Saturday, August 01, 2020

Missing pieces



Zastanawiałam się ostatnio (ponieważ na razie i tak mogę tylko teoretyzować...) czy gdybym miała możliwość wyjechania do Japonii na stałe/na długi czas, czego z produktów żywnościowych by mi brakowało.
I've been thinking recently (because at the moment I can only theorize about going to Japan...) - if I had a chance to live there, what products would I miss most as far as food goes.




Bardzo mi się podoba to, że w Japonii tak wielki nacisk kładzie się na jedzenie sezonowe, mają wręcz na tym punkcie niezłego hopla! *^v^* Kiedy przychodzi sezon na konkretne owoce czy ryby, dania z tym składnikiem są wszędzie, zachwalane i reklamowane często w piękny albo zabawny sposób. Ludzie autentycznie świętują fakt, że dany składnik właśnie wszedł do menu i że można się nim teraz cieszyć, a niedługo będzie coś nowego, na co czekali cały rok! Ta sezonowość istnieje również u nas, ale nie w tym stopniu co w Japonii. Owszem, czekamy na nowalijki wiosną, na szparagi, rabarbar czy czereśnie, ale nie robimy z tego takiego święta kulinariów. Dodatkowo, bardzo rozwinięta jest tradycja specjalności danego regionu albo miasta, i z podróży (służbowej czy prywatnej) przywozi się pudła z regionalnymi słodyczami, owocami, makaronami, kiszonkami pochodzącymi z miejsca, które odwiedziliśmy. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale z tej kategorii w Polsce znam tylko toruńskie pierniki, oscypki (dostępne w całej Polsce) i świętomarcińskie poznańskie rogale sprzedawane tylko w okolicach 11 listopada.
I really like the fact that Japan loves seasonal food, they're crazy about seasons! *^v^* When some fruit or fish are in season, dishes with this ingredient can be bought everywhere, often advertised in a beautiful or funny way. People are genuinely happy that now it's time for this food and there will be something different soon. Cherishing the seasons is also present in Poland but not to that extent. Yes, we cannot wait for the Spring young veggies to appear, we buy first asparagus, rhubarb or cherries, but it's not such a culinary fiesta like in Japan. Also, there is a strong tradition of speciality of the region or a town, when you go on a business trip or on holidays, you always bring presents for the co-workers or friends in a form of some regional sweets, fruit, noodles, pickles from the place you visited. In Poland I only know cookies from Toruń, mountain cheese called oscypek (but it's available everywhere in the shops in Poland) and the croissants baked for the Independence Day in November in Poznań.



Przejdźmy do szczegółów.
(Na początku chciałabym zaznaczyć, że poniżej podaję ceny, na które trafiałam w momencie robienia zdjęć, oczywiste jest, że produkty bywają tańsze ale też i droższe, w zależności od rodzaju sklepu, jego lokalizacji, itp).
Bardzo lubię kuchnię japońską i wszystkie jej składniki (jest tylko jedno danie, za którym nie przepadam... *^u^*)↓, więc na pewno nie miałabym problemu z żywieniem się tam na miejscu smacznie i do syta. Wybór ryb, owoców morza, glonów (to oczywiste, szczególnie w porównaniu z Polską) i mięsa w Japonii jest cudownie ogromny, zarówno pod względem gatunków jak i form przygotowania - np.: mięso jest sprzedawane pokrojone na najróżniejsze sposoby dla wygody gotującego, który już się z tym nie musi sam bawić w domu. Inną sprawą jest bardzo wysoka cena mięsa.
Let's go down to details. (Let me stress that all the prices I gave here were valid in the moment of taking the photos, af course you can buy food in Japan cheaper and more expensive, depending on the type of shop, location, ect).
I love Japanese cuisine and all its ingredients (there's only one dish I'm not too keen on... *^u^*)↓, so I wouldn't have any problems with eating. The selection of fish, sea food, algae (which is obvious compared to Poland) and meat is enormous, both in types and pre-prepared stages. For example, meat can be bought cut in many different ways to make the cooking faster and easier at home. The high prices of meat is another story.


 Wołowina różna części, najtańsza to 315 jenów za 100 g (ok. 110 zł za kilo).







Stoisko z różnymi odmianami rybiej ikry.

Podobnie jest z warzywami - różnorodność w warzywniaku jest niesamowita, oprócz podstawowych znanych u nas są różne odmiany świeżych i suszonych grzybów (suszonego borowika od baby na bazarku nie kupię, wiadomo, ale są inne podobne), najpyszniejszy gatunek dyni!, kilka odmian smakujących nam ziemniaków i ziemniakopodobnych (np.: nagaimo, satoimo, satsumaimo), spory wybór roślin szpinakopodobnych i kapustnych u nas nieznanych, odmiany bakłażana. Za to nie znają za bardzo buraków i kalafiora, nie spotykałam ich często w sklepach i tego na pewno by mi brakowało.
It's similar with vegetables - the variety of types is huge, apart from the basics you can buy many types of fresh and dried mushrooms, the most delicious pumpkin!, a few tasty types of potato (nagaimo, satsumaimo, satoimo), big selection of spinach-like leafy greens and cabbages, different aubergines. But I never saw beetroot and cauliflowers, and I know I'd miss them. 


Świeże glony, 500 jenów za miskę (ok. 18 zł).

Na pierwszym planie korzeń łopianu, 100 jenów (ok. 3,5 zł).

Kilo jabłek - 14 zł.



Tak wygląda świeży korzeń wasabi.

Owoce - hm... Tu musiałabym zapomnieć o kupowaniu na kilogramy czego dusza zapragnie, bo owoce w Japonii w sklepach są naprawdę drogie, niezależnie od sezonu na nie. Pięknie zapakowane owoce kupuje się na ekskluzywny prezent! Inna sprawa, że kupione za rękę, nogę i nerkę jabłko, brzoskwinia albo kiść winogron na pewno będą dobrze dojrzałe i przepyszne, a w Polsce to zawsze jest loteria... Jednak - szczególnie po ostatniej wizycie na wsi, gdzie rwaliśmy soczyste papierówki prosto z drzewa, brakowałoby mi tej swobody w dostępie do tanich owoców (i nie jestem pewna, czy mają tam jadalne odmiany wiśni, a to mój ukochany owoc! o agreście to nawet bym nie marzyła...).
Fruit, well... I'd have to forget about buying kilos of whatever I'd fancy on a whim because fruits in Japan are really expensive, irrespective of the season. Beautifully packed fruits are bought as an exclusive gift! On the other hand, when you pay a lot for an apple, a peach or a bunch of grapes you'll know you paid for the ripeness and taste, in Poland it's always a lottery... I know I'd miss this opportunity to get cheap apples for example, and I'm not sure they have the cherries, my favourites, not to mention gooseberries... ^^*~~


Kiść winogron za 5000 jenów (ok. 180 zł)... Garść za 2000 jenów.

Stoisko z owocami na patyku w uliczce handlowej, 4 truskawki za 200 jenów (ok. 7 zł), cząstka ananasa i melona 100 jenów (3,5 zł).

Na pewno nie miałabym takiego jak w Polsce wyboru serów i wędlin, nie mówiąc już o supermarketowym chlebie (porażka!!!!). Pojawiają się piekarnie specjalizujące się w porządnym chlebie i innych wypiekach, ale nie są tak popularne jak w Polsce, bo jednak podstawą ich żywienia jest ryż (albo biały jak śnieg i miękki jak wata chleb bez skórki!... A potem się dziwią, skąd te ciągłe zaparcia, za przeproszeniem... *^w^*) Twarożek robiłabym sama z mleka, ale już serów pleśniowych czy fety bym raczej nie produkowała, można je kupić (nawet w supermarkecie, chociaż na pewno są też sklepy specjalistyczne) ale wiadomo, nie są tanie.
Unlike in Poland, I wouldn't have the big selection of cheeses and cold meats to choose from, not to mention the supermarket bread (terrible!!!). There are good bakeries here and there but they're not that common because rice is the staple food here (and the snow-white sponge-like bread without the crust... And they're surprised when they have constipation all the time!... *^w^*). I could make my own cottage cheese from milk but I wouldn't bother making blue cheeses or feta, they're available even in supermarkets (most probably also in the special shops dedicated to them) but not cheap.

Kiszonki. ^^*~~

Kiszonki. ^^*~~

Mieszkając w Japonii na pewno żyłabym w osobistym Raju Kiszonkowym. *^O^* Uwielbiam kiszone jedzenie, zarówno produkowane za pomocą fermentacji solą jak i octem czy też za pomocą innych bakterii (nuka, koji), a tam są całe sklepy wypchane po sufit wyłącznie najróżniejszymi odmianami kiszonek - fermentowanych warzyw, owoców, ryb, glonów! Jednakże, Japończycy nie znają typowych polskich przetworów jak kapusta kiszona, ogórki kiszone i małosolne, te musiałabym robić sobie sama. Jeśli jesteśmy przy produktach fermentowanych, jest duża dostępność mleka i jogurtów, no ale kefiru czy maślanki już nie kupisz, ech... (jest jedne napój kefiropodobny Skal).
For sure, living in Japan would mean living in the Pickle Heaven for me! *^O^* I absolutely adore pickled food, made with all kinds of fermenting agent - whether it's salt, acid or other sources like nuka or koji. There are shops filled with pickled up to the ceiling - veggies, fruit, fish, algae! But in Japan they don't  know Polish salt pickled cabbage or cucumbers pickled in salty brine, so those I'd have to make myself. When we talk about the fermented foods, there's a good selection of milk and yoghurts, but no kefir or buttermilk unfortunately (there's only the kefir-like soda called Skal).


Kiszonki. ^^*~~

Kiszonki. ^^*~~

Pod względem słodyczy, deserów i przekąsek Japonia jest cudowna, moim zdaniem dlatego, że znowu wchodzi tu aspekt sezonowości - kiedy przychodzi czas brzoskwiń, arbuza czy winogron znajdziemy tam sezonowe pyszności w tych smakach! Ogrom cukierków i czekolad do wyboru, mnóstwo wyjątkowych japońskich pomysłów - m.in. słodka pasta z fasoli adzuki, kulki ryżowe mochi, herbata matcha i smak japońskiej wiśni w słodyczach i ciastkach. No i cała gama suszonych rybek i owoców morza do pogryzania, kocham miłością wielką!!!
As far as sweets, desserts and snacks, Japan is wonderful because there is again the aspect of seasonality - when the time comes for peaches, watermelon or grapes, we will find not only fruit but also sweets, puddings and snacks in those flavours! The plethora of candies and chocolates to choose from, many special Japanese flavour ideas - e.g.: sweet azuki beans paste, rice balls mochi, matcha tea and sakura cherry in sweets and cookies. And there is a huge sellection of dried fish and seafood to snack on while drinking beer, I love it!!!


 Jesienna słodka bułka z nadzieniem z kasztanów jadalnych.

Liście klonu smażone w cieście, park Minoo, Osaka

Suszone rybeńki z migdałami.

Sklep z suszonymi rybami i owocami morza, do pogryzania do piwa! ^^*~~

Specjalność regionu Kansai – warabi mochi. Galaretki robione z odmiany paproci, które tradycyjnie zjada się z kuromiso (rodzaj rzadkiej melasy produkowanej z czarnego cukru z Okinawy, bogatej w minerały) i kinako (prażona mąka sojowa).


Przekąski, jakie powitały nas w hotelu Ohito na Izu: słony yokan z hanamame (galaretka z fasoli adzuki, cukru i agaru, z dodatkiem pasty z czerwonej fasoli), miękkie "patyczki" z dodatkiem wasabi i sezamem, ryżowe wafle o smaku krewetek.

Poniżej - stoisko sprzedające świeżo smażone chikuwa - coś jak nasze paluszki "krabowe", w najróżniejszych smakach!

 


Poniżej - tradycyjne słodycze w typie naszych andrutów czy gum kulek! ^^*~~ (można powiększyć zdjęcia)





Regał z suplementami i witaminami, w płynie, w galaretce. ^^*~~ (w języku japońskim mówi się "wypić lekarstwo", pewnie wywodzi się to z picia leczniczych naparów ziołowych, ale jak widać przeszło na formy suplementacji! Oczywiście leki w tabletkach też istnieją.)


Dodatkowo istnieje coś, co jest moją wielką miłością - wafle ryżowe (senbei)!!! Oczywiście są całe sklepy poświęcone temu specjałowi - zdjęcia poniżej (ale można też kupić pyszne wafle w supermarketach, a nawet w stujenówkach!). *^v^*
Also, there is my next huge love affair - rice crackers called senbei!!! Of course there are whole shops devoted to this snack - photos below (but they're of course available in supermarkets and even 100 yen shops, too!) *^v^*






Wychodzi na to, że jedyną rzeczą, którą musiałabym sobie sprowadzać z Polski (i byłoby to możliwe, bo nie mówię o przesyłaniu w paczkach łubianek z agrestem czy butelek kefiru!... *^0^*) jest kasza gryczana palona ze Szczytna, całą resztą japońskiego jedzenia jakoś byśmy się wyżywili!...
It looks like the only thing we'd have to import from Poland somehow (and it would be possible because I'm not going to say baskets of gooseberries or bottles of kefir!... *^0^*) would be dried buckwheat, the rest of the Japanese ingredients would do!...



***

Czy macie takie produkty, bez których nie wyobrażacie sobie Waszego talerza? Czy gdybyście wyjechali za granicę, to czegoś by Wam brakowało? A może już mieszkacie w kraju, w którym czegoś polskiego nie ma, ale coś nowego pysznego przybyło? Jestem bardzo ciekawa! *^V^* 
Do you have any types of food that you cannot imagine your plate without? If you lived abroad, would you miss anything tasty? Maybe you already live in a foreign country and cannot get one thing but you fell in love with other ingredients? I'm curious, please tell me! *^V^*


↓ - to danie to chawan mushi, gotowany na parze niby-budyń, niby-galaretka z jajka z wytrawnymi składnikami (np.: grzyby, kurczak)... Jakoś mi nie pasuje ta kombinacja smaków i konsystencji, ale może nie jadłam dobrej wersji. *^-^*
↓ - this dish is called chawan mushi and it's a type of steamed egg pudding but with meat or fish inside... I somehow cannot agree with this combination, but maybe I haven't tried a good one yet. *^-^*

Zdjęcia nasze i naszych towarzyszy podróży Leny i Ciecha.

21 comments:

  1. Bardzo ciekawy wpis.Nie znam aż tak japońskiej kuchni.Bedac kilka razy na zachodzie Europy brakowało mi naszej zwykłej polskiej kiełbasy, to były stare czasy , dzisiaj zapewne już tam jest i nasz chleb .Nie myślałam że tam są tak drogie owoce.Wole nasze stragany, owoce z mojej działki.W Japonii to tak sztucznie wygląda, wszystko szczelnie zafoliowane. Wycieczka piękna.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja kiełbasę jadam rzadko, czasami mi się jej chce, wtedy kupuję kawałek, więc pewne bym za nią nie tęskniła (chociaż może tak jest teraz, jak mogę ją zawsze kupić, a gdybym nie miała takiego dostępu to by mi się chciało częściej?... ^^).
      Co do foliowania, byłaś ostatnio w polskim sklepie?... *^V^* U nas też wiele warzyw i owoców zafoliowanych, niedługo zaczną owijać pojedyncze ziemniaki!... >< W japońskich małych warzywniakach spotkamy warzywa i owoce w torbach foliowych albo poporcjowane w miskach (dla wygody, wiesz, że kupujesz pół kilo albo kilogram), i taką porcję przekładasz do własnej torby a miska jest ponownie użyta. Tak przy okazji, od lipca 2020 plastikowe torebki w japońskich sklepach są płatne i pierwsze badania konsumenckie pokazują, że 68% kupujących przychodzi z własnymi torbami.

      Delete
  2. Ja z jedzeniem nie wybrzydzam, więc pewnie też bym się w Japonii wyżywiła bez szczególnej frustracji, że mi czegoś brakuje :). Ale generalnie uważam, że powinno się jeść (na co dzień oczywiście, bo sporadycznie to wszystkiego warto spróbować) to, co rośnie w regionie naszego urodzenia, no i właśnie sezonowo. I tak też najbardziej mi smakuje. Z owoców najbardziej lubię jabłka i kiedyś bardzo mnie ucieszył prezent od klienta, który często wyjeżdżał do Grójca (polskie zagłębie jabłkowe!): dostałam ceramiczną wazę... wypełnioną czubato grójeckimi jabłkami :). Wystarczyłyby same jabłka w papierowej torbie :))). Naprawdę lubię takie upominki i coraz częściej spotykam się z takim zwyczajem - zamiast kwiatów czy alkoholu bardzo eleganccy goście przynoszą ekologiczne warzywa i owoce, miód z zaprzyjaźnionej pasieki, własne przetwory w słoiczkach, a parę dni temu mąż na imieniny dostał od przyjaciół książki i... wielki kosz wypełniony doniczkami z przeróżnymi ziołami (mięta, tymianek, bazylia itd - wielka zielona poducha!).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tez uwielbiam takie prezenty. Ostatnio dostalam od przyjaciolki miedzy innymi sloiczki z jej wlasnorecznie robionym dzemem z owocow z jej ogrodu.

      Delete
    2. O tak! Prezent w postaci jedzenia zawsze mile widziany!!! *^V^*
      Tym bardziej, że mamy coraz więcej producentów fajnej ekologicznej żywności o sprawdzonym pochodzeniu i sprezentowanie komuś ich produktów może też być formą zapoznania się z tymi wyrobami, i potem już sami je kupujemy, jak nam zasmakują. A już własne dżemy czy kiszonki to genialny prezent!!! *^0^*

      Delete
  3. to nie mój przypadek, ale mojej Przyjaciółki...mieszka we Francji, królestwie serów, ptawda? otóż jej największą serową miłością jest twaróg. a twarogu, takiego jak u nas, w Paryżu i okolicach nie uwidzisz...dlatego zawsze, kiedy ktos znajomy leci do niej z Polski, wiezie kontrabandę w postaci kilogramów twarogu :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobre! *^w^*
      My kiedyś w Szwecji chcieliśmy ugotować żur z wkruszonym twarogiem, w supermarkecie pan z działu nabiałowego zaręczał, że u nich dostaniemy wszystko co potrzeba, no to my na to, że biały ser twaróg - a on, że oczywiście! I zaprowadził nas do półki z ricottą... Niby tak, ale jednak to nie to samo, za miękie, zbyt smarowne! I nagle trafiliśmy na jedno pudełko z granulowanym serkiem typu Piątnica!... A pan był zdziwiony, że coś takiego sprzedają... *^O^*~~~

      Delete
  4. Hmmm jak idę do 'polskiego sklepu' to kupuję kasze, makaron do rosołu, keczup, koncentrat pomidorowy, parówki, twaróg na sernik, groszek w puszcze, koncentrat barszczu i żurku, białą kiełbasę, niektóre zioła (np. lubczyk) i czasem wafle Grześki. I tyle! Już dawno myślałam, jakich brytyjskich produktów by mi brakowało gdybym wróciła do Polski i nie za bardzo mogę wymyślić. Być może brakowałoby mi tego wyboru różnych gotowych dań, czy to do piekarnika czy mikrofali no i może (tak wiem to kontrowersyjne) brytyjskich kiełbasek, które smakują zupełnie inaczej niż polskie, ale też fajnie. Dzięki za zwiady w kwestii Niigata Onigiri :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W Japonii też jest NIESAMOWITY wybór gotowych dań. Całych dań obiadowych ale też elementów, np.: kawałków mięs i ryb w tempurze, do odgrzania, różnorodność sałatek, jajka już ugotowane na twardo i półtwardo (onsen tamago). Convenience food podniesione do rangi sztuki, tego mi brakuje w Polsce, bo u nas jeszcze nie jest to aż tak rozwinięte.
      Tym razem na Targu Śniadaniowym w ogóle nie było tej drugiej firmy sprzedającej niesmaczne onigiri (może się nie utrzymali?...bo naprawdę nie było to smaczne!), a Niigata robią bardzo dobre onigiri, ryż ugotowany idealnie, dużo nadzienia, pycha! Będziemy o tym pamiętać na kolejnych targach i festiwalach japońskich. *^v^*

      Delete
    2. Myślę, że w Japonii można by to wytłumaczyć tym, że jednak mało czasu spędza się w mikroskopijnych mieszkaniach i jeszcze mniejszych kuchniach. Natomiast w UK kuchnia ma być duża a używa się głównie mikrofali i piekarnika ;) W Polsce to się rozwinie na pewno bo w tym kierunku zmierza świat zachodu, gospodynie coraz młodsze, już nie ma obiadów z dwóch dań jak kiedyś.

      Delete
    3. I tu troszkę się mylisz. W Japonii z dań gotowych na pewno korzystają single, szczególnie salarymeni (i womanki ^^), bo skoro spędzają 2-3 godziny dziennie w dojazdach/powrotach z biura i 8-10 godzin w biurze, to korzystają z bogato zapełnionych półek z gotowcami (które są często naprawdę wysokiej jakości i bardzo smaczne). Ale mała kuchnia to rzeczywistość tanich mieszkanek w Tokio czy Osace, japońska rodzina poza wielkimi miastami, w której tata pracuje a mama zajmuje się domem i dziećmi ma dużą dobrze wyposażoną kuchnię (bo i mieszkanie jest spore) i gotuje w niej przeważnie dwa posiłki gotowane są w domu ze świeżych składników (lunch pracujący tata zje na mieście kupując gotowca albo idąc do jednej z milionów knajpek z makaronem, itp).

      Delete
  5. Z polskich produktów, których tu-w Niemczech mi brakuje to kawa zbożowa i różne kasze. Na urlopie brakuje mi zazwyczaj dobrego chleba.... ale zwykle podróżujemy tylko po Europie i prawie wszystko co w domu jemy można kupić....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Na szczęście kawę i kasze można sobie przywieźć w walizce albo wysłać w paczce. Gorzej ze świeżymi produktami czy kiełbaską. ^^*~~

      Delete
    2. Kiełbaskę świeżą z Polski można tu na szczęście bez problemu dostać i nie jest dużo droższa od niemieckiej, a na pewno dużo lepiej smakuje...

      Delete
    3. Pamiętam pierwszą kiełbasę jedzoną w Berlinie, to coś zupełnie innego niż polskie grubo mielone kiełbasy, tu było coś bardziej na kształt serdelka... No i był to curry wurst, także ten... Niepowtarzalne doświadczenie! *^w^*

      Delete
  6. Ja jestem chyba takim przypadkiem ,ze nigdy niczego mi nie brakuje, co wcale nie znaczy, ze nie mam swoich ulubionych smakolykow Jesli jestem w Polsce, to glownie jem sledzie,ogorki malosolne, maliny (ktore w Australii sa koszmarnie drogie), ciastka z piekarni Klos, kielbaski frankfurterki i pierogi (kupne, ale z jakiegos specjalnego miejsca). Pierogi robie sama od czasu do czasu, ciastka tutejsze sa dla mnie koszmarne, wiec pieke sama rowniez. Ciesze sie ,ze nie mamy takich pysznych ciastek jak w POlsce, bo wygladalabym jak bania. Sledzie moglabym kupic w polskim sklepie, ale kupilam pare razy i to zupelnie nie to. NIe mam potrzeby jesc tego na co dzien. Ogorki tez czasem robie, ale sezon jest bardzo krotki i czasem przeocze. Jesli chodzi o tutejsze specjaly, to uwielbiam mango, ale tylko w sezonie. Chociaz moj kolega z pracy (pochodzi ze Sri Lanka) mowi ,ze tutejsze mango smakuje jak mydlo w porownaniu z owodami, ktore rosly w jego ogrodku. Uwielbiam tez avocado, ktore zawsze gosci na naszym stole. Kiedys lubilam jeszcze tzw.kotlety z jagnieciny, mieso delikatne i bardzo luksusowe - smakowo i cenowo. Obecnie miesa jem niewiele.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No tak, część jedzenia można zrobić samemu, jak pierogi czy ciasta, ale niestety nie wszystko. A z tym mango to pewnie jest tak, że jesteśmy przekonani, że coś z naszego ogródka smakowało lepiej, bo z tym smakiem wiążą się miłe wspomnienia z dzieciństwa albo z jakichś fajnych momentów w życiu, i podświadomie dodajemy tym produktom większej wartości. *^o^* Może też ten kolega trafia na inny gatunek niż miał u siebie? A może inna gleba i woda daje inne efekty smakowe, wszystko ma przecież wpływ.

      Delete
  7. Mi brakuje ogromu pomidorów.
    Z dań regionalnych warmińskich ( bo akurat mam na nie faze): farszynki, kartacze, kołduny, dzyndzałki, karmuszka, zapiekanki z rybek ( np. szczupak, sielawa) czy zupy rybne.
    Kuchania regionalna w Polsce jest... nieśmiała :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co masz na myśli mówiąc, że kuchnia regionalna jest nieśmiała? Bo trochę nie rozumiem... ^^*~~
      Nie wychowałam się na tak silnie regionalnej kuchni więc nie brakowałoby mi dań bardzo związanych z regionem, chociaż przyznam, że kartacz to klucha ziemniaczana z nadzieniem czyli coś, czego na pewno nigdy nie odmówię!... *^0^* Ale ziemniaki i mięso na szczęście są w wielu krajach na świecie, więc dałoby się to wszędzie ugotować!

      Delete
    2. Miałam na myśli nieśmiałość czyli wychodzenia z cienia. Niestety przykre lata komunizmu próbowały zunifikować kuchnię polską do mielonego, schabowego, kapuchy podawanych na niedzielnych obiadach domowych :)
      Odnoszę wrażenie, że nasi rodzice nie mieli szerokich horyzontów smakowych, każdy robił ogórki na zimę i sałatkę jarzynową na każde święto, jeśli ktoś miał szczęście to na wiejskim weselu zjadł kiełbasę z prosięcia i napił się bimberku. Z resztą nawet w kuchni "narodowej" mamy, mam wrażenie, że mamy pewnego rodzaju kompleks: masło francuskie, śledzie z Bornholmu, pierogi ruskie, zupa meksykańska, barszcz ukraiński, kartacze litewskie. Dlatego użyłam słowa "nieśmiało", ponieważ widzę trend ku zmianie ;)
      W ciągu ostatnich kilku lat coraz więcej mówi się o kuchni polskiej czy nawet głębiej kuchni regionalnej ;), a kucharze próbują reanimować ten twór jakim jest kuchnia polska, o ile coś takie go jest jak kuchnia polska, czy francuska. Być może i za sprawę Gesslerowej restauracje i bistra stawiają na lokalne produkty, a kucharze szukają lokalności.
      Amaro w swoich restauracjach proponuje tylko produkty lokalne, polskie, tak samo Parol w Poznaniu czy wielu innych. ba! Nawet Marta Dymek wydała wegańską polską książkę kucharską, gdzie moim zdaniem prym wiodą kasze :)
      w Olsztynie, całe szczęście otwierają się lokalne restauracje z regionalnymi kartami, ludzie kombinują i mają koncepty :)
      Szczerze polecam Ci książkę pt. "Kapłony i szczeżuje" to obszerny wywiad z jedynym w Polsce historykiem kulinarnym, w którym bardzo zgrabnie rozprawia się on z mitem i "takim trochę zacofaniem" kuchni polskiej.
      W ogóle u mnie w domu jadało się "kogutka" była to rosół z młodego koguta, a teraz na obiad pochłonęłam sushi.

      Delete
    3. Ta międzynarodowość na naszych talerza jest w dzisiejszych czasach naturalna - podróżujemy coraz dalej, składniki przejeżdżają do naszych sklepów a przepisy znajdziemy w Sieci. Ale też fajne jest to, że kuchnia polska wraca bo coraz więcej ludzi - zarówno celebrytów jak i zwyczajnych Kowalskich interesuje się sezonowością i regionalnością jedzenia. Będę naprawdę szczęśliwa, gdy dojdziemy do takiej celebracji sezonowych i lokalnych dań i składników jak w Japonii, bo przecież one są, trzeba je tylko zauważyć, przypomnieć i stworzyć podaż zachęcając dużą dawką informacji o wartościach zdrowotnych i smakowych! *^v^*
      Mój tata był bardzo otwarty na nowe smaki, sam wyszukiwał przepisy, oglądał programy kulinarne i gotował, ale mama - masz rację - była zamknięta w kręgu pewnej grupy potraw i smaków. Próbowała dań z innych kuchni, ale przeważnie były to próby jednorazowe. Bo ona wychowała się w rodzinie rolniczej pod Warszawą (czyli taki nijaki region bez mocnej tożsamości moim zdaniem) na kuchni podstawowej bez frymuśności, a ojciec był z tzw. inteligencji, gdzie stać było dziadków na jadanie w restauracji i poznawanie różnych smaków.
      Mam i książkę Dymek, i te "Kapłony..." - jeszcze nie czytałam tylko przerzuciłam kartki, ale opis mnie zainteresował! *^o^*

      Delete