Saturday, July 27, 2013

Nie ta sukienka

Nie lubię wyrzucać. W zasadzie niczego - jedzenia, przydasiów, a już na pewno pracy własnych rąk.
I don't like to throw away anything - food, bits and pieces, and especially what I made with my own hands.


W czwartek wzięłam się za opracowanie wykroju na górę sukienki retro a za wzór miałam ten oto skan z holenderskiego magazynu Libelle nr 14 z 1951 roku. (Znalazłam go na blogu Lauriany, jeśli szyjecie i nie znacie tego bloga to gorąco polecam!!!) Wymyśliłam sobie, że chcę taką sukienkę z kremowego jedwabiu w koralowe pasy, który upolowałam kiedyś na allegro, ale zanim zrobiłam cięcie materiału właściwego, musiałam najpierw zrobić model testowy z czegoś, co można w razie co spisać na straty.
On Thursday I started to work on a pattern for a vintage dress and I used this scan from the Dutch Libelle magazine, issue 14 from 1951 (I found it on Lauriana's blog, I love the blog, it's very inspiring and educational!). I wanted to sew a dress from the cream and coral striped fabric but first I had to prepare the muslin.



Posługiwałam się wyłącznie rysunkiem technicznym, bo nie znam holenderskiego. Wymiary na rysunku sugerowały rozmiar 42 i po przygotowaniu próbnego wykroju i uszyciu bluzki testowej na żywo potwierdziłam tę tezę. Zmniejszyłam model na bokach, opuściłam czubek zaszewki 3 cm w dół, nie ruszałam rękawów, bo te okazały się akurat. Pojawił się też problem kołnierzyka na karku, którego po prostu nie było na rysunku... W związku z tym wymyśliłam sobie coś małego, fikuśnego, z czubkiem i przy moim braku wyobraźni przestrzennej nawet udało mi się dopasować go do całości. *^v^*
I only used the drawing and measurements because I don't know Dutch. It turned out the blouse was size 42 so I had to make it smaller on the sides (I wear 40 or 38 size blouses), I also placed the top points of the darts 3 cm lower, didn't do anything with the sleeves. I got confused a little with the back collar because there was no such thing on the drawing. Maybe it was mentioned in the text but I don't speak Dutch, well... I just invented something on my own and added this little funny element. *^v^*


Najśmieszniejsze, co dotarło do mnie już po uszyciu i przytwierdzeniu kołnierzyka na jego miejscu, wygląda na to, że jego tam wcale w oryginale nie było!... Tył miał tylko odszycie i kropka. No, to u mnie jest, i kropka! *^w^*~~~ Nie będę go przecież odpruwać, bo nieźle się napracowałam, żeby go dopasować i ładnie wszyć, i raczej zniszczyłoby to podkrój szyi (materiał jest bardzo luźno tkany, szyłam na ogromnym naprężeniu górnej nitki, nr 8 na moim Brotherze).
The funniest thing is that after I finished the collar, put it in its place (and believe me, it wasn't easy!), I realised that most probably there was no collar on the original blouse, just the neckline facing!... Well, my dress has it, I'm not going to remove it now, it would ruinig the very loosely woven fabric.


Cały czas przykładałam się do każdego etapu testowania wykroju - starannie rozrysowałam go na papierze, dokładnie przerysowałam na wyciągniętym z dna szafy pobabcinym lnie w kratę, pozszywałam szwy, obrzuciłam zapasy, zrobiłam porządne odszycia. Kiedy odrysowywałam przody i tył na materiale, czuwały nade mną Bóstwa Szwalnicze, bo ułożyłam formy wzdłuż osnowy, równo na kratkach i w taki sposób, że na przodach nie ma przesunięcia motywu. *^o^*  I gdy już miałam gotowy egzemplarz testowy dotarło do mnie, że właśnie prawie uszyłam sobie cienką letnią kieckę, do której wystarczy doszyć marszczony rozkloszowany dół i można pokazać się w niej ludziom! Żadne nitki nie zwisają, wszystko ładnie powykańczane, dziurki na guziki obrzucone.
At every stage I was very thorough and precise with my test model - drawing the pattern on the paper and then on the fabric (the linnen I found in my stash that belonged to Robert's Garndmother), sewing, securing the inside seams, making proper facings. I even placed both fronts the way the stripes matched. When I finished the blouse part I realised I have a thing Summer linnen dress almost ready, all I need was to add a gathered skirt part! *^o^*


Nie jest to może najbardziej efektowny materiał na świecie, ot, zwyczajny len w kratkę. Kolory mogłyby być nieco żywsze, ale w końcu nie zawsze trzeba świecić się jak żarówka, można założyć prowokacyjny czerwony pasek i letni kapelusz (nie uwieczniony na zdjęciach, ale był w użytku! ^^*~~). Gdybym była gospodynią domową w latach 50-tych, mogłabym zakładać taką sukienkę np.: w dzień prania albo generalnego sprzątania. Wychodzi na to, że mam drugi ciuch do latania do tego warzywniaka po kartofle, pardon, arbuzy! *^v^*
Jedną z cech sukienek z tamtej epoki była zabawa tkaniną i tutaj też mi się udało to zastosować, bo cięłam materiał wzdłuż osnowy wycinając górę i w poprzek wycinając dół.
It may not be the prettiest fabric in the world, just a plain checkered linnen. The colours are rather soft and delicate, and I can accessorize using stronger accents like the red belt and not visible red straw hat that I wore today. If I was a 1950's housewife, I might wear something like that on a laundry day. Or for the general house cleaning. *^v^*
One the dresses features of those times was the play with the pattern on the fabric and here I also managed to do that - I cut the blouse along the warp threads and the skirt part across the warp.


To może nie jest najpiękniejsza sukienka na świecie, ale jest niesamowicie wygodna! To zapewne zasługa wykroju dobrze dopasowanego do mojej sylwetki, ale też kimonowych rękawów. Nie wspominając o tym, że przewiewny len jest idealny na 30-stopniowe upały!
Niebawem zabiorę się za sukienkę właściwą (pamietajcie, "to nie jest sukienka, której szukacie", tamta dopiero będzie szyta! *^w^*). Będzie miała kimonowe rękawy ale zaplanowałam inny dekolt, no bo taki już mam, więc po co się powtarzać. *^v^*
It may not be the prettiest dress in town, but it's definitely the most comfortable! It's probably because of the model adjusted to my figure and the kimono sleeves. Not to mention the airy linnen is perfect for the Summer heat.
I'm going to make the actual silk dress soon (remember, "this is not the dress you're looking for" *^w^*), it's going to have the kimono sleeves but I've decided to change the neckline. I already have the dress with such neckline after all. *^v^*


Wybaczcie wygnieciony materiał, ale zdjęcia robiłam po przejechaniu 3 km na rowerze i piknikowaniu na trawie w dzisiejszym sobotnim upale, a len się jednak gniecie. *^-^*
Forgive me the crinkled fabric photos, but I took them after cycling for 3 km and having a picnic on the meadow in a high Summer heat. *^-^*


Tym samym zamykam lipiec drugą (niespodziewaną) sukienką. Na warsztacie mam teraz sukienkę retro kimonową z jedwabiu, jerseyowy top szyty z Letnią Szkołą Szycia (moja pierwsza przygoda z jerseyem, yikes! *^v^*). Jak się uda to mam już elastyczną żorżetę na sukienkę elastyczną oraz wełny na dwie następne, ale to już raczej będą projekty wrześniowe, jesienne. I trzy projekty lalkowe, z czego jeden skończę dosłownie na dniach, bo już mi zostało bardzo mało. Nadrabiam jesienno-zimowe nicnieszycie. *^-^*~~~
So I made another dress in July, totally unexpected. Now I'll be making the vintage kimono sleeves dress from silk, the jersey top (my first working with jersey fabric, yikes! *^v^*). If I learn how to do it, I already have an elastic georgette for the next dress and wool fabrics for the Autumn dresses. And three dollfie's projects, one of which is almost ready to show. I make up for the several months of not-sewing-at-all. *^-^*~~~

Fragment lalkowego ciuszka i japońskie koraliki Toho 15/o - nowy, bardzo malutki wymiar zdobienia lalkowych strojów. *^o^*
Here's the fragment of doll's outfit's and the Japanese Toho 15/o beads - a new, very tiny dimension of doll clothes embelishments. *^o^*



Saturday, July 20, 2013

Przy maszynie

Po całym dniu przy maszynie do szycia dobrze jest zjeść coś pożywnego, na przykład kawałek placka z morelami. *^-^*~~~
After a day spent at the sewing machine, let's have a piece of apricot pie, shall we?
*^-^*~~~


Wednesday, July 17, 2013

Mniam!

Ostatnio w ogóle nie miałam czasu na obrabianie zdjęć obiadów, co nie znaczy, że ich nie robiłam! *^v^* 
Były warzywa sezonowe (fasolka szparagowa, bób), były klasyki występujące często w naszych bentou box'ach (bakłażan w paście miso, omuraisu w postaci rolki, tamagoyaki), były nowości (chakin sushi, grillowany filet z rekina! *^v^*). Smacznego!








Thursday, July 11, 2013

Mei Mei

I've sewn a blouse from a thrifted skirt (it was too small for me to wear but it was enough fabric for a Chinese-like top *^v^*). I used Burda's pattern from March 2006, quite easy to follow. There is a pattern for a Chinese dress in the same issue and I've been thinking about making it too, I must look for a nice patterned cotton/lycra fabric.

Wystarczyło! Tkaniny ze spódnicy wystarczyło na bluzkę. *^v^*
Poznajcie Mei Mei.


Uszyłam ją ze spódnicy trapezowej kupionej na ciuchach (bawełna z lycrą), która pierwotnie miała spódnicą pozostać, miałam jej tylko przesunąć suwak i nieco skrócić. Niestety! Spódnica była w rozmiarze 10 (36) i jak zaczęłam ją mierzyć to wyszło na to, że na moje siedzenie to mogę sobie z niej najwyżej opaskę biodrową uszyć... Więc żeby mi się nie zmarnował piękny materiał, postanowiłam go przemienić w bluzkę i wybrałam model 116 z Burdy 03/2006,


W moim pierwotnym zamyśle postanowiłam ułatwić sobie zadanie i pozostawić dolny fabrycznie obrębiony owerlockiem i profesjonalnie podłożony brzeg spódnicy, czyli tak kroić poszczególne elementy, żebym miała już gotową dolną krawędź bluzki. Tak też zrobiłam, a dodatkowo przyczynił się do tego fakt, że trochę boję się lamowania.... Jest to czynność nieco skomplikowana i zawsze się martwię, że mi wyjdzie krzywo, szew zejdzie z lamówki albo nie złapie dolnej części, itp.


No, ale od lamówki uciec nie mogłam, bo cała góra bluzki jest oblamowana. Tutaj sprawdziło się stare porzekadło robótkowe, że dobre zapasy różnorakich robótkowych elementów (włóczek, tkanin, pasmanterii wszelakiej...) to podstawa! *^o^* Susanna sprezentowała mi kiedyś m.in. czerwoną tasiemkę ze skosu i kiedy wyskoczyła mi z szuflady, gdy szukałam czerwonych nici do szycia bluzki, wiedziałam, że nie muszę biegać do sklepu po lamówkę, bo mam ją pod ręką! ^^*~~


Tak więc, lamowanie. Na pierwszy ogień poszła najtrudniejsza część czyli pełen zawijasów podkrój szyi - wynika to z kolejności zszywania bluzki. Przez ułamek sekundy rozważałam użycie białej nici do czerwonej tasiemki, ale wybiłam sobie to z głowy, i w sumie słusznie, bo z takimi eksperymentami warto poczekać do czasu, aż nabierzemy wprawy w przyszywaniu lamówek. Szyłam powoli i odniosłam 90% sukces - na dwóch łukach zgubiłam dolną część tasiemki na krótkich odcinkach i przyłapałam to potem ręcznie. (Szyłam "na raz" czyli przypięłam lamówkę wokół brzegu i od razu leciałam ze szwem, można "na dwa razy", czyli najpierw doszywamy tasiemkę prawą stroną do prawej, wywijamy pod spód, fastrygujemy lub przypinamy szpilkami i przeszywamy po wierzchu. Ten drugi sposób wydaje mi się trudniejszy.) Kolejne brzegi były już łatwiejsze i kiedy skończyłam całą bluzkę doszłam do wniosku, że jednak dolny brzeg bez lamówki wygląda łyso, więc oblamowałam również dół. *^v^*


Ten model bluzki jest dość łatwy do uszycia, i nawet lamowanie nie jest tak straszne jak się może na początku wydawać, wystarczy trochę cierpliwości i dokładności. W tym samym numerze Burdy jest wykrój na chińską sukienkę i rozważam uszycie sobie takiej, ze stójką i ozdobnymi plecionkami. Muszę w tym celu znaleźć jakąś ładną wzorzystą bawełnę z małym dodatkiem lycry, dla lepszego dopasowania się do sylwetki. *^o^*


Tuesday, July 09, 2013

Ogródek na balkonie VI

Here is my monthly balcony garden update. Lots of Asian greens and herbs were eaten by insects in June... Luckily, we still have Italian lettuces, other plants are also doing well (apart from tomatoes, I really don't have enough sun for them on my loggia balcony...). I keep sowing herbs and lettuces, and will go on with it during July.

Czerwiec upłynął mi pod znakiem walki. Przez cały miesiąc (i trwa to bezustannie również w lipcu) ścigaliśmy się z owadami w zjadaniu naszych plonów... Obawiałam się plagi mszyc, ale na razie się nie pojawiały, ale nagle zaczęły przylatywać niewiadomocosie, składały jaja z których wykluwały się mniejsze i większe zielone lichy, które żarły jak najęte! Na początek upodobały sobie zieleniny azjatyckie (mizuny, komatsuny, pak choi, wawa sai), więc te rośliny wykończyliśmy wspólnym sumptem do zera (z ostatniej partii komatsuny zrobiłam słoik pikli). 
Następnie przeniosły się na zioła - różne odmiany bazylii, lubczyk, oregano, melisę. Część z tego uratowałam, przenosząc doniczki do mieszkania na parapet w kuchnio-salonie, ale z większości bazylii na balkonie w jedną noc zostały tylko kikuty łodyżek...


Tym sposobem moje uprawy balkonowe znacznie się w czerwcu zmniejszyły, a dodać do tego można jeszcze upały, które powodowały, że sałaty zaczynały kwitnąć, a wtedy już nici z bujnych soczystych liści, bo roślina koncentruje się na kwiatach.

Ubyło mi też roślin, które nie poradziły sobie w warunkach zacienionej loggii - musiałam pozbyć się części pomidorów i nie będę ich już uprawiać w przyszłych sezonach, nie mam na nie warunków i czas się z tym pogodzić. Zostały mi dwa krzaczki pomidora Little Sun (który zamiast 30 cm osiągnął 70 cm, bo tak się biedaczek wyciągał do światła...), które ustawiłam w najbardziej nasłonecznionym miejscu balkonu. Jeden z nich już ma małe pomidorki. *^v^* Mam też wciąż pomidora w koszu wiszącym, rośnie i zaczyna kwitnąć, więc żal mi go wyrzucać, ale ma stanowczo za mało słońca...

Dziwna sprawa miała miejsce z cukinią Patio Star. Na początku rosła przepięknie, zaczęła wypuszczać kwiaty, najpierw męskie, potem żeńskie i zaczęły się tworzyć pierwsze cukinie. Niestety, kiedy osiągały ok. 12 cm długości i 1,5 cm średnicy, kwiat na ich końcach zaczynał więdnąć a cały owoc psuć się... Znalazłam informację, że bywa tak z powodu przelania wodą, więc dałam jej około tygodnia bez podlewania i wyglądało na to, że coś jakby się polepsza, ale potem znowu następne owoce zmarniały, a dwa dni temu rano znalazłam cukinię zwiędniętą i oblezioną przez liszki...
Wciąż rośnie mi dynia, ale teraz boję się, czy nie podzieli losu cukinii...


Nie mam już marchewek - Ryszard jednego popołudnia objadł im wszystkie liście... Nie udały mi się również cebulki dymki i koper (również częściowo zjedzony przez Rysia...)

Na szczęście nie odniosłam samych porażek! *^o^*
Pięknie rośnie mi drzewko laurowe.


Mam dużą plantację buraka liściowego, który również pada ofiarą liszek, ale takiej odmiany, która obżera się wolniej i jest duża, więc łatwo wypatrzeć zielonych żarłoków na liściach!


Ze zdumieniem stwierdzam, że bardzo ładnie rośną mi buraki Bull's Blood, wciąż nie łudzę się, że uformują się korzenie ale liście są dorodne i jak na razie pomijają je żarłoczne lichy. *^v^*


Ładnie rosną shiso, zarówno purpurowe jak i zielone (mocno zaatakowane przez liszki, ale po przeniesieniu do mieszkania jakby mu lepiej) oraz mitsuba.



Na parapetach od strony salonu i kuchni królują sałaty włoskie - tak pięknie rosną i są chyba niesmaczne dla liszek, że do pierwszej skrzynki dosiałam jeszcze trzy kolejne, dodatkowo zupełnie z głupia frant wysiałam czteroletnie nasiona rzodkiewki, a one po dwóch dniach wykiełkowały i rosną! *^v^*


Mam pięć krzaczków chilli, z których cztery się starają a piąty trochę robi sobie żarty, ale jeszcze go nie skreśliłam. Chilli Super F1 ma już pierwszą uformowaną papryczkę i kwitnie wesoło, tak samo Macska Piros i Big Jim. 


Mam też ostatnią skrzynkę z pak choi, które jeszcze nie zakwitły ani nie zostały totalnie pożarte przez owady. ^^*~~

W domu na parapetach wewnętrznych rośnie nowy zapas bazylii cynamonowej i w dwóch doniczkach bazylia cytrynowa. Mam sporo krzaczków bazylii greckiej i sałatowej (zarówno w domu jak i na balkonie). 



Mam oregano w trzech odmianach (na zdjęciu poniżej złote i cytrynowe z kupnych sadzonek, mam jeszcze zwyczajne, które sobie wysiałam).


Mam bakłażany. Dziwna sprawa, wysiałam je 2 kwietnia, wykiełkowały, podrosły i wciąż pozostają na poziomie 5 cm wysokości, coś mi mówi, że z tych krzaczków nie doczekam się w tym roku zbiorów... Zyskały sobie sympatię Roberta i nie mogę ich wyrzucić, obserwujemy, co się nimi będzie działo. ^^*~~


Na koniec chluba mojego męża - wysiany podstępnie w doniczce z szałwią w zeszłym roku grapefruit, urósł i ma się wspaniale! Robert wyprowadza go na spacery na parapet, żeby się hartował na wietrze, bo przecież niebawem zostanie wielkim drzewem. *^-^*



Plany na lipiec?
Dzisiaj wysiałam pierwsze cztery odmiany jarmużu, chcę dokupić więcej. Dosiałam też więcej mieszanki sałat. W sierpniu będę znowu siała azjatyckie sałaty i pak choi, może skończy się już okres rozrodu owadów i nie będę się musiała z nimi dzielić moimi zbiorami (a na pewno zrobi się odpowiednio chłodniej i rośliny przestaną mi zakwitać!...).  W lipcu powinny dorosnąć i dojrzeć moje pierwsze pomidorki, może będą też papryczki chilli. *^v^*

Monday, July 08, 2013

Do warzywniaka po kartofle

I've sewn a dress during the weekend. Recently I've watched all the "Mad Men" series and I recalled the times when I made and wore pencil dresses, so I decided to make myself a new one like that. (After I finished six seasons of MM's, I switched to "The Streets of San Francisco", "Colombo" and "Kojak" to stay in my favourite fashion times. *^v^*)
I chose dress 114 from the 06/2006 Burda Magazine and modified it a bit - I adjusted the shape to my figure and added an opening at the back so I could actually walk in this dress! The fabric is a jeans-like cotton my husband bought ages ago, when he planned to turn it into an obi belt for the yukata for me. It never happened and now I could put this fabric to a good use. *^o^*
It came to my mind that I might sew one dress a month and next year end up with a closet full of nice dresses, and skip wearing trousers, I don't look good in them anyway. We'll see how it goes, for now I have my July dress ready! *^v^*
Now I'm going to finally write a balcony-garden post and start sewing a Chinese-like blouse from a too small too cute to pass second hand skirt I bought. Have a great day! *^-^*~~~


Jestem na "Mad Men'owym" głodzie. Lotem błyskawicy połknęłam niedawno wszystkie sześć sezonów i ze zdumieniem skonstatowałam, że na razie to koniec! Nie ma więcej! Być może będzie siódmy sezon, ale najpierw muszą go nakręcić!... W ramach pozostania w podobnych ramach czasowych od piątku głodnym wzrokiem pożeram naprzemian "Ulice San Francisco" i "Colombo", moje dwa ukochane seriale nakręcone na początku lat 70-tych, a w kolejce czeka "Kojak". *^v^*  
W "Mad Men'ach" napatrzyłam się na sukienki, ach!... Moją ulubioną postacią jest oczywiście Joan Harris, jej sylwetka jest podobna do mojej i jej styl najbardziej mi odpowiada. Co się napatrzyłam, to moje, i rozbudziło to we mnie chęć uszycia sobie nowej sukienki. Zaczęłam popatrywać w kierunku szafy z materiałami i przed snem przerzucać moje archiwum Burdy. Wybór padł na niebieską bawełnę w kratkę.


W ogóle nie miałam żadnych planów związanych z tym materiałem. Nawet nie ja go kupiłam, a mój mąż, wieki temu, miał być z niego pas obi do yukaty, którą zamierzał dla mnie uszyć. Z tych planów nic nie wyszło i niebieska bawełna leżała sobie na dnie szafy, aż ją niedawno odkopałam. Okazała się całkiem przyzwoitym materiałem, średnio-grubym (jak jeans) i niestety w kilku miejscach ze skazami (białe ślady, które nie zeszły po praniu). Dlatego postanowiłam przerobić ją na prostą letnią kieckę, w której wyskoczę do warzywniaka po kartofle. O, pardon! Kto przy tych upałach jada kartofle?... *^v^* Do warzywniaka po arbuza! ^^*~~


Ze względu na wzorek na tkaninie wybrałam naprawdę prosty krój, żeby nie było problemu z pasowaniem tych kwadracików i oczopląsem, gdyby było za dużo cięć w różne strony. A ze względu na po-Mad Men'owy głód sukienek uszyłam połączenie ołówkowo-pudełkowego dołu z lat 50-tych z geometrycznym dekoltem a la lata 60-te. Mój wybór padł na sukienkę 114 z Burdy 06/2006.



No dobrze, u mnie wygląda to trochę inaczej niż na Burdowym modelu, bo wprowadziłam dwie istotne poprawki. Po pierwsze, dopasowałam sukienkę do mojej figury - zrobiłam większe wcięcie w talii i poszerzyłam linię bioder i ud, bo tak to u mnie wygląda. (jak schudnę, a pracuję nad tym dzielnie bo bardzo by mi się to przy aktualnej wadze przydało, to przy tym modelu łatwo będzie zwęzić sukienkę wdając ją na bokach i znowu będzie przylegająca, yikes! *^v^*)


Po drugie, nie wyobrażam sobie, jak można w takiej sukience, z założenia szytej z nierozciągliwej tkaniny, NIE zrobić z tyłu rozporka!... Brak wyobraźni Burdowych projektantów pod tym względem nie przestanie mnie zadziwiać - jak kobieta ma chodzić w tak wąskiej sukience? A może one wcale nie są projektowane do chodzenia. tylko do postania w miejscu podczas sesji zdjęciowej do Burdy, a potem się je zdejmuje i odwiesza do szafy?...



W każdym razie, moja sukienka rozporek ma, dzięki czemu mogę w niej swobodnie chodzić, kucać i nawet wejść do autobusu, bo da się swobodnie podnieść nogę zgiętą w kolanie. Trochę wyobraźni, Burdo!



Przy okazji robienia zdjęć wyszło na jaw, że muszę doszyć jeszcze jedną rzecz - silikonowe szlufki pod spodem ramiączek sukienki do przepuszczania przez nie ramiączek biustonosza, bo ten krój ramion, jak widać poniżej, może je odsłaniać, a tego nie lubię.



Przy okazji wymyśliłam sobie wyzwanie - a co by było, gdybym tak uszyła sobie jedną sukienkę na miesiąc? Za rok miałabym dwanaście kiecek w szafie i może uwolniłabym się od noszenia spodni, w których nie wyglądam zbyt korzystnie?...  *^o^* W każdym razie, lipcowa sukienka gotowa!

Kiedy wyszłam z pokoju dosłownie na moment, za robienie wykrojów od razu zabrał się dzielny krojczy Ryszard:



Ale szybko się znudził i zmęczył, i musiał odespać swoje na balkonie... *^-^*~~~



Wracam teraz do maszyny do szycia, gdyż zabieram się za chińską bluzeczkę, wygląda na to, że przy sprytnym opracowaniu wykroju uda mi się zmieścić go na materiale, który mam do dyspozycji (spódnica w rozmiarze 10). Ale najpierw zrobię wreszcie zdjęcia roślinności i przygotuję wpis balkonowo-ogrodniczy, na który zapraszam w dniu jutrzejszym!
Miłego dnia! *^o^*




Sunday, July 07, 2013

Bambi

Here are my finished Die Cut Vest I called Bambi! *^v^* It's been made from bamboo yarn, soft and flowing, perfect for Summer projects. I also shortened the Caprica cardigan a little, I didn't like it like it was before, too long for a Tiny Cardi. 
I've already started Striped Tee from the same bamboo yarn (lighter shade of violet) and I've been working on a sewn dress, almost finished it last night so expect photos soon. It looks like my sewing mojo is back! *^-^*

Obiecane zdjęcia bambusowej kamizelki - poznajcie Bambi! *^v^*


Wzór/Pattern: Die Cut Vest
Włóczka/Yarn: Alize Bamboo Fine 
Druty/Needles: 2,5 mm


Kilka słów na temat włoczki Bamboo Fine - nitka składa się z mnóstwa cienkich niteczek, więc łatwo pominąć którąś z nich operując drutami i na to trzeba uważać podczas dziergania. Poza tym, mam wrażenie, że jest trochę mniej elastyczna niż wełna czy bawełna. Zmoczona staje się sztywna i praktycznie nie do dziergania, kiedy zmoczyłam kamizelkę w trakcie roboty (żeby sprawdzić, jak bardzo się rozciąga po blokowaniu) musiałam odczekać do kompletnego wyschnięcia włóczki, żebym mogła dalej z nią pracować.


Co do rozciągania, bo dziewczyny już o tym pisały w komentarzach - bambus rozciąga się po blokowaniu, z tym, że tylko wzdłuż, nie wszerz, też tak miałyście? Kamizelka zachowała swoją szerokość natomiast przybyło jej 5 cm na długości. Dzianina bambusowa jest genialna na lato - jest lekka i "lejąca", bardzo się cieszę, że ją odkryłam, wróżę nam wiele wspólnych projektów na drutach! *^-^*~~~


Mąż mnie rozśmieszał...


I na poważnie! ^^*~~


***

I jeszcze nieplanowana ale jakże potrzebna przeróbka - skróciłam Capricę. Zastanawiałam się, czy to robić, bo strasznie nie lubię pruć gotowych wyrobów, czy to dzierganych czy szytych, ale w poprzedniej długości kojarzyło mi się z nią jedno słowo - "babciowa"... *^o^* A miał to być przecież Mały Sweterek!
Tak więc, odjęłam jej jakieś 15 cm i teraz wygląda tak:





Od razu lepiej (moim zdaniem! ^^*~~).

Na drutach mam już Striped Tee i powoli sobie przyrasta, a na maszynie do szycia leży prawie skończona sukienka, brakuje jej odszycia podkroju szyi i podłożenia, moje szyciowe mojo wróciło! *^v^*~~~

PS.: Balkonowa aktualizacja jutro lub pojutrze, zapraszam!

PS II: Ze zdjęciami gotowej kamizelki z bambusowej włóczki trafiłam akurat na 7 lipca, czyli japońskie święto Tanabata! *^v^* Fajny zbieg okoliczności, bo z okazji tego święta wiesza się na drzewkach bambusowych ozdoby i kartki z różnymi życzeniami do spełnienia.