Sunday, July 31, 2016

Wróciłam

Wróciłam. Nie było łatwo wrócić.
Po pierwsze, wiadomo, musiałam wyjechać z Japonii a to zawsze jest dla mnie bolesne przeżycie. Po drugie, 12 godzin w samolocie, którym rzuca w turbulencjach... Nie przepadam za lataniem, a w takich warunkach atmosferycznych to już w ogóle jest niefajne. Nie udało mi się przespać ani chwili, wierciłam się tylko w fotelu i obejrzałam trzy części "Jurrasic Park" (oraz "Whiplash", przemiły film chociaż totalnie przewidywalny). 
Wracaliśmy przez Paryż i jeszcze w Tokio dowiedzieliśmy się, że akurat na 27 lipca Air France zapowiedziało początek strajku... A my właśnie tą linią mieliśmy lecieć na drugim etapie podróży. Świetnie! Na szczęście na miejscu okazało się, że nasz samolot leci o czasie, ufff... Ale atmosfera na paryskim lotnisku była tak inna od Narity, nie potrafię tego dokładnie określić, obsługa była miła i w ogóle, ale coś innego wisiało w powietrzu. Samolot do Warszawy mały, ciasny, brudne stoliki, na pokładzie w większości Polacy, rozgadani na pełen regulator (facet obok nas przez dwie bite godziny opowiadał coś koleżance, na serio! Dwie godziny buzia mu się nie zamykała!...), płaczące non stop dzieci... (W tamtą stronę z Helsinek do Tokio lecieliśmy w samolocie w 90% wypełnionym Japończykami - cisza jaka nas otaczała była niesamowicie relaksująca, oni nawet jeśli rozmawiają w transporcie publicznym, to robią to dyskretnie, pozostawiają to między sobą.) Z wielką przyjemnością uwolniłam się wreszcie z samolotu na Okęciu!
So, I' back. It wasn't easy, it never is.
First, of course the reason was I had to leave Japan and it's always painful for me. Then, 12 hours on the plane in turbulences... I don't like flying much and in such weather conditions it was even less pleasant. I couldn't sleep at all so I watched three parts of "Jurrasic Park"'s, (and a "Whiplash", a nice one but very predictable).
We had a connection through Paris and in the morning while still in Tokyo we found out that on that very day the Paris cabin crew union decided to start a strike... And Air France was taking us home from Paris! Fortunately when we got to France our flight to Warsaw was on. But the atmosphere in the airport was so different from Narita's, I cannot explain it, everybody was nice and all, but you know, it was a different world! The flight to Warsaw wasn't good either, the plane was small, uncomfortable and dirty, people talked a lot and loudly (seriously! the guy next to us talked continuously for two hours!...), children crying all the time... (When we travelled from Helsinki to Tokyo the plane was filled with the Japanese in 90% and the silence was amazing - generally even when they talk to each other on public transport they do it silently and keep their conversations private.) I was so relieved when I was finally released from the plane in Warsaw!

No i teraz próbuję ogarnąć rzeczywistość wokół mnie. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo nie po to tu przychodzicie, żeby czytać moje płacze i utyskiwania, zresztą można to sobie poczytać we wpisach z 2011 i 2014 roku, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Znowu było to samo co zawsze, z trudem uniknęłam rozjechania przez samochód na pasach dla pieszych i rozdeptania przez ludzi, którzy NATYCHMIAST muszą wsiąść do autobusu, zanim wysiadający wysiądą, o naburmuszonych sprzedawcach w sklepach nie wspomnę...
Ostatniego wieczora w Tokio, kiedy weszłam do toalety w centrum handlowym miałam najprawdziwszy podręcznikowy atak paniki... Poczułam, że nigdy stamtąd nie wyjdę, zabarykaduję się tam, bo dopóki tam siedzę, w kabinie, to nie muszę wyjeżdżać z Japonii... Jak się można domyślić oczywiście w końcu wyszłam. I wyjechałam.
Rozpakowałam walizki, są gotowe, żeby w kilka minut wrzucić do nich ciuchy i wracać z powrotem. Postaram się być dzielna, zacisnąć zęby i przeczekać do następnego wyjazdu, bo już oczywiście zaplanowaliśmy Japonię 2017. *^-^*  Na razie próbuję dojść do siebie, bo kilka dni po powrocie zwyczajnie się rozchorowałam!... Jestem słaba, kręci mi się w głowie, mam problemy żołądkowe. Nie wiem, czy to kwestia aklimatyzacji czy złapałam jakiegoś wirusa, w każdym razie nie coś jest ze mną nie tak.
No i ja się pytam, kto nawypuszczał tyle komarów w Warszawie?!!!.....

Now I have to face the reality that surrounds me. I won't write about my fight because you don't come here to read my whining, you can always go back to my post-Japanese blues from 2011 and 2014 on the blog. Suffice to say, I got almost ran over by the car on the pedestrian crossing and squashed by the people who had to enter the bus RIGHT NOW before the ones leaving the bus had a chance to even wink. Not to mention the grumpy sales assistants in the shops. That's not the Japanese reality any more. 
On the last evening in Tokyo I went into the bathroom in the shopping mall and suddenly I had a real textbook panic attack... I thought that as long as I sit in the toilet booth I don't have to leave Japan so I stayed there for a moment longer than necessary... As you can see I finally left, both the booth and the country.
I unpacked the suitcase right away, they're now empty and ready to be filled with clothes in a few minutes, and off I go back! I'll try to be brave and carry on somehow until Japan 2017, because we've already started to plan the trip. *^-^*  At the moment I've been trying to get better because I suddenly got sick! I'm very weak, dizzy, I have stomach problems. Maybe it's the question of acclimatisation or maybe I just got some virus.
And who produced so many mosquitos in Warsaw?!!!!...... 


Pierwszy obiad po powrocie.

Our first lunch after coming back.




Jak zawsze, przywieźliśmy różne typowe i nietypowe japońskie pamiątki - herbatę, zupy miso, kiszonki, mnóstwo drobiazgów ze sklepów stujenowych, kilka kosmetyków, mam nowe szkicowniki do akwareli ^^*~~, trzy książki (w tym dwie kucharskie!),  nie przywiozłam żadnej włóczki ani materiałów, hm...
Przyjechałam też z nowym pomysłem na balkon. Naoglądałam się ogródków japońskich, takich przydomowych, czyli stawiamy doniczki z roślinami wszędzie tam, gdzie się zmieszczą! Skoro na moim balkonie nie ma odpowiednich warunków świetlnych i nie mogę mieć warzyw, to będę miała zielony wilgotny gąszcz w półcieniu. ^^*~~ Wybieram gatunki roślin i powoli gromadzę sobie kolekcję, pochwalę się, jak już będzie co pokazać.
As always we brought back various typical and non typical Japanese souvenirs - green tea, miso soup, pickles, lots of bits and bobs from the 100 jen shops, some cosmetics, I have new watercolour sketchbooks ^^*~~, three books (two of them are cookbooks!), I didn't bring any yarn or fabric, well... Next time.
I came back with the new idea for my balcony. I saw so many tiny gardens in front of the houses, where there was some space they put pots big and small! So, if I cannot grow vegetables on my balcony because of the lack of light I'll have a wet and dark jungle there. ^^*~~ I started choosing the plants and collecting them, I'll show you the results soon.


***

Kartki z codziennika, będzie jeszcze trochę japońskich wspomnień, bo nie namalowałam wszystkiego, co chciałam, czasu mi zabrakło.
Daily journal pages, you'll keep seeing Japanese memories for some time more because I still have things I want to include in that sketchbook and didn't have the time to do that during the holidays.












Oraz pierwsze obrazki z nowego japońskiego szkicownika Vifart, kocham go od pierwszego pociągnięcia pędzla! ^^*~~
My first pages from the new Japanese sketchbook Vifart, I fell in love with it from the first brush touch on the page! ^^*~~






Thursday, July 21, 2016

Chińska porcelana


 

Tę sukienkę już znacie, przynajmniej kształt. To Chiński Ogród, tak samo jak tę, tamtą uszyłam z materiału kupionego kiedyś na Etsy od chińskiego sprzedawcy właśnie. *^v^* Tym razem to bawełna z dodatkiem elastanu, wzór mnie zaczarował i musiałam ją kupić!
You know this dress already, it's the Chinese Garden, I made both of them from the fabric I bought on Etsy from a Chinese seller. *^v^* This time it's cotton with some elastane, I fell in love with this print and just had to have it!



Model to sukienka 115 z Burdy 04/2016, oczywiście w mojej wersji przerobiona - pogłębiłam wcięcie w talii, rozszerzyłam dół. Tym razem pominęłam paseczek trzymający sukienkę razem na karku, moim zdaniem nie jest potrzebny, bo góra nie spada z ramion.
It's the pattern 115 from Birda 04/2016, of course I changed it a bit - I deepened the waist cinch, made the skirt wider. This time I skipped the piece of fabric attached to the back at the neckline, I think it's not really needed, the dress does not fall off the shoulders.




Kiedy ubierałam się rano przez przypadek założyłam sukienkę ... tyłem na przód! I przez chwilę tego nie zmieniałam, bo jakoś tak mi to świetnie pasowało - normalny podkrój szyi na karku a głęboki ale nie ZA głęboki serek z przodu. *^v^* Dopiero mąż mi uświadomił, że mam na plecach zaszewki na cycki!... Czego zresztą aż tak bardzo przy tym materiale nie widać - raz, że ma taki wzór, że dużo się dzieje i oko nie widzi dodatkowych szwów, a dwa, że jest lekko elastyczny i lejący się, więc kiecka nie trzyma sztywnej formy a miękko opływa sylwetkę. Ta pomyłka od razu poddała mi pomysł uszycia następnej sukienki z tego wzoru - będzie z czegoś elastycznego, będzie miała serek z przodu, dół będzie cięty na prosto w formę ołówkową i koniecznie zrobię kieszenie! ^^*~~ Od czasu uszycia kieszonek w Kretonce chcę mieć je wszędzie! 
When I put this on I wore it back to front by mistake. I didn't notice for a while because the dress was quite comfortable - the normal neckline at the back and the v-neck at the front. But then my husband pointed that I have breast darts at my back! *^v^* With this fabric you cannot really see it because the print is so busy and the fabric is flowy, so it doesn't keep the rigid shape but rather flows and clings to the shape of the body all the time. This mistake immediately gave me an idea to make another dress - this time I'll switch the necklines, use the elastic fabric so I could make it pencil skirt shaped and I'll definitely sew the pockets! Since the last dress I want pockets in everything I wear!


 


Powtórzę jeszcze raz to, co pisałam przy okazji poprzedniej wersji tej sukienki - bardzo polecam ten model, jest szybki i łatwy do uszycia, niesamowicie wygodny (czy to z nieelastycznych czy z elastycznych materiałów), nie ma niespodzianek konstrukcyjnych, które sprawią kłopot i zniechęcą nas do szycia. Rękawki możemy dopasować do naszych potrzeb, skracając je w szerokie ramiączka albo trochę wydłużając nawet do łokcia. Same zalety! 
I'll write again what I wrote last time with this pattern - I can fully recommend it, it's an easy and quick sew, very comfortable to wear irrespective of the fabric you use (elastic or non elastic), there are no surprises as far as construction is concerned, you can adjust the sleeves to your liking, turning them into wide straps or lengthening them towards the elbows. Only the pros!
 




***

Kolejna porcja kartek z codziennika. Fatalnie się w nim maluje, ale chyba nauczyłam się z nim postępować - spinam na sztywno wszystkie brzegi klamrami i nie zdejmuję ich do wyschnięcia obrazka, a potem spinam cały zamknięty szkicownik klamrami i te pofalowane kartki trochę się wygładzają. W końcu trzeba sobie jakoś radzić, a nie tylko narzekać, prawda? *^v^*
Kupiłam sobie dwa nowe szkicowniki przeznaczone do akwareli, ale wciąż czekają na wypróbowanie, brakuje mi czasu na wszystko, ech... I kupiłam jeszcze jedna zabawkę - akwarele metalizowane! Dają śmieszne efekty, których pewnie nie uda mi się pokazać na zdjęciach. Ot, taka ciekawostka.
Some more daily journal pages. I struggle with this Derwent sketchbook but I decided not to whine any more and just carry on. I found the way to work in it - before painting I catch all the pages with metal clasps and leave them on until the picture is dried. Then when I close the sketchbook I also put the big metal clasps on the whole notebook, and the pages seem to get flattened a bit. *^v^*
I bought two watercolour sketchbooks but they keep on waiting to be painted in, I just don't have enough time for everything, them holidays!... I also bought something funny - metallic watercolours! They add some nice effects to the pictures but I'm not sure I can show it in the photos. Well, that's an interesting addition to the technique.
















Tuesday, July 12, 2016

Kretonka

Kiedy byłam dzieckiem przeczytałam w jakiejś książce, że bohaterka ma sukienkę z kretonu. Nie miałam pojęcia, co to takiego ten kreton i na długo stał się on obiektem moich marzeń. Długo potem dowiedziałam się, że kreton to po prostu cienka bawełna o splocie płóciennym, kolorowa i wykorzystywana właśnie na letnie sukienki! *^v^* Takiż oto materiał użyłam do uszycia poniższej kiecki, japoński kreton!
When I was a kid I read in a book that the main heroin had a dress made of a cotton lawn. I had no idea what it was but this fabric became my obsession for years. Long after I found out that it was a thin cotton, colourful and perfect for Summer dresses! *^v^* That's what I used for my latest dress, a Japanese cotton lawn!



Jak tylko w moje ręce wpadła lipcowa Burda to od razu wybrałam z niej ten model. O nie, wcale nie miał być uszyty z materiału, z którego powstał!
Wymyśliłam, że uda mi się przerobić na ten wykrój Panią Bibliotekarkę - wciąż jej nie kocham i nie noszę, ale bardzo bym chciała odzyskać tkaninę... Niestety, nie udało się. Ale skoro już miałam gotowy papierowy wykrój, to trzeba było go w coś zamienić, tym bardziej, że zapowiadała się idealna sukienka na letnie upały. *^v^*
As soon as I got my hands on the July's Burda magazine I chose this pattern. Well, I didn't want to make it from that fabric I eventually used!
I got an idea to remake Pani Bibliotekarka dress - I don't like it and don't wear it but I love the fabric... Unfortunately I couldn't use it. But I already had the paper pattern so it was only logical to put it to a good use. *^v^*




Model to sukienka 106 z Burdy 07/2016. Oryginał wygląda tak (ma dodatki z nubuku).
I chose the dress 106 from Burda 07/2016. Here is the original (with some nubuck applications).




U mnie wesoły kreton, cienki, przewiewny, nie tak płynący jak batyst przez co był łatwiejszy w szyciu. Sukienka ma ciekawe detale podkroju pach - cięte po ostrych skosach. Minimalnie zmieniłam przód podkroju szyi wycinając fragment w centrum podkroju. No i nie mogłam sobie podarować jednej zmiany - pogłębiłam wcięcie w talii, żeby kiecka bardziej przylegała! ^^*~~
I used a thin and colourful cotton lawn, not that flowy like a batiste, but much easier to work with.  The dress has some interesting details at the neckline and arms. I changed the neckline a bit cutting a small part at the front. And of course I couldn't resist one basic change - I deepened the waistline seams to make it more fitted! ^^*~~





Skusiłam się tym razem na wykonanie kieszonek w sukience i chyba przekonałam się do nieopuszczania ich w kolejnych projektach. *^v^* Mimo, że są małe (na całość miałam tylko 1 metr tkaniny, więc trochę je zmniejszyłam, bo już goniłam resztami materiału, odszycia zrobiłam już z czegoś innego, ale spodnie części kieszeni musiały być z tego samego materiału co sukienka, bo czasami widać je w rozcięciach), mieszczą się w nich połowy dłoni ale to wystarcza, żeby coś zrobić z rękami, kiedy człowiek poczuje taką potrzebę. Wloty kieszeni są odszyte lamówkami, wygląda to bardzo ładnie a jest łatwiejsze do wykonania niż by się wydawało! Kiedy potrzebuję przypomnieć sobie, jak to się robi szukam w Internecie pod hasłem "bound pockets" i zawsze trafiam na jakiś dobry wpis na czyimś blogu z obrazkami krok po kroku.
This time I made the pockets that I usually omit in dresses and I think I may become a big fan of those in future projects. *^v^* Although they're quite small (I had only 1 m of fabric for the dress and had to make the pockets smaller, I even used another fabric for the inner layer of the dress but I had to use the same fabric for the pockets because they sometimes peek out at the openings), there's still room for part of the hand palms when you need to do something with your hands. The openings are bound, an easy technique that makes the difference. It's easier to make than it may seem, just google "bound pockets" and you'll find many blog posts with tutorials with step by step pictures.








Sukienka jest lepsza niż się spodziewałam! Jest super wygodna, przewiewna, na upalne japońskie lato ideał. Nie musiałam nic poprawiać w wykroju, brawo Burda! *^w^*
Już myślę o wersjach z innych materiałów. *^v^*
The dress turned out better than I expected! It's super comfy, airy, a perfect outfir for the Japanese Summer. I didn't have to improve anything in the pattern, congratulations Burda! *^w^*
I've been already thinking about more versions of this dress from different fabrics. *^v^*



***

Na koniec kilka obrazków w Codziennika. Szybka recenzja szkicownika Derwent w oprawie z czarnego pluszu, 40 arkuszy, papier 200 g - beznadzieja! Wyraźnie widać na zdjęciach, jak papier faluje i jak przebija to co jest na następnej stronie... Zapewne zależy to od składu papieru, ale gorzej przyjmuje akwarele niż szkicownik Derwent Classic 165 g, w którym rysowałam do tej pory... 
Some of my latest daily journal pages. I am really disappointed with the Derwent Faux Suede sketchbook, it sucks! You can clearly seen in the photos how the paper bends and how it shows what's on the page at the backside... It has the 200 g thickness pages but they take watercolours much worse than my Derwent Classic sketchbook I've been using at home that has 165 g pages... I guess it depends on what's the paper made from.