Maj przyniósł mi radykalną zmianę w moim stanie zdrowia już na samym początku miesiąca... Do tej pory mogłam leżeć i chodzić bez bólu, za to duży problem stanowiło siedzenie, nigdy nie wiedziałam jakie siedzisko - miękkie czy twarde, okaże się wygodne albo kompletnie nie do zniesienia. Natomiast 2 maja coś się zmieniło, nagle mogłam bez bólu siedzieć na czymkolwiek, za to problematyczne i bolesne okazało się chodzenie i co gorsza - leżenie!!! Kiedy nie możesz wygodnie się położyć, to nie możesz beztrosko spać, czyli wypoczywać i się regenerować... W połowie maja siedzenie stało się znowu problematyczne i nieprzewidywalne. Natomiast tak jak pod koniec kwietnia wróciło mi normalne czucie w stopie, w połowie maja zaczęłam odzyskiwać normalną łydkę (ból skoncentrował się w pośladku, nie pytajcie jak silny.......).
Przestałam brać leki przeciwbólowe, one i tak niewiele pomagały. Przepuklina L5 i rwa kulszowa u mnie nie daje w zasadzie klasycznych objawów bólu, kręgosłup nie boli mnie WCALE, za to mam pojawiające się znienacka przy różnych pozycjach ciała strzały, impulsy idące wzdłuż nerwu kulszowego od pośladka do stopy, a na to leki przeciwbólowe nic nie dawały. Za to wypracowałam wieczorną rutynę przed snem - najpierw kilkuminutowe leżenie na podłodze pod szafą z nogami w pionie, żeby wyprostować lewe kolano i rozluźnić nerw kulszowy, a potem już w łóżku delikatny masaż pośladka i uda, dzięki temu udawało mi się zasnąć. Albo nie, wtedy brałam śpiwór i szłam spać na podłogę do salonu, aż poszłam po rozum do głowy i kupiłam bardzo twardy topper na materac, bo nasz materac po siedmiu latach zrobił się za miękki i o ile nie przeszkadzało mi to, gdy byłam zdrowa, to w trakcie zaostrzenia się rwy kulszowej leżenie na miękkim okazało się nie do zniesienia...
Były też dni piękne, jak środa 7go maja, kiedy po ciężkiej nocy obudziłam się z niewielkim bólem ćmiącym gdzieś w tle, na tyle znośnym że cały dzień funkcjonowałam prawie normalnie i po cichu miałam nadzieję, że to dzień przełomowy i od tego punktu będzie tylko lepiej. Niestety, nie było jeszcze tak pięknie...
Może życie zwolniło obroty a każdy dzień się uprościł - po obudzeniu zaczynałam od oceny, jak się danego dnia czuję, co mnie boli i jak mocno, na ile będę w stanie się poruszać i co w związku z tym mogę na ten dzień zaplanować. Jednocześnie starałam się żyć normalnie, każdego dnia coś się zmieniało - czasami na lepsze, czasami na trudniejsze, ale byłam zdeterminowana, żeby nie poddać się chorobie i nie zamknąć się w tym całym bólu i cierpieniu (tym bardziej, że nie było opcji, żebym schowała się w łóżku pod kołdrą i leżała dniami i nocami użalając się nad sobą, no bo, o ironio!, leżenie zrobiło się bolesne.....). Bywały dni, kiedy nie wychodziłam z domu bo nawet krótki spacer był ciężki i bolesny, kiedy indziej nie miałam wyjścia, bo musiałam pojechać do fizjoterapeuty, były też na szczęście takie dni, kiedy funkcjonowałam w miarę normalnie i wtedy spędzaliśmy czas na mieście czy z przyjaciółmi. Ogólnie rzecz biorąc, z każdym tygodniem czuję, że mi się poprawia. Czucie w stopie mam już od miesiąca normalne, w łydce ból i pieczenie pojawia się coraz rzadziej, w drugiej połowie maja wróciła możliwość siedzenia i chodzenia.
(Uprzedzając pytanie, dlaczego jednak nie zdecydowałam się na operację - nie wdając się w szczegóły medyczne powiem tylko, że kręgosłup nie boli mnie WCALE i przepuklina nie jest bezpośrednim powodem rwy kulszowej, więc grzebanie mi w kręgosłupie raczej nie gwarantuje żadnej poprawy w tej kwestii. A co jest powodem? Prawdopodobnie m.in. zrosty po operacji usunięcia macicy, a tego nikt mi nie zoperuje, na razie jestem pod opieką dobrego fizjoterapeuty i przy tym pozostanę.)
***
Majówkę zaczęliśmy smakowicie, najpierw trafiliśmy na pobliski bazarek do argentyńskiego El Czori na pyszne empanady i stek. *^0^*
Potem wypuściliśmy się na miasto do Jasia i Małgosi na Woli - polecamy ich rosół, wątróbkę z grillowaną chałką oraz rozpływającą się w ustach duszoną wołowinę ukrytą pod nazwą "stek".
Poza tym były spacery bliższe i dalsze, niespieszne gotowanie i słuchanie Polskiego Topu Radia 357.
Po głosowaniu 18 maja udało nam się wreszcie trafić do obleganej Samarkandy na przepyszny uzbecki obiad!
W maju zajęłam się balkonem. *^v^*
Zamówiłam dwanaście dużych worków ziemi, kamienie i sadzonki bambusów, i obsadziłam dwie wielkie donice balkonowe i dodatkową doniczkę. Kamienie nie mają u nas wyłącznie funkcji ozdobnej, a raczej - przede wszystkim pełnią funkcję zabezpieczającą ziemię przed byciem wygrzebanym rudą kocią łapą..... *^w^* Aki uwielbia kopać dziury w ziemi, nie robi tego w żadnym konkretnym celu, po prostu wywala część ziemi z doniczki i odchodzi zadowolony do innych kocich obowiązków!... *^0^* Za to Fuki niestety obgryza rośliny i na to pomaga tylko pogonienie kociego szkodnika...
Trochę gotowaliśmy. Na przykład Robert dopracował pesto z czosnku niedźwiedziego więc zapisuję przepis ku pamięci:
- 20 g oleju z czarnuszki
- 10 g oliwy extra virgin
- 115 g czosnku niedźwiedziego
- 20 g pestek dyni
- 20 g orzechów włoskich
Składniki miksujemy do konsystencji wedle uznania, bardzo dobrze przechowuje się w lodówce (miesiącami!). Zjadamy z makaronem takim czy innym, parmezanem i ze smakiem! *^V^*~~~~
Oglądając japońską telewizję trafiliśmy na przepyszną zupę! *^O^*~~~
Potrzebne są: bakłażan pokrojony na kęsy, boczniaki porwane w kawałki, kilka liści kapusty pekińskiej, kolendra, czosnek, trochę filetów rybnych, garść krewetek, mleko, woda i sos rybny do doprawienia.
Przesmażamy bakłażana i boczniaki, potem dodajemy rozgnieciony czosnek, posiekaną kapustę, zalewamy wodą i mlekiem i dusimy chwilę, pod koniec wrzucamy rybę w kawałkach i obrane krewetki, gotujemy ze dwie, trzy minuty, przed podaniem doprawiamy sosem rybnym i kolendrą.
Na Ursynowie pojawiły się dwa sklepy z mięsem halal i produktami m.in. z Turcji, kupiliśmy na próbę marynowanego steka i zrobiliśmy w domu, po obsmażeniu na patelni wrzuciliśmy do piekarnika z termosondą, wyszło przepysznie!!! Planujemy kupić takie steki na grilla ze znajomymi, na którego jesteśmy zaproszeni w czerwcu. *^v^*
Na jeden niedzielny obiad dostałam spaghetti z klopsikami! *^0^* Wprawdzie tym razem makaron był kupny, ale mąż zrobił od zera klopsiki i sos pomidorowy. ^^*~~
Kiedy robiłam obiady w tygodniu, nie byłam w stanie długo stać w kuchni i bardzo często szłam na skróty - brałam elementy kurczaka, tytłałam je w gotowej przyprawie do pieczenia, pakowałam do rękawa i po godzinie w 200 stopniach w piekarniku mieliśmy przepyszne jedzenie. Winiary mają takie zestawy przypraw od razu z dołączonym jednorazowym rękawem. Do tego zblanszowane szparagi i brokuły albo sałatka z rukoli, gruszki, pomarańczy i pestek granata i chleb lub ryż, i obiad gotowy!
A mąż robił fikuśne śniadania. *^o^*
I nawet pod koniec miesiąca ściągnęliśmy z pawlacza dawno nie używaną maszynkę do smażenia kulek z ciasta z nadzieniem, i zrobiliśmy takoyaki!
Szkicowałam.
Robert miał jechać na turniej w Czersku ale ze względu na mój stan zdrowia zrezygnował, bo nie chciał mnie zostawiać samej na trzy dni, na wypadek, gdyby mnie trzeba było podnosić z podłogi... (różnie bywało, czasami beztrosko kładłam się na macie do zrobienia kilku ćwiczeń i nagle okazywało się, że wchodził mi tak silny ból że nie byłam w stanie sama się podnieść i wyglądałam jak żółw przewrócony na grzbiet machający łapkami...... >0<). Tak więc, weekend w połowie maja spędziliśmy razem oglądając Eurowizję. *^V^* (Tak, wiem, niesamowicie upolityczniony konkurs ale co tam, ja po prostu słucham fajnych piosenek!)
Doczekaliśmy się dostawy szafki na buty do przedpokoju! *^V^* Nareszcie mam wszystkie buty pod ręką i wygodny do nich dostęp.
***
Z czytelnictwem w pierwszej połowie maja było gorzej niż miesiąc temu, bo ja najczęściej czytam w łóżku przed snem, a ponieważ przez większość miesiąca nie mogłam wygodnie leżeć to nieczęsto sięgałam po książki... Potem nauczyłam się wygodnie trzymać czytnik kiedy leżałam z nogami do góry pod szafą (*^o^*) i zaczęłam nadrabiać lektury. Odeszłam na chwilę od polskich pisarek i przeczytałam szwedzką powieść komediowo-kryminalną "Głęboko mrożony mężczyzna w żółtych spodniach" Kalle Löfqvista. Spodobało mi się na tyle, że sięgnęłam po drugi tom przygód tych samych bohaterów "Odcięty palec i wścibski nos". Nie jest to literatura wybitna, ale miłoczytalna a bohaterowie sympatyczni, akcja dzieje się m.in. w Lund, które odwiedziłam wiele lat temu. ^^*~~
Potem wróciłam do polskiej autorki kryminałów Małgorzaty Rogali i połknęłam jej cykl "Pełnia tajemnic". Policjantka po przejściach, z nastoletnią córką, przeprowadzka na prowincję - do małego, odizolowanego, pięknego miasteczka, galeria miejscowych postaci i zbrodnie. Relacje między bohaterami są trochę łatwe do przewidzenia, ale w sumie jest to ciepła, ciekawa i kryminalnie zaskakująca lektura, Rogala pisze tak, że nie można odłożyć książki bo człowiek chce się dowiedzieć co dalej! *^V^*
Z Pełni wróciłam do Warszawy i zatopiłam się w cyklu Rogali "Czaplińska i Maciejka".
A pod koniec miesiąca zaczęłam cykl "Agata Górska i Sławek Tomczyk".
***
I tak sobie płynęło nasze życie w maju. Na czerwiec mamy trochę planów towarzyskich a co z tego wyjdzie zobaczymy, chociaż mam nadzieję, że wszystko się uda bo mój stan zdrowia się poprawia. Liczę na wysokie temperatury i słoneczko, bo pod koniec maja zrobiłam przegląd sukienek i już czekają niecierpliwie na noszenie! Tym bardziej, że od zeszłego roku schudłam 13 kilo i znowu mieszczę się w niektóre moje ulubione egzemplarze... ^^*~~
Im lepiej się czuję tym bardziej chce mi się gotować i piec, coraz częściej popatruję też w kierunku akwareli. Jednak niczego nie będę przyspieszać, życie z rwą kulszową nauczyło mnie cierpliwości i małych kroków, każdego dnia robię dokładnie tyle ile daję radę i nie biczuję się, że nie zrobiłam więcej, bo na dokładnie tyle pozwolił mi mój stan zdrowia. Rwa to nie tylko ciągły ból. Kiedy trwa ona już trzy miesiące, kumuluje się codzienne zmęczenie bólem, frustracja, że już było troszkę lepiej a znowu jest gorzej... Ale cóż, robię małe kroki i tym zamierzam się cieszyć w czerwcu. *^V^*
Piękna szafka na buty! W Twoim ale i w moim stylu. Dziękuję za polecajki czytelnicze. Śliczne szkice. Idzie ku lepszemu, przynajmniej prywatnie. Życzę zdrowia i udanego czerwca) Pozdrawiam, maria2
ReplyDeleteprzede wszystkim duzo cierpliwosci i powrotu do sprawnosci i zdrowia ci zycze, bardzo podobaja mi sie Twoje szkice i podziwiam za systematycznosc- serdecznosci - Joanna
ReplyDeleteZycze Ci cierpliwosci w zdrowieniu. Szkice tulipany i maki skradly moje serce. Zapisuje rowniez przepis na pesto i zupe. Odnosnie bolow dziwnych moge podpowiedziec akupunkture brzucha (Abdominal acupuncture) lub masaz wisceralny. ( Jezeli jeszcze nie probowaliscie Ty i twoj terapeuta. I jezeli Ty i terapeuta bylibyscie do tych metod przekonani). Obie techniki nie zrobia cudu od zaraz, ale z reguly po 3 sesjach jest juz lepiej.
ReplyDelete