Monday, October 30, 2023

Ptasie radio

 

Najważniejsza sprawa zeszłego tygodnia - idźcie najpierw do Małgosi i przeczytajcie, jak jeść czosnek. Na serio, ja tu poczekam, a Wy idźcie się dowiedzieć, ja nie wiedziałam i całe życie robiłam inaczej! Przy okazji można obejrzeć piękne prace Małgosi i poznać przepis na miksturę wspierającą zdrowie jesienią i zimą. *^o^*

 


 

Ogłoszenie numer dwa - jeśli ktoś tak jak ja czekał, aż jesienią do oferty Czterech Szpaków wróci masło do ciała Dynia i Kardamon, to melduję, że już jest! Do tego w zestawie z kremem do rąk, dyni jest tu trochę, za to kardamonu moc, uwielbiam!!!
  




Zupełnie niewiele mam w tym tygodniu do napisania, bo działo się wiele, ale nie są to sprawy ciekawe blogowo - wizyty u lekarza (na których odkryłam, że mam więcej zdrowych organów i brak kolejnych chorób!...), drobne ustalenia remontowe (mamy pismo ze spółdzielni w kwestii wymiany grzejników ORAZ wizualizację łazienki i będzie MEGA!!!), mieliśmy też niespodziewany brak gazu - we wtorek mieli wymieniać główny zawór gazu w budynku, co miało trwać tylko 2 godziny, ale chyba coś tam popsuli bo potem przez dwa dni gazu nie było a na wejściu wisiała kartka z napisem "przepraszamy za utrudnienia, brak gazu do odwołania"... Na szczęście w czwartkowy wieczór gaz wrócił. *^v^*

 


 

Ciekawa sprawa - pewne rzeczy bierzemy za pewnik, za oczywistość, i nawet nam do głowy nie przyjdzie, że ktoś może do tego samego podejść inaczej... No bo tak: blok, w którym będziemy mieszkać po remoncie ma kształt litery L i dwie części A i B, do części A są możliwe cztery wejścia z trzech stron budynku, do części B dwa wejścia z dwóch stron. Nasze mieszkanie jest w części B i przez 26 lat kiedy tam mieszkałam a potem przez kolejne 20 lat gdy odwiedzałam tam rodziców wchodziłam do bloku głównym wejściem od strony ulicy. Teraz gdy podaję komuś adres też uważam, że ta osoba podejdzie do wejścia głównego i byłam już dwa razy bardzo zdziwiona, kiedy ktoś wybrał inne wejście i nie mógł się dostać do klatki!... Kiedyś koleżanka przyjechała metrem, wyszła ze stacji przy drugim krańcu budynku i dzwoniła domofonem do części A. W zeszłym tygodniu umówiłam się z panem od wyceny mieszkań, i on jakimś cudem podszedł do bloku od strony podwórka, i też wybrał niewłaściwe wejście. *^o^* Powinnam zmienić moje myślenie i podawać bardziej szczegółowe wskazówki co do adresu, bo inaczej ludzie się gubią, no bo skąd ktoś ma wiedzieć coś, co dla mnie jest oczywistością od wielu lat?... 




Mam też pewne przemyślenia, które do mnie przyszły znienacka, gdy czytałam wpisy Jestem.Erill, zacytuję fragment:

"NORMALIZUJĘ ✨ bycie człowiekiem który lubi się bawić który ma ochotę śmiać się w głos, nieskrępowanie się wygłupiać i cieszyć tym co jest!

 ✨ NORMALIZUJĘ✨ to, że w dorosłości pragniemy zabawy, przyjemności i lekkości dla równowagi i dobrego, zdrowego życia.

✨ NORMALIZUJĘ ✨ głupie miny, śmieszki z siebie samej, nieskoordynowane ruchy ciała i głupie teksty, które rozśmieszają głównie mnie.

 


I tak sobie myślę - naprawdę trzeba takie rzeczy oficjalnie "normalizować"?... Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że miałabym się wstydzić ochoty na śmiech, wygłupiania się i cieszenia życiem, tego, że dorosły człowiek pragnie zabawy i przyjemności. Często gadam do siebie, śpiewam, przechadzam się tanecznym krokiem, cieszą mnie różne rzeczy i raduję się z nich sama do siebie. To smutne, że najwyraźniej są ludzie, którzy muszą sami sobie dać prawo do wyrażania swojej radości..

 


 

W piątek robiłam test tolerancji glukozy, polegający na tym, że pobierają krew, a potem pijemy słodki roztwór i następne pobranie następuje po dwóch godzinach (okazuje się, że nie mam też cukrzycy!...). Przez te dwie godziny nic się nie robi tylko siedzi i czeka, więc przeczytałam książkę. *^v^* "Zanim wystygnie kawa. Opowieści z kawiarni" to druga część serii Toshikazu Kawaguchi i tak samo jak pierwsza opowiada ciepłe historie klientów pewnej tokijskiej kawiarenki, w której można się przenieść w czasie. Jest jeszcze trzecia część, którą zamierzam kupić.



 



 

Weekend spędziłam aktywnie - dużo sprzątałam, dużo malowałam, zabierałam siebie na spacery mimo, iż było chłodno i deszczowo. Przy okazji odkryłam miejsce na osiedlu, gdzie powietrze pachnie lasem i grzybami!... Podejrzewam, że to zasługa gęstej mieszanej obsady liściasto-iglastej, i pewnie jakieś grzyby tam się kryją! *^V^* Trafiłam na Instagramie na Birdtober, oczywiście nie zamierzam nadrabiać całego miesiąca z listy ptaków do namalowania, ale kilka propozycji jest bardzo interesujących i trafi na kartki mojego szkicownika. Ptaki to dla mnie prawdziwa lekcja cierpliwości, jeśli chcę oddać jak najwierniej realistyczny wygląd ptaka to nakładam kolejne warstwy jedna po drugiej precyzyjnie, nie ma mowy o kilku machnięciach pędzlem i szybkim rezultacie!

 



 

Wróciłam do codziennej jogi powięziowej i rolowania ciała (korzystam ze wskazówek m.in. Karoliny Dachowskiej), to jest niełatwe, męczące i bolesne, ale czuję, że mi pomaga, tak samo jak chodzenie. Kiedy długo siedzę albo leżę sztywnieję, ruch i masaże są bolesne i ciężko mi się ćwiczy, ale potem czuję się lepiej niż przed. Postanowiłam też przypomnieć sobie tai chi i qigong, chodziliśmy kiedyś w Robertem 3 miesiące na zajęcia tai chi i bardzo nam się podobało, w sumie nie wiem, czemu przestaliśmy, chyba to był taki trzymiesięczny kurs i się skończył, a my nic dalej z tym nie zrobiliśmy...






W tym tygodniu będę mogła poświęcić jeszcze więcej czasu na ćwiczenia, malowanie i szycie, bo... ale o tym następnym razem! *^v^* 

 



 

Monday, October 23, 2023

Bez ojojania!

 


To dla mnie zawsze moment zaskoczenia. Kiedy robi się zimno - tak naprawdę przenikająco zimno! - i trzeba się poowijać w płaszcze, czapki i szaliki, i nagle już nie pamiętam, jak to było latem, nie mogę uwierzyć, że znowu będzie tak upalnie, że narzucę szorty i koszulkę na ramiączkach, i będę jadła zmrożonego arbuza... Będę tak trwać w tym niedowiarstwie przez całą jesień, zimę i wiosnę, mam nadzieję, że maj zmieni moje zdanie, jak co roku! *^o^*~~~ Skąd to się bierze? Ten podskórny strach, że ciepło nie powróci? Przecież jeszcze tak nie było, żeby nie było lata. Pierwotny lęk, nieuzasadniony ale nie do opanowania.

 

 

Dużo maluję. Mam ochotę malować jeszcze więcej, zgubiłam gdzieś opór przed jakimiś tematami, nie ma w mojej głowie "tego nie umiem więc nie narysuję", zabieram się za różne tematy i próbuję. Trochę mi w zeszłym tygodniu brakowało czasu, bo ogarniałam tematy remontowe, włosowe, zdrowotne i towarzyskie, ale starałam się chociaż zrobić szkice.

 



 

U fryzjera nie zaszalałam, ale zgodnie z podpowiedziami zmieniłam kolor na mieszane fiolety, w każdym świetle wygląda to trochę inaczej, a ogólnie trochę jak benzyna rozlana na wodzie, co mi się bardzo podoba! *^v^* Trochę podcięłam końce, ale tylko kosmetycznie, bo na razie trochę zapuszczam włosy. Teraz mam fryzurę idealną, suszę po umyciu i sama się układa! (a potem od razu robią się loczki...) Mojej fryzjerce marzy się krótka asymetryczna grzywka - mnie też, ale cóż z tego!... Moje włosy w pół godziny od poniższego zdjęcia zaczęły się kręcić, taka grzywka wytrzymałaby na prosto chwilkę a potem miałabym nad czołem precelki...

 


 

REMONTOWO - w zeszłą środę spotkaliśmy się z panią architekt, obejrzeliśmy jej propozycje urządzenia naszego mieszkania, wskazaliśmy nasze opcje i materiały. Teraz czekamy 10 dni na kontakt z jej strony, dostaniemy wizualizacje i będziemy się umawiać z działem meblowym na dopracowanie szczegółów zabudowy kuchennej i innych mebli. Musimy jeszcze dograć kilka szczegółów ze spółdzielnią (np.: kwestię wymiany grzejników), nanieść na plan miejsca kontaktów i lamp, sprawdzić jakie są oferty misek wc. W sobotę odwiedziliśmy firmę produkującą okna drewniane i mamy gotową ofertę na wymianę okien, w przyszłym tygodniu będziemy umawiać spotkanie, żeby firma zrobiła pomiary i zamawiała produkcję okien dla nas! *^V^* (ten element zdecydowaliśmy się załatwić sami, a nie za pośrednictwem firmy remontowej, bo sami znaleźliśmy okna lepiej pasujące do naszych wymagań)

 


Kupiłam nowe książki kucharskie. Trzecią książkę Samar Khanafer "Dukkah, kumin i włoszczyzna. Wegetariańska kuchnia bliskowschodnia" - miałam nie kupować, bo trochę przepisów się powtarza z jej poprzednich kolekcji, ale jest pięknie wydana, są nowe ciekawe potrawy i ... ja po prostu kocham książki kucharskie! *^V^* 

 

 

No i "Wegetariańska Sycylia". Bo Sycylia, wiadomo. Jak we mnie weszła zeszłego lata tak wrasta coraz głębiej i nie chce puścić!... Coś mi mówi, że się tam znowu wybiorę. Przejrzałam bloga i widzę, że w ogóle nie zrobiłam w zeszłym roku wpisu z naszego wyjazdu na Sycylię, chcecie? Mogę pokazać. Jest dużo jedzenia i trochę Katanii. *^V^*

 


 

Obejrzeliśmy świetny serial SF na Amazon Prime - "The Peripheral", nic dziwnego, że taki dobry bo oparty na książce Wiliama Gibsona o tym samym tytule. Niestety, jak to jest ostatnio częstą praktyką, zaplanowany drugi sezon serialu został odwołany... Na szczęście pierwszy sezon jest pewną zamkniętą całością, a dodatkowo mam książkę, którą zamierzam teraz przeczytać, bo jestem bardzo ciekawa, co tam dalej się wydarzy!

 


 

Zimno. Co mnie motywuje, żeby zabrać się wreszcie za ten płaszcz, ale to chyba musi poczekać do przyszłego weekendu, bo ten był wypchany planami do rozpuku!




W piątek byliśmy na koncercie muzyki elektronicznej w Centrum Nauki Kopernik - Cosmic Live Electronic Andrzej Karałow i Jerzy Przeździecki. Wiedzieliście  że w Planetarium są koncerty? Ja nie wiedziałam! Muzyka była świetna, pokaz laserowy trochę nudny i jakby obok muzyki. Zamierzamy polować na następne koncerty i iść wreszcie odwiedzić samo Centrum, wstyd powiedzieć, że jeszcze tam nie byliśmy! 

 

 

Po koncercie poszliśmy na kolację do restauracji DOCK19 by Mateusz Gessler i nie polecamy... Ceny wysokie, ale za ceną nie idzie jakość potraw, wiedziały o tym zapewne cztery koleżanki ze stolika obok nas, bo zamiast jeść robiły sobie mnóstwo pozowanych zdjęć a tle ozdobnej ściany restauracji!.... *^W^*~~~ Za to w sobotę po wizycie w sklepie z oknami zjedliśmy obiad w Heritage Shop & Wine i to miejsce możemy śmiało polecić! Ceny przystępne a jedzenie pyszne!!! Dodatkowo, jest to sklep z włoskimi wędlinami, serami i innymi produktami, a w zasadzie każde wino z półki można u nich dostać na kieliszki do posiłku.



Nie wiem co się dzieje, ale ostatnio życie mnie wyjątkowo cieszy. *^v^*


   


Nawet jak po obudzeniu widzę deszcz i wichurę za oknem, nawet jeśli muszę wyjść z domu w taką pogodę, nawet jeśli tak jak dzisiaj muszę zacząć tydzień od wizyty u dentysty, bo ząb mi się ukruszył na włoskim biscottini o twardości szwedzkiej skały... Nie szukam wymówek, żeby się dołować, nie pozwalam sobie na marudzenie nawet tylko w mojej głowie, jak coś się dzieje to myślę o sposobach reakcji na sytuację a nie o ojojaniu siebie i szukaniu pocieszenia. Dziwne, nie? Fajne. Podobam się sobie, taka pozytywna. ^^*~~



Ten tydzień też na razie zapowiada się na zabiegany, tak więc życzę Wam ciepłej słonecznej pogody i do następnego razu! *^v^*

Monday, October 16, 2023

Jesienności

 



Drobne przyjemności. W tym roku wyjątkowo wszystko do czego wyciągam ręce krzyczy "JESIEŃ!!!". Na przykład orzechy, świeżutkie włoskie, które po rozłupaniu (skorupka twarda, że hej!... zawijam orzecha w ściereczkę i walę od góry metalową praską do czosnku, bo w rękach zgnieść się nie dają...) mają kremowobiały mięciutki środek pokryty delikatną skórką, która bardzo łatwo schodzi. Tym razem nie jest gorzka, więc ściągam ją tylko dla przyjemności skubania!... ^^*~~.



Jem jedzenie czerwone i pomarańczowe, noszę też najchętniej czerwienie, fuksje, wyraziste kwiaty na czarnym tle. Po białym, błękitnym, pastelowym lecie mam potrzebę nasączyć się mocnymi ciepłymi kolorami, czyżby zima miała być mroźna?... Kupiłam kilka jesiennych materiałów, zobaczyłam w Sieci listopadową Burdę i od razu zaplanowałam wykorzystanie jednego z wykrojów, a tu trzeba czekać, aż ten numer pojawi się w sprzedaży, bo na półkach na razie wydanie październikowe!... *^0^* Nic to, mam inne wykroje, wrzucę na maszynę inny pomysł na sukienkę. W weekend zrobiłam przegląd butów jesiennych, spakowałam sandały i letnie balerinki, zobaczymy się znowu za kilka miesięcy. *^v^* 

 



 

Niewiele się działo w zeszłym tygodniu, mąż chorował, więc czas spędzał na kanapie z padem do Playstation w dłoniach, kaszląc i smarkając.

Upiekłam kolejny jesienny deser, chyba chwilowo ulubiony - jabłka pod kruszonką, z dużą dawką wanilii, cynamonu i garścią siekanych migdałów (mój dodatek). Wegańskie i bezglutenowe (użyłam mąki gryczanej), nie obierałam jabłek i nie mieszałam ich z mąką ziemniaczaną dla zagęszczenia dolnej warstwy deseru, być może zrobię tak następnym razem, za to na pewno następnym razem dodam mniej cukru do jabłek i może figi albo śliwki?... Bo że będzie następny raz to pewne! Zjedliśmy z kulą wegańskich lodów waniliowych i z kubkiem gorącej herbaty. *^o^*~~~

 



 

REMONTOWO -  firma remontowa przeprowadziła inwentaryzację mieszkania i jesteśmy umówieni na spotkanie z panią architekt w tym tygodniu w środę, obejrzymy jeszcze raz próbki materiałów, porozmawiamy o projektach kuchni i łazienki, dopytuję też spółdzielnię o kolejne szczegóły dotyczące instalacji elektrycznej i możliwości zamontowania klimatyzacji. I powiem Wam - każdemu życzę takiej spółdzielni mieszkaniowej, jaka jest na Służewiu nad Dolinką na warszawskim Mokotowie!!! Osoby są kompetentne, pomocne, nawet jeśli trafiam do niewłaściwej osoby to od razu jestem kierowana do kogoś odpowiedzialnego za obszar, o który pytam, pismo do banku o niezaleganiu z czynszem dostałam w dwa dni, i to nie tylko zdanie "brak zaległości czynszowych" ale też dane, o które nie prosiłam a na pewno się przydadzą - informacje o członkostwie w spółdzielni, numery Ksiąg Wieczystych mojego mieszkania i gruntów, na których stoi mój blok. Człowiek naprawdę czuje, że administracja spółdzielni jest po to, żeby ułatwić życie mieszkańcom!




W zeszłym tygodniu przeczytałam autobiografię Mathew McConaughey - nie jestem aż tak zachwycona jak się spodziewałam po entuzjazmie w Sieci dla tej pozycji, ale była to ciekawa historia. Wyniosłam z niej na pewno cytat z matki Mathew, której życiowym motto było zdanie:

"Do żadnego miejsca nie wchodź tak, jakbyś chciał je kupić, 

wchodź tak, jakby już do ciebie należało."

(Ojciec uczył synów, że np.: kradzież jest w porządku, ale mają nie dać się złapać - no nie wiem, czy to takie fajne przesłanie....)

Za to "Miasto zwane samotnością" jest bardzo ciężkie, ponure, jestem w połowie i na razie odłożyłam, kiedy przyśnił mi się sen-horror po tym, jak czytałam przed snem o artystach umierających na AIDS... Ktoś gdzieś to już napisał i zgadzam się z ta opinią - wbrew podtytułowi to nie jest książka o Nowym Jorku, tego miasta jest tam bardzo mało, za to jest dużo smutku i samotności, poranionych ludzi, którzy mogliby żyć w każdym innym mieście na świecie. 




Obejrzeliśmy "Asteroid City" Wesa Andersona i polecamy jak każdy film tego twórcy - zakręcony jak świński ogonek, przepiękny wizualnie - kolorystyka nieprzypadkowa, komplementarna, cudownie kojąca, no i obsada jak zawsze bombowa! Szczególnie doceniam występ Jeffa Goldbluma! *^V^*~~~ W niedzielę, kiedy szliśmy na wybory zrobiłam sobie zdjęcie bez specjalnych filtrów i popatrzcie - wyglądam jak wyjęta z filmu Andersona!!! *^0^*



***

 


Nie mogę uwierzyć, że jest połowa października, wciąż jest tak zielono dookoła!... Tak, są już żółte i czerwone liście, ale niewiele, są kasztany i żołędzie, można robić ludziki z użyciem zapałek. ^^*~~  Za to zrobiło się wyraźnie wietrzniej, zimniej i tak już chyba pozostanie, a wręcz będzie się ochładzać, czas się okutać i opatulić! We wtorek lecę do fryzjera a wciąż nie wiem, co mam zdecydować w kwestii koloru - pozostać przy ciemnym brązie? Robić się znowu na niebiesko? Może jakiś inny kolor?... Decyzje, decyzje... 




 

Życzę Wam przemiłego tygodnia pomimo pogody, na którą przecież nie mamy wpływu, więc nie ma sensu się nią przejmować! *^V^* 





Monday, October 09, 2023

Nie musi być rycerz na białym koniu!

 



Wiadomość zeszłego tygodnia - zaniosłam kołdrę zimową do pralni i miała być gotowa dopiero na 13-go, no bo zrobiło się zimno i nagle wszyscy zanieśli do pralni kołdry i płaszcze do prania chemicznego... Na szczęście moją kołdrę można prać w wodzie i najwyraźniej zwolniło się miejsce w zwyczajnej pralce, bo odebrałam ją już w środę! *^V^* (prałabym ją w domu, ale mamy płytką pralkę na 8 kg i zimowa kołdra puchowa się nie mieści)

 


 

 

W każdym razie, umościłam ciepłe miękkie łóżko, w którym z przyjemnością można się zakopać wieczorami. ^^*~~ Zapisałam sobie w szkicowniku mieszankę przypraw do ciasta dyniowego, które można dodać do ciasteczek, muffinek, pumpkin spice latte. Kupiłam też kilka herbat, które będę popijać jesienią (piszę tylko o sobie, bo Robert nie przepada za herbatami smakowymi). Ta z syropem klonowym i orzechami pekan jest naprawdę świetna - miękka, pełna na języku, kremowa, czuć wyraźnie syrop i orzechy.

 

 

***

 

Dzisiaj znowu mam pewne przemyślenia, wywołane oglądanym niedawno filmem na youtube. Sytuacja była taka, że kobiety pytały panią po rozwodzie jak ona sobie sama radzi bez partnera mieszkając w domku na Mazurach, bo musi załatwiać różne sprawy, małe naprawy i większe remonty, itd. Bo one by sobie same bez faceta tak nie poradziły... I tak sobie pomyślałam - dlaczego dziewczynki wychowuje się tak, że kiedy stają się dorosłymi kobietami, to są przekonane, że nie poradzą sobie z wieloma codziennymi rzeczami?...  Dlaczego dorosłe kobiety oczekują, że w ich życiu musi być mężczyzna, który załatwi za nie wiele spraw, bo same tego nie potrafią? 

(Oczywiście nie mówię o rzeczach, które wymagają np.: przeniesienia ciężkiej szafki w dwie osoby. I oczywiście nie chodzi o przyjemność dzielenia naszej rzeczywistości z drugą osobą.)

Chodzi mi o takie sytuacje - kran zaczął cieknąć albo trzeba złożyć zeznanie podatkowe albo chcesz wymienić kafelki w łazience, tego typu zadania. Skąd w kobietach przekonanie, że nie będą wiedziały co zrobić, gdzie się zwrócić, jak to ogarnąć?

Co ciekawe, kiedy o tym pomyślę, to ja wyrosłam w takim domu - moja mama była przez całe życie aktywna zawodowo, przez połowę kariery obejmowała stanowisko kierownicze z bardzo dużą odpowiedzialnością, zarządzała zespołem ludzi i pieniędzmi, i była wzorowym pracownikiem i szefem. Ale w domu... Owszem, robiła zakupy, gotowała, sprzątała, mój tata też to robił. Ale kiedy trzeba było załatwić cokolwiek w urzędzie czy umówić ekipę do zrobienia jakichś napraw w mieszkaniu, musiał się tym zająć tata. Wyobrażacie sobie, co się działo, kiedy mój tata zmarł i mama nagle musiała stanąć oko w oko z zadaniami życia codziennego, bo nie miała już na kogo zrzucić tych spraw... 

Ja też przez wiele lat miałam wielki problem z załatwianiem spraw urzędowych czy wykonaniem zwykłego telefonu do kogoś w jakiejś kwestii domowej. Jeśli tylko mogłam, oddawałam te zadania mężowi. Ale jakiś czas temu po raz pierwszy powiedziałam sobie "Jesteś dorosła, dlaczego miałabyś mieć problem z wykonaniem tego telefonu? Jak czegoś nie będziesz wiedziała czy rozumiała, to zapytasz, żaden wstyd." I o dziwo dużo spraw do załatwienia okazuje się bardzo proste, i nawet, jeśli pojawia się jakiś problem, to da się go rozwiązać a urzędnicy wbrew pozorom są po to, żeby nam pomagać, nawet ci w Urzędzie Skarbowym. *^0^* Jesteśmy teraz u progu remontu, musiałam się zmierzyć ze sprzedażą kilku mebli na Olx, czyli dać ogłoszenie, rozmawiać z obcymi ludźmi przez telefon, spotkać się z nimi na odbiór kupionych rzeczy. Załatwić kilka dokumentów w spółdzielni i w Wydziale Ksiąg Wieczystych. I dałam radę!

Nie róbmy z dziewczynek niemot, którym się wydaje, że nie potrafią myśleć logicznie i zadaniowo, i boją się rozmawiać z ludźmi. Nie ograniczajmy ich wpajaniem przekonania, że musi być rycerz na białym koniu, który je "uratuje" i wszystko za nie załatwi, bo czasami tego rycerza nie ma i wtedy życie może stać się dla kobiety nie do zniesienia... Bo przytłacza ją własna bezradność i beznadziejność, a to są kłamstwa! Owszem, we dwoje jest łatwiej, fajniej, ale czasami nie ma takiej opcji. Albo nawet jesteśmy w parze, ale zrzucamy wiele spraw na partnera - z wygody? ze strachu? bo nie pomyślimy, że można inaczej, bo taki model rodziny oglądaliśmy w domu rodziców i dziadków? A my dajemy radę, moje panie! Lepiej lub gorzej, tak samo jak mężczyźni. A jeśli nie dajemy rady, to zawsze można kogoś poprosić o pomoc, o radę, o wsparcie - rodzinę, przyjaciół, urzędnika. Czy samotnego mężczyznę ktoś pyta, jak sobie radzi z płaceniem rachunków czy wezwaniem hydraulika do cieknącego kranu? Nie! Najwyżej jakaś kobieta zapyta, czy dobrze się odżywia... (Co ciekawe, moja mama miała kilka świetnych potraw, których się trzymała przez lata ale to mój tata gotował lepiej, chętniej i ciekawiej!) Dajmy córkom szansę, żeby nie drżały ze strachu przed codziennością dorosłego życia.


***

 

REMONTOWO - we wtorek skontaktowała się ze mną przemiła pani architekt a w czwartek zawiozłam do firmy remontowej klucze, żeby mogli zrobić inwentaryzację. Wysłałam też mailem moje pomysły na urządzenie kuchni, łazienki, listę wybranych przez nas podłóg i ścian, listę sprzętów agd które planujemy kupić, to będzie baza dla pracy, jaką wykona architekt biorąc pod uwagę nasze potrzeby i pomysły. Czyli jak na razie, remont ruszył i się dzieje.

 


 

Za to w piątek mąż pojechał do lekarza po leki na zapalenie gardła i zwolnienie... No to nagotowałam rosołu i próbujemy to przeczekać. Trochę nam to pokrzyżowało plany na ten weekend, ale nic się nie da poradzić, trudno. 

 


 

Upiekłam ciasto dyniowe - wegańskie, bezglutenowe (użyłam mąki ryżowej i gryczanej). Na ciepło to nie jest ciasto, to raczej mus dyniowy z kruszonką (dodałam do niej orzechy włoskie i migdały). Z kulką lodów waniliowych (wegańskich) jest pyszne!!! Jest element miękki, jest chrupiący wierzch, wszystko jest korzenne, słodkie i jesienne. *^0^*~~~

 


 

Ostatnio maluję duże owoce, czytam o kuchni sycylijskiej i o samotności w Nowym Jorku (co na przykład idealnie pokazuje na swoich obrazach Edward Hopper, artysta którego sytuacja małżeńska doprowadziła mnie do wkurzenia... Ożenił się z Josephine Novison, która też była malarką, ale po ślubie praktycznie zrezygnowała ze swojej pasji na rzecz opieki nad życiem prywatnym i zawodowym swojego męża - to ona zajmowała się jego korespondencją, wypożyczaniem obrazów, mobilizowała go do malowania, a ten nie dość, że jej nie zachęcał do tworzenia to jeszcze wyśmiewał jej prace, ograniczał jej możliwości malowania, był wobec niej agresywny fizycznie, nawet zabraniał jej prowadzić samochód!... Okropny związek kobiety-ofiary z paskudnym dziadem!!!),

 


 

i próbuję zdecydować, jaki model płaszcza wybrać do uszycia z wełny w jodełkę (wełna oczywiście już czeka na półce!). Dieta bez nabiału mnie nie dotyka, za to bezglutenowa mnie przygnębia i denerwuje, chleby kukurydziane i ryżowe są nudne i niewarte moich kubków smakowych... Schudnę z żalu za utraconym smakiem chrupiącej chlebowej skórki, w sumie zawsze to jakiś zysk! *^0^* 

 


 

I nagle chce mi się tradycyjnych polskich obiadów!... Duszony kurczak w sosie koperkowym, do tego ziemniaki i surówka z buraczków (najszybsza i najpyszniejsza surówka - ugotowane lub upieczone i wystudzone buraki i surowe jabłko zetrzeć na dużych oczkach tarki, skropić sokiem z cytryny, już! ^^*~~). Kotlety mielone z ziemniakami i ogórkami kiszonymi (czas mizerii był latem). Lada dzień zrobię wielki gar gołąbków! A w niedzielę dostaliśmy od znajomych słoik domowego przecieru pomidorowego, w sam raz, bo dodałam je do resztki rosołu i mieliśmy garnek zupy pomidorowej, Królowej Wszystkich Zup! *^V^*~~~
 




 

Życzę Wam fajnego tygodnia bez chorowania i do następnego razu! ^^*~~~