Sunday, May 29, 2016

Pora na Koral (z Maliną)

Ostatnio moi przyjaciele i rodzina zaczynają każdą rozmowę od pytania "Jak się czuje kot?". Kot na razie czuje się w miarę stabilnie, dostaje sterydy, napycha się kurzą wątróbką i dużo śpi oraz dużo się tuli i mruczy. Korzystamy z czasu, jaki nam pozostał. To taki koci update, jakby ktoś chciał wiedzieć.
Recently my friends and family talking to me start each conversation with the question "How's the cat?". So, the cat is relatively fine and stable, gets medicine, keeps eating chicken liver and sleeps a lot, and also keeps clinging to us and purring like there's no tomorrow (which unfortunately can be true in his case...). We make a good use of the time we have together. That's the cat update for you.


Akcja Cała Polska Dzierga Piórkowe Sweterki zatacza coraz szersze kręgi, na Ravelry mamy już 35 uczestników! Mnie też ogarnęło Piórkowe szaleństwo, dziś wyskoczyłam na chwilę zrobić zdjęcia drugiego Piórkowego, którego błyskawicznie pozbyłam się z grzbietu tuż po ostatnim strzale migawki, bo już mnie grzał niemożebnie!... ^^*~~
Recently we started a group among the Polish knitters that love to knit lightweight but warm sweaters, we even have the Ravelry group for it with 35 people joined! I finished my second lightweight pullover so I put it on for some photos today (and took if off immediately after the photo shoot because it was soooo warm outside!) ^^*~~




Niestety trudno złapać ostrość na sweterku, pewnie dlatego, że włochata alpaka rozprasza obraz swoją puszystością. Włóczka jakiej użyłam to ponownie Drops Brushed Silk Alpaca w kolorach 6 koral i troszkę koloru 7 czerwień (która na żywo okazała się mocną maliną!), w sumie poszło mi ok. 90 g na całość, druty 5 mm.
It's difficult to catch the correct focus on the sweater, maybe because of the fluffiness of alpaca's. I used the Drops Brushed Silk Alpaca in 6 coral and a bit of 7 red (which is a strong raspberry!), I used 90 g in total on 5 mm needles.




Konstrukcja: oparłam się na poprzednich wyliczeniach dla raglana dzierganego od góry, dekolt zaczęłam od 2 oczek mniej na każdym odcinku a wykończyłam kilkoma rzędami oczek prawych. Mankiety i dół swetra jest po prostu zakończony elastycznie i nawet o dziwo się nie zwija! Rękawy obowiązkowo długie, żeby było ciepło.
I used the pattern I wrote for the last pullover with small modifications, I started with 2 sts less for each part of the neckline and finished the neckline with a few rounds of seed stitch. As for the cuffs and the bottom edge of the sweater, I just used the elastic bind-off. Sleeves must be long to keep my hands warm.




Wymyśliłam sobie delikatne zdobienie na rękawach, na prawym jest jeden rządek z narzutami, na lewym dwa rządki, ale w sumie nie jestem z tego fragmentu jakoś szczególnie zadowolona, w obecnie dzierganym Piórkowym wymyśliłam coś lepszego (tak, na drutach już 3/4 kolejnego Piórkowego... ^^*~~). Tak w ogóle, to ten Piórkowy miał być cały koralowy, z rękawami 3/4, krótki do talii, no ale... jakoś tak koncepcja zmieniła mi się podczas dziergania a z weną się nie dyskutuje, więc dokupiłam motek czerwieni i jest jak widać. *^o^*
I decided to embellish the sleeves with some [k2tg, yo] rounds but I'm not entirely happy with them. I used something else in the current lightweight pullover (yes, I have about 3/4 of the new pullover's on my needles already...), and I like it more! That pullover was supposed to look a bit different - at first I wanted it to be cropped till waistline, with 3/4 sleeves, only in coral shade, but then I got struck by the idea and just couldn't shake it off my mind. So who am I to argue with Inspiration? I just bought a skein of red yarn and finished the sweater. *^o^*




Mam wielką ochotę na koral tej wiosny, kupiłam nawet trzy nowe koralowe szminki (i wcale mi z tego powodu nie jest wstyd!), *^-^*, na ustach dzisiaj gościła mieszanka Rimmel The One 610 Cheecky Coral i odrobina Maybelline Matte 965 Siren in Scarlet. I, co mnie samą zadziwia, ostatnio podobam się sobie w pulowerach. Z drutów powoli schodzi trzeci Piórkowy, a włóczka na czwarty czeka. A ponieważ one wszystkie mocno grzejące i nie bardzo na wiosnę/lato, to może dokończę bawełniany pulower zaczęty milion lat temu, któremu brakuje chyba tylko kawałka od cycków w górę! Kto wie, kto wie... ^^*~~
I feel like wearing coral colour this Spring, I even bought three new coral lipsticks (and I'm not ashamed to admit it!), *^-^*, today I was wearing Rimmel The One 610 Cheecky Coral and a bit of Maybelline Matte 965 Siren in Scarlet. And, what surprises me a lot, I like myself in pullovers this Spring. I have another lightweight pullover on my needles now and the yarn for the fourth one in the stash. Since these are all very warm sweaters I might even finish the cotton pullover I started ages ago, I believe it only needs the part from the bust line upwards! Who knows what future brings... ^^*~~
***

Kartki z codziennika. Muszę zadbać o większą regularność, bo malowanie sprawia mi to ogromną przyjemność i usiąść do większych projektów, praca akwarelami coraz bardziej mi się podoba!
Journal pages from last week. I must be more regular in drawing because painting makes me happy, and I really want to start making bigger pieces, I love watercolours more and more!









Sunday, May 22, 2016

7,5 kg Joanny mniej

Makneta zapytała mnie ostatnio na Instagramie, jak mi się to udaje, że jem tyle węglowodanów i chudnę. Obiecałam wpis na bloga, bo pomyślałam, że być może nasze doświadczenia przydadzą się innym. No to od początku.

Nie znosimy diet eliminacyjnych. Nigdy nie działały na nas jadłospisy w stylu "nie jedz tego, odstaw zupełnie tamto, owoce tylko do 14:00, nie wolno wieczorem makaronu" itp, itd.... Jeśli kiedykolwiek próbowaliśmy takich diet, od razu niesamowicie chciało nam się właśnie tego, czego dieta zakazywała. Zresztą, większość diet eliminuje właśnie te produkty, które uwielbiamy, a my żyjemy po to, żeby jeść pyszne jedzenie i nie chcemy się umartwiać byleczym i odmawiać sobie tego, co lubimy.

Nasz kolega od kilku lat robi sobie post w czasie Wielkiego Postu. Nie z powodów religijnych, ale dla oczyszczenia organizmu na wiosnę i schudnięcia. I w tym roku Robert zaproponował, żebyśmy też spróbowali. Dla zdrowotności. ^^*~~ Zaczęliśmy w Środę Popielcową 10 lutego.

Zasady, jakie przyjęliśmy były następujące:
- zmniejszyliśmy porcje - od stołu wstajemy najedzeni ale nie przejedzeni, co często wcześniej się zdarzało, bo jak już naobierałam tych ziemniaków i nasmażyłam kotletów, to szkoda było tego nie zjeść do końca... Teraz jak coś zostanie to zostanie, odłoży się na później do odgrzania.
- znacznie ograniczyliśmy spożycie mięsa - nie więcej niż 50 g czerwonego mięsa dziennie, drobiu i ryb wedle apetytu ale bez przesady. Odstawiliśmy zupełnie kupne wędliny.
- zmniejszyliśmy ilość węglowodanów przetworzonych - np.: 50-70 g suchego makaronu na osobę zamiast "ile mi się nasypie do garnka z wrzątkiem"...
- zmieniliśmy białą mąkę pszenną na inne mąki (żytnią, orkiszową, owsianą, pszenną razową, itp), dotyczyło to również pieczywa - pożegnaliśmy się z białym chlebem i białymi bułkami, wybierając takie, które mają jak najwięcej ziaren, z mąki razowej. Spód do pizzy z mąki orkiszowej jest pyyyyszny! *^v^*
- odstawiliśmy zupełnie wszelakie słodycze, słone przekąski, ciasta, oprócz jednego dnia w tygodniu, kiedy pozwalaliśmy sobie na słodki deser albo czekoladę (ale też nie był to dzień obżarstwa po kokardkę! wszystko z umiarem)
- odstawiliśmy alkohol - zniknęło wino czy piwo do obiadu, nie umawialiśmy się ze znajomymi na drinka, Robert odstawił też papierosy.

Dodam jeszcze, że nie musieliśmy odstawiać słodzonych napojów gazowanych, bo tego nie pijamy od lat. Od wielu lat nie jadamy również w fastfoodach ani nie kupujemy dań gotowych (obiadów w słoikach czy zup w torebkach, itp).

Takie były zakazy, a co jedliśmy i nadal jemy?
Właśnie te produkty, które są odżegnywane od czci i wiary przez współczesne sposoby żywieniowe! *^V^* 

Po pierwsze nie wyobrażamy sobie życia bez mleka i jego przetworów, dlatego w naszym jadłospisie jest bardzo dużo mleka (do kawy ale też pitego po prostu), jogurtów, maślanki, kefiru, serów białych, żółtych, pleśniowych, dojrzewających, uwielbiamy fetę, ser typu bułgarskiego, robimy twarożki ze szczypiorem i rzodkiewką na śniadanie a tartym sirene czy parmezanem posypujemy sałatki i zapiekanki. 
Mamy to szczęście, że ponieważ od dziecka pijemy mleko bezustannie, nasze żołądki nie mają problemów z trawieniem laktozy, chociaż już teraz wszędzie można dostać mleko bez laktozy.




Po drugie, kasze, ryże, makarony.  Kiedyś potrafiłam zjeść na obiad paczkę pierogów ruskich albo mięsnych. PACZKĘ! Można sobie wyobrazić, jak bardzo to rozpychało mój żołądek i przyczyniało się do nadmiernych kilogramów. Teraz gotuję odmierzone 50 g suchego makaronu na osobę - na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to BARDZO MAŁO, ale w połączeniu z furą warzyw robi się z tego sycące danie. Stawiamy na różnorodność, dlatego sięgamy po wszystkie dostępne kasze i ryże, Robert najbardziej lubi gryczaną, ja pęczak, ryże kochamy wszystkie, a naszym odkryciem jest smak ryżu czerwonego i czarnego, bo kiedyś jadaliśmy przede wszystkim białe: ryż japoński, basmati i arborio. 




Po trzecie, warzywa. Na jeden posiłek przypadają u nas dwa, trzy rodzaje warzyw na ciepło (np.: pieczonych z czosnkiem, ziołami i oliwą albo ugotowanych na parze) oraz dwa, trzy rodzaje warzyw surowych i/lub piklowanych. Jeśli czytaliście moje wpisy z Miskami Buddy (tu i tu), to wiecie, jak komponuję takie posiłki - wyciągam puszki z fasolą, soczewicą lub kukurydzą, piekę bataty, marchew, pieczarki, trę marchew na surówkę, kroję ogórki i pomidory, miksuję awokado na guacamole albo robię hummus z cieciorki, wszystko według naszego smaku. Taką miskę warzyw uzupełniam sosami (pomidorowym, łagodną ljutenicą czy ajwarem, ostrą harissą lub koreańską pastą gochujang, dressingiem na bazie oliwy albo jogurtu/majonezu - tak, nie boimy się majonezu! ale nie używam gotowych kupnych sosów), serem, tofu (bo lubię nadawać mu smak przyprawami), czasami mięsem, orzechami, pestkami, kiełkami.  Chętnie zaglądam na blogi wegetariańskie i wegańskie w poszukiwaniu pomysłów na posiłki, które czasami stanowią uzupełnienie kawałka mięsa czy ryby na naszym talerzu, a czasami zjadamy w wersji oryginalnej.




Po czwarte, mięso. Jadamy mięso, ale duuuuuużo mniej niż kiedyś. Na początku rzeczywiście ograniczaliśmy się do 50 g dziennie, chociaż nie oznacza to, że jedliśmy codziennie to 50 g, to mogły być dwa dni bezmięsne a trzeciego dnia zjadaliśmy 150 gramowy stek albo klopsiki. Teraz już tak ostro nie trzymamy się takiej ilości, ale mięso jadamy może trzy razy w tygodniu - trzy razy, czyli trzy posiłki z mięsem na tydzień, a nie trzy dni pełne mięsa na każdy posiłek. Robert częściej, ja rzadziej.
Bardzo szybko przekonaliśmy się, że stwierdzenie "jak nie zjem mięsa na obiad to jestem głodny" to bzdura, która siedzi w naszej głowie! Można zjeść pyszny sycący bezmięsny obiad i nie być głodnym! 
Dodatkowo, zupełnie inaczej teraz podchodzę do zakupów - kiedyś najpierw wybierałam mięsa na cały tydzień a potem dodatki do nich. Zmienił się mój sposób postrzegania obiadu - to już nie jest mięso plus ziemniaki plus dodatek warzywny.  Teraz nie ma u nas pojęcia "dodatki" do obiadu, bo każde warzywo, ser, sos, mięso czy ryba jest równorzędnym elementem posiłku. Kupuję różne warzywa - świeże, mrożone, puszkowane, a mięsa wybieram bardziej świadomie i dzięki temu, że jemy go niewiele i rzadko, możemy sobie pozwolić na droższe dobrej jakości wołowe steki czy kurczaka z wolnego wybiegu, co przyczynia się do lepszego smaku tego mięsa, zdrowszych posiłków i co nie jest bez znaczenia - jest lżejsze dla naszego portfela! 




Po piąte, ryby. Tych tak samo jak warzyw sobie nie odmawiamy i nie ograniczamy ilości, chociaż zmniejszenie porcji spowodowało, że już nie mamy potrzeby zjadania wielkich porcji ryby, bo pamiętajmy, że obiad z rybą zostanie dopełniony furą warzyw w różnych postaciach! Ryby jadamy smażone w panierce (tak, tak!), smażone zanurzeniowo, pieczone (chociaż te rzadko, bo wolimy smak ryby smażonej), wędzone, marynowane, w oleju, w sałatkach. Kupujemy też ryby w puszkach.




Na zdjęciach powyżej macie przykłady naszych obiadów/kolacji. Jadamy też zupy. Na śniadania jadamy jajecznicę, jajka sadzone lub na miękko, zawsze z dodatkiem surówki (pomidory, ogórki, sałata, kiełki), twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, sałatki wielowarzywne z dodatkiem fety, płatki z mlekiem, jaglankę lub owsiankę z owocami i miodem, kanapki z serem czy domową pastą. Nie jadamy pięciu małych posiłków dziennie, jak zalecają różne diety, jadamy wtedy, kiedy jesteśmy głodni. Zazwyczaj oznacza to śniadanie, potem coś niewielkiego (owoce, kanapka, batonik), obiad i kolacja, czasami ze słodkim deserem albo owocami/orzechami. Nie jadamy ostatniego posiłku o 18:00, ale wtedy kiedy nam on wypadnie - Robert wraca z pracy o różnych godzinach i dostosowujemy posiłki do tych godzin i do stanu naszego głodu.
Będąc w gościach nie robimy scen na widok podanych potraw, które niekoniecznie pasują do naszego stylu żywienia, po prostu nakładamy sobie małe porcje, zjadamy podany deser i potem w domu wracamy do naszego jadłospisu. To pozwala nam prowadzić normalne życie towarzyskie, bo nie musimy odmawiać spotkań w kawiarni czy restauracji albo odrzucać zaproszenia na obiad w czyimś domu. Ponieważ z założenia jadamy wszystko, to zawsze możemy znaleźć w menu coś dla siebie.




Od Wielkanocy złagodziliśmy nasze ostre zasady żywieniowe, ale co ciekawe nadal powoli tracimy na wadze. Pozwalamy sobie na deser po obiedzie nie tylko raz w tygodniu, czy kieliszek wina czy piwa do posiłku. Nie rezygnujemy z kawy i ciastka w kawiarni, kupujemy sobie lody podczas weekendowego spaceru. Nie powoduje to, że mamy ochotę rzucić się na słodycze i naobżerać za wszystkie czasy - to jest właśnie zaleta takiego sposobu żywienia, ponieważ nic nie jest definitywnie zakazane, to zawsze możemy sobie pozwolić na zjedzenie tego, na co mamy ochotę, i nawet niewielki kawałek wystarcza na zaspokojenie tej ochoty!
Zaczęła się wiosenna obfitość warzyw i pojawiają się nasze rodzime owoce, co jeszcze bardziej urozmaica nasze jedzenie. Po czterech miesiącach na dobre pożegnałam 7,5 kg, a Robert 10 kg. Zgubiłam 4 cm w obwodzie uda. Rozpoczynając "odchudzanie" nie mieliśmy żadnego konkretnego celu utraty wagi, do którego chcieliśmy dążyć, i nadal go nie mamy. Zaczęliśmy z ciekawości, co nam da taka zmiana żywieniowa i tak nam się spodobało, że już nie chcemy wracać do poprzedniego stylu życia kulinarnego. Utrata kilogramów była miłym dodatkiem, tym bardziej, że tendencja ta się utrzymuje a my polepszamy nasze sylwetki i zdrowie. Myślę, że kiedyś waga stanie w miejscu, ale nawet gdyby to stało się na tym etapie, to byłabym zadowolona, bo czuję się teraz z samą sobą idealnie. *^v^* Nawet po dużym warzywno-nabiałowym posiłku czuję się lekka i zdrowsza. Jak mam ochotę, to zjadam kawałek ciasta albo czekolady, i nie robię sobie z tego powodu wyrzutów.




W pierwszym miesiącu zgubiłam 4 kilogramy. Wtedy wróciłam do marszobiegów (5 km i więcej, co drugi dzień) i uprawiałam je przez dwa tygodnie aż poważnie uszkodziłam sobie piętę (perfidne obuwie!) i musiałam przerwać na zaleczenie rany. Potem jakoś już nie zaczynałam po raz drugi, bo zaraz mieliśmy wyjechać na wakacje i nie chciałam znowu poobcierać sobie nóg przed wyjazdem. Robert przez ten cały okres nie uprawiał systematycznych ćwiczeń. Można więc powiedzieć, że nasza utrata wagi jest wyłącznie zasługą zmiany sposobu żywienia. Rozważamy powrót do regularnych ćwiczeń, być może nawet powrót na siłownię, ale wtedy będziemy musieli bardziej naukowo podejść do naszego sposobu odżywiania i dobrze zbilansować nasze posiłki, bo organizm ruszający się w ograniczonym stopniu wymaga innego żywienia niż organizm budujący tkankę mięśniową podczas wzmożonego wysiłku.


Na koniec niespodzianka - zupełnie autorski pomysł na przepyszną marchewkę, jaki nam się udało wczoraj stworzyć na kolację. *^v^* Pomysł był Roberta, ja tylko dodałam łyżkę masła orzechowego!




Danie najlepiej robić w woku na dużym ogniu. 
Marchew (1 duża sztuka na osobę) tniemy w spiralki spiralizerem albo ścieramy na tarce (chodzi nam o długie cienkie pasma). W woku rozgrzewamy dwa chlusty oliwy z kawałkiem masła, i podsmażamy dwa pokrojone w plasterki ząbki czosnku (do zrumienienia) i trochę świeżo zmielonego pieprzu. Dodajemy łyżeczkę masła orzechowego i czekamy chwilę, aż się rozprowadzi w oliwie. 
Dorzucamy startą marchewkę i garść posiekanych liści bazylii, i szybko mieszając smażymy kilka minut, cały czas na dużym ogniu. Marchewka ma pozostać pół-chrupiąca, więc warto próbować na bieżąco.
Marchewkę zjedliśmy ze szparagami zawiniętymi w szynkę parmeńską i obsmażonymi kilka minut na patelni grillowej.
Smacznego!

EDIT: Kilka miesięcy po zamieszczeniu tego wpisu trafiłam na interesujący tekst o gęstości odżywczej, być może to jest jeden z aspektów który po naszej zmianie sposobu odżywiania się przyczynił się do spadku wagi. *^v^*

Friday, May 20, 2016

Wracam

Jestem z powrotem.
Życie potrafi być całkiem paskudne i czasami sprawdza się powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami. Nagła śmierć mojego taty to niestety tylko jedna strona tej parszywej monety. Drugą okazała się choroba Rysia.
Na początku maja zauważyliśmy, że Ryś kuleje na tylną łapę. Błyskawicznie zrobiliśmy mu serię badań i niestety okazało się najgorsze - nieoperacyjny nowotwór złośliwy, który rozwinął się bardzo szybko. Nie chcę się wdawać w szczegóły, na razie Ryś jest na sterydach i będzie nimi wspomagany tak długo, jak długo będą mu dawać ulgę w bólu. Kiedy okaże się, że więcej nie możemy dla niego zrobić, oszczędzimy mu cierpienia i się z nim pożegnamy. 
So, I'm back here.
Life's a bitch sometimes and my father's sudden death wasn't the only sad thing that happened to us in May. At the beginning of the month Ryszard started to limp with his hind leg. We quickly did all the tests and the outcome was a terrible piece of news - cancer that cannot be operated. I don't want to go into details but now Ryś in on steroids that help him ease the pain and boost his appetite. We will help him in this way as long as necessary and when his time comes we'll say goodbye so he wouldn't suffer.

Przez ten tydzień miałam wiele bardzo trudnych momentów, ale mimo wszystko starałam się żyć normalnie. Wieczorami zajmowałam ręce drutami i mam prawie skończonego Drugiego Piórkowego w kolorze koralowym (z niespodzianką, bo w trakcie dziergania zmieniła mi się koncepcja swetra ^^). Poza tym dokupiłam jeszcze jeden kolor Dropsa i jest to najpiękniejsza szarość jaką widziałam, numer 03. Ponieważ na razie nasz wyjazd jest niemożliwy ze względu na chorobę Ryszarda, to wracam do normalnego blogowania. 
I had many difficult moments this past week but I tried to go on normally. In the evenings I kept my hands occupied with knitting and I've almost finished the second lightweight pullover, the coral one (with a twist, I changed the idea for this sweater as I went ^^). I bought another colour of that Drops yarn and it's the most beautiful medium dark grey I've ever seen, nr 03. Because we had to postpone our Japanese holidays until no idea when, I'm going back to normal blogging for now.

***

Kartki z codziennika. Nie rysowałam każdego dnia, ale starałam się nie odkładać szkicownika na dłużej.
Daily journal pages from the past two weeks, I skipped some days but I tried not to abandon drawing altogether.








 

Saturday, May 14, 2016

...

Człowiek może sobie robić plany, a życie i tak zaplanuje po swojemu.
Na przykład ja jeszcze w listopadzie 2015 zaplanowałam sobie, że od 17 maja zaproszę Was na Fumy Turystyczne, żebyście towarzyszyli nam każdego dnia podczas naszego trzytygodniowego pobytu w Japonii. Niestety, w piątek niespodziewanie zmarł mój tata i nasze plany musiały się zmienić.
Pomyślałam, że dam Wam znać, żeby nagle nie zaległa głucha cisza na blogach bez wyjaśnienia. Do Japonii na pewno pojedziemy, ale na razie musimy ogarnąć kilka spraw rodzinnych.
Wyłączyłam komentarze pod tym wpisem, bo choć wiem, że przesłalibyście mi mnóstwo ciepłych słów i wsparcia, to na razie nie potrafię czytać takich komentarzy bez rozklejania się...
Życie musi toczyć się dalej i niedługo tu do Was wrócę.

Thursday, May 12, 2016

CPDPS

Zgodnie z wolą ludu powstała właśnie spontaniczna akcja dziergania piórkowych sweterków! *^V^*
Razem z Dorotą serdecznie zapraszam do przyłączania się, w końcu w każdej szafie jest potrzebny prosty lekki ciepły sweterek, jeden, dwa a może nawet cztery?... ^^*~~ A takie sweterki robi się szybko i przyjemnie.

Szczegóły akcji na blogu Knitolog w podróży. Tam pod wpisem zostawiajcie swoje zgłoszenia. Żeby się przyłączyć nie trzeba mieć bloga.




 Zachęcam też do dołączania do grupy CPDPS na Ravelry.


http://www.ravelry.com/groups/cpdps

A u mnie na drutach a jakże - następny Piórkowy! *^o^*

Monday, May 09, 2016

Chiński Ogród

Korzystając z pięknych okoliczności przyrody wybraliśmy się w niedzielę do Parku Łazienkowskiego, żeby sfotografować niedawno uszytą sukienkę (nie, nie tę o której wspominałam w poprzednim wpisie) w Ogrodzie Chińskim. Spacer zaczęliśmy od zakupienia obwarzanków! *^v^*
It was such a beautiful weather yesterday so we went for a walk in the park, to take photos of the recently sewn dress (not the one I mentioned in last post) in the Chinese Garden. We started with buying obwarzanki at the park's gate! *^v^*




Ku mojemu rozczarowaniu cały Chiński Ogród składa się z dwóch altanek i jednego kamiennego mostka nad potoczkiem, a dookoła nasadzono krzaki azalii... No, ale w sumie nie wiem, czego się spodziewałam, że jak duże to będzie...
To my surprise the whole Chinese Garden consisted of two arbours and a stone bridge over a stream, with azalea bushes around. Well, I didn't know what I expected but I apparently expected more...






Nie wiem, czy pamiętacie moje materiałowe zakupy na Etsy z zeszłego roku - ten materiał był jednym z przybyszów z dalekich Chin. Mieszanka bawełny z lnem, z przewagą lnu jak podejrzewam, bo gniecie się to jak szalone, ale jest lekkie i przewiewne. Postanowiłam spróbować ten piękny motyw kwiatowy biegnący wzdłuż jednego z brzegów tkaniny i postawiłam na prosty kształt, biorąc na warsztat model 115 z Burdy 04/2016.
You may remember my fabric shopping on Etsy last year - this one was one of the newcomers from the far China. It's a mixture of cotton and linen, with more linen as I presume because it creases like crazy, but it's light and airy. I decided to try to expose this beautiful flower border that goes along one side and I chose the simple shaped dress 115 z Burdy 04/2016.




Wiem, mój krój zupełnie nie przypomina tego Burdowego. A to dlatego, że ja nie noszę prostych worków, więc wziąwszy wykrój taki jak poniżej zmodyfikowałam go sobie - wcięłam go w talii i rozszerzyłam od bioder.
I know, my dress does not immediately recall the Burda's one. It's because I don't wear rectangular clothes so I modified the pattern - I created more fitted waistline and added some fullness to the skirt from the hip line.




Sukienka nie jest zupełnie przy ciele, dzięki temu bez dodatku suwaka czy guzików mogę ją wygodnie zakładać i zdejmować, ale jest wystarczająco jak na mój gust dopasowana, żeby nie być już dwoma prostokątami. Na plecach (które nie załapały się na zdjęcie) ma dekolt w serek i paseczek zabezpieczający zsuwanie się sukienki z ramion, ale moim, zdaniem nie jest on niezbędny.
The dress is not totally clinging, so it's comfortable to put on and off without the zipper or buttons, but it's fitted enough for my taste not being just two rectangles. There is a V-neck at the back and a short ribbon to keep the dress from falling off the shoulders but in my opinion it's not necessary, at least in my shape of a dress.




Jeśli ktoś chciałby sobie tę sukienkę uszyć, to bardzo polecam, jest bardzo łatwa nawet dla początkujących krawcowych, to tylko dwie zaszewki pod biustem, dwa szwy boczne idące przez całą długość sukienki i podłożenie dekoltu, rękawów i dołu, szybki i przyjemny projekt na kilka godzin pracy i już mamy co założyć na niedzielny spacer! *^v^*
If you like this pattern I highly recommend it, it's very quick and easy to sew even for the beginner seamstresses, and comfortable to wear. *^v^*




Na ustach miałam dzisiaj mieszankę moim dwóch ulubionych szminek - Max Factor seria Marilyn Monroe Berry Red i Avon Matte Vibrant Melon.
On my lips I have my recently two favourite lipsticks -  Max Factor Marylin Monroe series Berry Red and Avon Matte Vibrant Melon.




A tu zdjęcie, które niedługo będzie się często przewijało w relacji wakacyjnej - okazało się, że buty nienoszone jeszcze w tym sezonie postanowiły obetrzeć mi moją prawie zagojoną lewą piętę, więc nieodzowny był postój i nalepienie plasterka!...
And here is the photo that will be see often in a few days from our holidays - it turned out that the shoes I didn't wear for a few months decided to hurt my healing left heel, so the band aid was a must at that stage!...




Po opuszczeniu Łazienek poszliśmy sobie dalej na Powiśle i na obiad wstąpiliśmy do baru "Pod Mostem", usytuowanego właśnie pod mostem Poniatowskiego. Posililiśmy się tam makaronem z kurczakiem i grzybami, i zimnym piwem!
After we left the park we went on for a walk and decided to eat lunch at "Under the Bridge" restaurant which is in fact under the Poniatowski Bridge, We had pasta with chicken and mushrooms and cold beer!







Knitolog pytała w komentarzu, jak się odważyłam rysować w miejscu publiczny - a ja to zrobiłam ponownie! *^V^* Jak? Po prostu siedząc przy stoliku wyjęłam szkicownik i ołówek, a potem poprawiłam szkic cienkopisem i podmalowałam akwarelami, o! Zrobiłam szybki szkic baru w Pod Mostem, takie moje wprawki z widzeniem perspektywy. Trochę mało szczegółów, spieszyłam się, bo mi mąż zaczynał drzemać po obiedzie i już trzeba było ruszać dalej na lody!
Knitolog asked me how did I manage to draw in the public - and I did it again! *^V^* How? I just took out the sketchbook and pencils, and started to draw. Then I added the contours and colours with watercolours. I did a quick sketch of the restaurant's bar, just testing my abilities to see the perspective around me. I didn't add many details because time was of the essence - Robert was starting to doze off and we needed to go on and have some icecream!





A lody kupiliśmy w Fabryce Lodów Tradycyjnych, polecamy szczególnie solone karmelowe! Chociaż czy były one warte 4,5 zł za kulkę to nie wiem.....
Here's where we bought the icecream, a very tasty salted caramel flavour, but a little pricy...




I potem złapał nas niewielki deszczyk i postanowiliśmy już wrócić do domu. Taka to była niedziela. *^o^*
Then a light rain caught us and we decided to go back home. That was our Sunday. *^o^*

Sunday, May 08, 2016

Człowiek człowiekowi zgotował ten los...

Powiem Wam, że to nieludzkie, zostawić człowieka bez włóczki na weekend!... A tak mi zrobiono, w piątek liczyłam na odebranie z poczty przesyłki z nowymi kolorami Dropsa, pomysły na dwa nowe sweterki gotowe do realizacji, ale niestety moja paczka przyszła do urzędu zbyt późno i muszę poczekać do poniedziałku, wrrrr......
Oczywiście mam w domu inne włóczki, mam pozaczynane różne projekty, ale same rozumiecie, ja chciałam właśnie tamte, ja się nastawiłam!..... 
Dziewczyny dziergające Sweterki Piórkowe - machajcie drutami po dwakroć za siebie i za mnie, a ja dołączę w poniedziałek!

Let me tell you about the unhuman behaviour - how can you leave a person without a yarn for a weekend?!..... And that's what happened to me, I thought I'd have my ordered yarn delivered on Friday but it arrived so late to my post office, a minute before closing time, and they didn't even send me the text message to come pick it up, and I have to wait till Monday.......
Of course I have other yarns at home, I even have some projects on the needles already started but I wanted THOSE yarns and THOSE new projects!.... 




W piątek za to dotarły do mnie markery, które wygrałam w konkursie książkowym u Knitologa. Są cudne, zwiewne i delikatne, jakże pięknie prezentowałyby się na drucie obok powstającego nowego Piórkowego, ech... Na razie pokazuję na płasko, a w przyszłym tygodniu zostaną użyte.
Z tej złości przeczytałam całą książkę i uszyłam sukienkę, ale wymyśliłam sobie, że tę pokażę Wam już w okolicznościach wakacyjnych za kilka dni! *^v^* Poza tym, po raz pierwszy w sezonie kupiłam rabarbar i upiekłam ciasto - słodką drożdżową roladę z przesmażonym z cukrem rabarbarem i resztką domowego dżemu truskawkowego w środku. 
On Friday I received a set of knitting markers that I won in a book contest over at Knitolog's blog. They are light and pretty and I wanted to show them on a needle in a new project, but well, they must wait till next week I guess. I was so angry that since Friday I read the whole novel and sewn a new dress, I'll show it to you in a few days in my holidays scenery! *^v^*
I also bought rhubarb for the first time this season and made a simple yeast cake with it, adding some homemade strawberry jam too.




 ***

Cały czas jesteśmy zakochani w Miskach Buddy, podrzucam Wam kilka pomysłów z naszych ostatnich obiadów:
We are still in love with Bhudda Bowls, here are some ideas from our recent diner:

Fasolka w pomidorach (z puszki), pieczone bataty, duszona młoda kapustka, szparagi i jajko sadzone.
Beans in tomato sauce (canned), baked sweet potatoes, stewed young cabbage, asparagus and fried egg.


Buraczki upieczone a potem starte i duszone chwilę z przyprawami, brokuł ugotowany na parze, do tego duszone grzyby i surówka.
Baked beets that I later shredded and stewed with some spices, steamed broccoli, then those mushrooms and this salad.



Gotowane na parze: brokuły, szparagi, pak choi, bataty i marchew, do tego surowa papryka, czarny ryż, ogórek małosolny, ser owczy sirene i lutenica.
Steamed: broccoli, asparagus, pak choi, sweet potatoes and carrots, then fresh red pepper, black rice, pickled cucumber, lamb's cheese and lutenica.



***

I na koniec kartki z codziennika z zeszłego tygodnia. Pierwszy raz odważyłam się rysować w terenie i jedna z nich powstała w kawiarni podczas przerwy w zakupach. ^^*~~
Last week's journal pages. For the first time I was brave enough to draw in public and one of the pages was created in a cafe while we took a break in shopping. ^^*~~