Friday, April 15, 2022

DOJ Tydzień VII


 

Koniec tegorocznego DOJadania. Jak co roku minęło za szybko - nie zdążyłam wypróbować wszystkich zapisanych przepisów, nie powtarzałam wielu ulubionych potraw, bo pojawiały się nowe... Z drugiej strony gotowe dania z WegeMichy ratowały nam obiady kiedy przez 10 dni chodziłam w środku dnia na rehabilitację albo gdy po prostu nie chciało mi się gotować. Porządne podsumowanie z różnymi wnioskami za kilka dni. *^v^*

 


 

Wróciłam do regularnego malowania. Wykończyłam szkicownik Vifart który miał wykorzystane kilka pierwszych kartek a potem była zachęcająca pustka 12-stu stron. Teraz sięgnęłam po następny szkicownik akwarelowy kupiony lata temu w Japonii i widzę, że znowu mam zapełnione trzy pierwsze kartki a dalej pusto - no to będzie więcej rybek! *^o^* Mam też w planach obrazy miejskie, te małe i większe projekty. Jeden duży projekt do dokończenia. Na dniach poskanuję ostatnio malowane rybki i będą do obejrzenia w całej krasie na mojej stronie, tutaj wrzucam szybkie zdjęcia robione telefonem. 

Nie chcę przerywać malowania, nie chcę wrócić do sytuacji, w której mimo, iż kocham to uczucie jakie mnie ogarnia, kiedy trzymam pędzel w dłoni nie mogę się do tego zebrać, nawet nie sięgam po szkicownik, robię wszystko co muszę i nie muszę NAJPIERW, żeby potem dopiero znaleźć (albo nie) chwilkę czasu na malowanie. Malowanie to ja. Za późno w moim życiu to zauważyłam, a raczej sobie przypomniałam, za długą miałam przerwę od czasu, kiedy w liceum rysowanie było dla mnie naturalnym zajęciem dla rąk.




Malowanie to ja. Joga to ja. Szycie to ja. Gotowanie. Dzierganie? Chodzi mi po głowie powrót do drutów po przerwie, mam nawet dwa wzory w gotowości. Dużo ostatnio myślę nad swoim życiem, nad priorytetami, nad wyborami których chcę dokonywać. Myślę o tym, że czas pandemii przesiedziałam na rękach, a tyle mogłam zrobić spędzając czas głównie w domu - na przykład malować albo wrócić do nauki japońskiego. Nie jestem jeszcze gotowa na tegoroczną wiosnę, chciałam żeby śnieg leżał jak najdłużej, zima była dobra, była zatrzymaniem czasu w miejscu. Ale czas się nie zatrzyma bo ja tak chcę. Teraz pandemia się kończy, świat się otwiera i nabiera starego tempa (szkoda, że nie Japonia...), i mam poczucie straconego czasu, nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć co ja takiego robiłam przez te dwa lata?... Teraz już nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko żyć teraz!


 

***

 

Poniżej nasze jedzenie z ostatniego wegańskiego tygodnia. Teraz chcę już zjeść jajko na miękko, śledzia, napić się maślanki. (No, nie wszystko na raz oczywiście! *^O^*) Zamówić porządne sushi z rybami i owocami morza, zrobić risotto z masłem i parmezanem. 

 

11 kwietnia, poniedziałek

Na śniadanie strogonow z pieczarkami i klopsami wegańskimi (gotowiec z Biedronki) - niezły ale wymagał dosypania hojną ręką ziół!


Na lunch gnocchi z kalafiora ze szpinakiem podduszonym na oliwie z czosnkiem, i pestkami dyni.

Gnocchi robimy tak: 2 szkl. pokrojonego kalafiora gotujemy do miękkości, rozgniatamy w misce na pure (może nie być bardzo drobno), dosypujemy dużą szczyptę soli i 1 szkl. mąki. Zagniatamy, dłońmi polanymi oliwą formujemy kulki i gotujemy we wrzątku ok. 5 minut. Podajemy z ulubionym sosem.


Na kolację zamówiliśmy jedzenie z VegeLove - burgera Classic Jalapeno (Robert nie przestaje być wielkim fanem!) i Michę Kimchi (kapusta kimchi, makaron sojowy, tofu, nori, shitake, kiełki i szczypior).


12 kwietnia, wtorek

Na śniadanie kanapki: pasta bezrybna i mikrolistki, twarożek sojowy z rzodkiewką, wegańska mozarella (Biedronka) i mikrolistki, masło orzechowe z miodem.



Na lunch kotlety z grochu z majerankiem, tymiankiem i koperkiem (WegeMicha) z sosem z duszonych maślaków i ziemniakami. Kotlety trochę suche, pewnie świeżo po usmażeniu były lepsze, ale potem wystygły, trafiły do sprzedaży, potem poleżały kilka dni w naszej lodówce.


 

Na kolację ja zjadłam resztki makaronu udon w sosie curry sprzed kilku dni a Robert usmażył sobie ugotowaną wcześniej kaszę gryczaną z cebulą i tofu z przyprawami.


13 kwietnia, środa

Na śniadanie menemen ze szparagami. (pomidory duszone ze szparagami i na koniec wymieszane z silken tofu doprawionym solą kala namak i płatkami drożdżowymi)



Na lunch ryż basmati i prezent od przyjaciela: ekologiczne ostre curry z nerkowcami, kasztanami, dynią i mango z Zakwasowni. Cóż za ogromne rozczarowanie!!! Warzywa rozgotowane na papkę w cienkim wodnistym sosie, zero przypraw (w składzie tylko sól, chilli i kurkuma dla koloru...), miało być ostre a wcale nie było, i jedyny smak jaki czuć to dziwna kwasowość. NIE POLECAMY!!!




Na kolację szare kluski, poczułam wielką potrzebę ich zjedzenia! ^^*~~ Do nich usmażona cebula i tofu zamarynowane w sosie sojowym i mirinie. I korniszony.

 

14 kwietnia, czwartek

Na śniadanie "omlet" ze szpinakiem - wykorzystałam przepis na placki z mąki z ciecierzycy (Vegan Richa), ciasto zrobiłam nieco mniej zwarte i dodałam tylko surowy szpinak.



Na lunch ryż basmati i danie z WegeMichy - pahi (pikantne indyjskie danie z ciecierzycą, pieczoną papryką, bakłażanem, czarnuszką i chili).



Na kolację kanapki: wegańska mortadela, pomidory, hummus, oliwki, dżem truskawkowy, także serek sojowy, obazda i masło orzechowe z miodem na talerzu u Roberta.


 

15 kwietnia, piątek

Na śniadanie poszliśmy do kawiarni BRU gdzie zjedliśmy przepyszną tofucznicę i wypiliśmy bardzo smaczną kawę z mlekiem z grochu. *^V^*



Na lunch  zamówiliśmy jedzenie z VegeLove - spaghetti Bolognese i burgera Classic Jalapeno. 


 

Na kolację kanapki: hummus, falafele, obazda, warzywa, masło orzechowe z miodem, dżem truskawkowy.



2 comments:

  1. Piękne są te Twoje malunki! Podziwiam i zazdroszczę umiejętności. Zdjęcie kocia totalnie mnie rozbiło, bo wygląda jak mój Tikkun, którego musiałam uspić w ubiegłym tygodniu.
    Czasem taki "zimowy" czas zatrzymania jest po prostu potrzebny, więc nie miej wyrzutów sumienia, że czegoś nie zrobiłaś, że odpuściłas, że się nie chciało... Może musiałaś naładować akumulatory, aby wrócić do tego co lubisz robić, co cieszy. A jak zrobisz, to pokazuj, bo masz wyjątkowe poczucie estetyki. Nawet Twoje posiłki wyglądają jak artystyczne kompozycje :)
    Pozdrawiam i życzę wiosennej radości :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję za przemiłe słowa i strasznie współczuję pożegnania kota, sama to przeżyłam więc dokładnie wiem jakie to uczucie...
      Czasami cieszę się, że piszę bloga, bo mogę do niego zajrzeć i sobie przypomnieć co robiłam rok temu, dwa, trzy. Czas tak szybko płynie i zapominamy na czym nam upłynęło życie. I jak ktoś kiedyś powiedział, na łożu śmierci na pewno nie będziemy żałować, że nie myliśmy częściej okien czy nie spędzaliśmy więcej czasu na zebraniach, tylko że nie zrobiliśmy tego, na czym nam zależało, nie odwiedziliśmy miejsc, do których nas ciągnęło, nie odezwaliśmy się do kogoś, z kim byliśmy pokłóceni. Czyli trzeba zakasać rękawy i działać! *^O^*~~~

      Delete