Sunday, November 03, 2019

Eksperyment



Od trzech tygodni prowadzimy eksperyment. 
We've been conducting an experiment for the past three weeks.
 



No bo tak - przez całe życie twierdziłam, że jestem nocnym markiem. Wieczorem mogłam siedzieć do oporu, za to rano spałam ile się dało. Gdy jeszcze chodziłam do biura, nie dało się za długo, więc oczywiście zwlekałam się z łóżka w ostatniej możliwej chwili - tak, żeby tylko nie spóźnić się do pracy. A z kolei wieczorami siedziałam przed telewizorem bezsensownie przerzucając kanały... 
Throughout the whole life I've been declaring I was a night owl. I would stay late in the evening till very later and in the morning I slept as long as I could. When I was still working in the office, I had to wake up early of course, but I dragged myself out of bed at the last possible minute when I could be on time to work. But in the evenings - I stayed in front of the TV mindlessly flipping through the channels...




Potem, gdy już nie musiałam wstawać rano do pracy, tym bardziej nie przejmowałam się, o której się kładę i do której śpię następnego dnia. Kilka razy w życiu podejmowałam próby wczesnego wstawania - "żeby nie tracić dnia", "żeby zyskać trochę czasu na rzeczy, których nie zdążam zrobić w trakcie dnia", ale to się nie uda, jeśli człowiek idzie późno spać i jest zbyt zmęczony!
Then, when I didn't have to get up early for work, I couldn't care less what time to go to sleep and wake up the next day. I've tried a few times in my life to get up early "so I wouldn't loose a day and had more time for different activities" but when you go to bed very late it's impossible to get up early!




Trzy tygodnie temu Robert miał tydzień zmian na 6:00 rano. Przerażająca godzina, szczególnie jesienią i zimą, kiedy za oknem jest jeszcze kompletnie ciemno! W związku z tym zaczęliśmy chodzić do łóżka około 21:00. Nie mówię, że zasypialiśmy o tej godzinie, bo jeszcze było mycie się, czytanie książek, rozmawianie, ale odpuściliśmy sobie oglądanie "jeszcze tylko jednego odcinka serialu" który kończyłby się grubo po 22:00, około dziewiątej wyłączaliśmy telewizor i światła w pokoju dziennym, koty szły do łóżka i przenosiliśmy się do drugiej połowy mieszkania, żeby się powoli wyciszyć i przygotować do spania. Niedługo potem zasypialiśmy.
Three weeks ago Robert had a 6 am shifts week at work. A horrendous hour, especially in Autumn and Winter when it's still completely dark! So, we started to go to bed around 9 pm. I'm not saying we closed our eyes at that time, but we skipped "just another TV series episode", turned off the living room lights, started to have a bath, transferred with the cats to the other half of the apartment = bedroom, talked and read books in bed, to calm down and prepare for sleeping. Not long after that we went to sleep.




Pierwsze dni eksperymentu nie były kompletnym sukcesem. Raz obudziłam się o 6:00 tylko po to, żeby od razu zasnąć z powrotem i wstać o 9:00. Kolejnej nocy nie mogłam w ogóle zasnąć, oczy zamknęły mi się dopiero o świcie, w związku z tym wstałam po 10:00 nieprzytomna... Ale powolutku zaczęłam wchodzić w stały rytm - do łóżka około 21:00, zasypiam 22:00 - 22:30, budzę się między 6:30 a 7:00. I wstaję!
The first days of the experiment weren't a complete success. Once I woke up at 6 am just to close my eyes immediately and sleep till 9 am. On the next night I couldn't sleep at all, falling asleep at dawn, so I got up all confused after 10 am... But with small steps I started to get into a steady rhythm - going to bed around 9 pm, going to sleep around 10:00 - 10:30 pm, and waking up between 6:30 - 7 am. And I do get up!




Robert celowo wziął kolejne kilka dni na poranną zmianę, a kiedy pracował w domu - również siadał do komputera z samego rana (było łatwiej, bo nie musiał dojechać do biura! *^v^*). A ja? Wstaję i robię sobie gorącą wodę z cytryną, imbirem i miodem. Wypijam ją na spokojnie, ubieram się w dres i zaczynam dzień od godziny jogi. Ćwiczę sześć razy w tygodniu, inaczej moja rwa kulszowa daje mi się we znaki, a dzięki jodze mogę ją utrzymać w ryzach. I o tej porze otacza mnie cisza, sąsiedzi jeszcze nie zaczęli odprowadzać dzieci do przedszkola i nie ma darcia się na korytarzu (mieszkam na parterze przy windzie i wyjściu z bloku więc odczuwam to bardzo boleśnie... ) a pan mieszkający obok jeszcze nie zaczął swojego wiecznietrwajacegoremontu i wiercenia lub stukania! *^w^*
Potem śniadanie i relaksująca powolna kawa. Wstawiam pranie, odkurzam. Zakupy między 8:00 a 9:00 rano są przyjemnością - w sklepie mało ludzi, nikt się nie spieszy, nie biega z wózkiem między półkami z obłędem w oczach, bo na razie przyszli tylko ci, którzy mają przed sobą bardzo dużo czasu!... *^0^* 
Robert took more early shifts on purpose and even when he worked from home he started early (it was easier, he didn't commute! *^v^*) And me? I get up, make myself a cup of warm water with lemon, ginger and honey. I drink it slowly, jump into gym clothes and do an hour of yoga. I practice six days a week, not that I'm so eager but it helps to keep my spine problems in control. At that time it's very quiet, neighbours didn't start to take their kids to kindergartens yet and there are no shouting and crying in the corridor (I live next to the lift and main entrance to the building so imagine my suffering!...). The man living next door didn't start his never ending renovations with drilling and knocking! *^w^*
Then breakfast and slow coffee. I start the washing machine, vacuum the floors. Food shopping between 8 am and 9 am is a delight - there aren't many people in the shop, and the ones who came have all the time in the world so there's no running around the aisles with a shopping cart like a headless chicken!... *^0^*




Do 10:00 mam już załatwione tak wiele, a kiedyś dopiero wygrzebywałabym się z pościeli!... Mam czas na szycie, na malowanie, a ponieważ Robert zaczynając pracę o 6:00 kończy ją około 14:30, to gdy wraca do domu jest wciąż jasno i możemy iść razem na spacer albo porobić coś, na co nie mieliśmy już siły, gdy wracał po 18:00 (przeważnie był tak zmęczony, że po kolacji przysypiał na kanapie...) W weekend kładziemy się trochę później, szczególnie jeśli jest jakaś impreza, ale nie siedzimy do późna bez celu a w niedzielny wieczór wracamy do rutyny wcześniejszego kładzenia się do łóżka.
Till 10 am I have so much errands done, and I used to slowly crawl out of bed at that time in the past!... I have time to sew, to paint, because Robert starts working at 6 am he finishes around 2:30 pm, so when he gets back home it's still bright outside so we can go for a walk or do something together. When he was coming home way past the 6 pm, we ate diner and he was so tired he was dozing off on the sofa... On weekends we go to bed later especially when there's some party with friends, but we do not sit aimlessly in front of the TV, and on Sunday evening we go back to our new routine of going to sleep early.




Nie mówię, że taki system jest dla każdego. Ale ja kiedyś twierdziłam, że NIE MA MOWY, żebym wstawała wcześniej, jest to w moim przypadku FIZYCZNIE NIEMOŻLIWE, a teraz cieszy mnie to, że nie tracę bezsensownie czasu wieczorami na zaleganie na kanapie i gapienie się w telewizor, a rano mam energię do działania. Być może po zmroku jesteś niesamowicie produktywna i kreatywna - ja nie byłam. Mój organizm szykował się do snu, tylko ja nie przyjmowałam tego do wiadomości i zmuszałam się do wegetacji na kanapie.
A co u Was? Jesteście rannymi ptaszkami czy nocnymi markami? Jesteście zadowolone z Waszej rutyny kładzenia się i wstawania? 
I'm not saying it's for everybody. But I was the one who used to say THERE'S NO WAY I could get up early, that it was PHYSICALLY IMPOSSIBLE in my case. But now I'm happy I don't waste time on dozing off on in front of the TV, and have energy in the morning. Maybe you are very creative and productive in the evening, I wasn't. My body was getting ready to sleep but I just didn't want to acknowledge that.
How about you? Are you an early bird or a night owl? Are you happy with your sleeping routine?

25 comments:

  1. Kiedy jeszcze pracowałam wstawalam o 5 tej rano wrrrr. Wiecznie otumaniona.Teraz na emeryturze jest to godz między 7 a 8 rano i tak jest dobrze
    Jest lepsze samopoczucie ,można więcej zaplanować a nawet jestem taka lekka,efektywna.Zdarza się ze zaśpie wtedy jestem nerwowa,ociezala ,nie budzi mnie budzik ,sama wstaje. Tak jest dobrze.Nocnym Markiem nigdy nie byłam
    Pozdrawiam i życzę wytrwania.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! ^^ No właśnie, jak pomyślę to rzeczywiście dochodzę do wniosku, że takie długie spanie do 10:00 wcale nie powodowało, że byłam wypoczęta i rześka, wręcz przeciwnie!...
      Ja też nie nastawiam budzika, w sumie nie muszę bo Aki mnie budzi na karmienie... *>o<* Czasami około 5 rano więc jeszcze dosypiam, a czasami koło 6:30, więc w sam raz!

      Delete
  2. U mnie było tak samo - nocne przesiadywanie najpierw przed TV a później jeszcze nad książką, a jak książka ciekawa, to do ostatniej strony, czyli do białego rana, w czasach szkolno-studenckich nauka oczywiście w środku nocy, w późniejszych latach jakieś służbowe papierzyska do ogarnięcia w nocy, nawet za porządki i zmywanie garów też zwykle brałam się w nocy. Uważałam się za 100%-ego nocnego marka, rano zawsze problem ze wstawaniem, wiecznie spóźniona do szkoły czy do pracy. I nagle - eureka! Kolega wciągnął mnie do praktykowania jogi! Przeczytałam zadaną lekturę, żeby się teoretycznie przygotować, a tam było napisane, że najlepszy czas na sen to jest między 22gą a 5tą rano. Oczywiście pierwszy tydzien to była masakra, bo o 5tej to ja raczej zasypiałam, a tu trzeba było wstawać i ćwiczyć! Ale po dwóch tygodniach już było nieźle, a po miesiącu zasypiałam o 22giej na stojąco, a rano budziłam się dwie minuty przed budzikiem nastawionym na 5tą. Tak więc wiem doskonale, że organizm wymaga tylko systematyczności i konsekwencji i raz-dwa się przstawi :).
    Teraz czasem zdarza mi się zarwać kawałek nocy, ale generalnie pilnuję się, żeby układać się do snu koło 22.30, pomaga mi w tym także przestrzeganie stałych pór posiłków, zwłaszcza kolacja nie później niż 18, no może 18.30.
    Gratuluje Ci systematyczności w jodze, u mnie teraz to tak różnie z tym bywa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nad książką to wiadomo - też potrafię "tylko jeszcze jedną kartkę, tylko do końca rozdziału"... - i tak się nagle robi 3 w nocy! *^V^* Chociaż teraz już bym tak chyba nie umiała, bo około 22:00 kiedy czytam w łóżku to po prostu robię się śpiąca i koniec czytania!
      Też kilkakrotnie z różnych źródeł słyszałam, że najlepszy jakościowo jest sen zaczynający się około 22:00 i coś w tym jest!
      A z ćwiczeniami to jak pisałam - nie mam wyboru. Jak odpuszczę, to raz, że znowu budzi mnie ból w nogach od rwy kulszowej, a dwa, że tracę to co mi się udało wcześniej wypracować, moje ciało błyskawicznie wraca do stanu nieruchliwości i nierozciągnięcia... No to ćwiczę!

      Delete
  3. Juz nawet nie probuje wczesniej wstawac, bo konczy sie to spaniem po poludniu... Moja norma spania to 10 godzin.
    Pozdrawiam, a gdzie koty??? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale spać idziesz o której? Bo ja też tak miałam - próbowałam wstawać wcześniej, ale wciąż siedziałam wieczorami do północy... Tak się nie uda. Jak chcesz wstać wcześnie to odpowiednio wcześnie musisz się położyć.
      Koty są, bezustannie broją i żrą jak maszyny, chyba ciężka zima będzie!... *^o^*

      Delete
  4. Jestem zdecydowanym skowronkiem. Od zawsze, co w niedzielę było zmorą moich rodziców, bo oczywiście musiałam koniecznie przechodzić przez ich pokój do kuchni czy do łazienki. Rano mam najlepszą energię, wieczorem mogę tylko powiedzieć z drutami przed tv.
    Zdarzały się oczywiście nocne pogaduchy na wyjazdach, ale wyjątkowo. Nigdy jakoś nie próbowałam się przestawić na tryb nocny, chociaż zawsze zazdrościłam nocnym markom - wydawali mi się bardziej dorośli. Teraz myślę, że ranne wstawanie jest bardziej higieniczne i zgodne z naturą. No, może nie w zimę, kiedy to człowiek powinien wstawać o ósmej. :))
    Ślicznie wyglądasz! :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zdecydowanie lepiej być skowronkiem, bo jakość snu zaczynającego się ok. 22:00 jest wyższa niż snu późniejszego, czyli dbasz o siebie, super! *^v^*
      Bardzo dziękuję! ^^*~~

      Delete
  5. Latem prawie codziennie wstawałam ok. 5 rano - zanim dzieci się obudziły, kilka godzin przepracowałam w ciszy i spokoju. Wieczorem musiałam kłaść się wcześniej, ale skoro ja zmierzałam do sypialni, i dzieci bezoblemowo dawało się zagnać do spania. Mama udająca się na spoczynek działała lepiej niż gaszenie światła.
    Jogę ćwiczę wieczorem. Jestem po niej tak zrelaksowana, że prawie zasypiam na podłodze. Pozbywam się wszystkich stresów nazwbieranych w ciągu dnia.
    Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. To bardzo fajny sposób na wyrobienie w dzieciach dobrych nawyków - samemu dać przykład, brawo! *^v^*
      Ja czasami ćwiczę jogę wieczorem (yin jogę) w weekendy, bo wtedy rano troszkę dłużej zostajemy w łóżku, powoli wygrzebujemy się na śniadanie, nie mam rano czasu. O poranku skupiam się na jodze na kręgosłup.

      Delete
  6. Po przeczytaniu twojego posta, nie wiem co napisać. Według mnie jestem nocnym markiem. Ale, jeśli to można zmienić, to może nie jestem? Mąż wraca późno z pracy, po 19 to jest normalny czas. Częstpo wraca koło 20. Jemy późną kolację, rozmawiamy, ogladamy 1 lub dwa odcinki serialu. Koło 23 wyłączamy telewizor i przenosimy się do sypialni, kąpiell, książka i po północy zasypiam ja, mąż trochę wcześniej. Rano, 7.20 budzik, bieg w parku, praca. Ja potrzebuję koło 8 godzin snu.
    Pamiętam, jak przyjechała do Ustki koleżanka ze studiów. Miała dla mnie czas tylko wczesnym rankiem. Poszłyśmy na spacer brzegiem morza. Jak było pięknie, cicho, ciepłe światło, fale lekko uderzające o brzeg, bezwietrznie. No, ale cóż, codzienna walka o wczesne wstawanie jest na razie poza ną. Może kiedyś....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Myślę, że można to zmienić, jeśli się chce! ^^*~~
      Natomiast wiem, co to znaczy, jak mąż wraca późno z pracy - Robert czasami miewa zmiany 14:00 - 22:30, wtedy jest w domu bardzo późno i bardzo nie lubię tych zmian. Niby rano spędzamy czas razem ale potem wszystkie posiłki jemy osobno, kładziemy się bardzo późno.
      Chętnie bym się przeszła brzegiem morza o świcie, ale do morza mam tak daleko, ech... *^-^*

      Delete
  7. Zdecydowanie ranne wstawanie, dłuższy dzień i rankiem większa energia do pracy, obowiązków. No i niestety ale dzieci bywające w różnym wieku też narzucają na różnych etapach życia, różne pory wstawania i kładzenia się spać :-) pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z dziećmi to wiadomo, bardzo malutkie wymuszają nietypowe godziny spania i wstawania, ale potem przez cały okres przedszkolny/szkolny chyba lepiej jest, jak one a przy okazji cała rodzina pójdzie spać wcześniej i wstanie wcześniej! *^v^* Czyli, dzieci motywują do lepszych nawyków spania!

      Delete
  8. Ja nie jestem nocnym Markiem, ani skowronkiem. Po prostu lubię sobie pospać :D
    Z drugiej strony konieczność wyprawienia dzieci do szkoły i wyjścia do pracy trzyma w ryzach moją nocną dyscyplinę, więc już gdzieś od roku chodzę spać ok. 21.00 i często o tej porze zasypiam. Wstaje jednak o 5.45, a bywa że i godzinę wcześniej, gdy młodsza córka ma SKS na 7.00 rano. Zaletą jazdy do pracy w okolicach 7.00 jest większa przepustowość na trasie, dlaczego się mobilizuję te dwa razy w tygodniu.

    Myślę, ze mój organizm sam z siebie budzi się między 7.00 a 8.00, tak zaobserwowałam w weekendy, kiedy budzik nie dzwoni.

    Trzymam kciuki, by eksperyment trwał nadal, bo wiem, że jesień i zima, to okres, kiedy strasznie ciężko wstawać rano, jak jest ciemno.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, poruszyłaś bardzo ważną zaletę wczesnego wstawania - szybki dojazd do pracy! Rzeczywiście w dzisiejszych czasach największe korki w Warszawie są około 9:00! I, co ostatnio zauważył mój Robert - jeśli wyjdzie z pracy do 15:00 to wraca do domu przez puste miasto, pół godziny później już zaczynają się korki.
      Dziękuję! A wiesz, że ta ciemność nie ma na mnie wpływu? Jakoś absolutnie mi to nie przeszkadza, zapalam lampę, która powoli rozgrzewa żarówkę, więc powolutku robi się jasno w sypialni, potem podgrzewam wodę w czajniku i zalewam nią imbir i cytrynę, rozkładam matę, wypracowałam sobie kilka kroków, które powtarzam i przyjemnie mnie wprowadzają w dzień.

      Delete
  9. Oh, często mówimy, że wiele rzeczy nie dla nas, że nigdy... a życie, nasze potrzeby, modyfikują nasze "nigdy".

    U mnie ze względu na dzieci właśnie wstaję przed 7-ą(mąż o 5, bo godzinę jedzie do Dublina i jeszcze pół godziny po mieście), a dzieci trochę po siódmej. Mają prawie półtorej godziny do szkoły, ale wolą w ten sposób, bo na spokojnie, bez wrzasków i pośpiechu, wszystko robią.

    MOja znajoma polecała mi budzik ze świałem, który powoli rozświetla się i wybudza cię bez szoku. W Irlandii to by się przydało, bo praktycznie ponad 8 miesięcy mamy ciemne ranki:)


    ReplyDelete
    Replies
    1. Mądre dzieci! Pewnie, że lepiej na spokojnie się obudzić, przyszykować, zjeść śniadanie rozmawiając z rodziną i bez szaleństwa dotrzeć do szkoły. 😃
      Mój mąż ma taki narastający dźwięk budzika, miło bo inaczej stawiałby nas oboje na baczność i zawał serca gotowy!... 😆

      Delete
  10. Jako osoba pracująca w urzędzie śpię od 22:00 do 5:15. Jako nocny marek plany na emeryturę miałam takie: czytać książki do rana lub do północy oglądać filmy. Teraz pojawiło się potanie - JAK ŻYĆ?������

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo zdrowo i nie warto tego zmieniać na emeryturze. Książki będziesz mogła czytać całymi dniami a filmy puszczane późno nagrasz i też obejrzysz w trakcie dnia! 😃

      Delete
  11. A ja od lat muszę wstawać o 6 rano i choćbym nie wiem jak była zmęczona, to nie zasnę przed północą. Do komfortu psychicznego potrzebuję ok. 10 godzin snu. Jestem produktywna wieczorem, mogę o północy zacząć gotować obiad na kolejny dzień czy sprzątać do 2. Nawet teraz, gdy jestem na długim zwolnieniu i śpię po 12 godzin - kładę się o 23, zasypiam o 3, nie pomagają wczesne pobudki. Meczylam się dwa tygodnie i odpuscilam. Śpię ile potrzebuję, ale jednak nie przesiaduje po nocy, nie mam na to sił, jeszcze za krótko po operacji. Cudny kapelusz na tym zdjęciu, gdzie kupiłaś? Pozdrawiam serdecznie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, to współczuję upartego organizmu!... Jakbyś tylko nie musiała wstawać o 6:00, to system działałby bez zarzutu.
      Bardzo dziękuję! Upolowałam w TKMaxx. ^^*~~

      Delete
  12. Rzadko komentuję, ale kibicuję, uwielbiam i "wogle":-)
    Czekam na wieści, na uszytki, "uroby" drutowe, na kolejne pyszne potrawy, Po prostu tęsknię jak kot!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aż mi teraz głupio, że tyle czasu nic nie pisałam!... *^-^* Obiecuję, że na dniach pojawi się nowy wpis, i będzie zupa, i koty, a potem sukienka (chociaż właśnie kombinuję, jak naprawić to co znienacka strasznie w niej zepsułam!...). I może coś na drutach będzie! *^V^* Buziaki!

      Delete