Tuesday, May 30, 2023

Po wakacjach

 No więc, jestem. ^^*~



Wyjazd do Japonii zawsze był dla mnie wyraźnym resetem na wielu płaszczyznach myślowych i pozwalał mi zmienić perspektywę. Tym razem odebrałam te wakacje jak zatrzymanie się na moment, zamknięcie oczu, spokojny długi wdech i wydech. Przemyślałam różne sprawy, popatrzyłam na swoje życie z boku, wróciłam trochę innym człowiekiem niż wyjeżdżałam 2 maja. 

 


 

Zmiana nie jest drastyczna, ale zaszła na głębokim poziomie mojego podejścia do życia codziennego. Bo na przykład, uświadomiłam sobie, że od wielu lat podziwiam japońską estetykę i dbałość zarówno o piękny produkt jak i piękne jego opakowanie, nawet najmniejszego najprostszego sprzedawanego produktu. Jedzenie podane w taki sposób, że najpierw cieszy oczy, a dopiero potem kubki smakowe, i mam tu na myśli zarówno samą potrawę jak i naczynia, z których je zjadamy, kolory, kształty, sezonowość zarówno składników jak i całej oprawy na stole. Czy umiem te zasady przenieść do mojego życia? Czy potrafię cieszyć się drobnymi rzeczami, które składają się na każdy dzień? A przecież z tych dni składa się całe nasze życie, a ja mam wrażenie, że czasami zamiast skupić się na fajnym przeżywaniu chwil to gdzieś gnam myślami i w mojej głowie jestem zupełnie gdzie indziej. 

 


 

Koniec wakacji oznacza powrót do mojej rutyny dnia, to pięknie mi się sprawdzało w kwietniu. Czyli do łóżka o 23:00, wstaję o 7:00, medytacja, pisanie dziennika, zielona herbata, chcę wreszcie wprowadzić z powrotem jogę i inne ćwiczenia. W poniedziałek wstałam o 6:10, kot mnie obudził, mruczał, łaził, tulił się, oczy mi się otworzyły i wygrzebałam się z pościeli. Wciąż czuję się zmęczona i trochę chora, przeziębiłam się w połowie wakacji i wciąż to się za mną ciągnie, długie loty też nie są przyjazne mojemu krążeniu bo puchnę. 

Niby przygotowywaliśmy się do tego wyjazdu przez cztery lata, ale na miejscu byliśmy jak dzieci we mgle... Trochę było rzeczy zaplanowanych, trochę miotania się bez ładu i składu... Miałam listę rzeczy do kupienia - z niej przywiozłam tylko książki, bo jednego dnia poszłam do księgarni, wyszukałam to co chciałam, kupiłam. Reszta rzeczy to przypadkowe wybory, nie licząc maszynki do gotowania ryżu. *^v^*

 


 

Nasza poprzednia maszynka do ryżu wciąż sprawuje się dzielnie, ale jest mała i bardzo podstawowa, zachciało nam się czegoś większego i bardziej rozwiniętego technologicznie. Na szczęście japońskie sklepy mają wybór sprzętów na 220 V, bo duże zakupy robią w nich Chińczycy, więc i Europejczyk się zaopatrzy! Ta Toshiba wydała nam się najlepszym wyborem jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny (i jest czerwona!!! *^O^*), gotuje kilka rodzajów ryżu (w tym ma program do "pysznego ryżu"!...), podgrzewa/odgrzewa ryż ugotowany, ma timer, można w niej zrobić też ciasto albo dania na parze i zupę. Jeszcze nie testowana, na razie stoi w kuchni i cieszy oczy, bo w weekend od razu ugotowałam porządny domowy rosół i nim się zajadaliśmy. ^^*~~

 

Kupiłam kilka książek kucharskich, w większości to zdobycze z Book Off, książkowego second-handu, więc płaciłam grosze. I tak, po kolei od lewej - pomysły na ciekawe sycące zupy towarzyszące miseczce ryżu, dalej różne opcje japońskiego curry, potem dania wegańskie!!!... To dla mnie wielka ciekawostka i nowość w kuchni japońskiej, która bardzo często sięga po mięso, ryby, albo chociażby rybny bulion. Będę wnikliwie studiować i gotować! *^o^* Dalej przepisy na jedzenie oczyszczające organizm z toksyn - kupiłam bo przepisy chwyciły moje oko, a tu taki dodatkowy element! *^-^* No i ostatnia książka to świeżynka z księgarni, wydana w maju tego roku - pomysły na onigiri (czyli ryżowe kulki) plus zupę miso, czyli taka baza japońskiego posiłku. 

 

 

Tu kolejna zdobycz z Book Off - książka z wykrojami, kupiłam ja dla wykroju na jinbei - komplet spodenek i kimonowej bluzy, Robert nosi takie od lat ale nie jest łatwo kupić je w jego rozmiarze (chyba, że w sklepie dla zawodników sumo!...), a teraz mogę nam takie komplety uszyć! ^^*~~



Kopiłam album z akwarelami polskiego artysty mieszkającego do lat w Tokio Mateusza Urbanowicza. Pierwszą jego książkę poświęconą małym japońskim sklepikom mam od 2018 roku, teraz mogę się cieszyć i inspirować jego interpretacjami tokijskich ulic nocą. *^0^*~~~



Kupiłam też trochę powieści z polecenia, zobaczymy jak mi pójdzie czytanie, łatwe to nie będzie, ale spróbuję!



Na targu staroci wyszukałam trochę ceramiki. A w sklepie z używanymi kimonami rolkę ręcznie tkanego jedwabiu.

 



 


Do tego trochę kosmetyków, jakieś drobiazgi w stujenówce, zapas zielonej herbaty. 

 


 

Naiwnie liczyłam na to, że będę miała czas na malowanie... Oczywiście nawet nie otworzyłam szkicownika, kiedy nie zwiedzaliśmy albo nie pisałam bloga wakacyjnego to odpoczywałam!... Pierwszy dzień w onsenie po prostu przespaliśmy. Trochę zapomniałam jak to jest na wakacjach w Japonii, a trochę nie wzięłam pod uwagę, że od ostatniego wyjazdu minęły cztery lata i jestem o cztery lata starsza i w gorszej kondycji fizycznej, z nadwagą która nie pomaga w robieniu dzień w dzień po 15 000 kroków... Teraz też jeszcze doleczam przeziębienie i szesnastogodzinny lot, i powoli wchodzę w tryb domowej codzienności. Jem pomidory, truskawki, szparagi i sprawdzam co się zmieniło przez ten miesiąc, kiedy byłam po drugiej stronie świata.

Wednesday, May 24, 2023

Pędzlem malowane

 

Ten materiał kupiłam przypadkiem. Rozmawiałyśmy z przyjaciółką o sklepach z tkaninami i ona mówi "bo to jest w tym sklepie, a nie poczekaj, pomyliłam się, to nie ten sklep miałam na myśli, tylko inny..." i tym innym okazał się sklep, którego nie znałam, a w nim trafiłam na cienki drukowany len z wzorem niczym maźnięcia pędzlem ławkowcem! *^v^*




Wykrój opracowałam sama na podstawie wykroju na bluzkę z japońskiej książki "ソーイングナチュリラ シンプルナチュラルなおしゃれ服" czyli "Naturalne szycie. Proste i naturalne modne ubrania", znacie ją z tej wersji, także takiej i takiej.  Tym razem zmieniłam bluzkę w sukienkę, czyli przedłużyłam ją do 120 cm, odpowiednio też poszerzając. Chociaż, do końca nie byłam pewna, czy będzie to sukienka, bo na początkowym etapie szycia rozważałam, czy nie rozciąć przodu po środku, dodać listwy z guzikami i nie zrobić z tego narzutki/płaszcza, ten pomysł pojawił się i całkiem mi się spodobał.

 


 

Jednak ostatecznie stanęło na tym, że sukienka pozostała sukienką. Szwy na bokach doprowadziłam do ok. 30 cm od dołu, pozostawiając rozcięcia, przód jest podłożony nieco wyżej niż tył. Naszyłam też prostokątne kieszenie. Sukienka wpisuje się w japoński trend ubrań oversize i przyznaję, że ostatnio bardzo takie lubię, być może wynika to z mojej zmiany figury - wcięte w talii sukienki-tuby, a nawet te dopasowane tylko na górze i rozkloszowane nie do końca pasują teraz na moje kształty. Rzeczy opięte na brzuchu mnie denerwują, talia nie chce pozostać w talii tylko podjeżdża pod cycki... Dopóki nie zgubię nadmiarowych kilogramów to zamierzam cieszyć się fasonami luźnymi, tym bardziej, że lato tuż tuż i takie powiewające obfite sukienki i narzutki będą dobrze chronić przed słońcem i chłodzić. *^v^*




Saturday, May 13, 2023

Tatuaże

Obiecałam zdjęcia tatuaży, no to lecimy.

Ośmiornicę zrobiłam w zeszłym roku u Masty.

 


 

A ręce ozdabiała mi w tym roku Agata z WhiteRatTattoo. *^v^* Na lewej mam cykadę minminzemi, ważkę, niezapominajki i kwiaty lotosu.

(kliknij żeby powiększyć zdjęcie)




 

A na prawej konika morskiego gatunek Pławikonik australijski i różne morskie glony. *^o^*

 

(kliknij żeby powiększyć zdjęcie)

(kliknij żeby powiększyć zdjęcie)

 

Jestem umówiona na następny tatuaż w czerwcu i będę robić wzór, który czeka na mnie już prawie 20 lat!... *^W^*~~~

Tuesday, May 09, 2023

Tokyo Blue, Tokyo Pink

 


 

Obiecałam pokazać, co uszyłam na wyjazd do Japonii, to dzisiaj wrzucę trzy rzeczy obfotografowane na szybko, bo nie mam czasu na porządne sesje fotograficzne, jakoś w biegu spędzam te wakacje!... *^V^*

Po pierwsze, sukienka.

 


 

Kupiłam kiedyś sukienkę.

Nie jest to może ewenement na skalę światową, ale nie zdarza mi się to często, bo skoro umiem sobie sukienki uszyć, to już raczej nie wydaję pieniędzy na gotowce. Ale była w pięknym morskim kolorze, lniana, od polskiego producenta i w bardzo intrygującym kroju, który nie był taki oczywisty na pierwszy rzut oka na zdjęcia na modelce. 

Sukienka była bardzo droga, kosztowała prawie 500 zł. Ale powiedziałam sobie, że to len, a lniane ciuchy zawsze są droższe ze względu na koszt tkaniny, że krój jest ciekawy więc płacę za niecodzienny projekt. Zamówiłam rozmiar L/XL, który według wymiarów w biuście i w pasie powinien być na mnie dobry z dużym zapasem, a wymiarów w biodrach nie podano. Sukienka przyszła pocztą, przymierzyłam ją i... ZONK! Góra leży idealnie, talia w porządku, biodra - nie ma mowy, żebym zapięła ostatnie dwa guziki i żeby mi się to brzydko nie rozłaziło na boki. Długość też pozostawiała dużo do życzenia, jestem wysoka, widocznie modelka ze zdjęć jest kobietą średniego wzrostu i u niej sukienka sięgała poniżej kolan, u mnie dużo powyżej...

Sukienka poszła do zwrotu. Ale... zanim ją odesłałam, zrobiłam sobie na jej podstawie wykrój i postanowiłam uszyć własną wersję. Miałam w rękach oryginał więc tajemniczy krój przestał być dla mnie tajemnicą. Doceniam starania projektanta i bardzo chciałam uhonorować jego pomysł kupując oryginalny produkt, ale skoro nie szyją go w moim rozmiarze, to zdecydowałam zrobić to samemu, skoro umiem. Sprzedawać tego nie będę, to jest jedyny egzemplarz tylko dla mnie.  

 


 

Sukienka pozornie jest banalna i podobna do wielu innych - rękawy i dekolt to wariacja na temat superpopularnego od kilku lat trendu kimonowego/kimonopodobnego. Dalej idzie prosto w dół - to było moją zgubą, bo przy moich szerokich biodrach muszę mieć sukienki rozszerzane od talii. Elementem dekoracyjnym który robi tu całą robotę jest wiązanie, które jest sprytnie doszyte do przodu. Wybrałam cieniutki łososiowy len koszulowy, kupiłam go w Amstii

 


 

Ten fason jest bardzo wygodny bo luźny, len na lato - wiadomo, cudo!!! Chłodny i przewiewny. A wiązanie z przodu czyni ten model ciekawym i pozwala sukience ładnie się ułożyć na sylwetce. Ale... nie na mojej! Nie wzięłam pod uwagę, że ten fason - w zasadzie prostopadłościan, chociaż w mojej wersji trochę go rozszerzyłam na dole, nie układa się dobrze na takich sylwetkach jak moja, czyli na szerokich biodrach i dużych pupach przy stosunkowo małej talii. Dodatkowo, mam wciąż sporo nadmiarowych kilogramów i wystający brzuch, co powoduje, że sukienka wypycha się na przodzie i podciąga ponad wiązaniem mimo, iż podniosłam dół na linii talii o ok. 10 cm. Ale... (i jest to "ale" numer 2) mogę ją również nosić rozpiętą jako kimonowa narzutka! *^V^* 

Podoba mi się materiał i kolor, kimonowa góra jest świetna, wiązanie można zamotać z przodu lub z tyłu, włożyłam w nią sporo pracy i nie chciałabym się jej pozbywać. Dlatego zostanie ze mną w takiej postaci jaka jest, ale noszona też jako narzutka do bluzek i jakiegoś dołu, rozpięta po całości i ewentualnie zawiązana.

***



Poza tym, zapragnęłam narzutki. 

 


 

Miała być lniana, dłuższa do pół uda, niebieska, wygodna, z kieszeniami, o ciekawym kroju. Kupiłam 2 metry lnu w kolorze Maroccan Blue i znalazłam wykrój w starym numerze japońskiego magazynu "Cotton Friend" (krąży też na Pinterest) - bardzo prosty pomysł, przód kroimy jednocześnie z szerokim kołnierzem, który składa się na karku wedle uznania. Jakby się chciało, to można go w ogóle ściągnąć nitką albo splisować na stałe.


 

Narzutka wyszła super i sprawdza się w japońskiej majowej pogodzie - jest przewiewna ale zakrywa i chroni przed słońcem i wiatrem. Kieszenie pomieszczą ręce albo cokolwiek tam nawpycha turysta, kołnierz można zrolować albo podnieść wedle potrzeb, postawiony wokół szyi chroni kark przed spaleniem przez promienie słońca. Same zalety! (Przyznam się, że uszyłam drugą taką narzutkę z lnu w innym kolorze, ale została w domu i już żałuję, że jej nie zabrałam!...)



A na koniec zostawiłam trzeci uszytek, który jest tak prosty że aż nie ma sensu poświęcać mu osobnego wpisu - spódnica z przewiewnego cienkiego melanżowego lnu (melanżowość polega na różnej grubości nitek, nie na kilku kolorach jak zazwyczaj postrzega się melanż, kupiłam go w sklepie Alternative Textiles, ale chyba jest już niedostępny). Spódnica ma 15-centymetrowej wysokości karczek o obwodzie moich bioder, w talii jest zebrany gumką. Do karczka doszyłam zmarszczony prostokąt materiału z kieszeniami w bocznych szwach. I, ot cała filozofia, zużyłam kawałek 1,5 x 1,5 metra.

 

 

Tuesday, May 02, 2023

Już za chwileczkę, już za momencik...

  



W poniedziałek poszłam do dentysty, a tak się składa, że lecznica znajduje się na terenie osiedla, na którym się wychowałam i na które planujemy się przeprowadzić po remoncie w wakacje. Po wizycie poszłam spacerkiem między blokami do naszego mieszkania i okazało się, że zupełnie nie pamiętałam, jakie cudownie zielone jest to miejsce! Nie wiem, czy było takie zielone jak ja tam jeszcze mieszkałam jako nastolatka czy po prostu nie zwracałam na to uwagi, ale chyba nie... Potem po wyprowadzce odwiedzałam rodziców regularnie, ale przychodziłam do ich bloku od strony ulicy i komunikacji miejskiej, nie spacerowałam po alejkach. Mam dużo szczęścia, że mam możliwość mieszkania w tak pięknym miejscu, z przestrzenią między budynkami, z trawnikami, klombami i ogromem drzew, 5 minut spacerem od wielkiego terenu zielonego gdzie płynie potok, gdzie są stawy, trochę terenów uporządkowanych, trochę dzikiej przyrody. 



Całe to wielkie osiedle zostało zaplanowane i wybudowane w latach 70-tych XX wieku, a wtedy nie było mowy o tym, żeby deweloper kupił tylko tyle terenu, aby jakoś upchnąć jak najwięcej budynków na jak najmniejszej dozwolonej powierzchni tak, że sąsiedzi mogą sobie przez okna ręce podawać i cukier pożyczać... (znam takie części Warszawy!). Osiedla wtedy planowało się państwowo, kompleksowo więc znalazły się budynki mieszkalne, pawilony usługowe, place zabaw, parkingi, dużo wygodnych ciągów komunikacyjnych i właśnie dużo zieleni, a dodatkowo uważam, że to osiedle zostało zaprojektowane w sposób interesujący dla oka, są budynki 10-cio piętrowe i 4-ro piętrowe poustawiane pod różnymi kątami wobec siebie, w odpowiednich odległościach, poprzedzielanie alejkami i zielenią, z każdej strony wygląda to ciekawie i widok się nie nudzi, nie ma mowy o ścianie z identycznych bloków albo o podwórkach-studniach. Chyba nigdy wcześniej nie doceniałam tego miejsca i trochę mi wstyd przed samą sobą...



 

Przed wyjazdem byłam u fryzjera. Zmieniłam zakład i na razie jestem bardzo zadowolona ze wszystkiego - podejścia do klienta, czystości, fachowości, pani fryzjerka była przemiła i zrobiła mi dokładnie taką fryzurę jaką chciałam! ^^*~~ Polecam "Przystanek Cięcie" na Siennej 93 i panią Wiolę.


(kliknij żeby powiększyć)


Drugi tydzień wstaję o 7 rano. Wciąż z budzikiem, ale całkiem chętnie, chociaż były poranki, kiedy miałam ochotę spać dłużej, ale działo się to wtedy, gdy poszłam spać później niż około 23:00. Zaczynam dzień powoli i jestem zadziwiona ile czasami już zrobiłam a jest dopiero 10:00 rano! *^v^* A wieczorem nie mam ochoty siedzieć do późna, robi się 22:00, ja zaczyna ziewać i popatruję w kierunku sypialni. Ciekawe, jak to będzie na wakacjach, chciałabym wstawać wcześnie ale nie wiem czy uda mi się kłaść o 23:00, bo jednak będziemy ze znajomymi, będą wspólne wieczory spędzane na pogaduchach... No cóż, zobaczymy. 



Ostatni weekend przed wakacjami to był głównie relaks, obiad we włoskiej restauracji Maristella na Ursynowie, bardzo polecamy! Pyszne jedzenie i przemiły pan właściciel. *^V^* Były też urodziny kolegi.




Poza tym, przygotowania do wyjazdu szły pełną parą. Dokupiłam dodatkową torbę, która do Japonii pojedzie złożona w walizce a z powrotem przyda się do zapakowania tego wszystkiego co nakupimy *^v^*, zaopatrzyłam się w czekoladki na prezenty dla znajomej i innych, z którymi będziemy się spotykać, robiłam ostatnie prania i dokańczałam szycie, instruowałam koty jak mają się rządzić kiedy zostaną same... ^^*~~ 

 


 

Nie, no dobra, doskonale wiecie, że z kotami jak co roku zostaje nasz kolega! *^O^*

 


 

Na wyjazd zawsze czeka się z niecierpliwością, a potem zawsze okazuje się, że przydałoby się jeszcze kilka dodatkowych dni na ostatnie przygotowania, albo na odpoczynek i spokojne wprowadzenie się w wakacyjny nastrój... Ale cóż, nadszedł 2 maja i trzeba będzie domknąć walizki i wsiadać do samolotu!

 


 

Zostawiam Was z dużą porcją kwitnących drzew, wszystko z okolic naszego mieszkania. *^v^* Niestety, wiśnie w Japonii postanowiły w tym roku przyspieszyć o dwa tygodnie i raczej nie zobaczymy ich na wakacjach...  

 


 

Wszystkim zainteresowanym uprzejmie przypominam, że wpisy z wakacji będą się pojawiać na blogu wakacyjnym pod poniższym adresem:

fumyturystyczne.asia

Nie chciałabym, żeby ktoś się zagapił i czekał na codzienną porcję Japonii wchodząc tutaj. *^o^*~~~