Tuesday, March 06, 2012

Faito!

Miałam ambitne plany - chciałam w weekend porządnie pospacerować i nadrobić trochę kilometrów w akcji 2012 km w 2012. Niestety!...
I had the ambitious plans to go for long walks during the weekend and add some kilometres to my score for 2012 km in 2012. It just wasn't meant to be...

Kiedy w piątek wysiadłam z samochodu pod domem teściów po kilku godzinach jazdy, czułam się jeszcze bardzo dobrze. Natomiast w sobotę rano ledwo sturlałam się z łóżka i mogłam tylko powoli chodzić wyprostowana po płaskim albo siedzieć sztywno przylepiona do oparcia krzesła. Każdy inny ruch wywoływał koszmarny ból w odcinku krzyżowym.
W poniedziałek, kiedy wracaliśmy do Warszawy czułam się już dobrze. Mój organizm chyba zorientował się, że sport, który ostatnio mi się przydarza, to nie tylko pojedyncza przypadkowa fanaberia i będzie się odbywał regularnie, w związku z tym broni się jak może... A ja z nim walczę oczywiście! ^^ (będę walczyć, chyba, że znowu mnie unieruchomi...)
When on Friday I left the car at my Inlaws' place after several hours of travelling I felt fine. On Saturday morning I could barely crawl from the bed and later I could only walk slowly around the house keeping straight or sit straight glued to a chair. Any other moves caused me some terrible pain in the back.
On Monday I felt alright again but we were already on our way back to Warsaw. Apparently my body realised that some sports are and will be a part of the regular routine and not just some accidental occurence, and it started to fight with me. And I decided to fight back! ^^ (as long as I can move, of course...)

Na osłodę trochę pięknego nieba nad Suwalszczyzną. ~^^~
Some more views of the beautiful Suwałki region's sky. ~^^~


10 comments:

  1. Trzymam kciuki z wygraną z oporną fizycznością. Ale jeśli Cię to pocieszy, to reakcja Twojego organizmu jest typowa - wielokrotnie, na własnej skórze też, widziałam, jak się zachowuje organizm nagle "ruszony", dziwne bóle łążące po różnych najmniej spodziewanych miejscach. Ślubny zawsze wtedy powtarza: "boli?, znaczy, że działa!".

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tia... na razie jeszcze działa, nie mówiąc już o tym, że od końca grudnia mam permanentny duży katar, nic tylko zakopać się pod kołdrą i spać całą zimę!... ~^^~
      [napisała to i poszła na jogę! ^^]

      Delete
    2. Aż się roześmiałam z tej ostatniej uwagi :) Tak trzymać!

      Delete
    3. A mam inne wyjście?... *^v^*

      Delete
  2. Z własnego doświadczenia wiem, że joga ma na celu pokonywanie barier, różnych tam. Taką tamą może być niechcemisię ;) ale również ból po praktyce. Na dolegliwości lędźwiowe mogę polecić tę asanę: viparitakarani.
    aa jak również mam świetną książkę w pdfie "Kręgosłup w stresie" chętnie podeslę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Właśnie dzisiaj robiłam tę asanę na zakończenie sesji przed relaksem (nie robię jeszcze świecy, zbyt zielona jestem ^^).
      Książkę chętnie poczytam, mój adres mailowy jest w bocznej szpalcie. *^v^*

      Delete
  3. Replies
    1. Jak widać na razie organizm trochę się buntuje. Nic to, nie dam się, chodzę na jogę regularnie, może w końcu wpadnę w rytm i kręgosłup się przyzwyczai.

      Delete
  4. What a great sky! I like such places.

    ReplyDelete
    Replies
    1. My husband's Farther and his wife moved out of Warsaw to a teeny tiny village in the North-East of Poland near Suwałki three years ago. They have a small house with a garden and all that sky, woods, lakes and meadows to enjoy! *^v^*

      Delete