Monday, June 05, 2023

Dlaczego tak kocham Japonię

 


Przyjechaliśmy z wakacji zaziębieni, w sobotę spotkaliśmy się towarzysko w ogródku piwnym i nie wiem kiedy zrobił się chłodny wieczór, i do domu truchtałam szczękając zębami!... W związku z tym oprócz leków w ruch poszła malina z lipą do zaparzania oraz ugotowałam zupę na ogonie wołowym.

 


Pierwszy raz taką zupę jedliśmy w Japonii w Sendai. Wtedy wydała nam się ciekawa ale trochę bez charakteru. Potem oglądałam serial 孤独のグルメ ("Gourmet w pojedynkę") w którym główny bohater pan Goro Inogashira trafia do hawajskiej restauracji i zajada się taką zupą z wielkim smakiem! To nas zainspirowało do ugotowania sobie takiej zupy. 

 

 

Składniki są proste - potrzebny jest ogon wołowy - zamówiłam go u rzeźnika, do tego imbir, anyż, suszona skórka z pomarańczy, orzeszki ziemne, szczypta płatków chilli i zielenina - komatsuna, którą kupiłam suszoną, ale myślę, że można zamienić ją na szpinak albo nawet szczaw (zamierzam poeksperymentować). Podajemy tę zupę z dużą garścią kolendry, z tartym imbirem i sosem sojowym dodawanymi do smaku oraz z miseczką ryżu, który po wyjedzeniu mięsa dodaje się do pozostałej zupy i zjada ze smakiem! ^^*~~

 


Mięso z ogona wołowego po trzygodzinnym gotowaniu samo odchodzi od kości, jest mięciutkie i pyszne! Tylko poproście rzeźnika, żeby go Wam pokroił na kawałki, bo cały ogon jest długi i nie wejdzie do garnka... *^W^* Ja kupiłam półtorakilową porcję, którą podzieliłam na dwa gotowania. A sama zupa jest świetna, smaczna, zdrowa, rozgrzewająca i na pewno wejdzie na stałe do naszego jadłospisu.



 

Koleżanka zapytała mnie niedawno, co takiego jest w Japonii, że mi się tam tak bardzo podoba. Pomijając takie oczywistości, jak jedzenie zgodne z moim gustem, pochwała sezonowości czy bliska mi estetyka w sztuce i życiu codziennym, po zastanowieniu doszłam do wniosku, że pod wieloma względami życie w Japonii jest wygodne, bardzo nastawione na ułatwienie ludziom egzystencji. 

 

 

Kiedy spojrzymy na mapę kolei i metra w Tokio (ale nie tylko stolicy do dotyczy) to będziemy przekonani, że pociągiem da się dojechać w zasadzie w każdy zakątek miasta. Za przejazdy możemy płacić kupując bilety w automatach, ale można też użyć przedpłaconej karty (ładuje się ją gotówką w automatach na stacjach), którą odbija się w bramce na wejściu i wyjściu - taka karta posłuży nam też do płatności w wielu sklepach czy restauracjach, a kupiona w jednym mieście będzie ważna również w innych japońskich miastach mimo, iż każde duże miasto ma swoją kartę tego typu (system jest zintegrowany i jakoś się między sobą rozliczają). Co więcej, tą kartą zapłacimy za wszystko - za metro państwowe i miejskie, za pociągi linii państwowych i prywatnych, w tramwajach, w niektórych autobusach i innych środkach komunikacji.

Albo inny przykład - sklepy całodobowe, tzw. konbini (od ang. convenience store). Można w nich zrobić podstawowe zakupy żywieniowe (kupić składniki ale też całą gamę dań gotowych, kanapki, sałatki, dania obiadowe, przekąski, słodycze, napoje ciepłe i zimne, alkohol), do tego kosmetyki, chemię gospodarczą, czasopisma, ale też takie rzeczy jak skarpetki, majtki, rajstopy, podkoszulek, itd. Kupiony obiad można podgrzać w mikrofalówce. W konbini wyślemy też pocztę, w wielu z nich wyjmiemy pieniądze z bankomatu, skorzystamy z toalety, są tam palarnie. Nasz Żabki są młodszą siostrą takich sklepów, chociaż do pełni szczęścia jeszcze im daleko. (Za to mamy coraz więcej Żabek Nano, bezobsługowych, co bardzo doceniam w sytuacji, kiedy normalne Żabki nie są całodobowe.)

Albo taki przykład - kiedy pada deszcz w przedsionkach sklepów pojawiają się stojaki z plastikowymi pokrowcami na parasole albo specjalne materiałowe "wycieraczki" przez które przeciąga się parasol i już z niego nie cieknie woda. A kiedy kupimy coś w papierowej torbie to dostajemy na nią plastikowy pokrowiec, żeby nie zmokła. (wiem, można dyskutować o redukowaniu ilości plastiku, stąd pewnie coraz więcej "wycieraczek" do parasoli zamiast dyspenserów z pokrowcami)

Albo w barach i restauracjach - kiedy klient usiądzie przy stoliku, dostaje od razu mokry ręczniczek jedno- albo wielorazowy do wytarcia rąk (przecież szedł przez miasto, robił zakupy, może jechał komunikacją, warto przed jedzeniem oczyścić ręce), i szklankę wody albo zielonej herbaty za darmo, dolewki bez ograniczeń.

Albo sklepy stujenowe - każdy produkt kosztuje 100 jenów plus 10% podatek (czyli ok. 3 zł, są też produkty za 300 lub 500 jenów, np.: żeliwne patelnie). Można się tam zaopatrzyć we wszystko co potrzebne w codziennej egzystencji za stosunkowo małe pieniądze, czyli wyposażyć kuchnię, łazienkę, są przydatne rozwiązania na przechowywanie w małych mieszkaniach, sprzęt biwakowy, podróżny, skarpetki, kosmetyki, artykuły papiernicze, słodycze, przyprawy, napoje, narzędzia, itp, itd, a jakość tych przedmiotów jest naprawdę świetna! I nie mówimy o małej budce na bazarku z napisem "wszystko po 5 zł", mówimy o kilkupiętrowym domu towarowym albo całym piętrze w centrum handlowym, to oddaje skalę ilości produktów, jakie tam znajdziemy. Największe sieci to CanDo i Daiso.

A jak obejrzeliśmy nowoczesne domy japońskie na wystawie w Sendai, to... już nawet nie będę o tym pisać, bo było tam pięknie, nowocześnie, wygodnie do życia codziennego! Ale mogę napisać o jednym elemencie, który absolutnie uwielbiam w japońskich domach - to genkan czyli przedpokój. Mają go nawet niewielkie mieszkania, to przestrzeń którą widzimy tuż za drzwiami po wejściu do domu, z obniżoną podłogą, i jest to dosłowne i symboliczne miejsce przejściowe między wnętrzem domu a światem zewnętrznym. Kiedy wchodzimy do mieszkania, tam zostawiamy buty, parasolki, i nie ma mowy, żeby łazić w obuwiu po dalszej części domu! (ja zazwyczaj chodzę po domu na bosaka i nienawidzę, kiedy ktoś mi wchodzi w butach do pokoju czy sypialni...) Wiadomo, to obniżenie podłogi nie jest niezbędne, ale symbolicznie pokazuje i przypomina gdzie przebiega ta granica. Poza tym, genkan jest przeważnie trochę z boku w stosunku do reszty mieszkania, kiedy chodzimy między pokojami to nie ma konieczności przechodzenia przez tę część, w polskich mieszkaniach przedpokój jest często w ciągu komunikacyjnym i chcąc nie chcąc trzeba przechodzić po tej części mieszkania w drodze do pokoi, a przed chwilą chodziliśmy tam w butach, to niezbyt higieniczne.

 


To takie moje przemyślenia na temat tego, dlaczego tak mi się podoba życie w Japonii. Oczywiście każdy kij ma dwa końce i nie wszystko tam jest cudowne, samo bycie obcokrajowcem czy bycie Japończykiem ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, wiadomo! Ale mam wrażenie, że tam pod pewnymi względami jest łatwiej i przyjemniej, i za to kocham Japonię. ^^*~~

 


 

Wiem, wiem, przeziębienie, ale jak zobaczyłam lody o smaku gumy balonowej, to nie mogłam się powstrzymać!... *^-^*~~~ I oczywiście, że w wafelku, i oczywiście, że w słodkim, i no pewnie, że czerwony! *^V^*

 

 

W zeszłym tygodniu pomalowałam paznokcie, ogarnęłam powyjazdowy bałagan na biurku i doczekałam się nowej pralki, ufff... Historia z poprzednią pralką jest długa i skomplikowana, ale w zasadzie można ją sprowadzić do zdania "nie kupujcie pralko-suszarki marki Haier"... Po pierwsze, samo tego typu rozwiązanie czyli pralka i suszarka w jednym urządzeniu nie jest dobrym pomysłem, bo cały cykl prania i suszenia trwa bardzo długo a ponieważ urządzenie zużywa wodę do chłodzenia bębna to idzie tej wody mnóstwo... I niestety nawet kiedy pralka działała, to miała problemy z dosuszaniem ubrań, a potem kilka razy się zepsuła (nie sama pralka, tylko część suszarkowa). Ostatnim razem nastąpiło Zepsucie Ostateczne, na szczęście była na gwarancji i ubezpieczyciel zapłacił nam za nową pralkę. Od soboty zrobiłam już niezliczoną ilość prań i mam nadzieję, że przed nami długi i szczęśliwy związek, tym razem postawiliśmy na Samsunga, a osobną suszarkę dokupimy sobie z czasem.

Tyle moich zeszłotygodniowych przemyśleń, w tym tygodniu czeka mnie na pewno wiele fajnych rzeczy, w tym: jeden masaż, jeden nowy tatuaż *^V^*, co najmniej jedno spotkanie towarzyskie, a w ogóle będzie długi weekend i liczę na piękną pogodę. Przeczytałam w zeszłym tygodniu powieść japońskiej autorki Kaori Ekuni "Błysk szczęścia" (きらきらひかる) i bardzo spodobał mi się sposób narracji, wśród wakacyjnych zakupów mam inną książkę tej autorki po japońsku i po lekturze w języku polskim jestem dobrej myśli co do przeczytania jej pracy w oryginale.

Miłego tygodnia!!!

11 comments:

  1. Bardzo wysoko na liście priorytetów jeśli chodzi o nowy dom było właśnie pomieszczenie gospodarcze i miejsce na suszarkę do prania. To było moje marzenie i jeden z pierwszych zakupów w nowym domu (mamy suszarkę Samsunga z pompą ciepła) i jestem mega zadowolona, oczywiście takie suszenie prania nie jest pozbawione wad ale zdecydowanie zmieniło to moje życie na lepsze. Pralko-suszarki w starym domu nigdy nie rozważałam bo kiedyś miałam taki sprzęt w wynajmowanym mieszkaniu i to była pomyłka. W UK oczywiście trzeba mieć na dwa sprzęty osobne pomieszczenie bo pralka zazwyczaj mieszka w kuchni i trudno postawić jedną na drugą. Myślę, że w Polsce jest łatwiej bo pralki tradycyjnie są w łazienkach i tam łatwiej postawić jedną na drugą. Jak kiedyś będziemy robić remont kuchni i pakamery to na pewno postawie suszarkę na pralce.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Myślałam, że pralko-suszarka zmieniła moje życie na lepsze, ale niestety do czasu... Co ciekawe, w tym roku w Japonii w hotelach były właśnie pralko-suszarki i działały świetnie, ale to były sprzęty przeznaczone do użytku na masową hotelową skalę (i nie były to Haiery...).
      Teraz mamy pralkę w szafie w przedpokoju, ale nad nią są półki i nie ma miejsca na osobną suszarkę, stąd pomysł na kombo. Ale na nowe mieszkanie planujemy właśnie taki układ z suszarką stojącą na pralce, w łazience.

      Delete
  2. ps. rozśmieszyło mnie stwierdzenie 'plus ujemny' ewidentnie w Japoni nawet minusy to jednak plusy ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie tylko w Japonii! *^v^* Ja w ogóle nie uznaję minusów, są tylko plusy, czasami dodatnie, czasami ujemne!

      Delete
  3. Genkan jest genialnym wynalazkiem :). Reszta współczesnej Japonii nie budzi mojego szczególnego entuzjazmu, bardziej ciekawi mnie jej historia, kultura i sztuka. Natomiast mój syn i synowa są w Japonii zakochani, gotują po japońsku, uczą się japońskiego i nawet snują marzenia o przeprowadzce do Kraju Kwitnącej Wiśni :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Prawda, że mądrze w tym genkanem wymyślili? Ja marzę o takim przedpokoju, niestety układ mojego obecnego mieszkania, i niestety też tego nowego nie pozwoli na takie odseparowanie kawałka przedpokoju. Że już o obniżeniu poziomu nie wspomnę. :(
      Trzymam kciuki za Twojego syna i synową, my też o tym marzymy, może kiedyś nam się wszystkim uda tam zamieszkać! *^V^*

      Delete
  4. Widzę, że Japonia ma trochę wspólnego z Australią :) Też mamy wycieraczki do parasoli (albo torebki, których akurat nie toleruję :D), w knajpie woda z kranu jest dla klientów dostępna bez limitu. I też kładą nacisk na sezonowe produkty! Australia jest w dużej mierze samowystarczalna, jeśli coś importuje z warzy czy owoców, to głównie z Nowej Zelandii. Nie mam więc szan kupić teraz mango. Nie ma sezonu i już! Ale będzie niedługo i to w ilości przytłaczającej! W cenie prawie jak za darmo, w kilku odmianach, wielkie i soczyste. Magiaaaaa! To samo z awokado, ale to na szczęście dostępne jest cały rok, ale zimą (czyli teraz) jest tylko jeden gatunek i raczej niedużo.

    Nie ma tu niestety za wiele małych sklepików, które lubię, ale za to supermarkety są naprawdę świetnie wyposażone. To co mi się tu podoba (może tak samo jest w Japonii?), to dostęp do tzw. brzydkich warzyw i owoców. W większości supermarketów znajdziesz półki z takimi brzydalami, które są równie pyszne jak te piękne i równiutkie. Dzięki temu nie marnuje się tu jedzenia tylko dlatego, że nie warzywo urosło koślawe albo skórka ma plamki. Ceny tych warzyw i owoców są w niższej cenie.

    Lubię też Australię za miłość do kawy i śniadania w kawiarniach. Po tych kilku latach mieszkania w trzech różnych państwach, zauważyłam, że każdy z nich coś innego jest popularne i lubiane, jeśli chodzi o spędzanie czasu i jedzenie poza domem. W Polsce są to urocze kawiarnie (otwarte do późna, co po prostu uwielbiam!!!), z wymyślnymi deserami i napojami. W UK puby, absolutnie nie do porobienia, ze spotykanym tylko tam wystrojem i klimatem - tęsknię za nimi okrutnie! A w Australii knajpki ze śniadaniami właśnie. Czy Japonia ma coś takiego? Ciekawa jestem bardzo!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rany, ile liter pozjadałam, ile literówek - przepraszam!

      Delete
    2. No tak, widzę podobieństwa! *^o^*
      Jeśli chodzi o dostęp do brzydkich warzyw i owoców, to w Japonii jest inaczej. W supermarkecie dostaniemy piękne produkty w wysokich cenach i super idealne produkty w zabójczych cenach (i pięknych opakowaniach, daje się je na drogie prezenty!). Ale są mniejsze sklepy, takie półhurtownie, gdzie kupowaliśmy warzywa i owoce "normalnej polskiej" jakości (koślawy kształt, plamka na skórce) w niższych cenach, są warzywniaki też z normalnym asortymentem, tam co ciekawe produkty są przeważnie już poważone i popakowane np.: pomidory po 5 sztuk, marchew po 3 sztuki, a nie w skrzynce do wyboru jak u nas. Czasami w dzielnicach mieszkalnych albo w mniejszych miasteczkach są budki, w których okoliczni rolnicy zostawiają swoje plony a ludzie biorą je zostawiając zapłatę w skrzyneczce (nie wiem, jak się potem rozliczają między sobą, jeśli jest to kilku rolników... w dzielnicy w której mieszkaliśmy w 2016 roku była taka skrzynka/stoisko). Wreszcie, słyszałam od koleżanki, że jeździła za miasto do gospodarstwa, gdzie za ustaloną niższą niż w sklepach cenę mogła sama nazbierać z pola produktów albo dostawała to co rolnik sam zebrał z pola. W żadnym sklepie nie widziałam skrzynki z "pomidorami na zupę" w których trzeba było dobrze przegrzebać, ale byłyby za bezcen, chociaż pewnie są takie opcje w lokalnym warzywniaku w mniejszych miastach.
      Kawę w Japonii dostaniesz 24 godziny na dobę w konbini, gorącą i z lodem. *^v^* Co do śniadań, oczywiście można coś na szybko zjeść w konbini, często mają po kilka krzeseł i długi blat, przy którym kilka osób może usiąść i zjeść. Poza tym, oprócz całej gamy mniejszych i większych kawiarenek są sieciówki - Starbucks, Tully's, Cafe Veloce - tam standardowo podają kanapki, ciastka, napoje. I jest coś takiego co się nazywa FamiResu, od Family Restaurant. To jest typ lokalu wzorowany chyba na amerykańskich jadłodajniach, byliśmy w tym roku w jednej z nich na obiedzie, ale podają tam różne posiłki, z deserami włącznie. Cechą charakterystyczną jest bar z napojami, sałatkami, były dwie zupy do wyboru - płacisz raz i chodzisz sobie dolewać/dokładać. Inne dania wybierasz z karty. FamiResu są czynne od około 7:00 do 23:00. A klasyczne śniadanie w domowym stylu japońskim - ryż, zupa miso, ryba grillowana, natto, warzywa - zjesz do godziny 11:00 w sieciówkach serwujących dania obiadowe, czyli w Yoshinoya, Nakau, Sukiya, Matsuya, itd.

      Delete
  5. Nie bardzo rozumiem określenie "normalna polska jakość" w Polsce może dostać piękne produkty, które są super idealne, można dostać też takie bazarkowe na bazarku, można również zapłacić mniej i wykopać sobie np. marchewkę z pola. Taką praktykę stosuje min. Gospodarstwo Majlertów, czy Rysiny, na Ursynowie wielu rolników dowozi swoje produkty określonego dnia i można od nich kupić je taniej, bez marzy. Pod koniec sezonu takie gospodarstwa organizują min. dzień szabrownika, na którym płaci sie określoną kwotę np. 20 PLN i można wykopać sobie z ziemi to co w niej zostało.
    W Polsce nie ma tradycji obdarowywania się produktami rolnymi i nie traktuje się ich jako przywiezionej pamiątki, więc próżno szukać wyrafinowanie zapakowanych w sklepach, no chyba, ze kosze prezentowe się liczą lub mamy bliższą relację osobą, której chcemy podarować np. lokalny ser czy cydr.
    Śniadowanie poza domem jest również bardzo popularne ( nie chce pisać "już jest).
    Tak jak wspomniałaś nie ma sklepów jak japońskie Combini ale mam wrażenie, że to kwestia czasu. Polacy sa głodni nowych wrażeń i możliwości.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Napisałam "normalna polska jakość" mając na myśli warzywa i owoce jakie kupimy w naszych sklepach: piękne i mniej idealne, mniejsze i większe razem w jednej skrzyni. Nie miałam zamiaru obrażać naszych plonów!... *^W^*~~~ W Japonii jest wyraźna różnica w ofercie dużych supermarketów, tam raczej wszystko jest idealne i tej samej wielkości i koloru. A w mniejszych sklepach i warzywniakach jest tak normalnie, jak u nas.
      W Japonii jest mało ziemi rolnej, bo głównie są góry i lasy, więc inaczej się traktuje produkty rolne, bardziej się docenia piękne idealne warzywa i owoce i stąd to dawanie ich w prezencie. (Ale daje się też inne produkty żywieniowe, Japończycy uwielbiają jeść!)
      Jedzenie śniadań poza domem jest w Polsce popularne, zgodzę się, ale knajpy chyba tego nie zauważyły, bo spróbuj zjeść śniadanie na mieście przed godziną 8:00 rano.... Często szukając kawiarni ze śniadaniem widzę ofertę "śniadania, otwarte od 11:00"!... To bez sensu moim zdaniem.

      Delete