Thursday, December 18, 2014

Zielona Wyspa

We're still sick with a flu, sneezing, coughing and being very weak, but I promised some photos from our recent trip so here they are. I don't have the strength to translate a full post into English, I'm sorry, but I'll just sum up here what I said below. We went to Dublin because our friends invited us to stay at their place. It was a great reunion after almost one year of not seing each other (although we kept in contact everyday). We were fed like kings and shown around the city, and we even had the opportunity to meet a fellow blogger Inna who lives in Dublin! *^v^*
Dublin is a sweet little city, with traditional terraced houses, milions of pubs, great butcher's shops and Asian Food shops, with friendly people and great infrastructure for cyclists. Could I live there? I'm not sure, there was no chemistry between us, but I'd love to visit Dublin more times, maybe in the Summer when the weather is nicer and there's no flu in the air... *^o^*

***

Grypa wciąż trzyma się mocno, sama nie wiem, co myśmy z tej zagranicy przywlekli... Gorączki już wprawdzie nie mamy od tygodnia, ale wciąż jest katar, kaszel, a dzisiaj obudziłam się z bolącym gardłem.... I jestem tak słaba, jak nie byłam nigdy w życiu, dobrze, że nie organizuję świąt tylko idziemy do moich rodziców, bo i tak nic by z tego nie było, nie mam kompletnie siły ani nastroju na szał zakupów i gotowania. I nie umyję okien, świat się nie zawali!

Udało nam się ogarnąć zdjęcia z wyjazdu, więc wreszcie obiecana relacja z naszych krótkich wakacji. 2 grudnia rano stawiliśmy się na lotnisku w Modlinie, skąd odlatywał nasz samolot do Dublina. *^o^*



Ile ja się o tych tanich liniach Ryanair naczytałam - jak to mają specjalne bramki na bagaż podręczny, i jeśli nam się bagaż w nich nie zmieści, to za nic go do samolotu nie wpuszczą!... Widziałam u ludzi walizki na pewno przekraczające dopuszczalne wymiary i baby z torebkami wielkimi jak stodoła, pies z kulawą nogą się tymi bagażami nie zainteresował, nikt ich ani nie ważył, ani nie mierzył. Za to zaobserwowałam inne zjawisko, które wywołało u mnie mieszane uczucia...

Tanie linie dlatego są tanie, bo płaci się za goły bilet. Jak się chce coś więcej, to trzeba dopłacić - za oznaczone miejsce, za bagaż dodatkowy, za kartę pokładową, za pierwszeństwo wejścia na pokład... To ostatnie kosztuje tylko 10 zł i za tę kwotę mamy spokój ducha, przychodzimy sobie na 15 minut przed otwarciem bramki, siadamy na krzesełku (bo jest dużo wolnych miejsc) i patrzymy, jak 80% pasażerów naszego samolotu stoi w długiej kolejce do bramki, i stoją tak być może już od godziny czy półtorej, bo im wcześniej stanęli, tym bliżej początku kolejki się znajdują i tym wcześniej będą mogli wejść do samolotu PO TYM, jak już wejdą pasażerowie z wykupionym pierwszeństwem wejścia. 

Oczywiście to jest indywidualny wybór, czy chcemy te 10 zł dorzucić do ceny naszego biletu czy też nie, ale komfort tego, że nie muszę stać w kilometrowym ogonku tylko przychodzę, kiedy mi wygodnie tuż przed odlotem, siedzę sobie w poczekalni, potem pani prosi do samolotu w pierwszej kolejności, w spokoju znajduję miejsce i bagaż podręczny leci ze mną w kabinie - dla mnie bezcenny! Reszta pasażerów biegnie do samolotu, zajmuje pozostałe miejsca na zasadzie komórek do wynajęcia, no i nie wszystkie bagaże podręczne mieszczą się w szafkach kabinowych i muszą lecieć w luku, do którego nie ma dostępu podczas przelotu.

Inne śmieszne zjawisko zaobserwowaliśmy stojąc już na płycie lotniska. Ryanair to tak naprawdę powietrzny autobus, przywozi pasażerów z Dublina do Modlina, oni wysiadają, my czekamy niemalże przed schodkami, jak już samolot jest pusty, to wtedy od razu wsiadają pasażerowie do Dublina a w tym czasie ładowane są bagaże i tankowane jest paliwo, i fruuuuu, maszyna leci z powrotem do Irlandii. *^o^* 
Muszę przyznać, że samoloty są nowoczesne i wygodne, obsługa przemiła i chyba powoli wymierają mistrzowie obciachu - samolotowi klaskacze, w Dublinie tylko jedna pani wyrwała się z biciem braw po wylądowaniu ale zaraz ucichła, gdy się zorientowała, że jest w tym osamotniona... Naród oswoił się z technologią i już nie uważa szczęśliwego lądowania za cud! *^w^*

***

Dublin powitał nas rześkim jesiennym wieczorem i świątecznymi dekoracjami w sklepach na ulicy O'Conell, gdzie zatrzymał się autobus z lotniska, ale pierwszego dnia niewiele zobaczyliśmy, bo od razu przemieściliśmy się tramwajem do domu naszych gospodarzy, którzy zaprosili nas na kilka dni pod swój dach. Karmieni byliśmy jak królowie, na przykład zajadaliśmy się taką oto jagnięcą nogą! *^o^* Robert dostał domowy tort z okazji urodzin!



A kolejnego dnia poczęstowano nas tradycyjnym śniadaniem z dwoma rodzajami kaszanki - jasnej i ciemnej. Irlandzka kaszanka jest inna niż nasza, mocniej doprawiona ziołami, o nieco innej konsystencji, pyszna!




Następnego dnia po przylocie wybraliśmy się na spacer po mieście. Dublin jest malutki, wielkości Radomia, więc spokojnie można go przejść wzdłuż i wszerz pieszo, chociaż można też skorzystać z jednej z dwóch linii tramwajowych albo autobusów. Jednak chodzenie pozwala na robienie zdjęć i obejrzenie wielu zakątków miasta, a to lubimy najbardziej. 
Dublin ma niewysoką zabudowę, w dużym stopniu tradycyjną chociaż jest też część zupełnie nowa, ale o tym potem. Budownictwo mieszkaniowe to domy szeregowe, w bogatszej dzielnicy wyższe, ciekawsze architektonicznie, z dużymi ogródkami.




Całe miasto jest pełne tradycyjnych pubów, a wiele z nich ma piękne fasady i wnętrza. Kiedy zaszliśmy do jednego z nich na kawę po irlandzku przy regulowaniu rachunku okazało się, że barmanem był tam Polak! *^v^* (Zresztą język polski słyszy się tutaj na każdym kroku.)



Stare doki zostały zrównane z ziemią i na ich miejscu powstała nowoczesna dzielnica biurowo-mieszkaniowa. Gdybym musiała wybierać, chciałabym mieszkać właśnie tutaj! *^v^*







Oczywiście nie mogłam sobie odmówić wizyty nam morzem, i chociaż akurat był odpływ, to i tak byłam niesamowicie szczęśliwa mogąc pogrzebać czubkiem buta w piachu z muszelkami i pogapić się na lśniącą w oddali wodę!.... *"o"*







I wreszcie zrozumiałam, dlaczego to miejsce zwą Zieloną Wyspą!....
W centrum Dublina są cztery sklepy z żywnością azjatycką, w tym genialnie zaopatrzone warzywniaki z wyborem pak choi, mizuny, dymki i inszej zieleniny, o której w Polsce mogę sobie tylko pomarzyć.....  ;-)

W sobotę byłam już na tyle chora, że leżałam w łóżku, a Robert wybrał się na wycieczkę do Muzeum Irlandzkiej Whiskey, w którym było też testowanie różnych gatunków tego trunku!



Podsumowując, to była przemiła wycieczka! Niewiele udało nam się zobaczyć, no bo co można zwiedzić w kilka dni?... Wiele miejsc pominęliśmy z braku czasu i chętnie to kiedyś nadrobimy. Prawie nic sobie nie kupiliśmy, bo ceny w euro nas po prostu zmiażdżyły!
Dublin to urocze małe miasteczko z niską zabudową, wieloma terenami zielonymi, niesamowicie wielokulturowe, przyjazne rowerzystom, z uśmiechniętymi mieszkańcami chętnymi do pomocy, cudownymi sklepami azjatyckimi i takimi rzeźnikami, że aż mi oczy stawały w słup!... Z drugiej strony, walczy z problemem narkomanii i żebractwa, a miejscami jest tu bardzo brudno na ulicach (i nie przyjmuję argumentów, że to miasto nad morzem i wiatr rozwiewa śmieci, bo byłam w innych miastach nad morzem i było czysto, np.: w Helsinkach, Kopenhadze, Malmo). Jest za co Dublina nie lubić, ale jest też za co podziwiać.




Czy chcielibyśmy zamieszkać w Dublinie na stałe? Raczej nie... I to nawet nie chodzi o to, że to nie Tokio, bo wiadomo, że Tokio jest tylko jedno. *^v^* Ale po tych kilku dniach nie było między nami a miastem tej chemii, która zachęciłaby nas do natychmiastowego pakowania walizek i przenoszenia się tam na stałe. Natomiast chętnie przyjedziemy jeszcze kiedyś w odwiedziny, może latem na festiwal krewetek, jak zapraszali nas nasi gospodarze, bo to wizyta u nich, a nie sam Dublin była głównym celem naszego przyjazdu. Zobaczymy! *^o^*

25 comments:

  1. Cieszę się, że powoli wracasz do zdrowia, po weekendzie będziesz pewnie jak nowa:) Dziękuję za wycieczkę po Dublinie, nigdy tam nie byłam, ale jak bym mogła, to pewnie bym prysnęła w tamte rejony, kuruj się i szybkiego powrotu do dziergania życzę:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wczoraj pochwaliłam się, że już nie mam gorączki, a po południu, po powrocie ze sklepu znowu miałam 37,3 stopnie i ostry kaszel, ech.... Dzisiaj na razie się trzymam, odpukać!
      Chciałabym do Dublina wrócić wiosną/latem, chociaż i teraz było bardzo przyjemnie, cieplej niż w Polsce i to morze tak blisko!... *^o^*

      Delete
  2. Nie wiem czy złapaliście szalejącego obecnie wirusa(cała masa ludzi w mojej okolicy położyłą się ze względu na niego) czy coś innego z klimy samolotu. w każdym razie życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

    Mam nadzieję, że wybierzecie się na Wyspę w piękniejszym okresie roku i zobaczycie te ilości odcieni zielonego, któe nas tutaj zalewają okrągły rok, ale w sezonie najbardziej.
    Cieszę się, że podobało się Wam, bo jak ktoś chwali Irlandię, to tak i mi trochę radości się udziela, bo wrosłam już w to środowisko i czuję się, jakby to mój kraj chwalono.
    Ceny porażają chyba wszystkich przyjezdnych; moja przyjaciółka przy okazji wizyty była w totalnym szoku.

    Pozdrawiam z Zielonej Wyspy

    Wierna czytelniczka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cóż za zbieg okoliczności, właśnie przed chwilą podczytywałam Twojego bloga! *^O^*

      Ja byłam chora już w piątek wieczorem, więc to na pewno wirus irlandzki lokalny, a nie samolotowy, bo wracaliśmy w niedzielę. Słyszałam od znajomej mieszkającej w Dublinie, że właśnie jest tam sezon na straszliwą grypę, ech...

      Kolega, u którego się zatrzymaliśmy, bardzo chwalił dublińskie parki i trasy rowerowe, może uda nam się przyjechać wiosną albo latem i wyjechać z miasta, obejrzeć okolicę. Po prostu musimy się lepiej do tej wyprawy przygotować finansowo, teraz to był kompletny spontaniczny zryw i szybki zakup tanich biletów, bo wiedzieliśmy, że mamy zaproszenie od znajomych a więc dach nad głową. Wszystko przed nami, niech tylko zima się skończy! *^v^*

      Delete
    2. koniecznie! Irlandia warta jest zobaczenia w pełnej krasie.

      Delete
  3. Dublin is a lovely city more so in the Summer. Feel better and Happy and Safe Holidays to Robert and Ryszard too.
    All the best for 2015

    ReplyDelete
    Replies
    1. I hope to see Dublin next year too. *^v^*
      Thank you very much! Happy Holidays for you and your family! Happy New Year! *^O^*

      Delete
  4. O, Irlandia na liście koniecznie do zwiedzenia i nie wiem nawet czy nie jakoś na podium. ^^

    Zdrowiej! Rysia na kolana, duuużo herbaty i oby przeszło jak najszybciej.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mało widziałam przez te kilka dni, ale to co widziałam skłania mnie do powrotu, to dobry znak! *^o^*
      Dziękuję! Ryszard jakoś dziwnym trafem wybiera raczej koc obok kaloryfera.... Może powinnam go tam podsiąść?... *^v^*

      Delete
  5. Ta grypa to ewidentnie was z jakąś kumpela zaatakowała, mam nadzieję że szybko obie się wybiją i w końcu dadzą wam spokój.
    Z tym Rayanairem to niezłe, nie wiedziałam, że tam się stoi w ogonku walcząc o miejsce. Może stąd się biorą ci kolejkowicze koczujący przed bramkami na normalnych liniach lotniczych i często są obładowani jak wielbłądy, choć do kabiny można wnieść tylko jeden bagaż do 8kg i torebkę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W normalnych liniach wiadomo, że najpierw na pokład wejdzie pierwsza klasa, potem biznes, a potem ekonomiczni w kolejności od końca samolotu, bo tak jest po prostu wygodniej. Dla każdego bagażu podręcznego znajdzie się miejsce w szafce nad siedzeniem i każdy ma swoje przypisane miejsce. I mogą sobie kolejkowicze koczować, ale obsługa prosi sektorami, dla wygody i szybkiego załadunku.
      Tutaj jeśli masz "goły" bilet jest wolna amerykanka, dlatego ludzie stoją w kolejkach jak za PRL-u, bo first come, first served! *^v^*
      Boję się tej choroby, bo od dwóch dni boli mnie migdał, a jak mi grypa przejdzie w anginę to dopiero będzie masakra, bo anginy to ja miewam takie, że ho, ho, ho!.... ><

      Delete
  6. A pleasant journey, I know Dublin ... I live very far but it looks nice .. but I think going there in summer, no doubt.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dublin is cute and very international, our friends love living there! Maybe next year we will go there again. *^v^*

      Delete
  7. Olac Dublin - na zachod! Killkenny po drodze - koniecznie, podobno Cork jest mily, a tam akurat nie bylam. I na Donegal!
    A jak juz kolo stolycy, to proponuje Portmarnock - Malahide, cliff walk w Howth tudziez Greystones - Bray i to koniecznie w te strone, zeby rosly emocje! :)
    Jedna jest jeszcze fajna rzecz w Eire - wycieczki jednodniowe, w tym masa z Duplina i to prkatycznie wszedzie, wszak Irlandia mala,mimo ze system komunikacji publicznej dystanse przerastaja. Ale wszak to juz zupelnie inna historia...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie chcemy olewać Dublina, bo tam mieszkają nasi przyjaciele, u których się zatrzymaliśmy i u których pewnie następnym razem też będziemy gościć. *^o^* Ale jest to na pewno baza wypadowa na bliższe i dalsze wycieczki. Cóż, zobaczymy, jak nam się ułożą przyszłoroczne plany wakacyjne!

      Delete
    2. Przyjaciol pod pache! ;)))) I jest jeszcze Ring of Kerry, ale tam mnie nie bylo... Jesli mozecie, najlepiej zorganizowac lub wypozyczyc samochod, bo transport publiczny to dramat i zenada jak na kraj, ktory turystyke uczynil swoim strategicznym sektorem. To uczynil przed 2008, razem z sektorem finansowym zreszta.... Coz dodac.

      Delete
  8. Och, ale ze mnie gbur! nie wspomnialam, ale sie bardzo przejelam Wasza grypa! Moze by ja tak polskim grzancem? Swego czasu udawalo mi sie kazda grype obejsc. Tylko trzeba to wygrzac!
    Aha, i jeszcze wycieczka do browaru Guinessa, bo w PL jakis taki rozcienczony nie wiem dlaczego ;) A to piwo jeszcze niedawno kobietom podawano po urodzinach dziecka na wzmocnienie. Przydaloby sie Wam teraz! DUZO ZDROWIA!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękujemy! Kuruję się herbatą z miodem, cytryną i imbirem, i po dwóch tygodniach został mi już tylko niewielki katar i kaszel wyrywający płucka...
      Tym razem pominęliśmy wycieczkę do Guinessa na rzecz Muzeum Whiskey (do którego zresztą ja nie dotarłam, mąż sam degustował), ale samego Guinessa wypiliśmy w pubie. *^o^* Nie potrafię określić, czy bardzo się różnił w smaku od tego, który piłam w Polsce, nie jestem koneserem piwa... ^^ Ale smakował!

      Delete
    2. Prawde mowiac nie jestem koneserem zadnych trunkow, ale przed porzadnym Guinessem mozna pochylic glowe - jest gesty, ma czysty i wyrazny smak. Nie pijam duzo, wiec doswiadczenie mam mierne, ale najlepszy, jaki mi sie trafil to byl niewielki pub w niewielkim miasteczku gdzies posrodku Wyspy. Kto wie, moze jednak magia tej pinty to bylo wspaniale towarzystwo przyjaciol? :)

      Delete
  9. You guys are still fighting the flu. Poor things, you really got it bad. Looks like you had a nice time.
    I really like that first picture of you in the stripped shirt and pink sweater. you look great! So happy and just glowing!
    But i can understand not wanting to live there. Some places are just right for visiting. That is how i feel about Puerto Rico where my dad lives. Its wonderful to go there and visit him. there are beautiful beaches, the weather is quite wonderful all year round but it is not a place i want to live.

    ReplyDelete
    Replies
    1. All I have now is a cold and a cough, Robert the same but he's the braver one and went to work on Saturday. I only went out for a quick grocery shopping once or twice.
      Thank you very much! I was happy and excited to meet my friends after a long time and to see Dublin!
      Yes, you're right, sometimes the place is lovely but there's no chemistry between us, not everyplace is for everybody.

      Delete
  10. Trzymajcie się ciepło i walczcie z tą paskudą. Ja co prawda złapałam tylko katar co nie zmienia faktu, że dwa dni temu marzyłam tylko o tym by ktoś skrócił mnie o głowę. Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam świątecznie.
    P.S. Pieczenie pierogów to już u mnie tradycja - wielkie dzięki za pomysł!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękujemy bardzo! Walczymy ze wszystkich sił! Został nam niewielki katar i kaszel, ale da się już jako tako żyć. *^v^*
      Dawno nie robiłam pieczonych pierogów, muszę je sobie przypomnieć po świętach, jak już zjemy to wszystko, co moi rodzice przygotowali... ^^*~~

      Delete
  11. Wczoraj byłam w Dublinie i jestem oczarowana! :D ja bym mogła tu zamieszkać. Wczorajszy dzień był upalny, na ulicach stragany z keiatami, pod pomnikiem ...Molly Malone? Pod pomnikiem tej pani co wóz z rybami pcha stała w półkolu grupa Irlandczyków i śpiewali jakąś piosenkę - ludzie są tu bardzo muzykalni. W okolicy Temple Bar też była impreza. Moim głównym celem była Book of Kells w Trinity College - przecudowna! Polecam film animowany Secret of Kells tak na marginesie. Guinness Storehouse warty swej ceny, ale nie dla kogoś kto się nie interesuje produkcją piwa, ogrom tego budynku jest powalający. Zakochałam się w tym mieście i polecam każdemu.

    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No widzisz, każdemu podobają się inne miejsca do mieszkania, ja bym Dublina nie wybrała. *^o^*
      Mam książkę z ilustracjami z Book of Kells, napatrzyłam się na nie przez wiele lat! ^^

      Delete