Sunday, May 26, 2019

Łąkołody

Stęskniłam się za japońskimi smakami...
I realised I started to miss Japanese flavours...




Dlatego we wtorek, kiedy Robert pracował z domu, zrobiłam nam japoński lunch, bazując na przepisach z książki, którą kupiłam w zeszłym roku. Wybrałam ryż z tuńczykiem, szpinak z sezamem i pastą miso i marchewkę z ostrym pieprzem. Do tego podałam zupę miso i silken tofu z sosem sojowym, katsuobushi i siekanym szczypiorem.
That's why on Tuesday when Robert was working from home I made a Japanese lunch, based on recipes from the book I bought last year. I chose rice with tuna, spinach in sesame/miso paste sauce and carrots with hot pepper. I also served miso soup and silken tofu with soy sauce, katsuobushi and chopped Spring onion.








A na deser coś, co zobaczyłam rano kiedy oglądałam poranną telewizję Asaichi na kanale NHK:
And for dessert I made something I saw in the morning watching Asaichi on NHK channel:



- skórki do pierożków gyoza (gotowe kółka ciasta, z których lepimy pierożki) wrzucone do wrzątku na 20 sekund, podane z kinako (prażona mąka sojowa), syropem klonowym i borówkami (mój dodatek). Świetny pomysł na wykorzystanie skórek, które nam zostaną po wykończeniu całego nadzienia do pierożków! *^v^*
- gyoza skins dipped in boiling water for 20 seconds, served with kinako, maple syrup and blueberries (my idea). Great fast dessert and the way to use up the wrappers left after we made dumplings! *^v^*





***

Poza tym, zaczęłam kupować truskawki - polskie są najsmaczniejsze! *^0^*~~~
Also, I started to buy strawberries, Polish ones are the best! *^0^*~~~




Zjadam je z owsianką (posypane kinano, moja ostatnia obsesja!)
I eat them with oatmeal (sprinkled with kinako, my current obsession!)




Albo z makaronem i białym serem, letni lunch idealny. *^-^*
Or with noodles and cottage cheese for a perfect Summer lunch. *^-^*


 

***

W tym tygodniu uszyłam sukienkę. Pogoda jeszcze mało zachęcająca do jej noszenia, ale w końcu zrobi się chyba lato, prawda?...
Last week I made a dress. The weather is still not very fitted to wear it but Summer will eventually come, right?...




Wykrój jest inspirowany materiałem - kupiłam jerseyowy zadrukowany panel, którego nie chciałam ciąć na kawałki, żeby nie stracić urody nadruku, tak więc szukałam pomysłu na ciuch, w którym wykorzystałabym ten panel mniej więcej w całości. Inspiracja przyszła od japońskiej marki SouSou i ich sukienek dwukolorowych. *^o^* Jednak, nie chciałam tak po prostu uszyć wielkiego prostokąta, więc na górną część sukienki wykorzystałam wykrój na sukienkę z majowego numery Burdy - rękawy krojone razem z korpusem i lekko opadające z ramion. Wykrój modyfikowałam - najpierw zrobiłam próbny model, który pokażę Wam innym razem, bo chcę go wykorzystać. ^^ Na próbniku okazało się, że rozcięcia na ręce są zdecydowanie za duże i zbyt wiele ciała/biustonosza błyska pod pachami... Tak więc, wykrój zmieniłam zaszywając otwory na ręce wyżej niż było pierwotnie pomyślane.
The shape has been inspired by the fabric - I bought a jersey panel with a meadow print and I didn't want to cut it into pieces so I was looking for an idea for a piece of clothing that would use a whole panel. Inspiration came from the Japanese brand SouSou and their two colour dresses. *^o^* But, I didn't want to make just a rectangle, so I took the pattern for a dress from the May Burda's issue - sleeves cut together with the body part. I modified the pattern - after I made the trial version (which I'll show you another time because I want to turn it into something wearable) I realised the sleeve openings are way too wide, so in order to prevent any sideboobs suddenly appearing I adjusted the stitching line to close this gap a bit.




Użyłam elastycznego w jedną stronę i po skosach jeansu, do którego doszyłam drukowany jersey. Sposobów doszycia miałam kilka do wyboru, najpierw spięłam szpilkami równomierne plisy ale jakoś to nudno wyglądało... Zmieniłam więc równe plisy w gładkie boki i dużo małych plisek w środkowej części sukienki i tak mi się bardziej podoba. *^v^*
I used jeans elastic in one way and on slants, and I added jersey. I could choose several ways to attach the skirt part, first I pinned even pleats but it looked kind of boring... So, I changed it to flat sides and many small pleats in the central parts of front and back, and I like it way more. *^v^*




Dodałam kieszenie i w ten sposób wykorzystałam cały panel. Sukienka jest luźna ale przylegająca w górnej części, wygodna, nie ma żadnych zapięć, sprawdziła się już w sobotę na imprezie z przyjaciółmi! ^^*~~
I added the side pockets and in this way I used up the whole panel. The dress is loose but a bit fitted in the upper part, comfortable, has no zipper or anything , I wore in on Saturday to a party at friends' and it worked perfectly! ^^*~~




***

#100kwiatówwkolorze i prawie dobijamy do końca szkicownika! Na szczęście mam drugi egzemplarz, który czeka na wypełnienie kwiatami. ^^*~~ Mam też pomysł na nowe wyzwanie rysunkowe...
#100flowersincolour and I've almost finished the sketchbook! Lucky me I got another one which is waiting to be filled with flowers. ^^*~~ I also have an idea for a new sketching challenge...




***



MeMadeMay, tydzień czwarty. Pogoda w kratkę, ale zdecydowanie cieplej, więc w obrocie były sukienki. *^v^*
W poniedziałek na bieganie po mieście i lunch z mężem założyłam sukienkę "Marchewkową" i kurtkę jeansową łataną haftem sashiko, którą potem nosiłam w rękach bo po deszczu zrobiło się gorąco i parno, a zdążyliśmy wrócić do domu tuż przed następną burzą.
We wtorek musiałam kupić sos sojowy (i inne produkty żywnościowe ^^), zrobiło się chłodniej i groziło burzą, założyłam kraciaste przerobione rybaczki i narzutkę na tshirt "Take no Mori".
W środę znowu zrobiło się zimniej i bardziej mokro, więc sięgnęłam po pierwszego Piórkowego "Kumori" dla ocieplenia podczas biegania po mieście.
W czwartek znowu wskoczyłam w spodnie "Kingyou" i bluzę, czekam i czekam na słoneczko i ciepło a tu chmury i ściana deszczu znienacka!...
W piątek nareszcie mogłam założyć sukienkę! *^V^* Wybrałam "Spring in the City" i haftowaną kurtkę na wszelki wypadek, gdyby nie było aż tak ciepło jak myślałam. ^^
W sobotę na spotkanie z przyjaciółmi założyłam nowo uszytą sukienkę "Łąkołody". A w niedzielę założyłam sukienkę "Himawari" i poszłam zagłosować, a potem zjeść obiad na mieście. ^^*~~

MeMadeMay, week four. The weather was changing but it was definitely warmer so I was reaching for the dresses. *^v^* On Monday I wore "Carrot" dress and sashiko embroidered jacket for running errands and lunch with my husband, I ended up carrying the jacket in my hands because it got warm and muggy after one rain and we got back home before the next storm.
On Tuesday I had to get the soy sauce (and other groceries ^^), it was cooler and rain storm was in the air, so I put on my remade checkered capris and "Take no Mori" shirt over the blue tshirt.On Wednesday it got colder and more wet again, so I reached for the first knit Featherweight "Kumori" pullover to keep me warm.
On Thursday I wore "Kingyou" pants again and some sweatshirt. I keep waiting for the sun and warmth and all May gives me is clouds and buckets of rain, oh well...
On Friday I finally could wear a Summer dress! So I chose "Spring in the City" with an embroidered jacket should the weather wasn't that warm as I thought.
On Saturday for a meeting with friends I wore brand new dress "Łąkołody".
On Sunday I put on the "Himawari" dress, and I went to vote and then to have lunch outside. ^^*~~



I na koniec koty, bo dawno ich nie było. ^^*~~
And to sum up - cats, because they're were here for a while. ^^*~~



Sunday, May 19, 2019

Nietoperz w kratkę

Na końcu wpisu jest ważna wiadomość, jak się komuś nie chce czekać, to może przewinąć wszystko i przeczytać najpierw! ^^*~~
There is an important announcement at the end of the post, if you're curious and don't want to wait till the end just scroll and read it already! ^^*~~

***

Te spodnie kupiłam w ciuchlandzie w Japonii w zeszłym roku. Nawet ich nie mierzyłam, bo mają na metce rozmiar M. Owszem, jestem osobą, która wierzy w cuda, ale nie aż tak wielkie, żebym miała pewność, że ja z pupą w rozmiarze 42 (XL) wejdę w portki M!... *^W^*
Wzięłam je dla ładnego materiału, skład mają super - 70% bawełna, 30% len, a kosztowały tylko 500 jenów (ok. 16 zł)! Ale kiedy dla draki przymierzyłam je w pokoju hotelowym, to... okazało się, że są dobre w łydkach, prawie dobre w udach, pupa weszła i tylko nie jestem w stanie dopiąć suwaka w tym strategicznym punkcie na wysokości kości biodrowych! Cud mniemany!... *^V^*
I bought those trousers in a second hand shop in Japan last year. I didn't even try them on because they had M size on the label. My size of pants is 42 (XL) so there's no way I could fit into M! Of course, I am a person that believes in miracles, but not that miraculous!... *^W^
Anyway, I took them for the pretty fabric, it's 70% cotton, 30% linen, and they were only 500 yen (4,5 USD)! But when I on a whim tried them on in a hotel room, it turned out that... they fit in the calves, almost fit in the thighs, my bum went in and I just couldn't close the zipper because of the hip bones width! A true miracle indeed!... *^V^*




Ponieważ z tłuszczem jestem w stanie powalczyć, ale na kości nic nie poradzę, zdecydowałam, że jakoś je sobie poszerzę (portki, nie kości!... ^w^) i będę nosić. Zabrałam się za to dopiero teraz, żeby zadać w kraciastych spodniach szyku wiosną! ^^*~~ 
Pierwszym pomysłem było wszycie na bokach taśmy rypsowej. Kupiłam taśmę, sprułam jeden bok, wpięłam i wszyłam taśmę i... wyszło brzydko. Taśma rypsowa nie nadaje się bowiem do wszywania między dwa brzegi tkaniny, ona jest idealna do naszycia na płasko na materiał, tutaj zaczęła się paskudnie rozłazić mimo, iż nawet nie naciągałam spodni. Sprułam to co wszyłam i zaczęłam myśleć.
I can lose body fat but not body bones, so I decided to widen them somehow and wear them. I finally decided to do that this Spring! ^^*~~
My first idea was to sew the rep tape along the sides. I bought the tape, unpicked one side, sewn in the tape and... it looked terrible. Rep tape is okay when you want to sew in onto the fabric but not in between two edges of fabrics, it started to ease out and stretch ugly even when I didn't put the trousers on. I unpicked it all and kept on thinking what to do.




A jak człowiek pomyśli, to przychodzą mu do głowy niegłupie myśli! *^0^* Spodnie miały dziwaczną długość - ani 3/4, ani 7/8, takie przykrótkie niezadługie... Skróciłam je więc do długości pod kolano i otrzymałam rybaczki. A z obciętych kawałków nogawek wykroiłam kliny, które wstawiłam na boki bioder. I voila! *^O^*
And when you think long enough you get the good ideas! *^0^* Trousers had some strange length - not 3/4, not 7/8, too short but not long enough... So, I cut them just below the knees and I had capri pants. Using the cut leftovers I made the wedges that I placed on the side of my hips and voila! *^O^*




Materiał nie zszedł się idealnie, bo żeby uzyskać 40 cm pionowy klin musiałam zszyć po trzy kawałki materiału ze sobą, ale krata tak czy siak musi się jakoś załamywać na krągłościach człowieka, więc bardzo się tym nie przejmuję. I tym sposobem zyskałam nowe portki na wiosnę i lato. *^v^*
I didn't match the pattern exactly but I couldn't, I had to sew three pieces to get the 40 cm long wedge, and also checkered print must bend somehow on the human curves, so I don't fret over it too much. And here I have a new pair of pants for Spring and Summer. *^v^*



Teraz góra.
Now, the top.
 


W Sieci znalazłam kilka zdjęć z japońskiej książki z wykrojami 大人の日常服 (Heart Warming Life Series) autorki Yukari Nakano. Nie mam tej książki, ale po przejrzeniu kilku zrealizowanych projektów mniej więcej wymyśliłam i narysowałam sobie wykrój. Zrezygnowałam z marszczenia na rękawach i na dolnym brzegu, postawiłam na prostotę o kształcie nietoperza. Materiał to cienki jersey premium z dresówki.pl.
I found online the Japanese sewing book 大人の日常服 (Heart Warming Life Series) by Yukari Nakano. I don't have this book but after looking at some projects done by other sewists I drew myself a pattern. I skipped the ruched parts on sleeves and bottom edge and just chose the simple bat shape. The fabric is a thin premium jersey I bought online.






Bluzka nie ma zdefiniowanego przodu/tyłu, różne są głębokości dekoltu i można ją nosić jak nam się podoba. W ogóle dekolt jest trochę głębszy niż planowałam (stąd podkoszulek), bo najpierw obszyłam go tasiemką, ale nie wyglądało to ładnie, sterczało i zrobił się gruby wałek. Wycięłam więc całą doszytą tasiemkę, podwinęłam brzeg i doszyłam ściegiem obrzucającym, i jest super!
Bardzo mi się podoba ostateczny rezultat i na pewno będzie sukienka z tego wykroju, wydłużę po prostu dół i może poszerzę? Zastanowię się. 
This top has no defined front and back, the neckline has different lengths but you can choose how to wear it. This neckline is a bit deeper than I wanted (hence the tank top) because at first I added the tape to finish the edge and it didn't look good, it was raised somehow. So, I just cut away the tape, folded the edge and finished it with a overstitch, and it looks nice!
I really like everything about this blouse and I want to make the dress from that pattern, I'd just lengthen the blouse and maybe I could make it wider at the bottom? I'll think about it.




Kolor jest czymś pomiędzy granatem jeansu na powyższych zdjęciach a grafitem na poniższych - sfotografowałam ścieg podłożenia, tak to wygląda na prawej i lewej stronie, i jest totalnie rozciągliwe. *^v^*
The colour is somewhere between the blue jeans from the above photos and the graphite from the photos below - I shot the edge sewing, right and left sides. *^v^*


 


Używałam ściegów do szycia tkanin elastycznych, głównie nr 13 do szycia po prostej i 15 do obrzucania brzegów, aczkolwiek korzystam też z nr 16 i 17.
I used elastic stitches on my machine, mainly nr 13 for the straight sewing and 15 for the edges, but 16 and 17 are also good.


 

 ***

#100kwiatówwkolorze trwa, minęłam już numer 60! ^^*~~  Teraz pracuję też nad czymś innym, pokażę jak już będę mogła.
#100flowersincolour is still on, I passed nr 60! ^^*~~ I've been also working on something new which I'll share with you when I can.










***

MeMadeMay, tydzień trzeci. Mijający tydzień był najpierw "moim życiem w jeansach i swetrach", ale potem pogoda się zmieniła na lepsze! *^V^*
Najpierw były dwie wersje pulowera Redy  - "Pasiasty" i "Mikan", potem jeszcze cieplejszy "Air Force Rug". Następnie zaczęło się ocieplać więc pojawiły się sukienki - "Mori Girl" z towarzyszeniem swetra "Wiatraczki", dalej "Chińska Porcelana" i "Land Ahoy". Tydzień zakończyłam nowym tshirtem "Nietoperz" i przerobionymi rybaczkami.
MeMadeMay, week three. At first this week was "my life in jeans and sweaters", but then the weather started to get warmer! *^V^*
First, there were two versions of Redy pullover  - "Pasiasty" and "Mikan", then even warmer "Air Force Rug". After that it started to be nicer outside so dresses appeared - "Mori Girl" with "Wiatraczki" cardigan, then "Chińska Porcelana" and "Land Ahoy". I finished third week with "Bat" top and remade capris. 




***

A teraz wiadomość najważniejsza - jedziemy do Japonii!!! *^V^* Bilety kupione, hotele porezerwowane.
Jeśli wszystko pójdzie z planem, od 7 sierpnia zaproszę Was na Fumy Turystyczne do śledzenia naszych japońskich wakacji, trzymajcie kciuki!!!
So, here's the most important piece of news - we are going to Japan!!! *^V^* We bought the plane tickets and booked the hotels.
If all goes according to plans you'll be able to follow our holidays on my other blog Fumy Turystyczne starting 7th August. Only on Polish, but there are millions of nice photos. ^^*~~

Monday, May 13, 2019

Kapusta, pęczak i pęczek rabarbaru

Na początek podcos. Dziwna nazwa, przyznaję, wcześniej jej nie znałam, ale od teraz będzie mi się zawsze kojarzyła z pysznym jedzeniem! Jest to bowiem potrawa z Lubelszczyzny, składająca się z pęczaku, kapusty, przypraw i dużej ilości szczypioru i kopru, czegóż chcieć więcej?... ^^*~~ Przepis stąd, polecam!!!
Let's start with podcos. A strange name, I admit, I've never heard about this dish but it's a very good one! It's a combination of young cabbage, pearl barley, spices and lots of dill and Spring onions, what would you need more?... ^^*~~ Recipe here, I recommend!!!



***




MeMadeMay, tydzień drugi. Wciąż wbijałam się w rajtuzy i kurtki, gdzie ciepły maj, ach gdzie?...
W poniedziałek nosiłam spodnie "Złota Rybka", we wtorek na lunch z koleżanką założyłam dawno nie noszoną spódnicę "Ogród Różany", w która się zmieściłam! *^v^* Przypomniałam sobie, jak lubię taki rozkloszowany fason!
W środę założyłam sukienkę "Atak Kobiety-Muchy" i sweter "Kaczeńce". Przy okazji, popatrzcie co się dzieje, kiedy idę kupić jasne balerinki do sukienek na lato.... *^W^*
W czwartek miałam na sobie nowo uszytą bluzkę "Zebra" i jeansową spódnicę "Przeciwśnieżna" na lunch z mężem i zakupy.
W piątek pół dnia chodziłam w spodniach "Złota Rybka" i bluzie, bo pomagałam Robertowi spakować się na weekendowy wyjazd, potem szyłam więc głównie nie miałam na sobie nic, bo przymierzałam to co szyłam. ^^*~~
W sobotę za to się ociepliło, więc założyłam sukienkę "Plisa Którą Zapamiętasz" i jeansową kurtkę naprawioną haftem sashiko, bez legginsów *^0^*, i tak ubrana poszłam na zakupy po pomidory, szparagi i truskawki!
W niedzielę walczyłam z migreną, piekłam ciasto z rabarbarem i truskawkami i nie miałam na sobie nic memade, ale intensywnie planowałam nowe uszytki, tym bardziej, że mąż kupił mi w Czersku na turnieju dwa kawałki pięknego lnu i wełny, i już miałam na nie pomysły, które należało dopracować! ^^*~~

MeMadeMay, week two. I was still wearing warm tights and jackets, where was the warm May, oh where?...
On Monday I wore "Goldfish" trousers.
On Tuesday I was meeting a friend for lunch and I wore a "Rose Garden" skirt I made 8 years ago and it still fits! *^V^* I remembered how I like such full skirts!
On Wednesday I wore the "Attack of a Fly Woman" dress and "Marigolds" pullover. Btw, look what happens when I go to buy some light colour ballerinas to wear with dresses in the Summer... ^^*~~
On Thursday I put on my newly finished t-shirt "Zebra" and "Snow Storm" jeans skirt for lunch with my husband and shopping.
On Friday half a day I was wearing "Goldfish" trousers again and some sweatshirt because I was helping Robert to pack for a short weekend trip. Then I had different things on, the ones I was working on while sitting at the sewing machine. ^^*~~
On Saturday got warmer so I put on "A Pleat to Remember" dress and the jeans jacket I mended with sashiko embroidery two years ago, no warm leggings *^0^*, and I went to buy some food like tomatos, asparagus and strawberries!
On Sunday I was fighting migraine, baking cake and planning new sewing because Robert bought me a piece of pretty linen and wool each while being on the historic event near Warsaw, I had some ideas but I wanted to be ready to roll! ^^*~~





***

Może kawałek ciasta z rabarbarem i truskawkami przed dalszym czytaniem? *^o^*
Maybe a piece of rhubarb and strawberries cake before further reading? *^o^*




Przepis na spód wzięłam stąd (mam w planach zrobić też ciasto z nadzieniem z tego przepisu ^^), a wierzch to po prostu pokrojony rabarbar i truskawki, wymieszane z garścią kruszonki (mąka, mielone migdały, margaryna, cukier). Ciasto jest wegańskie, ale można zamienić margarynę na masło jeśli ktoś ma ochotę.
The recipe for the crust comes from here (I also plan to make the whole cake from that link ^^), on the top I put chopped rhubarb pieces and strawberries mixed with a classic crumble (flour, almond meal, margarine, sugar). It's vegan but you can replace margarine with butter if you want.


W projekcie #100kwiatówwkolorze przekroczyłam półmetek! *^V^* Już wiem, jakie kwiaty lubię rysować bardziej a jakie mniej, i, że najlepiej wychodzą mi kwiaty, nad którymi spędzam od 2 do 3 godzin, bardzo edukacyjne to wyzwanie!
In #100flowersincolour challenge I passed the middle point! *^V^* I know which flowers I like more and which ones I like less, and the best results I get when I devote 2 to 3 hours on one picture, very educational project!









A w ogóle w niedzielę zaczął się majowy turniej sumo, więc ja teraz znikam kibicować naszym faworytom! *^0^*~~~
And on Sunday the May sumo tournament started, so now I'll be going to cheer for our favourite contestants! *^0^*~~~


***

Na koniec mały update dotyczący kosmetyków Shy Deer.  Być może pamiętacie, że chwaliłam je na blogu 13 lutego i żeby nie było wątpliwości, nadal uważam, że są to świetne kosmetyki - naturalne, z dobrym składem, nietestowane na zwierzętach, bardzo dobrze działające na moją dojrzałą suchą skórę. Ale...

Zaszła następująca sytuacja - mniej więcej po półtora miesiąca używania tych kosmetyków zaczęłam trafiać w Sieci na informacje od użytkowników, że krem pod oczy im się zepsuł. Zmienił kolor, konsystencję i zapach na nieprzyjemny. Z niepokojem obserwowałam mój krem pod oczy, ale na szczęście nie zauważyłam żadnych niepokojących zmian. Na wszelki wypadek używaliśmy go razem z mężem, bo zużyć 30 ml kremu pod oczy to jest dobre pół roku jak nie dłużej, a skoro mógł się popsuć, to chciałam, żebyśmy jak najwięcej z niego skorzystali. Dziś minęły dokładnie 3 miesiące i mogę na razie powiedzieć, że krem pod oczy jest wciąż w niezmienionym stanie (ufff!...). Jednak...

Po ok. 2,5 miesiącach zepsuł się krem do cery tłustej i mieszanej, którego używał mój mąż. Zapach kremu zmienił się na nieprzyjemny ostro-kwasowy (wcześniej to były łagodne biszkopty), konsystencja stała się glutowata, kisielowata. Na początku krem był jedwabisty, teraz jakby ktoś piasku do niego dosypał... (z moim kremem do cery suchej nic się takiego nie działo! Ja wykończyłam mój krem w trzy miesiące, bo dla mnie twarz to "twarz, szyja, głęboki dekolt i ramiona" a dla Roberta to "czoło, nos i trochę miejsca nad brodą", stąd inne zużycie... *^o^*)

Napisałam do producenta i od razu zaproponowano mi wymianę kremu na nowy, nie mam żadnych zastrzeżeń co do obsługi mojej reklamacji, krem został mi błyskawicznie wysłany do paczkomatu bez dodatkowych kosztów, świetnie! 
Tylko, kiedy dostałam trzeciego z kolei tłumaczącego maila z powtórzonymi informacjami, że kremy naturalne to kremy naturalne, dojrzewają z czasem, zmieniają swój wygląd, zapach i konsystencję, to ich cecha a nie wada, to zaczęłam się czuć jakbym wymusiła na sklepie nowy egzemplarz kremu a przecież mój był całkiem dobry!... (Mówię wyłącznie o moich odczuciach, nic takiego nie było napisane ani nawet zasugerowane w korespondecji ze sklepem.)

Obecnie na stronie Shy Deer przy produktach jest informacja o tym wszystkim, co może się stać z kremami, że to normalne, że zmienia konsystencję i zapach, że można go trzymać w lodówce, jeśli tak wolimy, ale nie trzeba. To wszystko też wysłano mi mailem. Niestety nie pamiętam, czy te informacje były wcześniej kiedy kupowałam kremy, wydaje mi się, że ich tam nie było, dobrze, że teraz są i można być świadomym, że krem po około 2 miesiącach się zmieni. Ale czy Robert nadal chciał używać tego zmienionego kremu? NIE! To przestało być przyjemne i było wręcz niepokojące, w końcu to nasza twarz, którą pokazujemy światu... Skoro te kremy tak się zmieniają, to może powinny być sprzedawane w mniejszych opakowaniach, żeby wykończyć produkt zanim zacznie się zmieniać? Taka sugestia dla producenta, nie trzeba by wtedy było tłumaczyć się setkom klientów i wysyłać reklamowane kremy ponownie, oraz tracić potencjalnych klientów, bo kto z nas nieznając produktu i usłyszawszy opinie, że produkt się psuje sam po niego sięgnie? Nikt! I jeszcze doradzimy koleżankom, żeby nie kupowały tego badziewia, bo kosztuje to niemało a słyszałyśmy, że po dwóch miesiącach się zepsuje... Na nic się zdadzą tłumaczenia producenta, że to krem naturalny i to jego cecha...

Kremu pod oczy zostało nam połowę słoiczka, na razie nic się z nim nie dzieje, ale jeśli zmieni się tak samo jak ten do twarzy to po prostu go wyrzucę, nie będę ryzykować smarowania okolic oczu czymś, co pachnie jak zepsute, wygląda jak zepsute i pod palcami czuć, jakby było zepsute, mimo, iż podobno wciąż jest tak samo dobre jak na początku. I teraz tylko nie wiem, co mam zrobić z drugim słoiczkiem kremu ShyDeer... Na razie leży w lodówce, mąż odmawia ponownego używania, chyba zimą zużyję go jako balsam do ciała. 

Tym niefajnym akcentem kończę dzisiejszy wpis, obiecuję następnym razem pokazać kilka świetnych polskich naturalnych kosmetyków, na jakie ostatnio trafiłam, i to całkiem niedrogich! *^v^*