Sunday, November 07, 2021

I myślę sobie tak...


Ostatnio ciągle słyszę albo czytam - "nie znoszę jesieni!", "nie znoszę deszczu i wiatru!", "jest zimno/ciemno/buro/ponuro"... 

I myślę sobie tak: straciliśmy umiejętność życia w zgodzie z rytmem natury. W Polsce mamy mniej lub bardziej zaznaczone cztery pory roku, ale rozwój cywilizacyjny przyzwyczaił nas do tego, że przez cały rok działamy na tych samych obrotach, wstajemy o tej samej godzinie, kładziemy się tak samo późno latem i zimą - czasami zapalamy światło a czasami nie trzeba bo jest jasno. Nie twierdzę, że należy wrócić do rytmu dobowego czy rocznego naszych przodków żyjących z uprawy roli i hodowli zwierząt, bo wiadomo, że zmianowy pracownik fabryki albo pracownik biurowy będzie miał inny harmonogram dnia niż rolnik (również współczesny), ale może dla samego siebie warto przestać narzekać (psuje się humor sobie i innym dookoła...*^o^*) i spróbować inaczej.

 


 

Ja wiem, świat nam tego nie ułatwia. Ledwo 1 sierpnia w sklepach zobaczyliśmy napisy "Witaj szkoło!" i naszą głowę 'zasypały' przybory szkolne, to potem we wrześniu pojawiły się znicze, żeby natychmiast 2 listopada zamienić się w bombki i mikołaje, potem będzie tylko kilka dni od 27 grudnia, gdy zaleje nas fala reklam fajerwerków i od stycznia na nowo - Walentynkowe serduszka, 15 lutego wjadą pisanki i kurczaczki, a po Wielkanocy wakacyjne oferty last minute, i tak w koło Macieju!... Czy widzicie pewien schemat?

 

Kasza gryczana z jajkiem sadzonym i maślanką, ponadczasowa i ponad sezonowa pyszność! *^0^*
 

Nie ma czasu na odpoczynek. Nie ma okresów bez świętowania. Nie ma oddechu. Ledwo coś jednego się odbyło, już biegniemy szykować siebie i nasze otoczenie na następny punkt w czasie, i staramy się to jak najbardziej przyspieszyć. Kiedy byłam dzieckiem, w naszym domu choinkę ubierało się rano 24 grudnia - nie na tydzień przed świętami, nie na dwa, dekoracje nigdy się nie opatrzyły bo pojawiały się w domu na chwilę przed świętowaniem a znikały na początku stycznia. Teraz kalendarze adwentowe można kupić już w październiku, a jak ktoś kupi, to postawi na widoku, bo taki ładny, albo i nawet zajrzy do środka, bo ciekawe co w środku, i już ma po świętach w listopadzie!...

 

Hasamiyaki w korzeniu lotosa, pyszna propozycja na jesień! (mrożony lotos kupuję online).
 

I tak samo próbujemy zrobić z pogodą. Tempo życia i rozwój cywilizacyjny przyzwyczaiły nas, że możemy mieć wszystko na zawołanie, i kiedy przychodzi ciemny deszczowy bury listopad, to jesteśmy niezadowoleni, bo już teraz chcemy lata! Nie umiemy wyhamować, poczekać, a ten listopad, grudzień to jest przerwa na zatrzymanie się, odpoczynek, dla natury ale też dla nas. 

 

Japoński klasyk i jedno z moich ukochanych dań - nikujaga (wołowina, ziemniaki, makaron shirataki, warzywa duszone w sosie).
 

A może by tak przestać truć dupę sobie i innym dookoła, *^n^*, i wykorzystać ten zimny ciemny czas na odpoczynek fizyczny i psychiczny, nacieszyć się tym, że posiedzimy w domu z bliskimi, pod kocem, z herbatą, z książką, z rękodziełem, że znajdziemy czas na maseczkę na twarz i peeling na pięty (te z Was, które deklarowały, że malują paznokcie u stóp cały rok, nie tylko latem - przyznajcie się, regularnie dbacie o pięty? *^v^* Bo ja, wstyd przyznać, często o nich poza okresem letnim zapominam i biorę się za nie dopiero, jak zaczynają przypominać tarkę do stóp!...). Zamiast dołować samych siebie jojczeniem można się ciepło ubrać i znaleźć swój fajny sposób na miłe spędzenie tego jesienno-zimowego czasu, na przykład ugotować coś pysznego. Specjalnie nie używam czasowników "przeczekanie" "przetrwanie", bo to od razu nastawiałoby nas negatywnie. Tak jak cieszymy się czasem wiosny czy lata, możemy również cieszyć się jesienią i zimą, wszystko jest w naszej głowie!

Można też skupić się na zadbaniu o siebie. Kobieta zadbana - co jako pierwsze przychodzi Wam do głowy? Makijaż, fryzura i modne ciuchy? Takie jest popularne rozumienie tego określenia, ale moim zdaniem to osoba raz w roku porządnie przebadana, z wyleczonymi zębami, z zaliczonym usg piersi i ginekologicznym, która tak ułożyła swoje życie, że poświęca tyle samo czasu na dawanie z siebie innym jak i na swoją przestrzeń, zdrowie fizyczne/psychiczne i rozwój. Osoba otaczająca się ludźmi którzy ją inspirują i wspierają, nie ciągną w dół, znająca swoje priorytety. Tak, makijaż i fryzura są miłe i poprawiają nasze samopoczucie, ale to fikuśności które są na liście dalej. I wiem, nie jest łatwo być kobietą (czy ogólnie - osobą) zadbaną, bo cały czas próbujemy spełniać wiele oczekiwań a te często nie są zgodne z naszymi potrzebami. Ale uważam, że warto próbować, bo jak ostatnio przeczytałam "życie to nie zupa, żeby zaraz było drugie"!..... *^O^*



Mój plan na listopad - więcej dbania o ciało i głowę (bo o twarz dbam całkiem nieźle, a co z resztą?...) - czyli regularna joga, wymuszona niestety powrotem rwy kulszowej, medytacje, które mnie wyciszają, nawilżanie, bo chwilami jak patrzę na swoje nogi to jestem sucharkiem!!! - w tym pomoże mi np.: Boska Kostka czyli balsam w kostce, bardzo mi się spodobała taka forma balsamu (kostkę ogrzewamy w dłoniach i smarujemy ciało tym co nam na dłoniach zostaje), ma świetny cytrusowy zapach, a do rąk kremy Soraya Plante, są trzy rodzaje, wszystkie bardzo lubię i używam wymiennie i cała bateria kremów do stóp z dużą zawartością mocznika. Oczywiście gotowanie - przypominam sobie o gorących owsiankach i jaglankach, ale też o bulionie na ramen i gorących kociołkach pełnych niespodzianek nabe (kupiłam nawet nowy garnek, mniejszy od tego podwójnego, żebyśmy mogli cieszyć się nabe we dwoje!), kusi mnie bigos, zapiekanki i groch z kapustą. ^^*~~ Kupiłam też książkę, która jest właśnie o tym - o wyciągnięciu z tego jesienno-zimowego czasu jak najwięcej pozytywów. Położyłam ją przy łóżku i dawkuję sobie przed snem, jest tam trochę o Ajurwedzie, trochę gotowania i inszych inszości mogących uprzyjemnić nam życie w czasie między listopadem a marcem (ale można też je stosować przez cały rok! ^^*~~), a wszystkie pomysły sprawdzają się u autorki od lat. (Nina Czarnecka pisze bloga Blimsien, który podczytuję od dawna.) Mam też w tym roku fazę na olej i zioła, i tropię kosmetyki i zapachy, które łączą te dwa składniki. 

Rękodzieło - wyciągnęłam zaczęty rok temu Piórkowy sweter i włóczkę na skarpetki do jogi (takie bez palców i pięty, dla przyczepności do podłoża), bo mi stopy marzną podczas ćwiczeń, a pierwsze podejście do wydziergania takich skarpetek kilka miesięcy temu spełzły na niczym... (Popatruję na rower, ale jeszcze nie jestem kondycyjnie gotowa na powrót do pedałowania w pełnym wymiarze.) A na poniższym zdjęciu macie drugą wersję bluzy, którą jak obiecywałam uszyłam z poprawionego wykroju - zwęziłam korpus, zmniejszyłam podkrój szyi i kaptur, na mankietach i na dole jest ściągacz. Dwa razy podchodziłam do zrobienia zdjęć tej bluzy i dwa razy się nie udało z przyczyn niezależnych... No to niech pojawi się teraz na blogu w zajawce, a być może kiedyś doczeka się porządnej sesji! Na razie jest już w stałym noszeniu, co można poznać po kocich kłakach!... *^w^*

 


 

Na koniec, ciasto na weekend (ale nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby je upiec w poniedziałek albo w środku tygodnia! ^^*~~) - migdałowe z ricottą. Mocno rośnie a po wystudzeniu środek opada, ale chyba dlatego że robiłam je z połowy składników w małej tortownicy to moje nie klapnęło za bardzo. Pyszne - wilgotne, cytrusowe, miękkie ale też chrupiące, mój nowy faworyt na jesień zaraz obok pomarańczowego ciasta z semoliną Ottolengiego! *^V^* 

 

 
 
Dzisiaj tyle miałam do powiedzenia, idę teraz wyjąć z farbowania chustę wełnianą (tkaną), którą kupowałam online i jak przyszła, to kolor wcale mi się nie spodobał... Ciekawe, czy kolor po farbowaniu mi przypasuje?.... >)(<

21 comments:

  1. Oh nie mogę się z Tobą bardziej zgodzić! Świetnie napisane. Ja już w październiku goniłam resztkami sił, miałam wrażenie że żyłam na najwyższych obrotach całe miesiące bez chwili oddechu. Postanowiłam, że w listopadzie zwolnię. Mam za sobą pierwszy tydzień świadomego zwolnienia i już widzę pozytywne efekty. Mnie też bardzo denerwuje ta komercja, takie bieganie od jednego święta/wydarzenia do drugiego. W tym roku dodatkowo wszyscy straszą brakami na święta, więc indyki kupuje się już teraz. I nawet z tą zadbaną kobietą się zgadzam. Im jestem starsza tym dużo bardziej cenię sobie naturalne piękno a nie 'zrobione' aż żal patrzeć na to co niektóre kobiety wyprawiają ze sobą. Widzę taką mamę w szkole, wygląda jak jakaś tania podróbka Kim Kardashian a ja się zastanawiam na kogo wyrośnie jej córka, jak ma taki wzorzec w domu.
    P.S. Bluzy jestem bardzo ciekawa bo fason mnie zaintrygował. Mam nadzieję, że szybko uda się zrobić zdjęcia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A niech tam każdy będzie na tyle zrobiony ile chce, ale niech najpierw zadba o zdrowie fizyczne i psychiczne, taką mam dewizę. Wczytuję się w kolejne rozdziały książki Blimsien i ona dokładnie o tym pisze - zwolnić, skupić się na tym co się robi, na uważności (podczas jedzenie, spaceru) a nie robieniu wszystkiego na szybko byle przejść do kolejnego zadania albo wielozadaniowości na raz!

      Bluzę oparłam na wykroju z Burdy, który pokazywałam we wrześniu, ta kolorowo-wzorzysta. Tym razem ją zwęziłam, dodatkowo wcięłam w talii i zmniejszyłam podkrój szyi i kaptur, jest bliżej ciała i od razu lepiej to wygląda! *^v^*

      Delete
  2. Mam bardzo podobne jesienne przemyślenia.Pozdrawiam serdecznie.
    Iwona

    ReplyDelete
  3. Brilliant post, you said it like it is. Here in aus the christmas decorations appeared in sept. Xmas cards in early September. Then they bought out the halloween stuff and Christmas stuff too at the same time. Talk about groch z kapusta!!! I really enjoy your blog and this post was one of your best!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Thank you very much! The world is much too fast nowadays, no wonder there are people who resign from tv, radio or social medias, because they feel overwhelmed by the pace and choose to slow down. It's much healthier for us!

      Delete
  4. Bardzo dobrze, że napisałaś ten post. Powinien być pozycją obowiązkową każdej kobiety:):):).(i każdego faceta).
    Nie rozumiem, jak można nie znaleźć czegoś fajnego w każdej porze roku....
    Bluza piękna, i piękna i mądra Ty. Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. No niestety są tacy malkontenci, którzy nie znajdują nic fajnego w jesieni czy zimie, ale czyż nie męczą przede wszystkim siebie? Jak można żyć kilka miesięcy ze skwaszoną miną, wkurzony?...
      Bardzo dziękuję za komplementy! *^o^*

      Delete
  5. Świetny wpis, trafne spostrzeżenia! Coś jest w tej jesieni, że przybija, ale to tylko od nas zależy jak to ogarniające nas "znużenie" wykorzystamy.

    My planujemy niespiesznie obejrzeć wszystkie darmowe muzea w Londynie i spokojnie chłonąć sztukę czy poszerzyć wiedzę w muzeum nauki. A po wyjściu pić herbatę i jeść sconsy w uroczej herbaciarni:)

    Ja kocham wiatr, chmury i deszcz, ale tylko wtedy gdy wrzucę na luz (jak się zapomnę i zacznę pędzić jesienią czy zimą to cała magia jesieni pryska!). Dlatego trzeba po prostu wyczilować:)
    Z drugiej strony uwielbiam ten długie jesienne czy zimowe wieczory wykorzystać na jeszcze częstsze trening! No ale czilowanie musi być w głowie, niekoniecznie oznacza leżenie i nicnierobienie, prawda?:)

    Uwielbiam oglądać zdjęcia Twojego jedzenia! Zwłaszcza kuchnię azjatycką, która jest moją ulubioną kuchnią :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie! To od nas zależy, jak podejdziemy do jesieni! Jak człowiek będzie się kilka miesięcy wkurzał na pogodę i ciemności, to sam się dodatkowo nakręca, dołuje. A przecież w dzisiejszych czasach nie trzeba tego okresu spędzać siedząc w domu, można jak piszesz pochodzić więcej do muzeów, do kina, teatru, zamiast kawiarnianych ogródków i skwerów nad rzeką można odwiedzać nowe restauracje, wystawy pod dachem. Zawsze coś się ciekawego znajdzie, jeśli nie lubimy po prostu wyciszyć się w domu pod kocem.

      Miło mi, że lubisz moje zdjęcia! Ja też lubię cudze jedzenie i książki kucharskie z obrazkami, kupuję je tylko w wersji papierowej i czasami sobie przeglądam dla samego napawania się zdjęciami potraw - o, to jest kolejny pomysł na jesienne czilowanie na kanapie, z książką - kucharską! *^V^*

      Delete
  6. Ja najbardziej lubię jesień właśnie! Może dlatego, że urodziłam się w październiku. Lubię ten zwolniony rytm i taki oddech po lecie, kiedy wszystko buzuje, jest jasne i intensywne. No i jesienią jest najlepsze jedzenie.
    Nie znoszę też tego pospieszania - bombki w październiku i tornistry w sierpniu. Co prawda wczoraj wyciągnęłam bożonarodzeniową włóczkę, ale dziewiarki tak mają - swetry dziergają latem a lny zimą. Żeby zdążyć na mrozy i upały. :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też z października, może dlatego lubimy jesień, nie tylko tę ciepłą i słoneczna z września! ^^*~~
      Wydaje mi się, że za dużo mamy tego przyspieszania i jako ludzie świata Zachodniego, rozwiniętego zapomnieliśmy, jak to jest zatrzymać się na odpoczynek. Stąd moje przywołanie ludzi uprawiających rolę - oni wiedzą, że ziemia MUSI odpocząć, żeby za jakiś czas dała znowu plony. Tak samo z człowiekiem, nie może cały czas zasuwać na pełnych obrotach, nawet, jeśli jest to sama rozrywka, czasami trzeba stanąć i odetchnąć.
      A co do dziergania, to oczywiste! Dzierga się powoli, to jak medytacja, więc trzeba zacząć wcześniej, żeby zdążyć na czas. I to idealny sposób na jesienne wyhamowanie - na fotelu, z robótką, z kotem na kolanach, z kubkiem herbaty. *^o^*

      Delete
  7. A ja lubię jesień (wcale nie mniej niż inne pory roku ;). Wiadomo, że w listopadzie i grudniu pogoda jest raczej ponura a krótki dzień i niemiłe wiatry nie poprawiają humoru tylko rzucają się nam na samopoczucie ale przecież kiedyś trzeba się lenić, czyż nie? I jeszcze korzystać z dobrodziejstwa cywilizacji :))- żarówki, kaloryfery, ciepła woda - nie jest tak źle... da się żyć i robić sobie w domu taki klimat jaki się chce... gotowanie jest fajne, robótkowanie wszelkie jest fajne, czytanie jest super, wymyślanie nowych planów podróży i innych zajęć jest takie motywujące, a że ubierać się trzeba ciepło no to co? Kiedyś to były listopady...ho ho :))) no to lecę do biblioteki!
    (A ta bluza z kapturem wygląda super, też bym taką chciała umieć uszyć.)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, właśnie! Przypomniałaś o świetnym sposobie na jesienno-zimowe relaksowanie się - planowanie wiosenno-letnich podróży! *^V^* Uwielbiam to!!! Chodzenie palcem po mapie i wymyślanie, dokąd by się chciało pojechać (super, że możemy w dzisiejszych czasach "chodzić palcem po mapie" Googla, który pokazuje co fajnego jest w okolicy i można znaleźć niesamowite miejsca do zwiedzenia!), szukanie połączeń lotniczych albo kolejowych, hoteli (no, to już kolejny etap, jak mamy konkrety na myśli).
      Bluza jest bardzo łatwa, polecam spróbować! Wykrój jest z Burdy, oryginalnie składa się z wielu elementów, ale tym razem szyłam ją z jednego materiału i po prostu wycięłam jeden przód i jeden tył. I nawet doszywanie ściągacza okazało się banalnie proste, a robiłam to pierwszy raz w życiu! *^v^*

      Delete
  8. Tak, tak, tak.
    tez uważam, że teraz jest dobry czas na odpoczynek i rękodzieło i na siędbanie.
    gdzie można kupić garnek nabe?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzę, że wszyscy moi czytelnicy myślą podobnie, super! *^o^*
      A garnek nie jest jakiś specjalny, słowo "nabe" po japońsku oznacza zarówno "garnek" oraz "potrawę nabe". To po prostu garnek zdolny pomieścić sporą ilość różnych składników duszonych w bulionie. Ja wybieram garnki/rondle szerokie ale płaskie, żeby powkładać dużo różności obok siebie, ale żeby nie pływały luźno w wysokim garze, tylko żeby trzymały się na miejscu przytulone jedne do drugich. Z bloga znasz pewnie nasze pierwszy garnek metalowy z podziałką przez środek - można w nim gotować dwa różne buliony na raz, ma 28 cm średnicy. To duży gar, siadamy do niego w cztery osoby. Teraz kupiłam garnek żeliwny o średnicy 26 cm, bez podziałki, mniejszy więc zrobię w nim nabe dla nas dwojga, a przy okazji będzie do innych potraw, do zapiekania w piekarniku na przykład.

      Delete
  9. Lubię każdą porę roku (no dobra, oprócz upalnego lata, bo wtedy prawie nie żyję ze zmęczenia). Uwielbiam wręcz jesień. Codziennie do roboty dojeżdżam prawie 2 godziny. Jak jak lubię oglądać te przebarwiające się drzewa. Toż to dzieła sztuki są.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja nawet upalne lato lubię, ale mokre, polskie jest trochę za suche i nie mam czym oddychać. (ale i tak mnie cieszy! ^^*~~)
      Masz rację z tymi drzewami! Jak byłam młodsza, to nie zwracałam zbytniej uwagi na przyrodę, ale od kilku lat rozglądam się po okolicy i doceniam, w jak pięknej zielonej części miasta mieszkam, jaką mam dookoła różnorodność roślin, które właśnie jesienią wyglądają interesująco, każdy gatunek zmienia się trochę inaczej, przyjmuje inne kolory, w innym czasie gubi liście. Widocznie do tego trzeba dorosnąć, jak do flaków i nóżek w galarecie! *^V^*

      Delete
    2. Flaki lubię od zawsze. Galaretę też. Ale tylko z octem. Nie z cytryną:).

      Delete
    3. Wiadomo, że z octem!... *^V^*~~~

      Delete