońcem) i pasiasty top "Shimauma", który uszyłam na początku maja, i tak ubrana poszłam do kosmetyczki i na zakupy.

MeMadeMay, week five.
Monday was beautiful - warm and sunny, so I wore "Springtime's Here" dress.
On Tuesday and Wednesday I was pouting because the weather was awful, cold and rainy, so I didn't wear any memades. But on Thursday on the other hand it started to be sunny and warm again so I jumped into one of my favourite dresses, "Lazy". *^v^*
On Friday, the last day of the challenge, I put on ankle length skirt (you have to protect legs from the sun just after being waxed) and the "Shimauma" stripy top I made at the beginning of May, and went to the beautician's and for some grocery shopping.




Podsumowując, tegoroczny MeMadeMay uświadomił mi, że moja szafa się zmienia. Wciąż kocham sukienki, chociaż zmienia się mój stosunek do nich. Niektóre są ukochane i moja ręka zawsze najpierw sięga właśnie po nie. Niektóre już mi się aż tak nie podobają. Kilka niestety przestało być wygodne, bo wciąż mam te kilka kilo więcej niż kiedy je szyłam. Nabieram ochoty na nowe fasony a kiedy wybiorę któryś z nich, dla mnie nietypowy, to potem trochę żałuję, że nie jest to mój ulubiony kształt - przylegająca góra i rozkloszowany dół. No, ale ile można mieć takich sukienek? Trzeba też mieć inne, dla różnorodności. Tylko, czy na pewno trzeba?...
Teraz jestem na etapie planowania co by tu fajnego uszyć na wakacje! *^V^* Mam już na pewno jedną sukienkę-pewniaka i mam na nią materiał. Co do innych uszytków, wciąż kłębią mi się w głowie różne pomysły.
To sum up, this year's MeMadeMay made me realise that my wardrobe started to change. I still love dresses although my attitude towards them is different now. Some of them are my favourite ones. Some not so much anymore. Some are no longer comfortable because I still have a few kilos more than when I was sewing them... I want to choose new shapes but when I do and it's something untypical for me, I feel regret that it's not my perfect silhouette - fitted top and full pleated skirt. But, how many such dresses can you have? You should have different dresses, right? Or should you really?...
Now I've been planning what to sew for our holidays! *^V^* There is one dress that I'll make for sure and I even have the fabric for it. I have numerous ideas now.


***

Miało być jeszcze o kosmetykach i tym razem same pochwały! *^v^*
(oczywiście wszystkie kosmetyki kupiłam sobie sama, to nie jest płatna reklama!)

Po pierwsze, płyn micelarny. Nie wiem, jak zmywacie makijaż, ja stosuję następującą metodę - krok 1: płynem micelarnym na waciku usuwam cienie i maskarę, krok 2: mycie twarzy olejem, krok 3: domywanie mydłem/żelem, dalej idzie tonik i dalsza pielęgnacja. No i w tym roku trafiłam na dobry płyn micelarny z firmy AA Oceanic. Świetny skład, delikatny, bezzapachowy, wegański, usuwa makijaż (nie wiem, czy wodoodporny też, bo nie używam takowego), to już moja kolejna butelka! Linia Bio Natural Vegan ma jeszcze kilka produktów i pewnie niektóre wypróbuję, na przykład intryguje mnie pasta peelingująca i koncentrat detox.
I teraz mi się przypomniało, że zeszłego lata zużyłam dwa słoiczki kremu AA Oceanic Hydro Sorbet Multinawilżenie i Odżywienie, byłam z niego bardzo zadowolona a chyba nigdy o nic nie wspominałam na blogu, czas go kupić i wrzucić do lodówki, żeby był gotowy do użycia, kiedy przyjdą upały! *^v^*




Po drugie, Soraya. Soraya to taka niepozorna firma, której nigdy nie brałam na poważnie. A tu pewnego dnia moją uwagę przykuła piękna kwiatowa butelka na półce w drogerii. Na próbę wzięłam esencję tonizującą i mam ochotę na inne produkty z linii Plante, bo ta esencja jest naprawdę świetna!
99% składników naturalnych, wegański kosmetyk, nietestowany na zwierzętach, a co najważniejsze - po nałożeniu go na skórę (zamieniłam korek na atomizer) naprawdę czuję nawilżenie i odżywienie, nie tylko chwilowe wrażenie, że coś mokrego napsikałam na twarz! ^^*~ Jedyny minus - ten kosmetyk prawie nie ma zapachu, jest jakaś ultradelikatna nuta zapachowa, ale tak jakby jej tam wcale nie było.




A jak już kupiłam ten tonik, to kilka dni później w supermarkecie znalazłam balsamy do ciała z serii Body Diet Green i wzięłam ten po lewej stronie, różowy. W redukcję cellulitu za pomocą takiego balsamu to ja jakoś szczególnie nie wierzę, bo praca nad cellulitem to kompleksowa sprawa - po pierwsze dobre geny, potem odpowiednie odżywianie, ruch, kosmetyki, zabiegi (masaże, itp), ale balsam ma świetny skład, delikatny zapach, jest mocno nawilżający ale szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy, ja jestem z niego zadowolona i jak mi się skończy, to kupię ten drugi dla odmiany. *^o^*




A na koniec - moja podstawa makijażowa, którą mogę Wam polecić, od lat przechodzę przez kolejne opakowania i tylko róż mineralny Amelie w odcieniu Apple Blossom jest u mnie po raz pierwszy, ale już się polubiliśmy.




Bez filtra przeciwsłonecznego nie ruszam się z domu, najlepiej sprawdza mi się ten różowy z The Saem - nie bieli twarzy i jest idealną bazą dla kropli kremu BB z Purito (polecam kupowanie na eBay bezpośrednio z Korei, robię tak od lat, nigdy nie miałam żadnych problemów z produktami ani sprzedającymi, a przesyłki przychodzą w tydzień do dwóch, od niedawna jest polski sklep Purito, ale ceny ma z kosmosu!....). Do tego czarny tusz do rzęs i róż na policzki, któraś ze szminek i jestem gotowa do wyjścia. (W duże upały zatrzymuję się na etapie filtra plus Carmex na usta...) Nie pudruję się, bo moja sucha skóra nie potrzebuje pudru. Nie używam podkładów, bo poza kilkoma przebarwieniami nie mam szczególnie czego zakrywać. Kolorowe cienie mnie cieszą, ale nie zawsze chce mi się malować powieki. Brwi mam własne, nie muszę nic z nimi robić. Tak więc, to jest moja baza od której mogę wyjść do czegoś bardziej skomplikowanego.

Chętnie usłyszę Wasze propozycje, bo może jest coś fajnego, czego mogłabym spróbować na mojej buzi. ^^*~~

***

Obiecany kot:
Cat, as promised:

Sunday, May 26, 2019

Łąkołody

Stęskniłam się za japońskimi smakami...
I realised I started to miss Japanese flavours...




Dlatego we wtorek, kiedy Robert pracował z domu, zrobiłam nam japoński lunch, bazując na przepisach z książki, którą kupiłam w zeszłym roku. Wybrałam ryż z tuńczykiem, szpinak z sezamem i pastą miso i marchewkę z ostrym pieprzem. Do tego podałam zupę miso i silken tofu z sosem sojowym, katsuobushi i siekanym szczypiorem.
That's why on Tuesday when Robert was working from home I made a Japanese lunch, based on recipes from the book I bought last year. I chose rice with tuna, spinach in sesame/miso paste sauce and carrots with hot pepper. I also served miso soup and silken tofu with soy sauce, katsuobushi and chopped Spring onion.








A na deser coś, co zobaczyłam rano kiedy oglądałam poranną telewizję Asaichi na kanale NHK:
And for dessert I made something I saw in the morning watching Asaichi on NHK channel:



- skórki do pierożków gyoza (gotowe kółka ciasta, z których lepimy pierożki) wrzucone do wrzątku na 20 sekund, podane z kinako (prażona mąka sojowa), syropem klonowym i borówkami (mój dodatek). Świetny pomysł na wykorzystanie skórek, które nam zostaną po wykończeniu całego nadzienia do pierożków! *^v^*
- gyoza skins dipped in boiling water for 20 seconds, served with kinako, maple syrup and blueberries (my idea). Great fast dessert and the way to use up the wrappers left after we made dumplings! *^v^*





***

Poza tym, zaczęłam kupować truskawki - polskie są najsmaczniejsze! *^0^*~~~
Also, I started to buy strawberries, Polish ones are the best! *^0^*~~~




Zjadam je z owsianką (posypane kinano, moja ostatnia obsesja!)
I eat them with oatmeal (sprinkled with kinako, my current obsession!)




Albo z makaronem i białym serem, letni lunch idealny. *^-^*
Or with noodles and cottage cheese for a perfect Summer lunch. *^-^*


 

***

W tym tygodniu uszyłam sukienkę. Pogoda jeszcze mało zachęcająca do jej noszenia, ale w końcu zrobi się chyba lato, prawda?...
Last week I made a dress. The weather is still not very fitted to wear it but Summer will eventually come, right?...




Wykrój jest inspirowany materiałem - kupiłam jerseyowy zadrukowany panel, którego nie chciałam ciąć na kawałki, żeby nie stracić urody nadruku, tak więc szukałam pomysłu na ciuch, w którym wykorzystałabym ten panel mniej więcej w całości. Inspiracja przyszła od japońskiej marki SouSou i ich sukienek dwukolorowych. *^o^* Jednak, nie chciałam tak po prostu uszyć wielkiego prostokąta, więc na górną część sukienki wykorzystałam wykrój na sukienkę z majowego numery Burdy - rękawy krojone razem z korpusem i lekko opadające z ramion. Wykrój modyfikowałam - najpierw zrobiłam próbny model, który pokażę Wam innym razem, bo chcę go wykorzystać. ^^ Na próbniku okazało się, że rozcięcia na ręce są zdecydowanie za duże i zbyt wiele ciała/biustonosza błyska pod pachami... Tak więc, wykrój zmieniłam zaszywając otwory na ręce wyżej niż było pierwotnie pomyślane.
The shape has been inspired by the fabric - I bought a jersey panel with a meadow print and I didn't want to cut it into pieces so I was looking for an idea for a piece of clothing that would use a whole panel. Inspiration came from the Japanese brand SouSou and their two colour dresses. *^o^* But, I didn't want to make just a rectangle, so I took the pattern for a dress from the May Burda's issue - sleeves cut together with the body part. I modified the pattern - after I made the trial version (which I'll show you another time because I want to turn it into something wearable) I realised the sleeve openings are way too wide, so in order to prevent any sideboobs suddenly appearing I adjusted the stitching line to close this gap a bit.




Użyłam elastycznego w jedną stronę i po skosach jeansu, do którego doszyłam drukowany jersey. Sposobów doszycia miałam kilka do wyboru, najpierw spięłam szpilkami równomierne plisy ale jakoś to nudno wyglądało... Zmieniłam więc równe plisy w gładkie boki i dużo małych plisek w środkowej części sukienki i tak mi się bardziej podoba. *^v^*
I used jeans elastic in one way and on slants, and I added jersey. I could choose several ways to attach the skirt part, first I pinned even pleats but it looked kind of boring... So, I changed it to flat sides and many small pleats in the central parts of front and back, and I like it way more. *^v^*




Dodałam kieszenie i w ten sposób wykorzystałam cały panel. Sukienka jest luźna ale przylegająca w górnej części, wygodna, nie ma żadnych zapięć, sprawdziła się już w sobotę na imprezie z przyjaciółmi! ^^*~~
I added the side pockets and in this way I used up the whole panel. The dress is loose but a bit fitted in the upper part, comfortable, has no zipper or anything , I wore in on Saturday to a party at friends' and it worked perfectly! ^^*~~




***

#100kwiatówwkolorze i prawie dobijamy do końca szkicownika! Na szczęście mam drugi egzemplarz, który czeka na wypełnienie kwiatami. ^^*~~ Mam też pomysł na nowe wyzwanie rysunkowe...
#100flowersincolour and I've almost finished the sketchbook! Lucky me I got another one which is waiting to be filled with flowers. ^^*~~ I also have an idea for a new sketching challenge...




***



MeMadeMay, tydzień czwarty. Pogoda w kratkę, ale zdecydowanie cieplej, więc w obrocie były sukienki. *^v^*
W poniedziałek na bieganie po mieście i lunch z mężem założyłam sukienkę "Marchewkową" i kurtkę jeansową łataną haftem sashiko, którą potem nosiłam w rękach bo po deszczu zrobiło się gorąco i parno, a zdążyliśmy wrócić do domu tuż przed następną burzą.
We wtorek musiałam kupić sos sojowy (i inne produkty żywnościowe ^^), zrobiło się chłodniej i groziło burzą, założyłam kraciaste przerobione rybaczki i narzutkę na tshirt "Take no Mori".
W środę znowu zrobiło się zimniej i bardziej mokro, więc sięgnęłam po pierwszego Piórkowego "Kumori" dla ocieplenia podczas biegania po mieście.
W czwartek znowu wskoczyłam w spodnie "Kingyou" i bluzę, czekam i czekam na słoneczko i ciepło a tu chmury i ściana deszczu znienacka!...
W piątek nareszcie mogłam założyć sukienkę! *^V^* Wybrałam "Spring in the City" i haftowaną kurtkę na wszelki wypadek, gdyby nie było aż tak ciepło jak myślałam. ^^
W sobotę na spotkanie z przyjaciółmi założyłam nowo uszytą sukienkę "Łąkołody". A w niedzielę założyłam sukienkę "Himawari" i poszłam zagłosować, a potem zjeść obiad na mieście. ^^*~~

MeMadeMay, week four. The weather was changing but it was definitely warmer so I was reaching for the dresses. *^v^* On Monday I wore "Carrot" dress and sashiko embroidered jacket for running errands and lunch with my husband, I ended up carrying the jacket in my hands because it got warm and muggy after one rain and we got back home before the next storm.
On Tuesday I had to get the soy sauce (and other groceries ^^), it was cooler and rain storm was in the air, so I put on my remade checkered capris and "Take no Mori" shirt over the blue tshirt.On Wednesday it got colder and more wet again, so I reached for the first knit Featherweight "Kumori" pullover to keep me warm.
On Thursday I wore "Kingyou" pants again and some sweatshirt. I keep waiting for the sun and warmth and all May gives me is clouds and buckets of rain, oh well...
On Friday I finally could wear a Summer dress! So I chose "Spring in the City" with an embroidered jacket should the weather wasn't that warm as I thought.
On Saturday for a meeting with friends I wore brand new dress "Łąkołody".
On Sunday I put on the "Himawari" dress, and I went to vote and then to have lunch outside. ^^*~~



I na koniec koty, bo dawno ich nie było. ^^*~~
And to sum up - cats, because they're were here for a while. ^^*~~



Monday, May 06, 2019

Zgubiłam żółć cytrynową...



Jak tam Szanownemu Państwu minął majowy weekend tydzień? Na przykład ja 1-go maja zabrałam siebie na spacer, połączony z podziwianiem kwitnącego kasztanowca, i na lody! *^O^*
How was your long weekend week? I, for example, on 1st May took myself for a walk, flower admiring and some ice cream! *^O^*


 
 


 
Oraz zgubiłam żółć cytrynową, całe 15 ml!... 
Nie samą ją zgubiłam, razem z żółcią tytanową i żółcią chromową, trzy tuby akwareli były razem w pudełku i akurat tego pudełka nie ma... Nie jest to wielka tragedia bo raz, że mam te farby wyciśnięte na dużą paletę, więc mam do nich dostęp, a dwa, to polskie farby firmy Renesans, które kosztują 7 zł za tubkę, więc jakby co to sobie odkupię. Za to wielką radość podczas poszukiwania żółci cytrynowej sprawił mi fakt, że odnalazłam zgubioną w zeszłym tygodniu 5 ml tubeczkę farby Błękit Majów od Daniela Smitha! *^V^* Radość tym większa, że te farby kosztują rękę, nogę i nerkę, i szkoda by było ją zapodziać, skoro już wydałam na nią niemałe pieniądze... (a kolor jest cudowny!)
Paczka zeszłotygodniowych #100kwiatówwkolorze:
Also, I lost lemon yellow, all 15 ml of it!...
I didn't loose only that one, I lost it together with titan yellow and chrome yellow, all three tubes were in one small box and this box is missing... It's not a huge tragedy, I have some of this paint on my big  palette and if I want I can buy it again, it's a Polish brand Renesans, rather cheap. On the other hand, while looking for the lemon yellow there was much rejoicing when I found a tiny 5 ml tube of Daniel Smith's Mayan Blue Genuine that I thought I lost last week! *^V^* This paint costs A LOT so it would be a shame to displace it... (and the shade is pretty!)
Last week's #100flowersincolour







Zrobiłam eksperyment - Instagram przypomniał mi moje zdjęcie sprzed dwóch lat i był na nim mój drugi szkic miejski, jaki kiedykolwiek wykonałam - kościół w miejscowości Jindrichuv Hradec w Czechach. Pomyślałam, że fajnie by było sprawdzić, jak dziś namalowałabym to miejsce, czy coś się zmieniło w mojej technice, w kresce, w pracy akwarelami. Wprawdzie dawno nie malowałam widoków miasta, bo przerzuciłam się najpierw na ryby a potem na kwiaty, ale i tak postanowiłam spróbować. Poniżej macie zdjęcie kościoła, na którym się oparłam, rysunek z 2017 roku i obecny.
I did an experiment - Instagram reminded me my photo from two years ago, it was the second ever urban sketch I made - the church in Jindrichuv Hradec in Czech Rep. I thought it'd be interesting to draw it again and see whether anything changed in my technique, my drawing, my watercolours. I haven't been working on urban sketches for a long time now because I switched to fish and then flowers, but I gave it a go. Here's the photo I based my work on, then the 2017 picture and the current one.





Ale na tym nie poprzestałam! ^^*~~
Przejrzałam nasze zdjęcia z Japonii z zeszłego roku i wybrałam ujęcie ulicy w Kioto, na której był nasz ryokan.
But I didn't stop at that! ^^*~~
I looked through the photos of Japan from last year's trip and I chose the street in Kyoto where we had our ryokan.




No i tak mi mijał wesoło majowy tydzień, który z dnia na dzień robił się coraz chłodniejszy, co z tym majem?.... Tak jak pisałam tydzień temu, Robert pracował, ale w sobotę przed pracą udało mi się go wyciągnąć na Festiwal Pierogów w klubie Iskra na Polu Mokotowskim. (O zeszłorocznym festiwalu pisałam tutaj.) O dziwo w tym roku trafiliśmy na same pyszne pierogi! *^0^*
So, here was my May long week, and it was turning colder and colder each day, what's wrong with you, May?... Just as I mentioned in my last post, Robert was working all the time, but on Saturday I managed to take him to a Dumplings Festival (I wrote about it last year here.) This year we ate only the best tasting ones! *^0^*




Gdybyż tylko człowiek miał kilka żołądków, ech!... Najedliśmy się pod korek, a potem mąż pojechał do pracy (z zapasową porcją pierogów na później i kawałkiem baklavy z pistacjami na deser!... ^^*~~) a ja wróciłam do domu. Trafiliśmy na Festiwal godzinę po jego rozpoczęciu i wciąż było niewiele ludzi, więc nie było kolejek do stoisk. Pewnie też dlatego, że Warszawiacy wciąż byli poza miastem na wyjazdach majówkowych.
If only a man had several stomachs!... We ate our full and then Robert went to the office (with some more dumplings and a baklava for a dessert just in case he got hungry!... ^^*~~) and I went home. We got to the Festival an hour after it started so it wasn't crowded and we didn't have to wait in any queues. Also, people were still outside Warsaw resting.


 


A Aki robi się coraz bardziej bezczelny...
Aki is getting more and more cheeky...
 



Wiecie, że włazi mi na ramiona i tam sobie leży. Do tego już się przyzwyczaiłam. Nawet spodobało mu się leżenie na ramionach Roberta, kiedy został tam wsadzony! (sam tam do tej pory nie właził). Ale...
You already know he keeps crawling onto my shoulder to rest. I got used to it. He even liked l when we placed him on Robert's shoulders! But...




Nauczył się na mnie wskakiwać. Stoję przy kuchence i mieszam w garnkach, albo stoję przy blacie kuchennym i panieruję rybę, albo stoję przy zlewie i zmywam naczynia, wszystko to tyłem do pokoju i stołu z krzesłami. Patrzę kątem oka za siebie - stół pusty, to znaczy, że nie ma niebezpieczeństwa, kot mi na plecy nie wskoczy. I nagle - BACH! Rudy wybija się z podłogi - Z PODŁOGI!!! - i ląduje mi na ramionach! Po czym się układa i leży, i patrzy co ja robię... Teraz nie znam już dnia ani godziny, może się pojawić znienacka i tylko muszę opanować odruch machnięcia rękami (bo mogę akurat trzymać w nich tę rybę... albo gorący garnek!). O moich podrapanych plecach chyba nie muszę wspominać?... (muszę przyznać, że robi to wyjątkowo fachowo i delikatnie, ze schowanymi pazurkami, i drapie naprawdę tylko wtedy, gdy zaczyna spadać i próbuje się złapać, ale jednak takie przypadki się zdarzają...)
He learned to jump on my shoulders. I stand in front of the stove stirring in the pots, or I stand at the kitchen counter dipping the fish in batter, or I stand at the sink washing dishes, all that with my back towards the table. I squint behind me and the table is empty, no cat on it so no danger of having him in a moment on my shoulders. And suddenly - POOF! Aki starts directly from the floor - THE FLOOR!!! - and he lands on my back! And then he places himself comfortably and watches what I was doing... Now I don't know the moment he lands on me, he can take me by surprise and I must supress the reflexion of waving my hands (I may have the fish in the hand... or a hot pot handle!). Should I even mention my poor scratched back?... (I must admit he does this jumping very professionally, with the claws hidden, and he only scratches my back when he really falls down, but such situations happen...)


***

Pierwszy tydzień MeMadeMay w obrazkach. Pogoda nie rozpieszczała, więc pod sukienki zakładałam rajtuzy a na sukienki - swetry i kurtki. Swetry też #memade! ^^*~~ Świeżo uszyta jerseyowa luźna kiecka okazała się jak znalazł na pierogowe obżarstwo!
Nosiłam: sukienki Rafa Koralowa, Kredkami Rysowana i Tej Plisy Nie Zapomnisz, oraz swetry Hanami i Deep Ocean. W niedzielę siedziałam cały dzień w domu w spodniach od dresu i koszulce, rysując i wycinając bluzkę z nowego jerseyu, który przyszedł w sobotę, yikes! *^V^*, więc nie miałam na sobie niczego #memade. Nie chciałam na siłę zakładać jakiegoś swetra, bluzy/bluzki mam dopiero w planach szyciowych.
The first week od MeMadeMay in pictures. The weather wasn't too nice so I wore warm tights under dresses and sweaters and jackets over them. Of course sweaters were also #memade! ^^*~~ Recently sewn jersey loose dress turned out perfect for the Dumplings Festival eating!
I wore: Coral Reef, With Crayons Drawn i A Pleat to Remember, oraz swetry Hanami i Deep Ocean. On Sunday I was at home all day wearing sweatpants and a tshirt, just drawing pictures and then cutting the top I'm going to make from the new jersey I got in Saturday, yikes! ^^*~~ So, I didn't wear anything #memade, I didn't want to put on any sweaters just for the sake of MeMadeMay and comfy blouses/tops are still in planning phase.




A na koniec jeszcze więcej kwiecia! *^V^* Szłam wynieść śmieci, i nagle zobaczyłam głóg!... Ja nie wiem, jak to jest, że do tej pory byłam jakaś nieczuła na kwitnącą roślinność, a w tym roku co chwilę zauważam jakieś piękne kwiaty!
To sum up, more flowers! *^V^* I left the house to throw out the garbage and I saw the hawthorn tree!... I don't know what's going on this year, I never had any strong feelings towards plants in bloom but this year I keep noticing beautiful flowers wherever I go!