Saturday, June 29, 2013

Mniam, mniam!

Obiady z tego tygodnia. / This week's lunches.

Schab pieczony w ziołach, z pomarańczami i sosem chilli z ananasem; ogórek konserwowy;
oliwki na ostro; ryż zawijany w liście shiso; gari shoga. 

Kurczak w ziołach; arbuz; burak liściowy z dressingiem azjatyckim;
muszle makaronowe z sosem pomidorowym, tymiankiem i melisą; marynowana czerwona kapusta;

Brzoskwinia paraguayo; ryż z piklowanymi kwiatami sakury;
bakłażan duszony w paście miso z mielonym indykiem; kiełki fasoli mung, takuan.













Klopsik wieprzowy; czereśnie;
makaron z cukinią, pestkami granata i kolendrą; domowe tsukemono z komatsuny.


Saturday, June 22, 2013

Anais

As I promised, here are the photos of my mohair poncho - Anais. I used the Kim Hargreaves's pattern Aimee but I made it from the top down and adjusted the size to me, trying it on as I went. The yarn is a mohair from the old stash of my friend's MiL, a very soft one in a pretty dark cornflower blue. I still have some of it left, just for a short vest maybe? We'll see. *^v^*
青いポンチョを編み終わりました。これはモヘアで編みましたが、それでとても暖かいです。秋にこれを着る予定です。すこしその毛糸もあります。もしかしたら私は小さいジレーを編むかもしれません。*^v^*


Ryzykując śmierć z przegrzania, przyoblekłam dziś moją mohairową narzutkę i oto obiecane zdjęcia - poznajcie Anais.


Wzór/Pattern: Aimee (Kim Hargreaves)
Włóczka/Yarn: Mohair
Druty/Needles: 4 mm


Ten wzór miałam w kolejce od dawna, ale jakoś wciąż nie mogłam znaleźć odpowiedniej włóczki, a tu znienacka Squirk sprezentowała mi kilka motków chabrowego mohairu ze starych zapasów jej Teściowej i przypasowały mi do tego projektu. Bardzo szybka robótka, zajęła mi niecałe 3 dni. 


Moje modyfikacje - oryginał robi się od dołu, natomiast ja zaczęłam od góry, przeliczając sobie oczka, zszywając połówki w trakcie roboty i przymierzając, dzięki temu poncho wyszło mi dopasowane - widziałam na zdjęciach, że w wielu realizacjach odstaje na boki jakby było trochę za duże tylko na samym dole i chciałam uniknąć tego efektu. (Inaczej to wygląda, jeśli ktoś wydzierga celowo za duże poncho, a inaczej, jeśli tylko kawałek robótki jest za duży, wtedy to wyraźny błąd dziergającego.)

 


***

I jeszcze obiady z tego tygodnia, nie miałam czasu na ozdabianie, bo biegałam na rehabilitację.

Makaron z sezamem;
gulasz z jagnięciny z rabarbarem; takuan, cebulki, korniszon.


Schab pieczony w ziołach, pomarańcza; piklowana czerwona kapusta;
ryż z sezamem; jajko marynowane w paście miso.


Kurczak pieczony; japońska marynata z komatsuny;
ryż, shiso, kwiaty sakury marynowane w soli i occie z ume boshi.

Thursday, June 20, 2013

Na upały - mohair!

Yesterday we celebrated our wedding anniversary in a sushi restaurant, first time since coming back from Japan, and it was a good choice because we had a delicious meal and we are definitely going to visit this place again. *^v^* 
While waiting for the new bamboo yarn for the Summer projects I made a mohair poncho, photos hopefully during the weekend, maybe the temperatures drop a bit then.

きのう、結婚記念日がありました。夫とおいしい寿司を食べにいきました。
今日は竹の毛糸を買いました。いま新しい夏のプロジェクトを始まることができます。



Świętowaliśmy wczoraj rocznicę ślubu i w ramach odświętnego obiadu wybraliśmy się do Soto Sushi na warszawskim Ursynowie. To nie była łatwa decyzja, bo od pobytu w Japonii ani razu nie jedliśmy sushi tu w Polsce. Powód? Wysokie ceny za mizerny wybór kilku ryb z mrożonki.
Wiem, że inaczej się nie da, bo Warszawa to nie port nadmorski, i nie mogę się spodziewać takiej różnorodności świeżych ryb i owoców morza, jakie jedliśmy w Tokio, więc po prostu nie mieliśmy do nikogo pretensji i sushi odpuściliśmy sobie na dwa lata w ogóle.
Ale wczoraj postanowiliśmy się przełamać i spróbować. I o Soto Sushi mogę się wypowiedzieć w prawie samych superlatywach! *^v^* "Prawie" bo po pierwsze, nie dostaje się mokrych ręczniczków do wytarcia rąk (przyzwyczaiłam się do nich w Inabie i teraz zawsze oczekuję, że będą podane w japońskich restauracjach... ^^), no i drugi raz nie zamówimy tam nigiri - mała porcyjka ryżu z kawałeczkiem łososia, tuńczyka albo ryby maślanej, nuuuuuuuudaaaaaa...... Za to wybór maki jest ogromny, a na zdjęciu poniżej (komórkowe, dlatego takie sobie) coś, co nas zachwyciło smakowo - tamago maki z krewetką w tempurze na ostro! ^^*~~
Od razu obiecaliśmy sobie, że jak tylko finanse pozwolą, to wracamy tam na większą ucztę. Jedzenie było pyszne, obsługa przemiła, oprócz sushi zamówiłam sałatkę z ananasem (dostaje się ją również jako mały poczekalnik), a to co widzicie na zdjęciu udekorowane pięknym kwiatem to wielka jak pięść góra marynowanego imbiru, kiełków, surówki z glonów wakame i hijiki - na tym Soto nie oszczędza! (szczerze mówiąc, tego imbiru podawałabym nawet dużo mniej, bo ponad połowę zostawiliśmy i poszło do wyrzucenia, tego się nie zjada łyżkami... ^^).



Kontynuując temat jedzenia, póki jeszcze sezon trwa chcę Wam polecić gulasz jagnięcy z rabarbarem z czerwcowego numeru "Magazynu Kuchnia" (podobno równie pyszny wychodzi z mięsa wieprzowego). Rozważam, czy nie zamrozić kilku łodyg rabarbaru, żebyśmy mogli cieszyć się jego smakiem w zimowe miesiące. *^o^*



Oprócz gotowania i jedzenia - dziergałam. Wiem, upały chyba za bardzo dały mi się we znaki, bo właśnie wczoraj skończyłam... mohairowe poncho! *^w^* Nie pytajcie, jak mi się udało utrzymać mohairową robótkę w rękach i na kolanach w 30 stopniach, może ratował mnie fakt, że mieszkam na parterze, a tu zawsze mam chłód bijący od piwnicy, więc nasze mieszkanie nie jest aż tak nagrzane. Postaram się pokazać gotowy produkt w weekend, o ile nie umrę z przegrzania, kiedy założę moje poncho do zdjęć... ^^*~~

Zrobiłam go z bardzo dziwnej włóczki, którą dostałam od Squirk (bardzo dziękujemy!) - motki ze starych zapasów w przepięknym kolorze (na zdjęciu wyszedł dużo za jasny, w rzeczywistości to piękny ciemny głęboki chaber), a na metce informacja jak widać: "mohair 100%, made as in Scotland". *^v^* Motki były małe, po 25 g, bardzo mięciutkie, nie wiem, jaki miały metraż, ale przerabiałam je na drutach 4 mm. 


A robiłam to poncho, bo musiałam zająć czymś ręce w oczekiwaniu na włóczkę bambusową na nowe letnie projekty! *^o^* Jasny wrzos będzie na Striped Tee, a ciemny wrzos na bolerko Die Cut Vest. Trochę oszukałam się na pierwszym kolorze, bo na zdjęciu na stronie Fastrygi wygląda on na jasny brudny róż, a na żywo jest jasnym fioletem, ale cóż, takie są uroki kupowania przez Internet, ten kolor też mi się podoba.
Jestem bardzo ciekawa tego bambusa, pierwszy raz mam do czynienia z tego rodzaju włóknem i jest ono w mojej ulubionej 'cienkości' - 100 g/440 m! ^^*~~ Czy któraś z Was robiła już projekty na drutach albo szydełku z włóczki Alize Bamboo Fine? 
Jak tylko zaczną działaś proszki przeciwbólowe, wrzucam nowe robótki na druty! (moja ręka chyba na znak protestu, że kończymy jutro pierwszą partię rehabilitacji, zaczęła dzisiaj bardzo mocno boleć i drętwieć, ech...)


Friday, June 14, 2013

Dużo jedzenia wszelakiego

Dzisiaj dużo jedzenia - najpierw obiady z tego tygodnia:

Ogórek konserwowy, klopsiki, pestki granata;
ryż z kwiatami sakury, domowe tsukemono z azjatyckich sałat.



Ryż z czarnym sezamem i shitake; kapusta pekińska i pak choi;
sałatka ze szparagów, truskawek i paluszków krabowych z sosem sojowym.



Chirashizushi;
marchewki i fasolka szparagowa z masłem i sezamem; truskawki i kalarepka.



Flądra w sosie teriyaki; szparagi ze smażonymi krewetkami i ośmiornicami; 
jajko marynowane w paście miso; ryż;  takuan.



Sałatka ziemniaczana ze śmietaną i szczypiorem;
białe kiełbaski grillowane z dodatkiem słodkiej papryki wędzonej; marynowane korniszony, cebulki i marchewka.



A poniżej bonus - śniadania, jakie robi sobie w tygodniu mój mąż, zanim wyjdzie do pracy. *^o^*











I deser, jaki Robert zrobił dla nas dzisiaj po kolacji - truskawki z sosem z jogurtu z miodem, octem balsamicznym i świeżą miętą, pyyyyycha! *^o^*~~~


Zostawiam Was z tymi pysznościami, miłego weekendu! *^v^*~~~

Thursday, June 13, 2013

Jak piórko...

I managed to ask my husband in the morning to take some photos of me in my finished recently cardigan. I reknitted the collar and now I'm completely happy with it、it's small and light, and I love the malachite colour of the cotton yarn. My next project is olive green. *^v^*
新しいセーターを終わりました。それは軽くて、小さくて、緑色が好き。さいきん、緑と
青いは私の一番好きな色です。次の編み物はオリーブ緑色です。*^v^*


Udało mi się z samego rana wyprosić u biegnącego do pracy męża kilka zdjęć - oto ja w wersji Kobieta-Mucha o poranku i mój Midori w ostatecznej wersji, po poprawieniu kołnierza już nic mi się nie ściąga, za pierwszym razem nabrałam za mało oczek...


Wzór/Pattern: zainspirowana/inspired by Featherweight Cardigan
Włóczka/Yarn: Anilux Sonata malachitowa
Druty/Needles: 3 mm


Szybka robótka, chociaż dla niektórych może zbyt monotonna - prawe i prawe, i prawe.... Ale dobra przed telewizor. *^v^* Dla urozmaicenia ściągacze zrobiłam nietypowe: R1- o.p., R2- o.p., o.l., przy rękawach tylko na 4 rzędy. Sweterek jest mały i lekki, idealny na aktualną pogodę (podobno chwilowo skończyła się pora deszczowa! *^-^*~~~). Konstrukcja bardzo prosta - raglan z otwartym przodem, do którego po zakończeniu całej robótki dorabiamy kołnierz preferowanej szerokości. Całość jest ładnie modyfikowalna, możemy zrobić sweterek króciutki albo bardzo długi, to samo dotyczy rękawów, a i z kołnierzem można poeksperymentować, dla urozmaicenia zmieniając rodzaje ściegów.
Żałuję, że Sonata (i Virginia) zniknęły z rynku, lubiłam obie te bawełny, odpowiadały mi dużą gamą kolorystyczną i grubością, a raczej cienkością, bo moje ulubione druty to 2,5 - 3 mm. *^o^* 


Wednesday, June 12, 2013

"Truskawkowe pole rośnie wokół mnie!"

Strawberry season is in full bloom, they are the cheapest and the tastiest now. I eat them raw and make jams to enjoy them in the Autumn and Winter times. *^v^*
今はいちごの季節です!
いちごは一番安くて、一番甘いです。 
毎日たくさんの生のくだものを食べます。も秋と冬の季節のためにジャムとジュースを作ります。

***

Wiem, że to było marchewkowe pole, ale z marchewek nie robię przetworów, a z truskawek tak. 
*^-^*~~


Pierwsze od lewej - przepis mojego autorstwa - Truskawki w syropie

- 1,5 kg truskawek pokrojonych na ćwiartki
- 750 g cukru
- 400 ml soku jabłkowo-porzeczkowego
- sok z 1 cytryny
Gotować razem ok. 30 minut, zlać do słoiczków, zakręcić, pasteryzować w piekarniku 20 minut/120 stopni. Truskawki puszczą dużo soku, nakładając je do słoiczków starajmy się zagarniać głównie owoce, a część soku możemy zlać osobno i mamy butlę truskawkowego syropu do zimowej herbaty! *^o^*

Sięgnęłam też po sprawdzone przepisy innych gospodyń i zrobiłam dżem truskawkowo-ananasowy z rumem! *^v^*
No dobrze, nie z rumem, tylko z maderą, bo ją akurat miałam, ale też pyszne.
Oraz trzy słoiczki błyskawicznego dżemu z truskawek z żelfixem - na 1 kg niepokrojonych truskawek dałam 1/2 opakowania żelfixu Dr. Oetkera (20 g), zagotowałam, dosypałam 300 g cukru, zagotowałam ponownie, przełożyłam do słoiczków.
Soków i dżemów nie pasteryzowałam, tylko nalewałam gorące i zostawiłam do ostygnięcia do góry nogami (dżemy) albo normalnie (soki). 

Bardzo się cieszę, że w tym roku nie przegapiłam sezonu truskawkowego, teraz będę się już tylko objadać świeżymi owocami, a następne w kolejce do słoiczków będą chyba wiśnie?...


PS.: Sprułam nieszczęsną listwę w zielonym sweterku i zrobiłam na nowo, może jutro złapię męża przed pracą, żeby mi zrobił kilka zdjęć. *^o^*

Saturday, June 08, 2013

"To frog or not to frog"

To frog or not to frog, that is the question many knitters ask themselves every day. If you're not happy with the final result it's better to rip the stitches than to wait for I-don't-know-what and not wear the completed garment. I should frog the collar on the Featherweight Cardigan, because it pulls the lapels. I'm also not extatic about my next project - the neckline is too high. But it's so difficult to make up your mind and get to it!... I'd rather start a new project than frog the old one. 
And I cannot start a new project because I have some ideas for cotton and all I have in my stash now is wool. I guess I'm in on the knitting crossroads at the moment.
Btw, I was lucky to get the free slot in one of the hospitals and I'm starting my right arm rehabilitation on Monday! *^v^*  


Cytując klasyka, "pruć czy nie pruć, oto jest pytanie".
Cierpię na drutowe niezdecydowanie...
(o, wyszło mi do rymu! *^v^*)

Skończyłam Featherweight Cardigan, ale przednia listwa strasznie ściąga mi brzegi i chyba muszę ją spruć i poprawić. Albo namoczyć i zblokować, ale to bawełna, więc szansa na wyrównanie niewielka. Więc prucie.
Po nim zabrałam się za letni sweterek z oliwkowej Sonaty, i po początkowej konfuzji, gdzie jestem w robótce i w którą stronę idę (projekt wyciągnęłam z dna pudła z niedokończonymi robótkami sprzed lat...), dorobiłam całkiem sporo zarówno w dół od talii jak i w górę. Z tą górą mam właśnie problem, bo chyba chciałabym głębszy dekolt, a zrobiłam już cały przód, czyli to znowu oznacza prucie.
W kolejce mam kilka projektów, które chcę robić już teraz, ale wszystkie wymagają bawełnianej włóczki, której na razie nie mam (budżet na zakup włóczek pojawi się za jakiś czas), mam wełnę ale chwilowo nie mam pomysłu na wełniane projekty...
(Tak przy okazji, czy widzieliście już sweterek Agaty zrobiony z bawełnianego kordonka? Świetny fason i genialny pomysł na wybór włóczki! *^v^* Jest cienka, lekka i zamierzam zgapić to rozwiązanie na letnie projekty.)

A w ogóle, to chyba coś niedługo sobie uszyję. Ze złości to zrobię, o! *^w^*~~~

I jeszcze dobra wiadomość - udało mi się dzikim fuksem zapisać na rehabilitację ręki od poniedziałku 10 czerwca, yikes! *^o^*~!~~~

***

Karkówka pieczona z szałwią, z kwiatami shungiku; tamagoyaki ozdobione liśćmi shungiku;
makaron z kapustą pekińską i orientalnym dressingiem i liściem musztardowca Golden Streaks; takuan z czarnym sezamem i kwiatem cukinii.



Kotleciki z wędzonej ryby; sałatka ziemniaczana;
ryż z furikake z paluszka krabowego i piklowanymi kwiatami sakury; marchewka z czarnym sezamem.



Omuraisu plus kwiat cukinii, rzodkiewka i liście dwóch odmian shiso;
sałatka ze szparagów, truskawek, kapusty pekińskiej, paluszków krabowych z sosem balsamicznym, miętą i złotym oregano.



Muffinki z rozmarynem i kiełbasą na kinshi tamago; rzodkiewka, kalarepka;
pomidor; frankfurterki z granatem.



Kurczak smażony, z sosem chilli; shitake; marchewka glazurowana miodem, z czarnym sezamem; domowe tsukemono z azjatyckich sałat;
maki z ogórkiem.


Friday, June 07, 2013

"Truskawki w Milanówku"

Jams and pickles again! This time I made a rhubarb/strawberry/hibiscus jam and a Japanese greens pickled in soy sauce/vinegar/sugar and ginger. They both are really tasty. *^v^* I also made the life-changing bread - not a success and it definitely didn't change my life, but I'm going to give it a second try some time later.
次のジャムを作りました。これは大黄といちごとフヨウぞくのジャムです。
それに、日本の青菜の漬物を作りました。とてもおいしいです!作り方はアリス.フォレルの本「Abundance」から来ました。
そして、特別なパンを焼きました。それは 成功ではありませんでした。もう一度このパンを焼きたいです。
***

Znacie tę piosenkę? Bardzo ją lubię, chociaż nigdy nie jadłam truskawek w Milanówku, z talerzyka Rosenthala. *^-^*~~~

Truskawki staniały! *^o^*
Jeszcze w sobotę widziałam je po 12 zł za kilo, a we wtorek kupowałam już po 5 zł. W związku z tym, zanim rozpuszczą się w tych nieustających deszczach, czas piec z nimi ciasta, robić desery i zamknąć część z nich w słoiczkach.
Na dobry początek, intrygujący pomysł z bloga Bei:



Nigdy nie używałam kwiatów hibiskusa, widziałam je tylko w deserach Bożeny Sikoń, i wreszcie znalazłam pomysł do wypróbowania ich w domowym gotowaniu. Przepis powtórzyłam bez żadnych zmian, cukru do owoców dałam 200 g i wyszedł mi dżem dokładnie tak słodki i tak kwaskowy, jaki mi pasuje. Nie jest mocno zżelowany, to raczej mus niż dżem, będzie fajnym dodatkiem do lodów waniliowych czy nadzieniem do bułeczek. Suszone kwiaty hibiskusa kupiłam w sklepie zielarskim.



***

Korzystając z klęski urodzaju sałat azjatyckich *^v^*, zrobiłam też pikla według przepisu Alys Fowler na "Pickled mustard green Japanese style". Nie wiem, na ile jest to autentyczny przepis, Alys pisze, że w Japonii tradycyjnie jada się tę kiszonkę z ryżem jako przekąska po szkole. 
Potrzebujemy 200 g liści musztardowca, ale ja nie ograniczyłam się tylko do tej sałaty, i zrobiłam mieszankę składającą się ze zbiorów balkonowych: musztardowca, komatsuny, pak choi, kapusty wa wa sai oraz tego co miałam w lodówce - trochę liści botwinki, trochę liści odciętych od pęczka rzodkiewki i dwa liście kapusty pekińskiej. Liście należy umyć, odwirować (muszą być suche, żeby woda nie rozcieńczała zalewy) i pokroić na duże kawałki.
Zalewa:
50 ml sosu sojowego
50 ml octu ryżowego (może być biały winny)
20 g cukru (u mnie brązowy)
1 świeże chilli
5 cm kawałek startego świeżego imbiru

Pokrojone sałaty układamy w umytym słoju (najlepiej 1-litrowym, z czasem zawartość zwiotczeje i ubije się do połowy wysokości), zalewamy zalewą i dociskamy małym słoikiem wypełnionym wodą albo wyparzonym kamieniem, żeby cała zielenina zanurzyła się pod poziom zalewy. Zalewa apetycznie pachnie kombinacją składników! *^-^*~~~


Alys radzi zostawić obciążenie na liściach na 48 godzin, bo po takim czasie zielenina opadnie poniżej poziomu zalewy. Niestety nie zrobiłam zdjęcia przed wlaniem zalewy, 200 g liści wypełniało litrowy słój w całości a po wpływem kwaśnej zalewy i dociskania słoikiem wszystko ładnie się uklepało i stopniowo opadło, już w około 15 - 20 minut.

Zakręcamy słoik i wstawiamy go do lodówki. Niestety nie jest napisane, po jakim czasie pikle są już odpowiednio zamarynowane do jedzenia ani ile czasu się przechowują, podejrzewam, że w obydwu przypadkach odpowiedź brzmi - kilka dni. Będę to sprawdzać organoleptycznie w kolejnych dniach marynowania, przed zakręceniem słoika spróbowałam jednego liścia i mimo, że zielenina jest jeszcze dość "surowa", smak już na tym etapie bardzo mi się podoba - czuć słodycz i kwaskowość, i imbir, i wkład papryczki chilli. *^o^*

***

Poza tym, upiekłam "chleb, który odmienia życie".
Pierwszy raz na ten przepis natknęłam się tutaj, potem upiekła go też Dorota i kilka innych blogerek kulinarnych. Chleb jest bardzo prosty - nie ma zagniatania, wyrastania, przebijania, zakwasów, drożdży, to bardziej błonnikowy baton niż pieczywo w tradycyjnym rozumieniu. Wymaga tylko kilku odpowiednich składników a przede wszystkim nasion babki płesznik. Ja kupiłam babkę przy okazji składania zamówienia z www.bogutynmlyn.pl, ale jest ona dostępna na allegro oraz w sklepach zielarskich i niektórych aptekach.

Składniki na małą keksówkę
suche:
- 135 g ziaren słonecznika
- 90 g siemienia lnianego
- 65 g orzechów laskowych lub migdałów - ja dałam 40 g płatków migdałowych i 25 g pestek dynii
- 145 g płatków owsianych, tradycyjnych
- 4 Ł nasion babki płesznik 
- 1 ł soli

mokre:
- 1 Ł syropu klonowego - dałam 1 Ł miodu akacjowego
- 3 Ł roztopionego oleju kokosowego lub masła ghee
- 350 ml wody

Suche składniki wymieszać w jednej misce, mokre w drugiej, połączyć. Przełożyć do keksówki wysmarowanej masłem (ja wyłożyłam papierem do pieczenia). Zawinąć w folię spożywczą i zostawić na minimum 2 godziny (do 24 godzin) w temperaturze pokojowej.

Chleb po wymieszaniu wyglądał u mnie tak (mąż zapytał, czy będziemy go jedli łyżeczką... *^v^*):


Piec w temp. 175 stopni przez 20 minut a następnie wyjąć z blaszki i piec jeszcze 30-40 minut. Ważna informacja - chleb przed krojeniem MUSI kompletnie wystygnąć, inaczej będzie się rozpadał!

Tak wyglądał mój chleb już po upieczeniu:


To nie był pełen sukces... Chleb mocno się kruszy a kromki tylko do połowy pozostają w całości.


Przeczytałam mnóstwo komentarzy na jego temat i wnioskuję, że zostawiłam mój chleb do namaczania przed pieczeniem na zbyt krótko - 2,5 godziny. Następnym razem zostawię na jak najdłużej i zobaczę, jaki będzie efekt. Znalazłam też wersję bez babki płesznik, i bez wyjmowania chleba z foremki, po prostu piecze się go przez godzinę, na tym blogu.
Dodatkowo, ponieważ jest to bardziej baton błonnikowy niż pieczywo, dodam do niego suszone owoce dla smaku, a ten nieudany bochenek skruszę na blachę, wysuszę w piekarniku i zjem z mlekiem jak granolę. *^v^*

Saturday, June 01, 2013

Ogródek na balkonie V

Here is a brief update on my balcony garden. The weather in May was warm at the beginning, but then we had a lot of rainy days. Vegetables grew, we kept eating them, I sown and replanted new plants.  
 私のバルコニーにアップデートを書きました。5月に天気は暖かくなりまして、たくさんの雨が降っていました。今は梅雨です。色々野菜は栽培しました。ハーブとアジアのレタスもう食べに始めました。

***

Początek miesiąca, a więc czas na balkonowy update. 
Maj rozpoczął się piękną pogodą, a potem zaczęła się pora deszczowo-burzowa... Dotknęło mnie to o tyle, że utopiłam shungiku zawieszone w skrzynce za barierką balkonu (zapomniałam w skrzynce zrobić dziur odpływowych, nigdy o tym nie zapominajcie!). Myślałam, że po odlaniu wody się z tego podniesie, ale jednak zjemy ją na dniach, bo zaczyna się słaniać. Plus tego jest taki, że zwolnią mi się dwie skrzynki, na które już czekają malutkie sadzonki bazylii greckiej i sałatowej. (nasiona kupiłam w Obi)


Zacznijmy od parapetu od strony pokoju dziennego i kuchni - tutaj postawiłam skrzynki z komatsuną Samurai i Torasan, i obydwie pięknie rosną. (Robert wczoraj zasugerował, że ciekawe, czy sąsiedzi czekają na jakieś kwiatki w naszych skrzynkach, bo na razie widać tylko liście i liście. *^v^*) 


Specjalnie dla Was, dla eksperymentu, zostawiłam w małych doniczkach w domu na parapecie po jednym egzemplarzu komatsuny. Są wprawdzie trochę mniejsze niż ich siostrzyczki za oknem (tamte mają liście po ok. 10-12 cm, te w domu po ok. 8 cm) ale jak widać rosną pięknie, czyli da się uprawiać sałaty nawet w domu na parapecie, w pojemniku po kefirze. *^-^*
W tle stoi Robertowy grapefruit wyhodowany z pestki w doniczce z szałwią w zeszłym roku, ma się świetnie i pięknie rośnie! ^^*~~


To był pokój dzienny, natomiast na parapecie od strony kuchni stoi skrzynka z sałatą Tokyo bekana i druga ze świeżo wysianą mieszanką sałat włoskich.
Pamiętajcie, że ja mieszkam na parterze, a moje okna wychodzą na szeroki nieuczęszczany przez nikogo trawnik, więc nie zabezpieczałam skrzynek żadną barierką. Jeśli mieszkacie na wyższych piętrach, zadbajcie o to, żeby wicher nie zrzucił Waszych skrzynek przechodniom na głowę!




Parapet kuchenny zajmują kolejne dosiewki ziół i dwa bakłażany, które mają 5 cm wysokości i po jednym liściu, i naprawdę nie wiem, kiedy one zdążą urosnąć, zakwitnąć i wydać owoce, bo wyglądają, jakby miało im to zająć jeszcze z kilka lat..... ><

Teraz balkon: zacznijmy od mojej dumy, czyli cukinii Patio Star! *^v^*


Jak widać, mimo, że jest to odmiana tarasowa, to wciąż jest to spora roślina! Na zdjęciu widzicie już czwarty kwiat, jaki otworzyła, na razie wszystkie są męskie i roślina zrzuca je po zakwitnięciu. Z niecierpliwością czekam na kwiaty żeńskie, z których wytworzą się owoce. *^o^*
Pod cukinią rośną sobie pak choi i kapusta Wa Wa Sai, kilka roślin już zjedliśmy, żeby zrobić miejsce dla pozostałych, bo jednak posadziłam je za gęsto...

Na przeciwko rosną sobie mięta, tymianek i resztka koperku, oraz musztardowiec, komatsuna i mizuna (ta ostatnia słabo i też lada dzień zwolni skrzynki, spróbuję ją wysiać jeszcze raz pod koniec lata na jesienne zbiory).
Za oknem na parapecie sypialni stoją chillisy, na razie małe i rozważam przeniesienie ich na okno pokoju dziennego, bo w sypialni mają chyba za mało światła.
Na podłodze balkonu stoją doniczki z marchewką, koprem i cebulką, która wciąż jest wiotka i nijaka, chyba nie mam ręki do cebuli łodygowej (doniczki stały w różnych miejscach balkonu i nie zauważyłam żadnej poprawy, więc to nie jest problem braku światła).


Przepięknie rośnie mi zielone shiso i już dosiałam nowe egzemplarze, bo bardzo nam smakuje!


Purpurowe shiso dzielnie goni zielonego kolegę. ^^*~~
Powyżej mała plantacja buraka liściowego (odmiany Lukullus, Rainbow i Flamingo).


Teraz rzut oka na plan ogólny drugiego rogu balkonu - pomidory poprzesadzane i rosną dzielnie, troszkę mi zmarzły podczas niedawnych bardzo zimnych deszczowych nocy, ale się trzymają. Zioła, sałaty i buraki liściowe się starają, tylko czosnek niedźwiedzi się nie stara niestety... Faktem jest, że został nieco obgryziony przez Ryszarda, kiedy jeszcze doniczka stała na podłodze balkonu, ale poza tym jest anemiczny i raczej marnieje niż rośnie. Przewiduję, że lada dzień zbiorę to co z niego pozostało i zasiedlę doniczkę czymś innym.
W torbie z zebrą po prawej stronie rośnie dynia Butterbush.



Do niepowodzeń mogę zaliczyć pierwszą partię pak choi Canton Dwarf, która z powodu upalnych dni zamiast w liście poszła w kwiaty... Ale nie jest to tak do końca porażka, bo zamierzam poczekać aż stworzą się nasiona i zachowam je na następny rok. *^v^*


Mam dużo bazylii (zwyczajną cytrynową, cynamonową, tajską), i wciąż mi przybywają nowe doniczki. *^o^* (na zdjęciu oprócz bazylii jest po lewo od termometru doniczka z komatsuną i z pojedynczym burakiem liściowym)
Lada dzień jak tylko zwolnią mi się skrzynki, wysieję dużo różnej bazylii i kolendry w większej masie, i przestanę się bawić z kolejnymi mniejszymi i większymi doniczkami (trzeba było tak od razu robić, w przyszłym sezonie będę mądrzejsza ^^*~~).


I jeszcze pomysły na doniczki: torba z zebrą to klasyczna foliowa torba z supermarketu i o tym pisałam już przy okazji siania marchwi, natomiast obok bujnej bazylii tajskiej posadziłam mitsubę i musztardowca w 5-litrowych wyciętych butelkach po wodzie. Takie butelki możemy ustawić pionowo i obciąć im część z nakrętką, wtedy otrzymujemy wysoką doniczkę na pojedynczą roślinę (zrobiłam w ten sposób kilka doniczek w zeszłym sezonie dla moich chillisów). Albo możemy położyć butelkę na boku i odciąć jeden bok, w ten sposób tworzymy płaską doniczkę na zioła lub kilka sałat. Uroda takich pojemników jest dyskusyjna, ale funkcjonalność - niezaprzeczalna.


Poniżej mój ostatni pomysł na rośliny o długich korzeniach - torba foliowa do noszenia butelek wina podzielona na sześć osobnych komór. Ja przeznaczyłam ją do uprawy buraka liściowego, ale podobno bardzo dobrze rosną w takich torbach warzywa korzeniowe (marchew, pietruszka), bo mają miejsce do rozwoju korzenia.


Ciekawa jestem pogody w czerwcu, na razie w pierwszym tygodniu prognozy pokazują deszcze, a moje pomidory i cukinia bardzo potrzebują słońca, żeby zacząć owocować. Za miesiąc mam nadzieję pokazać Wam więcej ziół i sałat, większe buraki liściowe, być może kwitnące pomidory albo nawet pierwsze małe cukinie? *^-^*~~~