Monday, January 31, 2022

Z wysokiego C


 

Jak zaczął się Wasz nowy rok?

 



Moje pierwsze próby przyrządzenia japońskich potraw na nowy rok!

 

U mnie od razu z wysokiego C, bo 1-go stycznia rano Aki zwymiotował mi do kapcia!.... *^><^* 

Na szczęście Robert to usłyszał i od razu zainterweniował z papierowymi ręcznikami, więc oszczędzone mi zostało wdepnięcie gołą stopą! Poza tym, wszystko jak na razie układa się świetnie. *^v^*

 


 

Na przykład, po wykonaniu dwóch telefonów do sądu udało mi się wreszcie uzyskać odpisy oświadczenia o nabyciu spadku po moim tacie z wpisanym właściwym nazwiskiem. Mimo, iż sąd miał na poprawienie omyłki a potem na wysłanie mi odpisów po 30 dni, to zajęło im to pięć i pół miesiąca, i wymagało to moich czterech ponagleń telefonicznych... Ale już mam właściwy dokument i mogę dokończyć uregulowanie spraw mieszkaniowych, hurra! A potem - ruszamy z remontem i przeprowadzką! ^^*~~ (No, tak szybko to nie będzie... wiecie, ile się czeka w Warszawie na wpis do księgi wieczystej? 12 miesięcy.......)

 


 

Z moim zdrowiem wszystko w porządku, szew się ładnie zagoił, nerwy wokół cięcia odzywają się już tylko czasami i prawie już nie pamiętam, że miałam operację! Jedynym efektem ubocznym po zabiegu pozostała mi nadwrażliwość skóry na nacisk i niestety wciąż nie mogę nosić koronkowej bielizny... Koronki i fiszbiny w biustonoszach mnie gryzą nie do wytrzymania, zaopatrzyłam się w bawełniane braletki a moje ukochane staniki leżą w szufladzie i czekają na lepsze czasy, ech... Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni! Następną kontrolę lekarską mam w czerwcu.

 


 

W drugim tygodniu stycznia zapisałam się na darmowy tydzień z jogą w szkole jogi online, i tak mi się spodobało, w jaki sposób prowadzone są tam praktyki, że wykupiłam półroczny dostęp do portalu i już teraz ćwiczę każdego dnia z proponowanym programem, mam dostęp do medytacji, różnych rodzajów jogi, jadłospisów wegańskich i wegetariańskich, i innych ciekawych treści. Chodzimy też już na dłuższe kilkukilometrowe spacery i zaczynam popatrywać na rower (chociaż na razie jeszcze nie zdecydowałam się na pedałowanie, przede wszystkim Robert musiałby mi go znieść po schodach przed blok a potem wnieść z powrotem, bo 17 kilo to jeszcze dla mnie za dużo do dźwigania). 





Pijemy wyciskane soki każdego dnia do śniadania. Myślałam, że mi się nie będzie chciało, ale traktuję to jak poranną medytację - wyciągam owoce z lodówki, obieram, wrzucam do maszyny, podstawiam szklanki. Po śniadaniu oczyszczam wyciskarkę kilkoma ruchami i płukaniem części. Kupiliśmy świetny model - Hurom H200 i już zachwalam zalety: po pierwsze, nie ma tu wąskiego wlotu na warzywa i owoce tylko szeroki kielich, więc nie trzeba niczego kroić na małe kawałki, obrane pomarańcze wrzucam w całości, jabłkom urywam tylko ogonek! *^v^* Znajdujący się w kielichu nóż radzi sobie świetnie z każdym wsadem i kieruje go w kawałkach do ślimaka.

 

 

Po drugie, filtry (są dwa - do gęstych i klarownych soków) nie wyglądają jak drobna siateczka, więc mycie tego wszystkiego to naprawdę chwila-moment. W zestawie była szczoteczka, ale raczej jej nie używam, bo wsunięcie elementów wyciskarki pod kran i przetarcie zmywakiem wystarcza. Jak na razie, moją ulubioną mieszanką są 2 jabłka/2 marchewki/pomarańcza/kawałek ananasa, Robert preferuje soki cytrusowe, lubię też dodawać do wszelakich mieszanek imbir. 

 


 

Jedynym minusem jest fakt, że trzeba pamiętać o regularnym kupowaniu składników na soki i częstszym wynoszeniu śmieci biodegradowalnych!... *^o^* 

Robert zmienił pracę i na razie nie bardzo wie w co ręce włożyć, ale uprzyjemnia sobie zimę morsowaniem! *^0^* Zanim wejdziemy jak co roku w wegańskie DOJadanie (to już 3 marca) gotujemy sobie różności, na przykład klasyczną domową kuchnię polską - mielone albo kaczkę. ^^*~~ Ja trochę szyję, trochę planuję szycie, głównie są to rzeczy luźne i wygodne, bluzy dresowe, rozmyślam też nad moim stylem i porządkami w szafie. 

 


Obejrzeliśmy "Szpital na peryferiach"!... *^V^* Kto pamięta ten czechosłowacki serial? Był genialny!!! Teraz przed nami kolejne sezony kręcone po 20-stu latach, niestety to już nie jest takie dobre... Obejrzeliśmy styczniowy turniej sumo, teraz szykuję się na zimowe Igrzyska Olimpijskie (dyscyplina: patrzenie z kanapy w półleżeniu na sportowców na ekranie tv! ^^*~~). Czas płynie powoli i spokojnie.



No i taki to był nasz styczeń 2022. Już czuję, że było dużo pozytywniej niż w zeszłym roku i mimo, iż się na nic nie nastawiam to czuję, że jestem gotowa na ten rok dużo bardziej niż byłam na poprzedni - bez konkretnych oczekiwań, z otwartą głową, gotowością do przyjęcia zmian. Dajcie znać, jak tam Wasz styczeń - życiowo, robótkowo, książkowo, filmowo? Jestem bardzo ciekawa! *^o^*

16 comments:

  1. Jak miło Cię czytać pełną energii i niesamowicie pozytywnie nastawioną do życia. uwielbiam wyciskane soki.Nasza wyciskarka jeszcze w kartonach, bo remont ciagle trwa, choć już, już się kończy. My nie mamy takiego mercedesa sokowego i mycie nie jest tak łatwe i przyjemne, ale tak jak piszesz, to rytuał, który albo akceptujesz, albo nie.
    Widzę, że twój Robert morsuje jak mój mąż. Ja dołączam tylko, jako foto relacjonerka i podziwiam i podziwiam. Moja głowa nie akceptuje takiej aktywności, ale może jak tak się napatrzę, to mi się zachce? Nie wiem.
    Dobrze, że twoje zdrowie wraca do normy. Teraz będzie tylko lepiej:)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! Bardzo mi miło czytać takie słowa! *^-^*~~~
      Jeśli policzyć ekonomicznie, to kupne soki wyciskane są tańsze, szybsze, łatwiej dostępne. Ale są przeważnie jednosmakowe, a mając wyciskarkę można sobie mieszać ulubione owoce i warzywa. *^v^*
      Ja na razie nie dołączam do morsowania, bo to imprezy wyjazdowe u kolegi na działce, więc ktoś musi zostać z kotami w domu. Może zdecyduję się kiedyś, pomysł jako taki mnie nie przeraża, w sumie chciałabym kiedyś spróbować.

      Delete
  2. Zgadzam się z Danusią, wieje z tego wpisu energią i optymizmem. Poza tym fajnie Cię znowu czytać bo coś długo Cię nie było, dobrze, że były wpisy na Insta bo bym Cię chyba gdzieś ścigała pt. czy wszystko w porządku. O moim Styczniu możesz poczytać dzisiaj na blogu. Obecnie podejście do nowego roku staram się mieć dokładnie takie jak Ty. I na razie mi wychodzi :). O dawna 'chodzi' za mną taka wyciskarka ale.... czy ja będę robić soki?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przyznaję, że mimo niefajnego końca roku w rodzinie moja udana operacja natchnęła mnie optymizmem, poza tym wreszcie kończę kilka spraw urzędowych i niedługo remont powinien ruszyć z miejsca, a po nim przeprowadzka, czyli zmiany, zmiany. Jak nigdy teraz czuję się na nie gotowa! *^v^*
      Co do wyciskarki, no to od razu mówię, że nawet najłatwiejszą w obsłudze maszynę trzeba regularnie czyścić po wyciskaniu, nie każdemu się chce dodawać sobie pracy, łatwiej otworzyć butelkę z kupnym sokiem. No i trzeba pamiętać o kupowaniu zapasów owoców i warzyw na soki! Ale za to można tworzyć własne ulubione kompozycje smakowe a pulpę wykorzystać np.: na placki, zupy-krem. Tak więc, coś za coś.
      Rzuciłam okiem na Twój wpis, koniec stycznia mieliście nie za fajny... Trzymam kciuki za porządny przyjemny luty!!!

      Delete
  3. Soki takie samorobne kojarzą mi się z energią i optymixmem. Zazdroszczę takiej rutyny. Tak samo zresztą jak jogi. U mnie niestety po super jesieni obecnie totalny dół. No ale byle do wiosny...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przyznam, że sama nie wiem, skąd mi się to w tym roku bierze i sama sobie zazdroszczę tej rutyny - automatycznie zaczynam robienie śniadania od obierania owoców na sok! I z jogą też tak mam, że albo po wyjściu z łóżka od razu siadam na matę albo zabieram się do tego po południu, jak już uporam się z obowiązkami. Nawet, jeśli w trakcie dnia nie dam rady znaleźć czasu to chociaż robię jogę nidrę w łóżku przed snem. Tak samo z medytacją i zaczęłam jeszcze jeden zwyczaj, o którym napiszę kolejnym razem. Oczywiście mam też dni spadku nastroju, chociażby dzisiaj... Ale jak piszesz - byle do wiosny! Tego się trzymajmy. *^o^*

      Delete
  4. Dobrze że zdrowie dopisuje martwiłam się bo długo Cię nie było. W szkole jogi u Natalii jestem już drugi rok polecam bardzo, jedna z lepszych nauczycielek. Soki codziennie piję ale warzywne z kawałkiem jabłka albo pomarańcza.



    ReplyDelete
    Replies
    1. No to się cieszę, że dobrze wybrałam szkołę jogi! *^v^* Próbowałam wcześniej ćwiczyć z kilkoma nauczycielkami na youtube, ale to były osobne praktyki bez powiązania i nie umiałam znaleźć w sobie motywacji, żeby codziennie matę rozkładać, a tutaj jest inaczej, mam program i się go trzymam. I podoba mi się, że Natalia dba o ciągłe przypominanie, jak się ustawiać w pozycjach, na co zwracać uwagę, co zrobić ze stopami, z miednicą, brzuchem. I o tym, że joga jest dla nas a nie my dla jogi, więc robimy dziś tyle ile damy radę! (przeczytałam też jej dwie książki)
      Soki warzywne wciąż przede mną, robiłam próby z selerem naciowym ale jest bardzo dominujący, tak samo burak. A może jestem nieprzyzwyczajona? W każdym razie, zamierzam do tego dojść z czasem. *^v^*

      Delete
  5. Już odpowiadam:) Życiowo - styczeń był szóstym miesiącem mojego pobytu u córki w Warszawie w związku z opieką nad obecnie dwu i pół letnim wnukiem. Przede mną kolejne 6 miesięcy aż Młody pójdzie do przedszkola. Filmowo - zero. Książkowo - powtarzam po latach serię "Kot, który..." L. Jackson Braun. Chciałam coś lekkiego, zabawnego. Robótkowo - ogarnął mnie szał batiku! Co tydzień w poniedziałki jadę z Radości na Ochotę na zajęcia ! Namawiam Cię abyś dołączyła, są dwie grupy : o 17stej i 19stej. Myślę, że czułabyś się w tym doskonale zważywszy, że masz talent do rysunku i malarstwa. Ja nie mam a radzę sobie dobrze a frajda jaką z tego mam przewyższa wszystko co mnie dotąd spotkało na gruncie robótkowym.
    Pozdrawiam, Maria

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, to jesteś zajęta na półtora etatu! *^V^* Ale pewnie radości przy tym co niemiara!
      Batik mówisz? Nie próbowałam. To coś w stylu japońskiej techniki shibori - farbowania odpowiednio upiętej tkaniny, żeby powstały wzory? No, pomyślę, pomyślę, dziękuję za polecenie. *^o^*

      Delete
    2. W skrócie to wygląda tak: robisz szkic ołówkiem na płótnie następnie zamalowujesz woskiem elementy, które mają pozostać białe, farbujesz płótno w jasnym kolorze np. beżowym, zamalowujesz woskiem elementy, które mają pozostać beżowe, farbujesz płótno np. na żółto, zamalowujesz woskiem elementy, które mają zostać żółte itd. zanurzając pracę w coraz ciemniejszym barwniku. Spękany wosk przepuszcza kolejne kolory dając niesamowite efekty!
      Jest w tym prawdziwa magia, nigdy do końca nie wiesz jak ci wyjdzie. Gotową pracę prasujesz aby usunąć nadmiar wosku. Można to oprawić jako obraz, może to być roleta, abażur, element garderoby, okna parawanu, mogą to być kartki świąteczne itp. Pracownia Ośrodka Kultury Ochoty, Magazyn Sztuk.

      Delete
    3. Acha, czyli to trochę inna technika. Ta nieprzewidywalność efektu końcowego to duża zaleta tego sposobu farbowania i terapia dla perfekcjonisty, który musi się pogodzić z elementem losowości. *^v^* Brzmi fajnie, może kiedyś spróbuję!

      Delete
  6. Cieszę się że trafiłyśmy na Natalię mam takie same spostrzeżenia ja Ty. Codziennie rozkładam matę. Od dawna próbuję jogi ale dopiero teraz wiem jak np. wchodzić w pozycję i jak prawidłowo praktykować.






    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja praktykowałam dwa lata temu raz w tygodniu pod okiem nauczycielki, ale niestety przeprowadziła się na drugi koniec miasta i już nie prowadziła zajęć w dawnym miejscu. No to próbowałam sama z youtubem, ale nie umiałam się zmobilizować za często... Teraz znalazłam w sobie motywację, jak dostaję regularnie co niedzielą plan praktyki na cały tydzień, i masę innych ciekawych informacji! *^v^*

      Delete
  7. Wracasz do zdrowia i to jest najważniejsze, pewnie dlatego masz chęć i czas na różne zajęcia, które wcześniej mogły się wydawać nie do ogarnięcia. I jak widać pozornie ponura zima może stać się dobrym okresem na rehab. A pogoda nas nie rozpieszcza więc chyba morsowanie pozostaje entuzjastom zimowych sportów :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Miewam dni z zerową energią, ale inaczej do nich podchodzę, obserwuję siebie i swoje reakcje z boku, i o dziwo nie poddaję się czarnym humorom albo nerwom! *^v^*
      A mój mors znowu dziś pojechał się pławić w wodzie, brrr!...

      Delete