Saturday, April 03, 2021

DOJ 2021 - podsumowanie

Japońskie śniadanie - ryż ze śliwką suszoną i szczypiorem, zupa miso z korzeniem lotosu, glonami wakame, kawałkami konnyaku, daikonem, grzybami shitake, ogórki z sosem sojowym i hiyayakko.
 

 

Oficjalnie koniec tegorocznego DOJadania i napiszę garść wniosków z tegorocznej edycji. W tym roku postawiliśmy na prostotę. Owszem, było trochę dań hinduskich czy tajskich składających się z dużej ilości składników i przypraw, ale podstawą naszego żywienia były czyste smaki warzyw - najbardziej ulubiony i najczęstszy obiad: gotowane ziemniaki, ciepła jarzynka (fasolka, kalafior, brukselka), surówka z 1-2 składników (marchewka z jabłkiem albo daikonem, buraczki z jabłkiem, czerwona kapusta), kotlet warzywny.

 

Kitsune soba - makaron gryczany, smażone tofu, cukinia, szczypior, bulion warzywny.


Z wyjątkiem "mortadeli" wegańskiej nie kupowaliśmy żadnych podróbek wędlin. W lutym kupiłam duży 400 g jogurt naturalny kokosowy i drugi waniliowy sojowy, i po zjedzeniu niewielkiej ilości zostawiliśmy je w lodówce na długie tygodnie, aż je wyrzuciłam, bo spleśniały... Kupiliśmy też jeden "biały serek" do smarowania i jeden "typu feta" - ten pierwszy poszedł do jakiegoś deseru na początku DOJadania, ten drugi Robert zjadł w jakichś sałatkach. Za to na kanapkach pojawiały nam się pasty warzywne i pasztety, w zasadzie trudno jest trafić na takie ze złym składem i smakiem, więc wybór był ogromny! Prawie nie tykaliśmy masła orzechowego - przy poprzednich DOJadaniach jeden z podstawowych składników naszych kanapek, za to hojną garścią dodawałam do potraw czarną sól Kala Namak i płatki drożdżowe.

W ogóle, półki sklepowe w tym roku tak pięknie zapełniły się produktami wegańskimi, że mieliśmy niesamowicie ułatwione zadanie! Do sklepu szło się w trzy miejsca - tam, gdzie woda, tak gdzie dział warzywno-owocowy i do półki bio-eco wege (w Auchan i Leclercu te produkty są obok siebie). Jedzenie dla wegan było na wyciągnięcie ręki w Biedronce i Lidlu, a nawet w Żabce!

Niestety przez cztery ostatnie tygodnie DOJadania byłam pozbawiona piekarnika... Czy ja pisałam o tym, że zepsuł nam się stary piekarnik? No to kupiliśmy nowy, tej samej firmy Amica, oczywiście inny nowszy model najeżony elektroniką. Niestety nowy piekarnik zepsuł się po miesiącu i dwóch dniach (sic!), a ponieważ minął czas na oddanie go do sklepu to trzeba było go naprawić w ramach gwarancji. A ku mojemu zdziwieniu na kontakt ze strony serwisu firmy Amica musieliśmy czekać półtora tygodnia, a na przyjazd serwisanta dodatkowy tydzień... Cóż z tego, że w końcu przyjechał i nawet wymienił jedną część elektroniki, skoro po jego wyjściu piekarnik nadal nie działał prawidłowo (pan przy nas włączył piekarnik, poczekał 3 minuty aż ten nagrzał się do 170 stopni i powiedział "o, działa!" i poszedł... W ten sposób "działał" też wcześniej, tylko po kilku minutach zaczynał wariować, pikać, blokować przyciski, zrzucać temperaturę...), i skończyło się na kolejnych telefonach do serwisu, i wciąż czekamy na kontakt z ich strony...

Ponieważ w piekarniku kompletnie zwariowała elektronika i nie dało się go używać,  pożegnaliśmy się na jakiś czas z domowym chlebem, focaccią, preclami... Co zabrało nam z jadłospisu kilka naszych podstaw żywieniowych!!!




 

Dodatkiem do DOJadania stały się w tym roku wycieczki rowerowe - w marcu zrobiłam 313 km!... A Robert 423 km! Najtrudniej było wyjść z domu, szczególnie kiedy było jeszcze bardzo zimno, to całe ubieranie się w wiele warstw - bluzka i rajtuzy z merynosa, spodnie, softshell, kurtka wiatrówka, szaliki, czapki, kaski, maseczki.... Ale jak już byłam na zewnątrz, to wsiadałam na rower i mogłam jechać i jechać, dużo dłużej niż bym kiedykolwiek przypuszczała! Udawało się nawet zrobić ponad 30-stokilometrowe wycieczki oraz jedną 40-stokilometrową! *^o^*

 



Zrobiliśmy badania - lipidogram pokazał dużą poprawę we wszystkich składowych, oczywiście spadł nam poziom cholesterolu, ale też - co nas szczególnie cieszy, spadł poziom trójglicerydów. W poprzednich latach działo się coś dziwnego - po DOJadaniu trójglicerydy szybowały nam w kosmos dużo powyżej normy, co było dziwne, bo przecież odstawialiśmy tłuszcze zwierzęce... A teraz spadły i nasza teoria jest taka, że po pierwsze, w poprzednich latach zjadaliśmy bardzo duże ilości wegańskich "serów" i masła orzechowego, czyli tłuszcz zwierzęcy zastąpiliśmy bardzo dużą ilością tłuszczu kokosowego i orzechowego. W tym roku w zasadzie wcale nie sięgaliśmy po masło orzechowe i "sery", jedząc dużo czystych warzyw, a do tego, po drugie, dołączyliśmy bardzo dużą ilość aktywności fizycznej w postaci rowerowych wycieczek. Obydwoje schudliśmy po 3,5 kg, co daje bardzo przyjemną ilość jak na półtora miesiąca. *^o^*

Dzisiaj oficjalny koniec DOJadania i rozważaliśmy, co dalej zrobimy z takim sposobem żywienia, który nam się tak bardzo spodobał w tym roku. Zdecydowaliśmy, że będziemy utrzymywać trzy dni wegańskie i dwa wegetariańskie w tygodniu, natomiast jeśli najdzie nas ochota na mięso, zjemy je w weekendy.

W zeszły poniedziałek nastawiłam zakwas na żurek - będzie z kiełbasą, mamy też jajka, sałatkę jarzynową z wegańskim majonezem, wędzonego łososia, wegańskiego mazurka (do którego spód upiekłam w starym opiekaczu do tostów!). ^^*~~ Mamy 24-letnią mikrofalówkę z wbudowanym grillem i programem do pieczenia drobiu, więc zrobimy sobie w święta pieczonego kurczaka i kacze piersi. Niestety, nie upiekę na razie ani chleba ani pizzy, na to trzeba będzie poczekać aż ktoś naprawi nasz piekarnik albo szlag mnie trafi i kupię inny sprzęt a tego dziada wyrzucę na elektrośmieci!.....

10 comments:

  1. Piękny efekt
    Nie próbuj wyrzucać piekarnika, badz konsekwentna, po to jest ta gwarancja.Radosnych świąt

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem konsekwentna już czwarty tydzień... Napisałam zapytanie do Rzecznika Praw Konsumentów, bo wciąż brak kontaktu ze strony serwisu Amici.......
      Dziękuję, święta były rowerowe i radosne! ^^*~~

      Delete
  2. Żądaj wymiany na nowy sprzęt, skoro nie potrafią naprawić. Na Amice niestety też się zawiodłam, teraz tę markę omijam. Świetny jadłospis, podoba mi się takie podejście - mało zastępników udających coś, czym nie są, mało tłuszczów i dużo warzyw. No i ruch - wiadomo, to zawsze daje efekty! Gratuluję tych kilometrów i zgubionych kilogramów!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję! ^^*~~
      Napisałam do Rzecznika Praw Konsumentów bo już rzeczywiście chyba mam prawo do wymiany sprzętu albo zwrotu pieniędzy. Serwis Amici milczy a infolinia nic mi wciąż nie może powiedzieć....

      Okazuje się, że bez tych zamienników też się da jeść smacznie i do syta! *^V^* Wszystko jest w naszej głowie i naszych przyzwyczajeniach do pewnych kształtów i smaków.

      Delete
  3. Ja właściwie nie schudłam bo wynik - 2 kg nie jest raczej wart odnotowania ale zauważam pozytywną różnicę w samopoczuciu. Ostatecznie do próby wegańskiej skłoniło mnie przeczytanie wywiadu w dietetyczką Hanną Stolińską, w którym mowa jest o przeciwzapalnym działaniu (chodzi o stawy) takiej diety. Wcześniej rozmawiałam w ortopedą - "bardzo odradzam, odbiałczy się pani", z internistą - "czemu nie? można spróbować", z kardiologiem - "bardzo zachęcam, może nie na stałe ale warto spróbować" .... no i tak :))Nie jestem strasznie schorowana ale mam dolegliwości, które mnie trochę ograniczają no i chciałbym bardzo schudnąć. Z tym wyszło słabo bo po prostu za dużo jadłam zwłaszcza na początku. Kupowałam nowe produkty i eksperymentowałąm kulinarnie. Teraz już mi przeszło ;). Z wyjątkiem seitanowego gyrosu i jogurtu kokosowego nie kupiłam żadnego zamiennika mięsa i nabiału, nie było mi to potrzebne. Jestem zadowolona z tej próby, niewątpliwie bardzo dużą inspiracją były wcześniejsze i tegoroczne wpisy DOJadania za co ukłony dla Brahdelt :)). Nie będę radykalną weganką ale na razie zostaję z warzywami. Po małym przerywniku świątecznym na tradycyjne jajo (i twarożek) będę nadal grasować wśród roślinnych dań, nie wracam jeszcze ani do ryb ani do mięsa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. 2 kg w półtora miesiąca to jest zdrowy ubytek wagi, super! ^^*~~
      Ciekawe są te postawy różnych lekarzy, pewnie wynika to z różnego stopnia ich wykształcenia z wpływu diety na nasz organizm, słyszałam kiedyś, że jedyne zajęcia jakie można spokojnie olać na Medycynie to dietetyka.... *^w^*
      My też pozostaliśmy przy częściowym weganizmie i wegetarianizmie (będą nowe propozycje potraw na blogu), i na razie bardzo się to sprawdza. W ogóle zauważyłam, że pierwszy raz w życiu udało mi się na stałe zmniejszyć porcje, jem teraz mniej i jestem najedzona! Czyli tegoroczne DOJadanie możemy wspólnie uznać za sukces!!! *^O^*~~~

      Delete
  4. Jasne, że sukces :) w końcu okazało się kto (co) tu rządzi - czy ja i mój świadomy wybór czy uzależnienia i rytuały :)) Tak, z lekarzami jest bardzo różnie, sami często są otyli albo co najmniej zaniedbani kondycyjnie a dają "nagany" pacjentom i pouczają o zdrowym trybie życia. Nie ma to jak zdrowy rozsądek, po prostu są etapy życia kiedy trzeba zmienić kierunek - czasem dotyczy to stylu jedzenia. I tego się trzymajmy, najważniejsze jest dobre samopoczucie :))!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam się, czasami lekarze nie dbają o samych siebie a innych pouczają...
      Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba rozsądnie z tego wszystkiego korzystać. Czasami trzeba do czegoś dorosnąć, musi nam się coś w głowie poukładać i wtedy zaczynamy czuć, że coś jest dla nas na danym etapie życia. *^o^*

      Delete
  5. a jutro zrobię sobie Kitsune soba. Czy dużym odstępstwem będzie użycie buliony wołowego? Czy w takim przypadku ta zupa będzie inaczej się nazywać?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie ma sztywnych reguł, może być bulion wołowy, zresztą co znaczy nazwa, najważniejsze, żeby było smacznie!!! *^v^*

      Delete