Tuesday, September 11, 2012

Zapomniałam / I forgot

Przez trzy lata mieszkania w innej dzielnicy zapomniałam, jak ciche jest życie w naszym starym mieszkaniu.
Tam, może pamiętacie, narzekałam na ciągły hałas od świtu do ... świtu czasami, bo całonocne imprezy zdarzały się czasami nawet dwa razy w każdym tygodniu. Okna naszej sypialni na pierwszym piętrze wychodziły na wejście do bloku obok na wyciągnięcie ręki, więc od wschodu do zachodu słońca, a i potem słychać było pikanie domofonu, trzaskanie drzwiami, rozmowy, tupanie, regularnie przed wejściem zatrzymywały się dwie lub trzy sąsiadki, żeby porozmawiać. Z kolei balkon wychodził na niesławną żul-ławeczkę, okupowaną, lato czy zima, przez grupy emerytów albo dresiarzy, z nieodłącznymi szklanymi atrybutami. Dodajmy do tego przedszkole po lewo i plac zabaw dla dzieci po prawo, i ciągle gryzące się psy puszczane bez smyczy, i mamy pełen obraz akustyczny naszego poprzedniego miejsca zamieszkania.
For the past three years of living in another district I forgot how living in our current place was silent.
You may remember my ranting about the constant noise from dawn till... dawn sometimes, because there was the time when all night parties in our building happened even twice a week. Our bedroom windows on the first floor faced the entrance to the next building very close by so all day long there was the sound of the intercom, door slamming, people talking, steps, neighbours stopping there to chat. Our living room balcony faced the unfamous bench with drunkards sitting there, Summer or Winter alike. To the left there was a kindergarten and to the right - a playground for small children, and additionally people kept walking their dogs without a leash so they attacked one another and barked. So you can imagine the level of noise we experienced living there.

A teraz... Mimo, że to już dwa tygodnie, wciąż jestem zaskoczona ilością ciszy, jaka mnie otacza. Mieszkamy na parterze a okna naszego pokoju dziennego i kuchni znajdują się obok wejścia do bloku i samo to powinno być źródłem hałasu, a nie jest - owszem, ludzie wchodzą i wychodzą, pod oknami przejedzie czasami samochód po osiedlowej uliczce, ale po 19:00, kiedy pracujący wrócą już z pracy, robi się cisza. Podczas remontu wygłuszyliśmy ścianę przylegającą bezpośrednio do klatki schodowej i kupiliśmy nowe wyciszone drzwi, i to na pewno ma dodatkowy wpływ na izolację od dźwięków z klatki schodowej i windy.
And now... It's two weeks now and I'm still suprised with the amount of silence that surrounds us. We live on the ground floor and our kitchen and living room windows are next to the entrance to the building, and that fact should cause a lot of noise, but it doesn't.  Of course, people come in and out, there is a car or two passing by along the small alley next to the block of flats, but after 7 pm when all the working adults come back home from work, the building is just silent. During renovation we placed a special soundproofing on the wall we share with the staircase and we also bought the soundproof door, and it definitely helps to isolate our flat from the outside noise, too. 

A w sypialni to już mamy prawdziwe Eldorado! *^v^* Po części, zasługą tego jest fakt, że zamieniliśmy funkcję pomieszczeń - z założenia pokojem dziennym jest największy pokój z balkonem, a sypialnia mieści się po drugiej stronie budynku, a my na sypialnię przeznaczyliśmy "duży pokój", a małe pomieszczenie przylegające do kuchni zamieniliśmy w pokój dzienny (usunęliśmy ścianę), i dzięki temu nie śpimy od strony wejścia do bloku, które rankiem jest najbardziej hałaśliwe. 
A co do innego rodzaju hałasów, weźmy na przykład zeszłą sobotę - kiedy wracaliśmy do domu po 23:00 usłyszeliśmy, że niewysoko nad naszym mieszkaniem trwała głośna impreza. Kiedy weszliśmy do domu, nie było słychać niczego, bo tak nas pięknie izoluje loggia zamykana szybami. ^^*~~ 
Rano szyby są wciąż zamknięte (odsuwam je, kiedy wstaję), więc możemy spać do woli i nie budzą nas żadne hałasy z zewnątrz, ale nawet, gdy szyby są otwarte, słychać tylko daleki szmer miasta przefiltrowany małym lasem, który mamy tuż za balkonem.
It gets even better in the bedroom! *^v^* Partly due to the fact that we switched the rooms - usually the living room is the biggest room with the balcony, but we decided to use it as our bedroom and organise the living room next to kitchen, on the other side of the building - the noisy one in the early morning with the entrance door to the block of flats, so we sleep in silence.
As far as other type of noise is concerned - last Saturday we came home around 11 pm and realised there was some loud party in the flat somewhere close above ours. But when we entered the apartment it turned out that our loggia with closed outside windows isolates our bedroom from any outside noise. ^^*~~ 
In the morning the windows are still closed (I open them when I get up), so we can sleep as long as we want and nothing wakes us up, and even with the open outside windows there is only a distant murmur of the city filtered through the trees.

Ale to nie wszystko.
Kiedy mieszkaliśmy tutaj przed trzema laty, moją zmorą było to, że nasze mieszkanie jest pierwsze na klatce schodowej. Co to oznacza? Że każdy, ktokolwiek miał jakikolwiek powód, żeby wejść do środka, dzwonił domofonem właśnie do mnie! Baba z mięsem, facet z kartoflami, ulotki, świadkowie Jehowy, "ja z administracji do węzła cieplnego", "chciałbym zostawić paczkę dla sąsiadów...", itd, itd... 
Potem przeprowadziliśmy się do mieszkania na pierwszym piętrze i już myślałam, że będzie spokój, ale... okazało się, że numer 5 jest tak pięknie umieszczony pośrodku tablicy z cyframi na domofonie, że najłatwiej się go zauważa i wciska.... 
But that's not all.
When we lived here in the past, my nightmare was the fact that our flat had the first number. What it meant was that anyone using intercom wanting to get inside for any reason called my number! A woman with meat for sale, a man with potatoes, leaflets, Jehowa witnesses, from building's administration, postman with letters for the neighbours who weren't home, ect, ect.....
Then we moved out to another place, on the first floor and I thought my nightmare with constant incoming calls on my door would be over but... it turned out number 5 was so conveniently placed in the middle of the intercom's panel that everyone noticed it first and pressed it eagerly...

Rozwiązanie okazało się najprostsze na świecie a wyszło nam całkiem przypadkiem - podczas remontu zdemontowaliśmy stary domofon i po prostu nie było okazji, żeby kupić i zamontować nowy... ~*^o^*~
Nasz dom to nasza mała twierdza, w której nie przyjmujemy niezapowiedzianych nieznajomych, więc nie będzie problemu, jeśli nie będziemy świadomi, że dzwonili, a znajomym mówimy, żeby dali nam znać na telefon, kiedy pojawią się przed naszym blokiem, a wtedy wychodzimy na klatkę i otwieramy im drzwi. Tak samo kurier - zawsze dostaje numer telefonu i również wychodzę mu naprzeciw, w końcu to tylko kilka schodków. Jeśli nie będę wiedziała, że listonosz przyniósł mi list polecony czy paczkę, znajdę w skrzynce awizo i przespaceruję się na pocztę, trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. 
I nie wiem, czy w ogóle domofon pojawi się w naszym domu, bo dobrze mi z tą ciszą, jaką mam bez niego. *^w^*
The solution was simpler than one can imagine and was achieved by accident - during renovation we got rid of the old intercom and just never bought the new one... ~*^o^*~
Our home is our small castle, we never welcome univited strangers so we don't miss their calls even if we don't know they called, and the invited friends are asked to give us a call on the mobile so we would go out and open the building door for them. The same goes for the couriers - they always have our telephone numbers. If I don't get some parcel because the postman cannot contact me he will leave the notification slip in the mailbox and I'll go to the post office to collect my parcel.
I'm not sure I want to have the new intercom at all, I'm so happy with the silence without it. *^w^*

16 comments:

  1. Domofon... teraz jesteśmy pirrwszym mieszkaniem. Jak wychodzimy do pracy to mi to lotto, ale teraz kiedy uczę się do egzaminu, wkurza mnie to.
    Rozumiem Twój zachwyt ciszą. Brakuje mu jej.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Właśnie mogłam się wyspać bo bezsennej nocy (zasnęłam około 6 rano), w poprzednim mieszkaniu o ósmej byłby już niezły harmider, a ja mam lekki sen i na pewno byłabym dawno obudzona. ^^*~~

      Delete
  2. Moja mama też mieszka na parterze i jest pierwsza na liście. Ma domofon, który włącza gdy jest pora listonosza a ona jest w domu. I też ma spokój.
    Czekam co powie Heniek na mieszkanie na parterze. Wypuści się gdzieś dalej?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiedziałam, że domofon można włączyć i wyłączyć, my mieliśmy taki najtańszy najprostszy model, który chyba nie oferował takiego luksusu.
      Kto to jest Heniek? ^^*~~
      Jeśli masz na myśli Ryśka, to na pewno nigdzie się nie wypuści, bo mu nie pozwolimy, jest tu obcy, na zewnątrz są dzikie koty piwniczne i biegające luzem psy (co z tego, że z właścicielami tuż obok), i to byłoby dla niego niebezpieczne.

      Delete
    2. Jasne że Ryśka, myślałam o moim byłym kocie Heńku, który pierwszy metr oddalenia od domu pokona w ponad rok. Wychodził, siadał przytulony do ściany i tak trwał, najpierw 5 minut, potem godzinę. I tak zwiększał dystans. Aż zwiększył go tak, ze zniknął.
      Ten robot jest straszny. Czasami i pięć trafień, nie wystarczy

      Delete
  3. A u nas dzwonią... do nas :))) Bo długo mieszkaliśmy w klatce tylko my i listonoszka, gońcy ze spółdzielni i urzędu miasta, pan od zamiatania chodników i sąsiedzi bez kluczy się nauczyli, że dzwoni się pod siódemkę... Dobrze, że mnie to nie przeszkadza, a Mały kompletnie ignoruje dźwięk i nawet uchem nie machnie.
    Co do ciszy - wielki plac zabaw z fontanną przyciąga mamusie i wyjące dzieci z całego osiedla, więc w ciągu dnia bywa różnie, ale od wieczora do wczesnego ranka jest cudowna cisza ze szmerem wody z tej magnetyzującej fontanny :) I oczywiście zależnie od sezonu: żaby (to już ucichło), ptactwo drobne a ostatnio żurawie albo inne czaple (nie wiem, nie rozpoznaję, ale dostaję zawału, jak toto otworzy dziób, a robi to przy każdym stracie i lądowaniu, a gniazdo musi mieć niedaleko :)))).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeśli Tobie to nie przeszkadza, to nie ma problemu, ja zrywałam się na każdy dzwonek, leciałam do drzwi i w końcu wkurzyło mnie to, że obcy ludzie uważają, że mogą mi zakłócać spokój!
      No tak, Wasza fontanna oblegana przez dzieci to rzeczywiście może być źródło hałasu, chociaż na trzecim piętrze pewnie inaczej się to słyszy niż na pierwszym czy parterze. Co do zwierzyny, to żab nie ma ale ptactwo oczywiście też tu mamy, ale to muzyka dla moich uszu! Chociaż ostatnio więcej słyszę darcia dzioba srok czy gawronów niż pięknych trelli... *^v^* Ale w niedzielę siedziałam na balkonie i słuchałam urzeczona gadająco/śpiewającej wrony!
      Krzyk żurawia jest nie do pomylenia z innym ptactwem, jest tak rozdzierający, dramatyczny. Takie naturalne hałasy mogę mieć za oknem cały czas!
      PS.: Robert planuje na balkonie małą kamienną fontannę wśród roślin, zaplanujemy ją na przyszły rok. ~*^o^*~

      Delete
  4. Witam w takim razie pełną gębą na Ursynowie. U mnie również cisza i spokój, nawet bliskość KEN nie jest problemem. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ty chyba też masz przed balkonem kawałek zieleni z drzewami, o ile dobrze pamiętam? No to jesteśmy sąsiadkami, czas chyba wpaść na kawę i ciasto! *^v^*

      Delete
  5. Rozumiem Twój zachwyt ciszą.
    W Pradze, mimo, że nie mieszkaliśmy w samym centrum ciągle unosił się szmer miasta. Do tego dworzec,niby mi nie przeszkadzał... ale.
    To, co mam teraz, nie da się porównać do niczego wcześniej. I co ważne - przesyłki i ważne listy przywożą po 13 :)
    No i jeszcze ;)
    Łazienka boska. Tylko jak sobie pomyślę o śladach wody na ciemnych kaflach, to robi mi się lekko gorąco. U nas poziom wapna w wodzie jest tak wysoki, że w czajniku odkłada się regularna kreda :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Taki jest urok mieszkania blisko centrum miasta, a ja dodatkowo mieszkałam tuż przy jednej z głównych arterii, trzypasmówce po której w dzień jeździło wszystko a nocami - motocykliści... ><
      I paczki dostawałam jakoś bladym świtem, kiedyś listonosz przyniósł przesyłkę kilka minut przed szóstą rano!!!
      A co do śladów wody na kaflach, to po pierwsze, mamy tutaj miękką wodę (w przeciwieństwie do poprzedniej lokalizacji), a po drugie, na kaflach jest wzór kwiatów, który oszukuje oko bo cały czas coś się na powierzchni glazury dzieje. A poza tym, mogłabym to zauważyć, jak wchodzę pod prysznic, ale wtedy jestem bez okularów i puszczam wodę, i tak czy siak wszystko jest opryskane albo zaparowane. *^o^*

      Delete
  6. Dobry pomysł z tym domofonem :D :D
    Do mnie na szczęście nikt nie wydzwania, ale w razie czego wiem co zrobić :>

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wpadłam na to a jednak to było takie proste... *^v^*

      Delete
  7. Ja mieszkam w starej kamienicy w centrum i generalnie moja sytuacja mieszkaniowa jest dość skomplikowana. Domofon dzwonił mi i dzwonił, więc go wyłączyłam i tak jak Ty jeśli się nikogo nie spodziewam, to mnie on nie interesuje. A listonosz, po wielu z nim walkach, w końcu nauczył się, że ja jestem w domu właściwie zawsze i dzwoni do drzwi. Ale długo trwało zanim to pojął i przestał mi zostawiać awiza.

    ReplyDelete
    Replies
    1. I to jest rozwiązanie, uważam, że w naszych własnych domach należy nam się spokój, a nie ciągłe bieganie do domofonu, bo różnym ludziom się wydaje, że wolno im dzwonić do mieszkań i robić innym kłopot otwieraniem drzwi.

      Delete