Monday, October 09, 2017

Kapelusze, konie i koty

Weekend był pełen wrażeń, a jak u Was? *^v^*
Our weekend was full of new impressions, how was yours? *^v^*

W sobotę odbywał się III Dzień Kapelusza na Mysiej 3, i tamże spotkaliśmy się z moją przyjaciółką Anią (tą, która prowadzi sklep z gorsetami Absynt w Warszawie na Chmielnej, przypominam o tym, bo Ania szyje gorsety na zamówienie, do sylwetki, z wymarzonego materiału i w wybranym fasonie ^^*~~).  Anka miała tego dnia urodziny! *^V^* 
Impreza była niewielka ale kilku ważnych producentów kapeluszy wystawiało swoje stanowiska, były też ubrania, biżuteria i kosmetyki. Prawie kupiłam sobie nowy kapelusz (przynajmniej wybrałam kolor, jakiego będę szukała, zamarzyła mi się fuksjowo-bordowa fedora z niedużym rondem!), a Anię wystawiliśmy do konkursu na stylizację z nakryciem głowy, bo wyglądała pięknie. 
On Saturday with our friend Anna we went to the III Hat Day. (Anna has her own business Absynt, making and selling corsets). It was Anna's birthday! *^V^* 
It was a small event but with some big hat makers from Warsaw, there were also clothes for sale, some jewellery and cosmetics. I almost bought a new hat (I felt like having a fuchsia-dark red fedora with a thin brim), and we put Anna in the hat contest because she looked gorgeous.




Konkurs wypadł naszym zdaniem nieco dziwnie (i nie mówię tego dlatego, że Ania nie dostała nagrody ^^)... Przewodniczącym jury był projektant Maciej Zień, który przez cały czas wyglądał, jakby się nudził i był tam za karę, przy wręczaniu nagród popędzał panią wyczytującą sponsorów a jak przyszło do wręczania wyróżnień to oddał mikrofon jednej z pań z jury i w ogóle sobie poszedł.... A główne nagrody dostali: projektantka ubrań, które można było kupić podczas imprezy i pan w kapeluszu, który zdobył drugie miejsce za bycie jedynym mężczyzną w konkursie... Dziwne i nie wracajmy już do tego dziwacznego konkursu.

The contest was a bit odd in our opinion (and I'm not saying it because Anna didn't get an award ^^)... The main juror was the Polish designer Maciej Zień who looked bored all the time, when they handed the awards he hurried up the lady reading out the sponsors and after the first two main awards he just handed the microphone over to another juror and left the event!... Main awards went to the woman selling clothes during that event and the second one to "the only man participating"... Okay, let's not talk about that anymore.



Oprócz konkursu był też wykład o nakryciach głowy i pokaz mody retro z pierwszej połowy XX wieku w wykonaniu grupy rekonstrukcyjnej Bluszcz. Na imprezie spotkałam Justynę! ^^*~~
Apart from the contest there was a lecture about hats and the presentation of the historic fashion and hats in the first half of the XX c. by the Warsaw girls group "The Ivy". And I met Justyna! ^^*~~



W niedzielę natomiast pojechaliśmy na konie. Robert jeździ już od ponad dwóch lat a ja milion lat temu miałam kilka lekcji i niewiele z tego pamiętam. Jak wsiadłam, to koń zaczął iść a ja cała w panice bo trener musiał dopasować mi długość strzemion, więc stopy miałam niepodparte niczym, a więc w krzyk (no bo ten mój zepsuty błędnik w takiej sytuacji nie łapie pionu i poziomu!), złapałam się za uchwyt przy koniowozie, który akurat stał obok i nie chciałam puścić! *^V^*
On Sunday we went to the stables.  Robert has been horse riding for over two years now and I had a few lessons ages ago. When I sat on a horse I was in panic, the horse started to walk, I didn't have and support under my feet because the coach had to adjust my stirrups (and my faulty labyrinth cannot keep the levels in such situation!),  so I started to scream and grabbed the handle of the horse-car next to me, and refused to let go! *^V^*




Przez jakiś czas sytuacja była patowa, bo trener mówił, żebym puszczała samochód a ja trzymałam się go tak, jakby moje życie od tego zależało... Trener ciągnął konia do przodu, żeby mnie od samochodu oderwać, ja przytwierdziłam się na sztywno i tylko moja ręka robiła się coraz dłuższa w miarę, jak koń robił kolejne kroki... Jak już ten uchwyt puściłam, Robert wsiadł na konia, dostał moją klacz na sznurku i razem hasaliśmy po łące. To znaczy, najpierw uczyłam się nie spaść kiedy koń idzie stępa, a potem przypominałam sobie anglezowanie i co chwilę krzyczałam "już stop! teraz przerwa, zwalniamy!". Ogólnie wychodzi na to, że dużo tego dnia było krzyku, koń to zwierzę duże i może być niebezpieczne a w poniedziałek chodziłam jak sztywniak, bo mi mięśnie nóg i pleców umarły... ^^*~~ Jak ja już zsiadłam, to Robert sobie jeszcze pogalopował, czego nie mógł zrobić ze mną na sznurku, bo ja nie umiem i poleciałabym jak worek ziemniaków na glebę! 
For a moment the situation was interesting. The coach was telling me to let go, I kept grabbing the handle as if my life depended on it... Coach led the horse forward to unglue me from the support, my hand was getting longer and longer because the palm of the hand refused to let go... When I finally gave up, Robert went on a horse, took the leash from my horse and we went to the meadow for a ride. Okay, so first I started to learn how not to fall from a horse during the slowest walk, then I recalled how to rise to the trot and was shouting "slow down!" frequently. Generally, there was a lot of screaming on that day, horse is a big animal and can be dangerous, on Monday I was stiff and my back and thighs hurt a lot... ^^*~~ When I finished my lesson Robert galloped a bit because he already can, and if he did that earlier my horse might join and I'd go down like a sack of potatoes most probably!



Robert bardzo by chciał, żebym jeździła razem z nim na spacery po lesie, trochę mi jeszcze do tego brakuje, ale nie mówię "nie", na razie nie stało się to moją pasją, przepracowuję mój strach przed końmi (mam złe doświadczenia, wypadek znajomej) i rozważam, czy kontynuować naukę. W każdym razie, było fajnie. ^^*~~
Robert would be happy if I joined him in riding in the woods, I still have a long way to go till such rides, I'm not saying "no" to further lessons but at the moment I am working on my fear of horses (I had a bad experience, friend had an accident), and I'm still deciding whether I want to continue with this. But it was fun somehow. ^^*~~


Dobra, dobra, ale do stajni pojechaliśmy przede wszystkim po koty!!! *^O^*~~~~~
Allright, allright, who wants to read about horses when we mainly went to the stables to bring home the cats!!! *^O^*~~~~~

Przedstawiam Wam nowych puchatych członków naszej rodziny - oto Aki (zwany również Sernikiem albo Nie Sikaj Na Łóżko!) i Fuki (zwany też Baltazarem). Rudo-biały nie miał być nasz, ale tak wyszło i nie będziemy się zagłębiać w szczegóły, jest już Kostrzewa i kropka!
Please meet our two furry family members - here is Aki (aka Cheesecake or Don't Pee On Our Bed!) and Fuki (aka Baltazar). The red-white cat wasn't supposed to be ours but life turned out the way it did and he is ours now!



Oczywiście chyba nikt nie miał wątpliwości, że skoro bierzemy małe kotki jeszcze nienazwane, to imiona będą po japońsku. *^v^* Szukałam takich, żeby fajnie brzmiało, dobrze się wołało i miało jakiś sens.  Aki pisze się znakiem:   czyli jesień, bo kot jest rudy jak jesienne liście. ^^*~~.
Of course it was obvious that because we take small cats without the names, I'll give them the names in Japanese. *^v^* I've looked for the ones that sound nicely, are easy to shout and have some meaning. Aki is written with the kanji that means Autumn, since he is partly orange like the Autumn leaves. ^^*~~



Drugi mruczanty na początku był kotką, i miałam dla niej piękne imię... Niestety, z czasem okazało się, że to bynajmniej nie kotka a jak najbardziej kot! *^w^* I tak zaczęło się szukanie imienia, było wiele propozycji, Robert na mnie krzyczał, żebym dała kotom szansę zaprezentowania swoich charakterów i dopiero dopisywała im etykietki... Ale w końcu dałam mu do wyboru kilka imion i wybraliśmy Fuki pisane znakiem czytane fu i końcówka ki, co oznacza cętki, nieregularności bo kot ma paski i cętki (co ciekawe, w stajni wołali na niego roboczo Kropek! ^^*~~)
Second cat was supposed to be a female at the beginning and I had such a lovely name for her... Unfortunately, as time passed it turned out that it's definitely a male and I started to look for another male name.  I had many options and Robert was telling me to give the cats a chance to show their characters before I label them... But from a few proposals we finally chose Fuki written with kanji read fu and the ending ki, which means spots, irregularity, because he has stripes and spots on his fur. (Funny thing, in the stables where he was born they called him "Dot" or "Spot"! ^^*~~)

   
Kociaki są pięciomiesięcznymi mruczącymi słodami, które śpią z nami a w dzień nie chcą schodzić z kolan. Żrą jak maszyny, tulą się za dziesięciu i na razie przeżywamy nasze pierwsze wspólne chwile, przyzwyczajając się do siebie. Nie wszystko idzie gładko, ale liczymy, że szybko się zadomowią. 
Cats are totally cute, they're 5 months old now and they sleep with us and during the day don't want to leave our laps. They eat like there's no tomorrow, hug like 10 cats in total, at the moment we are having our first bumpy days together. More to come soon when they settle.

24 comments:

  1. Ja baaardzo przepraszam, ale ryknęłam śmiechem na opis Twojego kowbojowania. Ja jeździć próbowałam, ale w ciągu dwóch dni spadłam (tu uwaga) siedem razy. Po czym parę dni później poszłam z zupełnie czym innym do przychodni, gdzie lekarka zaczęła mnie dyskretnie podpytywać o przemoc w rodzinie. Wyjaśniłam, co i jak i obiecałam, że na konia już więcej nie wsiądę :-)

    Kociaki przecudne i widać, że już zadomowione :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Absolutnie rozumiem Twoje rozbawienie! *^V^* Sama się teraz z tego śmieję, aczkolwiek tam na górze było strasznie wysoko i wcale nie było mi do śmiechu!
      Kociaki prawie zadomowione, rudy nieco obrażony na przeprowadzkę i mamy małe problemy toaletowe, za to szary jakby się tu urodził! ^^*~~

      Delete
  2. Cudne kociaki! Niech zdrowo rosną i dają Wam mnóstwo radości :-)

    ReplyDelete
  3. Próbowałam kiedyś jazdy konnej, było parę lekcji, a nawet trafiła się chwila kontrolowanego galopu i było to całkiem przyjemne. Ale koń kompletnie mnie olewał, nie bardzo wyobrażałam sobie dogadanie się z takim dużym i niezależnym zwierzęciem, więc ostatecznie darowałam sobie rozwój w tym kierunku ;) Znam jednakowoż kilkoro zajadłych koniarzy, których nawet dramatyczne kontuzje nie zniechęcają, więc coś niewątpliwie w tej jeździe konnej musi być...
    Kociaki są przepiękne i wygląda na to, że po fazie wzajemnego treningu będziecie mieli z nimi dużo radości (a one z Wami) :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, coś w tym musi być, chociaż ja jeszcze się nie zakręciłam na punkcie koni. Za to wciąż chodzę jak sztywniak, nogi mnie bolą!... ><
      Koci trening na razie trwa, mam nadzieję, że obie strony to przetrwają! *^V^*

      Delete
  4. Piękne koty,już zazdroszczę tego przytulania :)Odnośnie kapeluszy- kiedy studiowałam,na stołówkę studencką przyjeżdżała codziennie pani,zwana powszechnie Francuzeczką.Ubrana była podobnie jak Twoja przyjaciółka na pierwszym zdjęciu.Stroje piękne ,dopracowane ,kapelusze, sznurowane trzewiki.Poza trendami,inna aniżeli wszyscy wokół(tak nawiasem - była chyba hipsterką:)).Pani jadła tylko zupę,którą można było dostać za darmo,potem często przechadzała się po sali ,przystając przy osobach, wg. niej fatalnie ubranych i głośno wyrażała swoją dezaprobatę.Prawdę mówiąc była postrachem:)Twoje zdjęcia przywołały wspomnienia,pozdrawiam.Japonię zwiedziłam z Wami, było ciekawie:)Dzięki Ewa D. P.S. Ta darmowa zupa ratowała niejednego i niejedną od śmierci głodowej pod koniec m-ca.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przytulanie trwa bezustannie! *^o^*
      Taka zupa na pewno była zbawieniem dla pustych żołądków, a taka pani skarbem, na który pewnie wiele osób patrzyło z zazdrością, bo miała własny styl i była w tym konsekwentna. Chociaż to wytykanie błędów w ubiorze, hm.... Chyba bałabym się bywać na tej stołówce! ^^*~~
      Do Japonii już zapraszam na przyszły rok, zaczynamy planować następny wyjazd! *^v^*

      Delete
  5. Kotełki cudne! Ta plątanina za długich łap na kolanach u Roberta mnie rozczuliła! Dobrze, że zdecydowaliście się wziąć dwa. Bo jak wiadomo - co dwa koty to nie jeden :-) Niech się zdrowo chowają!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękujemy! ^^*~~
      Na razie jeszcze nie jestem pewna, czy dwa to była dobra decyzja, czy mamy na to warunki, ale już przepadło i są... Na pewno dwa razy więcej mruczenia i przytulania. (i dwie kuwety do ogarnięcia! *^w^*)

      Delete
    2. Też ogarniałam dwie kuwety, bo mam dwa koty, ale po przeprowadzce do mniejszego mieszkania postawiłam jedną i sprzątam na bieżąco - koty nie protestują i nie załatwiają swoich brudnych spraw pokątnie :-) Czyli jedna kuweta im wystarczy. Ale moje koty są starsze, nie takie maluchy jak Twoje. A w kwestii dobrych i złych decyzji - ja wzięłam drugiego kota tak trochę nie wierząc, że się z moim starszym futrzakiem dogada, bałam się, że się pozabijają, albo nie zaakceptują ale wszystko poszło świetnie. Ty wzięłaś rodzeństwo, a to zawsze lepiej wróży, one się znają i akceptują od urodzenia. Oczywiście, że to podwójny obowiązek i wydatek, patrząc na koszty utrzymania, szczepień i tych innych - ale warto. Jak patrzę na te moje dwa utrapienia, kiedy się "biją" i kotłują po wszystkich powierzchniach płaskich by za chwilę zasnąć noskiem w nosek- to ogarnia mnie coś w rodzaju szczęścia :-)

      Delete
    3. My też chcemy docelowo zejść do jednej, jeśli się uda, bo nie bardzo mamy miejsce na dwie, ale poczekamy, aż podrosną, zostaną wykastrowane, zadomowią się. Na razie koty sobie na zmianę korzystają z obydwu! *^W^*
      Koszty może troszkę większe, weterynaryjne, chociaż na razie zwyczajne zabiegi i szczepienia nie są takie drogie. Ale z jedzeniem to nie wiem... Jak Rysiek był sam i czasami zjadał pół saszetki na raz, to już drugiego pół po kilku godzinach nie chciał, bo było "nieświeże" i musiałam wyrzucać, a tutaj nakładam jedną saszetkę do miski i znika w okamgnieniu, więc w sumie na to samo wychodzi finansowo! *^0^* Klamka zapadła i nie ma co deliberować, są dwa i kropka!

      Delete
    4. Ja mam problem własnie z karmą, bo Tosiek nie zje tej, którą lubi Moryc i muszę kupować dwie różne. Czyli czasem zdarza się, że wyrzucam, bo mały na raz całej saszetki nie wciągnie. Gorzej jak z dziećmi, mówię Ci :-)))) O, właśnie przylazło Małe Szare Zło i ćwierka, bo miauczeć toto nie umi :-))) Trza nałożyć do michy, znaczy.

      Delete
  6. Oj zazdroszczę troszeczkę tej jazdy konnej. Nigdy nie udało mi się wyjechać poza łąkę i ruszyć galopem. Ale to ciągle marzenie, aby nauczyć się jeździć profesjonalnie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja się bałam, że od razu poza tę łąkę pojadę, nasz trener sugerował wycieczkę do lasu... Nie była to moja pierwsza w życiu jazda, ale jednak się nie zdecydowałam! ^^*~~
      Trochę już czekałam, aż będę mogła zsiąść z konia i zabrać koty do domu!

      Delete
  7. Kapelusz to jednak szykowny jest, nie da się ukryć. Na koniu wyglądasz bardzo profesjonalnie i to nawet na tym zdjęciu z podpórkami. Ja raz siedziałam na koniu, nawet ujechałam przepisany odcinek, tylko potem nie mogłam zejść, bałam się, że już tak na nim zostanę. :))
    Koty przecudne i wcale nie za dużo. :))
    Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja na szczęście zeszłam w momencie, kiedy jeszcze mogłam zejść, ale od poniedziałku chodzę nieco jak kowboj!..... *^W^* Ale troszkę mam ochotę powtórzyć to doświadczenie.
      To prawda, kotów nigdy za dużo! *^v^*

      Delete
  8. Thank you for sharing these pics. I am glad that you and Robert had a great time. I've never ridden a horse and jealous you(*^^*)
    I really like your friend's style, it's classy and elegant. I'm sure love your red hat too. I would love to join such a lovely event.
    These cats are so cute! 秋 is pretty common as a Japanese woman's name. 春・spring and 夏・summer are common too, but I' ve never heard 冬・winter (why?). I would love to hug with them(´∇`)

    ReplyDelete
    Replies
    1. I'm still not sure whether I want to continue my lessons, we'll see next month!
      My friend is amazing, she can make corsets! And she is very stylish too. ^^*~~
      I will not let Aki read your comment so he wouldn't know that he has a girl's name!.... *^W^* But I think cats don't mind such details. Winter is usually not a very loved season so maybe that's why it's not very popular... *^v^* My friend even says that it has the correct name because in Japanese Winter is pronunced ふゆ and in Polish when you don't like something, usually food, you can say "Fuy!..." *^W^*~~~

      Delete
    2. Ha ha ha, Aki is girl's name...or family name. I agree with you, simple name is the best(^o^)
      Fuy and Fuyu? Very similar pronunciation(’-’*)♪

      Delete
  9. Jej, ile się działo u Ciebie! Kapelusze - ach! Bardzo, ale to bardzo chętnie bym nosiła :) Jedynie latem paraduję w przeciwsłonecznym, ze sporym rondem. Lubię, naprawdę.
    Konie. Hmm. Podziwiam i uwielbiam patrzeć, jak ktoś jeździ, sama boję się bardzo. Raz jeden jedyny siedziałam na klaczy, starutkiej, spokojnej. I tak się trzęsłam, że biedne zwierzę przestraszyło się mnie i próbowało zrzucić mnie z grzbietu! Boże, jak ja się bałam... Tak więc - doskonale Cię rozumiem :) Patrzę na zdjęcia i podziwiam, z jaką swobodą i zadowoleniem Robert siedzi na koniu! Super!
    Kociaki - słodkie! Przesłodkie :) Nie znam kotów (w domu był tylko pies) i zawsze myślałam, że chodzą własnymi drogami i niekoniecznie chcą dawać się głaskać. A tu - proszę, taka niespodzianka! Kociaki stworzone do głaskania :) To musi być bardzo miłe.
    Joasiu - pozdrawiam Cię serdecznie!
    Asia

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja od kilku lat bardzo lubię kapelusze i dokupuję nowe modele, teraz wciąż szukam bordowej fedory, może ją sobie sprawię na urodziny? *^V^*
      Robert jeździ od ponad dwóch lat, więc już jest wyluzowany, ja miałam niezłego pietra!... Ale w listopadzie chcę spróbować ponownie (dopiero wtedy damy radę znowu pojechać na konie), już mnie nogi przestały boleć... *^w^*
      Ja też miałam psa, jak byłam dzieckiem, bo mama nie znosiła kotów (i ledwo się na tego psa zgodziła...), ale od lat mamy koty i są różne - indywidualności "nie dotykaj" i przylepy jaką był Rysiek. Te są na razie przytulasy, ale nie do tego stopnia co był Ryszard, może dlatego, że są małe i wciąż są w biegu, chcą się bawić. Poczekam, aż dorosną!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Delete
  10. Ale się uśmiałam, jeszcze nie mogę oddychać :))) Tak czy owak podziwiam Twoją odwagę, ja niby kiedyś chciałam spróbować jazdy konnej, ale mi przeszło jak stanęłam bezpośrednio obok konia - dotarło do mnie jak duże jest to zwierzę i jak wysoko ja tam będę.
    A koteczki oczywiście przeurocze!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też przez chwilę, kiedy już stanęłam obok osiodłanego dla mnie konia i popatrzyłam do góóóóry, to miałach ochotę zrezygnować. Ale się przełamałam i w sumie nie żałuję, musiałam wyleczyć mój lęk przed jazdą konną spowodowany wypadkiem koleżanki, a przecież to nie był mój wypadek i nie powinnam z tego powodu unikać koni. Czy będę kontynuować, zobaczymy.

      Delete