Thursday, July 26, 2012

Tu i tam / Here and there

Chwilowo jesteśmy w kawałkach. Trochę tu (na starym mieszkaniu) a trochę tam (na nowym), a trochę w magazynie CitySelfStorage (rzeczy wartościowe). Trochę u kolegi Igora (Ryszard), a trochę u przyjaciół na Tarchominie (my). Stan ten mam nadzieję nie potrwa długo i niebawem blogowanie wróci do swojego normalnego trybu. 
Pokażę Wam rośliny na nowym balkonie, pokażę moją japońską łazienkę, pokażę nowe pomysły na rzemiosła i ich, mam nadzieję, realizacje.
Mój stary adres zamieszkania przestaje być aktualny. Do zobaczenia niebawem na nowym miejscu i trzymajcie kciuki! ~*^o^*~
At the moment we are in pieces. A bit here (old apartment) and a bit there (new apartment),  and over there at the CitySelfStorage (valuables). A bit over there at our friend Igor's (Ryszard) and a bit farther over there at our friends' house (the two of us). I hope this won't take long to reunite all of us and the normal blogging will resume soon.
I'll show you my new balcony garden, I'll show you my Japanese style bathroom, I'll share new craft ideas and hopefully finished items.
My old street address is no longer valid. See you very soon and wish me luck! ~*^o^*~

Tuesday, July 17, 2012

A teraz, coś z zupełnie innej beczki... II

Dzisiaj znowu o kosmetykach i zacznę od elementu, który przejęłam od Azjatek - od gruntownego oczyszczania.
Nie spotkałam się w naszej kulturze kosmetycznej z tak dokładnym wielostopniowym oczyszczaniem cery jaką preferują Japonki czy Chinki. Owszem, zmywamy makijaż mleczkiem czy płynem micelarnym (przeważnie za pomocą wacika) albo myjemy buzię żelem, potem wklepujemy krem i na tym często kończy się nasza wieczorna rutyna oczyszczenia twarzy (oczywiście uogólniam ^-^). 

Patrząc na zwyczaje oczyszczania buzi przez Azjatki można dojść do wniosku, że jest to najważniejszy zabieg higieniczno-kosmetyczny, tak wiele poświęca mu się uwagi i tak różnorodny jest rynek kosmetyków przeznaczonych do mycia twarzy.
Kiedyś już o tym pisałam, ale powtórzę teraz mój rytuał wieczornego mycia buzi w szczegółach.

Po pierwsze, zaczynam od zmycia makijażu i kremów BB. Robię to w dwóch krokach:
1. pierwsze mycie to metoda OCM czyli Oil Cleansing Method, opisana dokładnie na Wizaz.pl, w skrócie polega na wmasowaniu w skórę twarzy wybranego oleju, który rozpuszcza makijaż, a następnie usunięcia go gorącym ręcznikiem. Ja stosuję zmodyfikowane OCM, to znaczy nie zanurzam ręcznika w ultra gorącej wodzie - takie działanie może spowodować pękanie naczynek na buzi!, tylko po prostu  w ciepłej. Należy też zwrócić uwagę na to, żeby nie trzeć ręcznikiem skóry na twarzy jak szalona we wszystkie strony! Ręcznik trzeba przykładać i odrywać, takie tap, tap, tap, zbierając olej i zanieczyszczenia.

Stosuję różne oleje, ostatnio wykańczam buteleczkę oleju kokosowego, którego nie lubią moje włosy, za to buzia bardzo a zapach podczas mycia jest niebiański! *^v^* Na ebay.com można kupić firmowe oleje do mycia takich firm jak np.: Missha M Perfect BB Deep Cleansing Oil , Kose Softymo Keratin-Clear Deep Cleansing Makeup Remover Oil, HADALABO GOKUJYUN Hyaluronic Hydrating Cleansing Oil, Shiseido Perfect Oil Makeup Make Up Remover, Kanebo Naive Oil. Jeszcze nie wypróbowałam żadnego z nich, ale jak tylko to zrobię, to napiszę, jak się sprawują.

2. Drugim krokiem po zmyciu makijażu jest porządne oczyszczenie twarzy. Można to zrobić na kilka sposobów, ja po oleju stosuję mydła - porządnie namydlam dłonie, potem masuję buzię, szyję, kark i dekolt, następnie obficie spłukuję pianę.



Sięgałam do tej pory dwa mydła do twarzy - Alepp Mydełko oliwkowo-laurowe z glinką beloun oraz Natura Siberica Mydło Propolisowe Głębokie Oczyszczenie. To pierwsze jest pod postacią płaskiej nieregularnej kostki, to drugie to żółta kula. Ich działanie jest w zasadzie identyczne - po spłukaniu mam uczucie bardzo czystej odtłuszczonej skóry (jak w tej reklamie, w której możemy przejechać palcem po czystym talerzu, a on skrzypi i widać, że nie jest już tłusty *^w^*). Obydwa te mydła mają delikatny ledwo wyczuwalny zapach, natomiast co do wydajności, to niestety Alepp jest zdecydowanym zwycięzcą - propolisowa kula bardzo szybko się zmydla, a oliwkowo-laurowa kostka powolutku zmniejsza swoją objętość (a używamy jej oboje z mężem). I niestety minusem jest to, że trzeba bardzo uważać, żeby mydliny nie wpadły do oka, bo szczypie...

Alternatywą dla duetu olej + mydło jest na przykład taki zestaw firmy Missha  - Super Aqua Moisture Deep Cleansing Cream + Super Aqua Refreshing Cleansing Foam.
(ebay. Zawierają wodę morską, wyciąg z tataraku, wyciąg z róży damasceńskiej i olejek z dzikiej róży, sproszkowane: ametyst, perły i turmalin, Foam także ekstrakt z kory wierzby, całe składy tutaj: Cream, Foam. Niestety nie są wolne od nieładnej chemii (parabeny), więc będę obserwować, czy z czasem nie szkodzą mojej skórze.)


Ich działanie jest podobne do działania oleju + mydła, Cream usuwa makijaż, Foam doczyszcza skórę i pozostawia uczucie super czystości, odświeżenia i nawilżenia - nie czuję, żebym miała ściągniętą skórę.

Jest jeszcze jedna dużo tańsza alternatywa, i bynajmniej nie oznacza, że jest gorsza! *^v^* Stosowałam ją przez ok. 2 miesiące (do wykończenia tubek z kosmetykami myjącymi) i byłam zadowolona z rezultatów. Mam na myśli markę dostępną za ok. 5 zł w sklepach Biedronki, a mianowicie  BeBeauty Hydro Effect Micelarny żel do mycia i demakijażu twarzy i oczu oraz Massage Effect Nawilżający żel do mycia twarzy. Te kosmetyki dobrze oczyszczają skórę, pozostawiają ją naprawdę mocno nawilżoną i nie powodują szczypania, gdy dostaną się do oczu (niestety mydła nie są takie przyjemne w użyciu).


3. Raz w tygodniu dodatkowo stosuję peeling do twarzy, obecnie wykańczam tubkę The Body Shop Seaweed Pore-Cleansing Facial Exfoliator ale będę szukać czegoś innego bo skład ma taki sobie i trochę mnie wysusza, wierzę, że znajdę coś fajniejszego albo będę sobie robić peelingi domowej roboty (np.: z soli, oliwy i miodu *^v^*).

Do delikatnego złuszczania skóry na buzi stosuję też gąbkę konjakową - jest dostępna w Rossmanie za 15 zł, ja kupiłam moją na ebay od sprzedawcy z Hong Kongu za ok. 10 zł z darmową wysyłką, i dostałam ją w TRZY dni od zakupu! *^v^*. Jest to bardzo porowata gąbka uzyskiwana z rośliny uprawianej w Azji, na sucho jest bardzo twarda ale porządnie namoczona robi się mięciutka, można jej używać do masażu "na czysto" albo z użyciem środka myjącego, który niesamowicie się na niej pieni! Po masażu buzi tą myjką moja skóra jest gładka a cera ożywiona, polecam. ^-^*~~



Obowiązkowo po umyciu twarzy wklepuję tonik - obecnie stosuję Hydrolat ze Słodkich Migdałów, lubię też Hydrolat Oczarowy.
Tak oczyszczona skóra twarzy, szyi i dekoltu jest teraz gotowa na przyjęcie różnych substancji odżywczych, ale o tym w następnym odcinku. ~*^o^*~

Friday, July 13, 2012

I cóż, że piątek trzynastego / Friday 13th, so what?

Naczytałam się wczoraj rozmowy Squirk i Intensywnie Kreatywnej o melisie a dzisiaj przypadkiem trafiłam w sklepie do alejki z herbatą i proszę:
Yesterday I read Squirk and Intensywnie Kreatywna talking about drinking melisa and today I accidentally happened to be in the tea section in the shop, so here's what I found:

Żałuję, że nie było wszystkich smaków, bo mam jeszcze ochotę na  Bitter Orange, Roiboos Miód i Cytryna, Pokrzywa i Pigwa, no, ale może nie wszystko na raz! *^v^* 
I wish they had more flavours, I want to try Bitter Orange, Roiboos Honey and Lemon, Nettle and Quince. Maybe next time! *^v^*


Ale ja nie o tym.
Wczoraj zrobiłam do jedzenia jedną z najlepszych rzeczy, jakich kiedykolwiek próbowałam! I od razu postanowiłam, że muszę się z Wami tym pomysłem podzielić, bo wykonanie jest banalne a efekt piorunujący. *^v^*
Mianowicie, ugotowałam Wołowinę Duszoną po Chińsku.
But, I wanted to tell you about one of the best things I've ever tried in my life, it's very easy to make and oh, sooooo goood! 
I made a Chinese Style Braised Beef.


Jest na to kilka przepisów, ja gotowałam według następującego:

- 1 kg pręgi wołowej (obgotować 5 minut razem z małym kawałkiem imbiru i dymki, wyjąć z wody, przestudzić, pokroić w kawałki wielkości dużego kęsa)

W dużym garnku rozgrzać 1 Ł oleju, dodawać stopniowo za każdym razem chwilę przesmażając:
- 3 cm kawałek imbiru (obranym pokrojony w plasterki)
- niedużego pora pokrojonego w 4 cm kawałki
- 1 pokrojoną w plasterki czerwoną cebulę
- 1 posiekaną w kostkę białą cebulę
- 3 ząbki czosnku w plasterkach
- wlać 100 ml jasnego rumu

Włożyć pokrojone mięso, wlać ok. 1 l wrzątku lub bulionu, dodać: 
- pokrojone w kostkę 2 pomidory, 
- 3 marchewki, 
- 1 świeże czerwone chilli, 
- 2 Ł brązowego cukru, 
- 5 Ł sosu sojowego, 
- 5 Ł sosu ostrygowego, 
- 100 ml czerwonego wina 
- i woreczek z przyprawami (anyż, laska cynamonu, 1/2 ł ziaren kminu, 1/2 ł ziaren czarnego pieprzu, 1/2 ł suszonego chilli, kilka goździków, 1/2 ł ziaren pieprzu syczuańskiego, Chen Pi - suszona skórka mandarynki - ja nie miałam więc dałam skórkę z pół pomarańczy)

Dusić pod przykryciem na małym ogniu przez ok. 2,5 godziny. Podawać z makaronem, obficie posypane siekaną dymką z kolendrą. Boskie! ~*^o^*~

There are several recipes, I made it like that:
- I cooked 1 kg of beef with a piece of ginger and some Spring onions for 5 minutes, then I drained it and cut into big chunks
In a big pan I heated some oil and the added one by one, frying and stirring:
- 3 m piece of ginger, sliced
- small leek cut into pieces
- 1 sliced red onion
- 1 chopped onion
- 3 cloved of garlic, sliced
- 100 ml of rum
Then I added the meat, about 1 liter of boiling water and:
- 2 tomatoes, chopped
- 3 carrots, chopped
- 1 fresh red chilli
- 2 Tbsp brown sugar
- 5 Tbsp soy sauce
- 5 Tbsp oyster sauce
- 100 ml red wine
- a small bag with spices: anise, cinnamon stick, 1/2 tsp cumin seeds, 1/2 tsp black pepper, some cloves, 1/2 tsp Sychuan pepper, Chen Pi - dried mandarin peel - I didn't have it so I added fresh orange peel) 
Simmer everything under cover for about 2,5 hours. Serve with ramen noodles and a lot of chopped Spring onions/coriander. Divine! ~*^o^*~  

Monday, July 09, 2012

I co z tego? / So what?

Poniedziałek.
I co z tego? *^v^*
Zacznijmy tydzień fioletowo! ^^*~~
Monday.
So what? *^v^*
Let's start the week in violet! ^^*~~

Sunday, July 08, 2012

Niedziela / Sunday


Od rana leżę i patrzę na mój balkon, wypoczywając po wczorajszym taras-party u znajomych. Upał w domu, choć na zewnątrz wiaterek.
Na obiad potrawka z królika. Schłodzone białe wino.
Przewiduję popołudniową drzemkę. ^-^*~~~
I've been laying on the sofa and looking at my balcony since the morning, resting after last night's patio-party at our friends'. It's hot in the flat although there is some Summer breeze outside.
Rabbit stew for dinner. Cold white wine.
I can feel the afternoon nap coming. ^-^*~~~

Thursday, July 05, 2012

Czysta magia

Ludzie mają różne talenty. Do śpiewania, do rysowania, do języków. Ja mam talent do głupich wypadków.
W wieku lat siedmiu miałam dziurę w głowie, bo postanowiłam pobiegać sobie po placu zabaw, nad którym chłopaki przerzucali kamienie w celu strącania gruszek z drzewa.
W wieku lat jedenastu nie dałam sobie wyjąć drzazgi z prawego kciuka, a potem trzeba mi go było wycinać skalpelem...
W późnym nastolęctwie, będąc z wizytą siedziałam na kanapie między ciocią nr 1 i ciocią nr 2, i one sobie nad moimi nogami podawały szklankę z gorącą herbatą. Ciocia nr 1 właśnie przestała ją trzymać, ale ciocia nr 2 jeszcze nie uchwyciła spodeczka, i dalszą część możecie sobie sami wyobrazić, auuuuułaaaaaaa!.......

Dzisiaj właśnie mój talent dał o sobie znać, na szczęście nie był to kolejny uszczerbek na zdrowiu, ale mógł być niezły uszczerbek na kieszeni.
Co zrobiła zdolna Joasia? Usiadła sobie przy kawiarnianym stoliku w galerii handlowej na pięterku, tuż przy szybie-barierce, która jednak nie sięgała do samej podłogi a jakieś 10 cm ponad nią. Joasia wyjęła telefon, który jej się wyślizgnął, spadł na torbę, zjechał na podłogę, odbił się i poprzez tę dziesięciocentrymetrową szparę spadł z pierwszego piętra na parter, wprost na wykafelkowany beton. 

.........

Z góry wyglądało to koszmarnie, telefon bowiem rozpadł się na części. Porzuciłam świeżo zakupioną kawę i pobiegłam na dół zbierać szczątki. Okazało się, że telefon rozpadł się na trzy części - główną, baterię i tylną obudowę. Włożyłam baterię, zapięłam obudowę, włączyłam telefon. 

I teraz jest najlepsze - odpalił bez problemu i za chwilę mogłam już zadzwonić do męża i przedyskutować kwestie wyboru nowej lodówki! I nawet wróciłam na piętro do mojej kawy, której nikt mi w tym czasie nie wypił, normalnie dziecko szczęścia. ^^*~~
Wiwat, Motorola FlipOut! *^v^*

Wednesday, July 04, 2012

Purezento

Tak, proszę państwa, dostałam niespodziewany prezent. ~*^o^*~
Idę ja na pocztę po przesyłkę a tam list od Izy. Więc w te pędy (o, jak się ogrodniczo zrobiło przez chwilkę! ^^*~~) do domu, a tam dalej dobierać się do zawartości.
Yes, ladies and gentlemen, I've received a surprise gift today. ~*^o^*~
At the post office there was a letter for me from Iza. So I rushed home to see what's inside!

Nie pokażę Wam, jak pięknie opakowany był mój prezent, bo zanim pomyślałam, to już rozwiązałam wstążeczkę i wdarłam się pod papiery. I moim oczom ukazał się... wydziergany szal koronkowy! A ja tak nie lubię sama robić koronek, bo nie mam do nich cierpliwości, więc taki prezent jest trafiony w dziesiątkę! *^v^*
I cannot show you the craftsmanship of the wrapping because before I knew it I untied the ribbon and tore the paper. And then I saw .... a handknit lace shawl! This is a great present for me because even if I knit myself, I hate knitting lace, I don't have patience to look at the complicated pattern all the time so this is a bull's eye gift! *^v^*

Szal jest mięciutki, w kolorze khaki, robiłam już próbne owijanie się i otulanie, ale takie błyskawiczne, bo przy temperaturze 30 stopni i stojącym w bezruchu powietrzu zawinięcie się w wełniany szal nie jest najrozsądniejszym pomysłem. ~^-^~ Prawdziwe testy zostały przeniesione na czas niżejtemperaturowy. ^^ Znalazłam ten szal u Izy na Ravelry i jestem pod wielkim wrażeniem włóczki, z jakiej został wykonany - Baby Alpaka Silk, wow! To się czuje!
The shawl is soft, in a khaki colour, I've already tried it on but in 30 degrees C and the air standing still it's not too good to stay wrapped in the wool shawl so the real testing has been postponed intil the weather cools down a bit. ^^ I found this shawl in Iza's projects on Ravelry and I'm so impressed with the yarn she used - Baby Alpaka Silk, wow! You can feel it!

Nie był to jedyny prezent, jaki dostałam tego dnia. Od męża (bo on płacił ^y^) dostałam buty do biegania. W poniedziałek kupił mi pulsometr, więc jak tylko temperatura nieco spadnie (albo jeśli będę wstawać o 7 rano, a ostatnio nie jest to takie niemożliwe ^^) zaczynam regularne bieganie według programu Trenera Squirk, teraz już nie mam wymówki, że mi czegoś brakuje. (jak ktoś jest zainteresowany, to niech wejdzie na blog Squirk i poprosi o wytyczne)
But it wasn't the only gift I received today. From my husband (he paid ^y^) I got a pair of shoes for running. On Monday he bought me a pulsometer so as soon as the temperature drops a bit (or maybe when I get up at 7 which isn't that impossible, you know ^^) I'm starting the regular running workout according to the Squirk's Personal Trainer's programme.

Buty są wygodne i bardzo porządnie wykonane, i uważam, że było to bardzo dobrze wydane 89 złotych. Tak przy okazji, wiecie, że jak ktoś ma rozmiar powyżej 38, to jest skazany na smutne czarne, białe albo szare skarpetki do biegania? Ile się naszukałam w tym Decathlonie! (noszę 40stkę) Wreszcie udało się trafić na kolor różowy, uffff.... Moje stopy nie mają do kolorów jakiegoś szczególnego stosunku, ale ja lepiej się czuję, kiedy mam na nogach wesołe skarpetki.  ~*^o^*~
The shoes are really comfortable and very well made, and I believe these were the 25 dollars well spent. BTW, in Poland if you have feet 26 cm long or bigger, you can only buy gloomy black, white or grey running socks. I searched and searched in the store, and finally I found the pink ones! My feet don't mind the colours but I do, I feel happier wearing colourful socks. ~*^o^*~

A propos Squirk, to powyższe dwa prezenty nie były jedynymi, które dzisiaj dostałam, ponieważ od Squirk otrzymałam o, takie coś:
Talking about Squirk, she gave me a present too. She gave me this:

To karczoch! I to nie byle jaki, ale piracki! *^v^*~~
It's an artichoke! And not just an artichoke, but a pirate one! *^v^*~~

Na jego widok przez jakiś czas mówiłam "Oooooo, ja cie!......". I teraz muszę poszukać, co można z takim karchochem zrobić (oprócz walenia po głowie, bo aż się prosi, kiedy trzyma się go w garści!... ^^), bo już kiedyś o tym pisałam, że nigdy nie przyrządzałam tego warzywa, a nawet totalnie mu nie ufam, tyle trzeba z niego zdjąć łupinek, żeby się dobrać do jadalnej części. Każda pomoc z Waszej strony zostanie powitana z radością. ^^
When I saw it I was saying "Ooooooh, boy!...." for a while. Now I have to look for the recipes because apart from hitting someone on the head with it (it's tempting when you feel the grip on the stem!... ^^) I have no idea what to do with it. I've already mentioned it somewhere that I never ate it or cooked it, and I don't even believe in a vegetable so difficult to peel to be eaten. Any help? ^^

I na koniec - najnowsze zdjęcia moich pomidorków, rosną jak na drożdżach i nie mogę się doczekać, aż się zaczerwienią, om niom niom!... ~*^w^*~
To sum up - latest photos of my red cherry tomatoes, they keep growing like crazy and I cannot wait to see them all red and ready to bite into, om niom niom!... ~*^w^*~



Tuesday, July 03, 2012

A teraz, coś z zupełnie innej beczki...

Today I've written about some cosmetics I used and I wasn't too happy about them. They're available in Poland so this time I won't be translating the post.

Na życzenie Squirk przygotowuję serię wpisów o kosmetykach - trochę do twarzy, trochę do włosów i insze inszości. Sama myślałam o tym od jakiegoś czasu, bo jeśli chodzi o kosmetyki do twarzy to niestety recenzji produktów dla skóry po 35 roku życia jest w sieci niewiele, a na pewno brakuje ich na polskich blogach (piszą o kosmetykach nastolatki, piszą dwudziestoparolatki, a potem już jest czarna dziura w tym temacie...). Tak więc, może moje recenzje przydadzą się innym paniom w moim wieku, a w ogóle kto nie lubi czytać o kosmetykach?... ~*^o^*~

***

Dzisiaj wpis na szybko, z powodu upału, bo ani pisać ani czytać nikt nie ma siły, więc na początek: kosmetyczne buble. Po tych produktach oczekiwałam bardzo dużo i ... zawiodłam się równie ogromnie!...

Po pierwsze, dwa produkty niemieckiej marki Alterra, produkowanej na wyłączność dla sieci drogerii Rossmann. Jestem zachwycona szamponem i odżywką Alterry z Granatem i Aloesem, używamy ich razem z mężem i zgodnie opróżniamy kolejne opakowania. Zachęcona tym sukcesem postanowiłam wypróbować inne kosmetyki Alterry i jako pierwszy kupiłam Krem Na Dzień Aloes (dla skóry suchej i wrażliwej) - nawilżenie i kojąca pielęgnacja.

Krem jest tani (poniżej 10 zł) a skład jest bardzo ładny, wyciągi z roślin i  olejki, po części z ekologicznych upraw zapowiadają wspaniały naturalny kosmetyk.
Skład: Aqua, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Aloe Barbadensis Extract, Glyceryl Stearate Se, Persea Gratissima Oil, Glycerin, Simmondsia Chinensis Oil, Oryza Sativa Germ Oil, Parfum, Glyceryl Laurate, Camellia Sinensis Extract, Lanolin Alcohol, Sucrose Distearate, Sodium Pca, Xanthan Gum, Tocopherol, Sodium Citrate, Citric Acid, Alcohol, Silver Citrate, Limonene, Lainalool, Benzyl Benzoate, Geraniol.


Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że ten krem to totalne nieporozumienie... Ma miły zapach i dość lekką konsystencję, która na twarzy zmieniała się w lepki klej i pozostawała niewchłonięta przez dobre 2 godziny po nałożeniu (testowałam różne ilości, wklepywanie, smarowanie, pod koniec brałam naprawdę minimalną ilość). Nie czułam efektu nawilżenia, jedynie kleistą powłokę na buzi, która świeciła się jak lampka, więc krem szybko odstawiłam, bo nie dało się go używać. Czytałam recenzję kremu z Różą z tej samej serii i rezultaty były bardzo podobne.
Ponieważ nie lubię wyrzucać pieniędzy postanowiłam zużyć ten krem jako balsam na noc do rąk i stóp, i tu nastąpiło moje jeszcze większe zdziwienie, gdyż okazało się, że po wieczornym nałożeniu kremu rano miałam... suche dłonie i wysuszone drapiące pięty!... Moim zdaniem jest to jakaś kosmetyczna pomyłka, co dziwi przy tak wspaniałym składzie.


Drugi produkt Alterry to Dezodorant w kulce z balsamem z melisą lekarską i szałwią. Mój mąż w jednym zdaniu scharakteryzował ten kosmetyk: "To taki świetny antyperspirant, niestety przestaje działać, kiedy człowiek się spoci..."


Skład: Aqua, Alcohol*, Celulose, Glyceryl Caprylate, Zinc Ricinoleate, Glycerin, Xanthan Gum, Zinc Oxide, Hydrogenated Palm Glycerides, Melissa Officinalis Distillate*, Salvia Officinalis Water*, Hamamelis Virginiana Distillate*, Equisetum Arvense Leaf Extract*, Simmondsia Chinensis Oil*, Hydrogenated Lecithin, Parfum**, Citral**, Geraniol**, Citronellol**, Benzyl Benzoate**, Limonene**, Linalool**.
* surowce pochodzące z uprawy kontrolowanej biologicznie
 ** z naturalnych olejków eterycznych

Podoba mi się cytrusowy zapach melisy i na tym kończą się moje zachwyty, ponieważ kiedy tylko lekko się spociłam, od razu czułam zapach własnego potu a pachy po prostu mi się kleiły...


***

Trzeci bubel to Hean Slim No Limit, Peeling masaż solankowy. Kupiłam go ze względu na kolor i zapach, i dla tego zapachu na pewno zużyję go do końca, a może nawet kupię ponownie. *^v^* Jest taki świeży, morski, kojarzy mi się z relaksem i wakacjami! Natomiast śmieszą mnie obietnice, jakie składa producent co do działania tego kosmetyku:

MIŁORZĄB JAPOŃSKI - ujędrnia i uelastycznia skórę, wspomaga zwalczanie cellulitu, stymuluje odnowę naskórka.
D-PANTHENOL - skutecznie nawilża, łagodzi podrażnienia i nadaje skórze miękkość.
Stosowany dwa razy w tygodniu w widoczny sposób przywraca skórze naturalny blask i sprężystość.



Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Polyethylene, Cocamidopropyl Betaine, PEG-12 Dimethicone, Glycerin, Propylene Glycol, Triethanolamine, Sodium Chloride and Calcium Chloride and Magnesium Chloride and Sodium Bromide and Calcium Bromide and Magnesium Bromide and Sodium Iodide and Calcium Iodide and Magnesium Iodide, Polysorbate 20, Acrylates/ C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Limonene, Glyceryl Laurate, Ginko Biloba Extract, Potassium Cocoyl Hydrolyzed Collagen, Panthenol, Hydrogenated Jojoba Oil, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, CI 42090.

A dlaczego śmieszą? Szybkie przypomnienie, jak czytamy składy na kosmetykach i żywności - składniki wymienione na początku znajdują się w produkcie w największej ilości, przez co ich działanie jest najmocniejsze, im bliżej końca składu, tym bardziej śladowe są ilości danego składnika a jego działanie jest minimalne jeśli w ogóle jakieś zachodzi. To, co występuje po zapachach jest praktycznie niezauważalne.

I teraz jeszcze raz spójrzmy na skład peelingu, który obiecuje nam gruszki na wierzbie, czyli ujędrnianie wyciągiem z miłorzębu i nawilżanie d-panthenolem.......

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Polyethylene, Cocamidopropyl Betaine, PEG-12 Dimethicone, Glycerin, Propylene Glycol, Triethanolamine, Sodium Chloride and Calcium Chloride and Magnesium Chloride and Sodium Bromide and Calcium Bromide and Magnesium Bromide and Sodium Iodide and Calcium Iodide and Magnesium Iodide, Polysorbate 20, Acrylates/ C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Limonene, Glyceryl Laurate, Ginko Biloba Extract, Potassium Cocoyl Hydrolyzed Collagen, Panthenol, Hydrogenated Jojoba Oil, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, CI 42090.

Nie dość, że wyciąg z miłorzębu i panthenol są daleeeeeeko pod koniec składu, to na drugim miejscu jest cieszące się złą sławą SLES (Sodium Laureth Sulfate), środek o dobrych właściwościach myjących i pianotwórczych ale też niestety silnie wysuszający i podrażniający. Szampony z tym składnikiem zniknęły z mojej półki prawie rok temu i moje włosy tylko na tym skorzystały.

Ktoś napisał, że ten peeling to niezły zdzierak za niewielkie pieniądze, i z tą opinią się zgadzam, jego kolor i zapach sprawia, że przyjemnie mi się go używa, skórę mam po nim gładką, ale niezbędny jest balsam nawilżający.

***

Na razie tyle bubli kosmetycznych, a czy wy macie jakieś kosmetyki, których NIE poleciłybyście koleżance? Uważam, że takie recenzje też są bardzo ważne, bo ostrzegają przed nieudanymi zakupami. 
A teraz wracam do zimnego arbuza, pa! ~*^o^*~