Friday, September 17, 2021

#holidayscelebrate

Skoro wciąż nie możemy pojechać do Japonii, to na wakacje wybraliśmy inny ulubiony kierunek, który gwarantował piękne widoki, dobre jedzenie i pyszne piwo i wino! *^v^*

 


 

Czyli, Czechy. Okazało się, że mimo jesiennych prognoz pogody przez wszystkie 12 dni mieliśmy upalne lato, mogłam wziąć sandały i sukienki zamiast kilku par długich spodni i ciepłych bluz...

 

 

W zeszłym roku w październiku sytuacja covidowa była taka, że nie zdecydowaliśmy się na noclegi po stronie czeskiej a tylko na jednodniowe wypady na zwiedzanie i zakupy - i dobrze, bo pod koniec naszego wyjazdu ilość zachorowań się zwiększyła do tego stopnia, że Czesi zamknęli restauracje, i kto wie, jak by było z hotelami... Tym razem prognozy były bardziej pomyślne więc zarezerwowaliśmy trzy hotele w Czechach: w Turnowie, w Českým Krumlovie i w Kromeriżu.

 


 


Turnow to brama do Czeskiego Raju, regionu turystycznego na północny wschód od Pragi, pełnego skalnych miast i zamków, gdzie można odbywać niezliczone wycieczki piesze i rowerowe. Udało nam się połazić po górach i skałkach, odwiedzić kilka zamków i oczywiście smakować czeskiej kuchni i lokalnego piwa - Turnowa i Svijanego! Wakacje zaczęliśmy od razu z wysokiego C, bo pierwszego dnia zrobiliśmy mały spacer dla rozruszania nóg czyli... 18 km po górach, bez gotówki "bo na pewno przy obiektach turystycznych będzie można płacić kartą!" (otóż, nie!), bez zapasów wody czy przegryzki "bo na pewno przy obiektach turystycznych będzie można kupić jedzenie i picie!" (otóż nie, bo patrz punkt pierwszy - nie wzięliśmy gotówki!...). Ja miałam przy sobie 300 ml wody, pastylki na gardło i paczkę miętówek, i tym dzieliliśmy się we cztery osoby... Kolejne dni to już był relaks - muzeum w Turnowie, potem wycieczki samochodem na zamek Kost i na zamek Trosky, do Jicina do Rumcajsa i Hanki, a przede wszystkim wizyta w browarze Svijany, gdzie Robert prawie oszalał ze szczęścia i nakupił sobie ciuchów i gadżetów rowerowych z ich piwnym logo w sklepie firmowym! *^O^* 

 

 



Po kilku dniach, z przystankiem w Kutnej Horze w Kostnicy Sedlec przenieśliśmy się na południe do Českego Krumlova, przepięknego miasteczka powstałego wokół wijącej się rzeki Wełtawy. Krumlov wygląda jak z (czeskiej) bajki - kamieniczki, uliczki, kwiaty w doniczkach, kawiarenki i restauracje, wijąca się malowniczo rzeka i zamek górujący nad miastem. 




 

Ostatni przystanek przed powrotem do domu to Kromeriż, podobno najpiękniejsze miasto w Czechach, czego nie możemy potwierdzić, bo miasto jak miasto, jest takich w Czechach tysiące, Krumlov zrobił na nas dużo większe wrażenie!  

 

 

Tym razem skupiliśmy się na odpoczywaniu i chłonięciu widoków na miejscu zamiast uwieczniać wszystko dla potomności więc tylko tak symbolicznie pokazuję trochę widoków, żeby Was zachęcić do samodzielnego odwiedzenia tych miejsc. Zresztą i tak zdjęcia nie oddadzą piękna i rozmachu Skalnego Miasta czy uroku bajkowych uliczek Krumlova, trzeba to zobaczyć na własne oczy. *^-^*~~

Przed wyjazdem poczytaliśmy na stronach MSZ-tu jakie warunki należy spełnić żeby przekroczyć czeską granicę - wszyscy mamy paszporty szczepionkowe, wypełniliśmy formularz pobytu z adresami naszych hoteli, zaopatrzyliśmy się w wymagane maski FFP2/N95 bez zaworów (nie wolno używać innych, w tym samoróbek z materiału) i ruszyliśmy w drogę. Na granicy nie było nikogo, kto chciałby nas skontrolować, przejechaliśmy ją nawet nie zauważywszy, że już jesteśmy w Czechach. Na miejscu dopytaliśmy w hotelu jakie są zasady noszenia masek - podobnie jak u nas na zewnątrz nie trzeba ich zakładać pod warunkiem, że zachowamy dystans do innych osób, nosimy maski w komunikacji i budynkach. A jak to się ma do rzeczywistości? Ludzie noszą maski wszelakie, również jednorazówki chirurgiczne, które zresztą można wszędzie kupić. Recepcjonistki i obsługa w hotelach/restauracjach były bez masek, kiedy kolega w restauracji wstał od stolika żeby iść do toalety i założył maskę, przechodząca kelnerka powiedziała mu, że nie musi się maskować, tak samo było w sklepie z pamiątkami. Ale w sklepach spożywczych rzeczywiście wszyscy maski mieli. W muzeach przy kasie biletowej pytali nas "Jesteście zaszczepieni?", "Tak, pokazać paszport?", "Nie, wierzymy wam!". *^v^* No i tak, pod tym względem wyjazd nie okazał się więc uciążliwy! Podejrzewam też, że ponieważ skończył się sezon wakacyjny i nie było już takich tłumów jakie przewalały się zapewne przez atrakcje turystyczne w lipcu i sierpniu, zasady też trochę łagodzono na własną rękę, bo wszyscy są już maskami zmęczeni.


***


 

No i wróciliśmy do domu. Koty się kleją do ludzi, a za oknem jesień...

 


 

Zmęczona jedzeniem mięsa, mięsa i mięsa przez prawie dwa tygodnie, no bo Czesi surówek raczej nie szanują..., na pierwszy posiłek po przekroczeniu polskiej granicy zjadłam pomidorową na Orlenie! *^V^* 

 


 

W domu ugotowałam już barszcz ukraiński.

 


 

Genialny wegański gulasz gołąbkowy z przepisu Weganona!!!

 


 

I pomidorową galette, bardzo polecam! 




Kupiłam roślinkę doniczkową i szykuję się na zimę. Nie to, żeby te dwa fakty miały ze sobą coś wspólnego, tak tylko o tym wspomniałam. ^^*~~

 


 

W kwestiach remontowych zmian na razie brak, w kwestii mojego zdrowia raczej też, na wakacjach nie biegałam po skałkach jak kozica, oj nie!... *^w^* Ale sytuacja jest rozwojowa. 

Mam kilka uszytków, ale te pokażę Wam w osobnym wpisie, część zabrałam ze sobą do Czech i tam obfotografowałam, dwa zostały w domu, więc jeszcze czekają na zdjęcia, ze wszystkich jestem bardzo zadowolona! ^^*~~



6 comments:

  1. Super wyprawa! Zdjęcie ze smokiem świetne :). Czechy lubię, są takie swojskie, miasteczka urocze, jedzenie mają niezłe, zwłaszcza desery, naleśniki na słodko z owocami, no i mój ulubiony smażony ser :). Bo mięso to ja raczej omijam. W żadne góry bez wody i węglowodanów nie ruszam się, a naładowany telefon i gotówka w każdej sytuacji musi być. Mój mąż jest takim optymistą, że wszędzie kartą zapłaci, no i nieraz to mój portfel ratował nam życie :).
    Dzięki za zwrócenie uwagi na rodzaj maseczek, bo szykuje nam się wyjazd na Węgry i nie wiem czy to co u nas wystarcza, tam się sprawdzi, muszę to rozeznać.
    PS. Paszporty covidowe wystarczały w telefonie czy warto mieć papierowe?

    ReplyDelete
    Replies
    1. My mieliśmy paszporty covidowe wyłącznie w aplikacji w telefonach (teraz jest już wspólna wersja unijnoeuropejska), ale nikt nam w żadnym momencie nie kazał ich pokazywać, granice przejechaliśmy w obie strony tak, że nawet nie zauważyliśmy, że to już, także ten... Co do zasad wyjazdu na Węgry sprawdź na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych w dziale podróży, każdy kraj na świecie jest dobrze opisany z linkami do stron ministerstw w poszczególnych krajach.
      No, głupio zrobiliśmy z tym brakiem gotówki, ale pierwszy bankomat obok hotelu chciał od nas prowizję za wypłatę koron i byliśmy przekonani, że będziemy szli kawałek przez miasteczko i jeszcze trafimy na inny bank i sklepy, ale po kilku krokach byliśmy już w lesie, dosłownie!... >0<
      Z czeskich inspiracji kulinarnych przywiozłam przepis na super zupę ziemniaczaną z grzybami, pokażę jak ugotuję! *^v^* I świetnym deserem były zwyczajne kopytka z cukrem i makiem!

      Delete
    2. No właśnie, te desery i słodkie dania to u nich są trochę jak u babci, domowe, pyszne :). Na przełomie maja/czerwca byliśmy w Chorwacji, przed wyjazdem wypełniłam właśnie na stronie chorwackiej ankietę/zgłoszenie, dzięki której na granicy Słowenia/Chorwacja uniknęliśmy długiego sprawdzania i stania w kolejce, zerknęli tylko na numer i do komputera, tam wszystko już było. Od razu nam się młodość przypomniała, jak to kiedyś godzinami na granicach się tkwiło...

      Delete
    3. Pamiętam kolejkę z promu w Karlskronie w 2004 roku, zanim weszliśmy do Unii. Pani roznosiła po samochodach jakieś papiery do wypełnienia i wszyscy brali, to my też chcieliśmy, ale się okazało, że jak mówimy po angielsku to nie trzeba, i od razu przejechaliśmy na początek kolejki. Urzędnik nas zapytał dokąd jedziemy, a my, że na imprezę wikińską do Foteviken, mieliśmy też list zapraszający od skansenu, ale popatrzył na samochód wypchany jak stodoła skrzyniami i skórami owczymi i kazał jechać! *^O^*~~~
      W Czechach pyszne też były pampuchy/knedle na słodko, od razu zachciało mi się knedli ze śliwkami, może zrobię w przyszłym tygodniu! ^^*~~

      Delete
  2. Tak, tak, ze smokiem świetnie! Ja bym jeszcze bardzo chciała zobaczyć Rumcajsowe gadżety. :)
    No i zgłodniałam oczywiście. :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chatka Rumcajsa była naprawdę malutka, dwie salki, ale warto zwiedzić. W ogródku jest fajna zgadywanka słowna dla dzieci, niestety tylko po czesku. Można też pogłaskać królika. ^^*~~
      Co do głodu, właśnie zabieram się za grzybowe risotto na niedzielny obiad! *^o^*

      Delete