Wednesday, June 15, 2016

Niedzierganie, czytanie i pyszności azjatyckiego świata

Miało być dzisiaj o czytaniu i dzierganiu, ale czytam wciąż to samo co w zeszłym tygodniu a na drutach nie mam nic. Skończyłam czwartego Piórkowego (czeka na wciągnięcie nitek i zblokowanie), o dziwo skończyłam coś jeszcze - bardzo starego UFOka, któremu muszę tylko doszyć rękawy do korpusu i zdecydować, czy mi się podoba i czy będę go nosić... ^^*~~ Tak więc, wkrótce spodziewajcie się zdjęć nowych udziergów!
I wanted to write about reading and knitting today but I still read what I did last week and I have nothing on my needles. I finished my fourth lightweight pullover (it awaits blocking) and I also finished some very old UFO. Now I need to decided whether I like it and am I going to wear it at all... ^^*~~ So please expect photos soon!

***

Jeśli ktoś chciałby mi zrobić prezent, to co aktualnie najbardziej by mnie ucieszyło?
Dwie rzeczy - praca w Tokio i przeprowadzka tamże albo coś związanego z rysowaniem/malowaniem. ^^*~~ 
Pimposhka wybrała drugą opcję i obdarowała mnie pięknym szkicownikiem do akwareli firmy Fabriano (ciekawe, czemu u nas nie ma tego produktu w sklepach dla plastyków?...) - rozmiar kieszonkowy A6, twarde okładki, kartki 200 gsm, cudo! Najchętniej już bym się do niego dobrała ale zdyscyplinowałam się i najpierw wykończę szkicownik Derwenta, który zaczęłam kilka dni temu. Tamten też jakoś sobie radzi, chociaż kartki 165 gsm nieco falują pod wpływem wody.
If you want to give me something, what would be the best choice right now?
Two things - job in Tokyo and moving there or something connected with drawing/painting. ^^*~~
Pimposhka chose the latter and sent me a beautiful watercolour sketchbook by Fabriano (why don't they sell it in Poland?...) - pocket size A6, hard bound, pages 200 gsm, wonderful! I'd love to start drawing in it already but I told myself to use what I have first. I've been working in a Derwent Journal for a few days and it's okay, not that good for watercolours with 165 gsm paper but it'll manage.




Ale to nie koniec ludzkiej życzliwości, bo Iza pomogła mi w zakupie i transporcie do Warszawy szkicownika do akwareli Leuchtturm w sklepie w Poznaniu, dzięki czemu oszczędziła mi płacenia sporej kwoty za kuriera! *^v^* Zdobycz pokażę, jak tylko odbiorę tu na miejscu.
That's not the end of human kindness! Iza helped me buy the Leuchtturm watercolour sketchbook in Poznań and sent it to Warsaw with her friends so I didn't have to pay the courier postage price! I'll show it when it gets here.

Dziewczyny, strasznie Wam dziękuję, jesteście kochane!!!
Girls, I couldn't thank you enough, you're precious!!!

***

Today the promised culinary recipes, one Korean and one Thai.
The Korean dish is a sanjeok and I got inspired by those recipes: this one, this one and this one
The Thai stir-fry spinach was inspired by this recipe.

Dziś obiecane potrawy - jedna koreańska i jedna tajska. 

Najpierw Korea.
Koreańskie kulinaria znam nie od dziś a jednak to danie, serwowane tylko w jednym stoisku na Festiwalu w sobotę, zaskoczyło nas prostotą pomysłu i świetnym smakiem! Mówię o sanjeok 산적, czyli szaszłykach. 
Istnieją różne wersje, zazwyczaj jest w nich wołowina, marchewka i dymka, bywają grzyby, szparagi, kluski ryżowe tteok a nawet paluszki krabowe! Takie szaszłyki mogą być przed smażeniem zanurzone w cieście albo nie. Moja wersja jest kompilacją kilku przepisów z moich ulubionych blogów o kuchni koreańskiej, różne wersje znajdziecie tutaj, tutaj i tu.

Zaczynamy od przygotowania składników, u nas dziś wołowina, marchewka, dymka i paluszki krabowe. 
Najpierw marynujemy pokrojone w cienkie laseczki mięso (150 g) - 1 tarty ząbek czosnku, 1 ł miodu, 1/2 Ł sosu sojowego, 1 ł oleju sezamowego, pieprz. Odstawiamy do lodówki na kilka godzin.
Przygotowujemy warzywa - marchew i dymkę tniemy na laseczki wielkości tych mięsnych, blanszujemy chwilę we wrzątku (tylko białe części cebulki).
Z paluszkami krabowymi nie trzeba nic robić poza wyjęciem z folii. ^^
Teraz nadziewamy składniki z jednego ich końca na patyczki do szaszłyków.
Jeśli robimy wersję maczaną w cieście przed smażeniem, robimy ciasto: mieszamy 1/2 szkl. mąki, 1/2 szkl. wody i 1/2 ł soli.




Rozgrzewamy olej na patelni, maczamy każdy szaszłyk w cieście i smażymy kilka minut na każdej stronie. 
Podajemy z sosem do maczania: 1 Ł sosu sojowego, 1 Ł octu ryżowego, siekany szczypior.




My zjedliśmy szaszłyki z ryżem i domowej roboty piklami: kimchi bok choy, imbirem beni shoga i takuanem. Swoją drogą, po kilku pierwszych kęsach mąż wyraził opinię, że chodzenie do restauracji straciło sens, skoro w domu jadamy takie dobre rzeczy. Z jednej strony bardzo mnie cieszy, że smakuje mu moje gotowanie, ale z drugiej strony źle to wróży dla mojego odpoczynku od garów i nakarmienia nas poza domem, sesese........ *^o^*




Jeszcze anegdota z Koreańskiego Festiwalu - w jednej z kolejek za nami stało starsze małżeństwo, które głośno i dobitnie komentowało kuchnię koreańską. Pani w pewnym momencie powiedziała tonem znawcy "To ich jedzenie nie ma żadnego smaku! Dlatego oni wszystko doprawiają tymi sosami!...." *^W^*
Uwielbiam takie opinie, wygłaszane czy inni chcą tego słuchać czy nie...... Zastanawiam się, po co oni w ogóle przyszli na ten Festiwal, zamiast zostać w domu i jeść schabowe na sobotni obiad?........

Acha, ponieważ mąż zapostulował, że napisałam o Festiwalu i nie dałam żadnego zdjęcia pokazującego ten Festiwal, to nadrabiam zaległości. Nie to, żeby było co pokazywać, bo same kolejki do stoisk z jedzeniem, ale to Robert robił zdjęcia... ^^*~~



 

 
***

Teraz przenosimy się do Tajlandii. 
Potrawa równie prosta i równie pyszna! Lubicie szpinak? My bardzo! Oczywiście nie mówię o rozmrożonej siekanej brei, ale o jędrnych liściach, które jadamy i na surowo w sałatkach i na ciepło, szybko przesmażone z czosnkiem. 
Szpinak po tajsku ma charakter, jest ostry, pachnący czosnkiem i przyprawami. Wymaga szybkiego smażenia na dużym ogniu, to klasyczny stir-fry.

Wielką garść świeżego szpinaku (mocno się skurczy) płuczemy, odcinamy korzonki.
Przygotowujemy składniki do wrzucania na patelnię:
- siekamy na plasterki 4 duże ząbki czosnku i 1 zielone lub czerwone chilli
- robimy sos - mieszamy: 1/4 szkl. bulionu, 2 Ł sosu ostrygowego, 1 Ł sosu rybnego, 1 Ł mirinu lub chińskiego wina do gotowania lub sherry, 1 ł brązowego cukru
Rozgrzewamy w woku albo na patelni 2 Ł oleju, wrzucamy czosnek i chilli, i smażymy na dużym ogniu ok. 1 minuty mieszając.
Dorzucamy szpinak i smażymy ok. 30 sekund mieszając, aż pokryje się olejem i przyprawami.
Dolewamy sos. Smażymy całość ok. 3 minut, mieszając (w końcu to stir fry, prawda? ^^*~~).






Wykładamy gotowy szpinak na ciepły ryż, doprawiamy sokiem z cytryny, olejem sezamowym i siekanymi orzeszkami ziemnymi. My zjedliśmy go z czarnym ryżem i smażonymi grzybami shitake i boczniakami. Smacznego!

20 comments:

  1. Dlaczego czytając Twoje zapiski zawsze robię się głodna :)))
    Szpinak uwielbiam!

    A tempo robienia masz zabójcze :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja robię się głodna, jak robię wpis na bloga, bo przecież to ugotowałam i zjadłam dzień lub dwa wcześniej, a potem zostaje mi opis przygotowania i obróbka zdjęć, czasami na pusty żołądek!... ^^*~~
      Teraz chyba będę miała przerwę w dzierganiu, bo nie wiem, co bym chciała następnego zrobić, hm...

      Delete
  2. Tej, jak będziesz następnym razem potrzebować coś z Poznania, to przecież pisz - będę mieć motywacje, żeby wreszcie dotrzeć do sklepu z przyborami artystycznymi, bo któryś tydzień się zbieram :-) Szpinak wygląda fajnie, ale mam w domu rosyjski jarmuż i może zaeksperymentuję, czy by mu nie podpasowała taka sama procedura kulinarna ;-) Najbardziej się jaram na te grzyby - dosmaczałaś jakoś specjalnie, czy klasyka?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odezwę się, dziękuję! ^^*~~ Tym razem nie chciałam prosić, bo w sumie mam szkicownik, nie byłam w bezpośredniej potrzebie, a Iza sama się zaoferowała.
      Jarmuż podsmażyłabym chwilę dłużej niż szpinak. A grzyby wrzuciłam na pół godziny do takiej samej marynaty, jak ta do wołowiny w koreańskim przepisie powyżej, dosypałam jeszcze łyżkę ziaren sezamu. Przyznaję, że to udany pomysł był!

      Delete
  3. Mnniam mniam pyszne jedzonko, szpinak do mnie przemawia :D
    Nie mogę się doczekać zdjęć!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Szpinak to ja mogę w każdej postaci! (oprócz tej szpinakowej brei oczywiście...) Dziś robię hinduskie palak paneer. ^^*~~
      To ja idę doszyć rękawy do tego bawełnianego sweterka.

      Delete
  4. Jak ja żałuję, że nie jestem Twoim mężem ;))) bo bardzo bym chciała aby dla mnie ktoś tak gotował. A tak to mogę sobie gotować tylko dla siebie, bo mój mąż to za takimi wynalazkami nie przepada. Och, życie...
    Bawełnę dziergaj, ja już trzecią bawełnianą bluzeczkę robię, bo to lato takie nie za ciepłe i bawełniane sweterko-bluzeczki jak najbardziej się przydają.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hi, hi, miałam już liczne prośby o adopcję!... ^^*~~
      To jest jedna z podstawowych cech, które łączą mnie i Roberta - uwielbiamy jeść pyszności! Może podsuwaj mężowi danie po daniu, po troszku, a nuż coś mu bardzo zasmakuje i poprosi o powtórkę! *^v^*
      Masz rację, to wczesne lato na razie jakieś takie... Podobno od poniedziałku przychodzą do Warszawy upały, pożyjemy, zobaczymy!

      Delete
  5. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie jadałam szpinaku! Twój wygląda przepysznie! W ogóle cała kompozycja na talerzu wygląda jak jakaś poezja:) Wspaniale jest mieć takich przyjaciół, którzy odgadują nasze myśli i przychylają nam nieba, pozazdrościć:))) Uściski!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czasami pewnych rzeczy się nie jada, u mnie w domu rodziców nigdy nie jadaliśmy dyni (poza okazyjnie kupioną w sklepie marynowaną dynią, ale rzadko). Dopiero sama musiałam ją odkryć i oswoić, tak samo szparagi. Zachęcam Cię do zapoznania się ze szpinakiem! Teraz jest najlepszy moment, bo jest świeży, z łodyżkami, tylko obsmażyć z czosnkiem i zajadać! (albo z kilkoma innymi przyprawami, jak w przepisie powyżej *^v^*).
      Zgadzam się, że cudownie jest, kiedy otaczają nas tacy ludzie, którzy wiedzą, czego nam trzeba. ^^*~~

      Delete
  6. Szaszłyki wyglądaja smakowiecie, aż mi ślinka cieknie... szpinak w naszym domu na razie jadam tylko ja i dlatego robię go po najmniejszej linii oporu, z czosnekim sola i odrobina pieprzu :) dla siebie samej już nie chciałoby mi się dodatkowo czegoś dokładac, aczkolwiek Wasza wersja z tym wszystkim innym na talerzu zachęca.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeśli robisz dla dzieci, to możesz pominąć chilli, a z tą zalewą powinien im smakować, bo jest słono-słodkawy. *^v^*
      Przyznaję, że nie rozumiem zdania (które słyszę zaskakująco często): "dla mnie samej nie chce mi się gotować w taki skomplikowany sposób". Jeśli mam ochotę na jakieś danie, to je sobie przygotowuję. Przecież nie będę się żywiła chlebem z żółtym serem!... *^V^*

      Delete
  7. ja chyba rzeczywiście się przeprojekciłam, myślałam, że zostawiłam ci komentarza, a jak zwykle otworzyłam sobie tylko wpis, przeczytałam go i zajęłam się czymś tam innym v_v gosh...
    w każdym razie narobiłaś mi smaka tymi azjatyckimi specjałami i z tej okazji zrobię sobie chyba jutro sałatkę z musztardowca, bo jeszcze mam na jedną porcję zapas kiszonki w lodówce, a w weekend kupię sobie zapewne bok choya na kimchi, czy ktoś mógłby mi rozciągnąć nieco dobę? chyba nigdy nie zrozumiem kur domowych , które ewidentnie się w domu nudzą ja nie mam na to totalnie czasu

    ReplyDelete
    Replies
    1. "Człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi" powiedział ktoś kiedyś, nie wiem kto, ale miał rację! ^^*~~ Zresztą, pomijając nasze zainteresowania to i tak w domu zawsze jest coś do zrobienia, nie ma czasu na nudzenie się!
      Przyszła do mnie ostra papryka koreańska, czas nastawić porządne kimchi, kupię dziś pekińską. *^o^* I więcej szpinaku jak będzie, bo przypomniał mi się smak tego dania!

      Delete
  8. No cóż, domyślałam się, że musze poczekać aż się dowiem jak te 200g kartki się sprawdzają. Na pewno dasz nam znać :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Na pewno nie zawiodą, tego jestem pewna! *^v^* Ten szkicownik jest następny w kolejce po Derwencie, w którym rysuję teraz.

      Delete
  9. Fabriano jest moją miłością niestety bardzo nieprzystępną! Takie cuda tylko w strefie wolnocłowej a i tak głowa boli przy rachunku (ech...)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Można u nas dostać bloki akwarelowe Fabriano w różnych rozmiarach, też fajna sprawa, ale kartki luzem, a ja wolę mieć zszyty szkicownik, jeśli pracuję w notesie kieszonkowym i zabieram go ze sobą.

      Delete
  10. Sketchbook Leuchtturma kiepsko współpracuje z akwarelami, ma papier 180 g/m2 Strasznie faluje i nawet zdziera się lekko papier (ale nie przebija, dobre i to). Ja go lubię za biel kartek, ale przyjmuje tylko baaardzo lekki akwarelowy wash:( A dlaczego ściągałaś go z Poznania? Jest w sklepie maluje na Ursynowie i u architektów na Koszykowej. A najlepiej przyczaić sie ostatniego dnia majowych targów książki, kupiłam za 20 zł😉

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aż sprawdziłam po raz kolejny na maluje.pl i nie ma! Nie ma szkicownika do akwareli, gładkiego w formacie A6. Są notatniki, ale one mają papier 80g. Na Koszykowej nie szukałam, przyznaję, dziękuję za cynk. *^-^*
      Na razie maluję w Derwencie o gramaturze 165g i nie jest tragicznie, więc jak się przesiądę na 180g to już odczuję poprawę. *^v^* Takie porządne większe obrazki (bardziej wielokolorowe, a nie szybkie szkice) robię na papierze Gamma Fabriano 300g.

      Delete