Wednesday, March 17, 2010

O kocie i inne takie

Jadwiga pytała, co u Ryśka.
Jadwiga asked me about Rysiek.

No więc, po staremu. *^v^*
So, he's fine. *^v^*


Pamiętacie mój wpis o piciu filiżanki herbaty na balkonie? Jeśli myślałam, że tamto było ćwiczeniem na odcięcie się od innych bodźców i "bycie tu i teraz" to nie znałam Ryśka - Mistrza Jestem Tu i Teraz! (no tak, wtedy go jeszcze nie znałam... ^^).
Kiedy Rysiek postanawia, że właśnie teraz jest czas na przytulanie, przychodzi i się przytula. Biegnie z drugiego końca mieszkania, wskakuje na kolana, rozpycha się na klatce piersiowej człowieka, wytrąca człowiekowi z rąk cokolwiek on w nich trzyma, kładzie się całym swoim wielkim kocim ciałem, obejmuje łapami za szyję, przyciska czoło do policzka albo wciska nos do ucha i mruczy. I koniec. Nie ma czytania gazety, robienia na drutach, picia herbaty, nawet telewizję czasem trudno oglądać, bo Rysiek przytyka głowę do naszego czoła i uszami zasłania cały ekran... To jest czas przytulania kota do człowieka i człowieka do kota, świat może się walić, ale nic innego nie wolno wtedy robić!
A pomyślcie, co się dzieje, kiedy Rysiek postanowi przytulać się kiedy siedzę w pracowni przy stole i maluję lalkowy makijaż... On po prostu wskakuje na stół, siada na wszystkim i przytula głowę do mojej! ^^
Do you remember my post about drinking a cup of tea on the balcony? If I thought that was the exercise for being right here right now I didn't know Rysiek yet, The Master of I Am Here Right Now! (well, yes, I didn't know him at that time... ^^).
When Rysiek decides it's time for him to have a hug, he comes and hugs. He runs from the other end of the flat, jumps into your lap, makes way through your chest, knocks away all that you have in your hands, lays down and places his paws around your neck, sticks his forehead to your cheek or his nose into your ear and purrs. And that's it. No more reading or knitting, or drinking tea, it's even difficult to watch tv because he often sticks his head onto your forehead and the ears get in the way in front of your eyes... This is the time for a cat and a man to hug, and nothing else matters, the world could fall apart but nothing else is allowed to be performed during that time!
And think about what happens when Rysiek decides to hug while I'm in the craftroom at the table painting doll's makeup... He just jumps onto the table, sits on everything and presses his head against mine! ^^


Rysiek lubi też być tam gdzie my i pomagać we wszystkich pracach domowych (oprócz odkurzania... ^^) i rzemieślniczych. Tutaj akurat pomaga Robertowi zszywać wełnę ze skórami z reniferów na średniowieczny płaszcz (niezmiernie upodobał sobie spanie na tym płaszczu i okazał się genialnym obciążnikiem przytrzymującym płaszcz na stole! ^^).
Rysiek likes to be together with us and help with different house chores (apart from vacuuming... ^^) and crafts. Here he is helping Robert to sew together the wool fabric with the reindeer hide for the medieval coat (he absolutely loves sleeping on the coat and turned out to be the perfect weight to prevent the coat from slipping off the table! ^^).


Poza przytulaniem Rysiek wyraźnie się ożywił - kiedy nie śpi, to bardzo lubi bawić się w łapanie ludzkich rąk i wsadzanie ich sobie do mordy, tudzież obgryzanie palców zębami trzonowymi... No, i sypie się z niego futro jak szalone, mówię Wam, to niechybny znak, że idzie wiosna!!! ~^^~
Apart from hugging Rysiek's been behaving very lively nowadays - if he doesn't sleep, he likes to play catching person's hand and putting it into his mouth or gnawing on fingers with his molar teeth... And he's loosing fur like crazy, I'm telling you, who needs a better proof that Spring is coming!!! ~^^~


A poza tym w naszym małym mieszkaniu bez zakamarków istnieje dziura czasoprzestrzenna - Rysiek zgubił w niej już sześć z dziewięciu piłeczek...
And in our small flat without any recesses there is a time-and-space hole - Rysiek lost there six out of the nine balls already...


Zapomniałam Wam pokazać dwie rzeczy, które ostatnio jedliśmy. ~^^~
Najpierw koreańska potrawa Bibimbap, czyli ryż z różnymi fajnymi dodatkami: zblanszowane na patelni plastry cukinii, kawałki boczniaków i szpinak, zblanszowane w wodzie słupki marchewki i kiełki fasoli mung, obsmażona mielona wołowina, wszystko to doprawione sosem sojowym, olejem sezamowym i miażdżonym czosnkiem, a na wierzchu sadzone jajko. Podobno jada się to tak, że należy to wszystko polać ostrym sosem paprykowym i ... wymieszać na paciaję! My jedliśmy skubiąc składniki po kolei, tak też jest smacznie! *^v^*
I forgot to show you our recent cooking. ~^^~
First, the korean dish called Bibimbap, which is cooked rice topped with some nice things: blanched on the pan zucchini slices, pieces of mushrooms and some spinach leaves, blanched in water carrot sticks and beansprouts, fried minced beef, all of these seasoned with soya sauce, sesame oil and crushed garlic, and the sunny side up egg on top. Apparently the Koreans eat it after stirring everything together into one big mess, adding some hot pepper sauce, we just tried this and that ingredient, and it was delicious, too! *^v^*


I nasza niedzielna kolacja - szparagi!
Wiem, jeszcze nie sezon, te poniższe przyjechały do nas z Peru, a w ogóle to my nie lubimy białych szparagów tylko zielone, ale skusiły nas niską ceną i jak na kilkutysięcznokilometrową podróż okazały się całkiem smaczne. Tak więc, ogłaszam wiosnę oficjalnie rozpoczętą! *^v^*
And our Sunday dinner - asparagus!
I know it's not yet the season for this vegetable, these ones came from Peru, and we prefer the green ones to the white ones, but we were tempted with a very low price and as for the several thousand kilometre travel they were surprisingly tasty. So, I would like to officially declare Spring to be here already! *^v^*



***

Myszoptico, ja Oliwię akurat lubię. Wiem, ma dużo akrylu, ale jakoś mi nie skrzypi, w przeciwieństwie do Eliana Klasika, który kiedyś lubiłam, ale od jakiegoś czasu kompletnie nie... No i wybór kolorów jest ogromny! *^v^*

***

No, i nie było ani słowa o lalkach! ~^^~
A to dlatego, że makijaż Miny znowu się zmienił, jeszcze tylko dokupię lampę do zdjęć (zabrakło im w sklepie fotografoiznym w poniedziałek...) i pod koniec tygodnia pokażę Wam wreszcie jej nowy wizerunek.
And I didn't say a word about dolls! ~^^~
It's because Mina's makeup changed again and I still have to buy a photographic lamp (they were sold out on Monday...) so I'm going to finally show her to you at the end of the week.

8 comments:

  1. Osobiście podejrzewam, że koty to kolejne wcielenia dawnych mistrzów Tao, bo szczycą się wszelkimi cnotami taoistycznymi: "takością" - po prostu są sobą, na maksa i bez udawania, byciem tu i teraz - to już opisałaś - moje zachowują się tak samo, no i nie zapominajmy o "wui wei" czyli o działaniu przez niedziałanie - w tym koty są wyjątkowo skuteczne ;-PPP

    ReplyDelete
  2. kot musi się przytulić, skąd ja to znam, mój fret też tak ma. I on zawsze wybiera moment kiedy ja myślę o tym, że muszę coś zrobić. Przychodzi, anektuje sobie mogą rękę i zasypia, a ja tak siedzę jak głupia i nie wiem co z sobą zrobić, bo nie mogę się ruszyć -_-

    wygłaszcz Ryszardego ode mnie ;)

    ReplyDelete
  3. Bardzo dziękuję za zdjęcia Ryśka ,dodatkowo okraszone wspaniałymi opisami. Rysiek to mój internetowy pupil. Taki kot to skarb.
    A szparagi uwielbiam niezależnie od koloru. Choć te białe są bardziej włókniste.
    Serdeczne pozdrowienia i proszę mocno przytulić Ryśka w moim imieniu.:*

    ReplyDelete
  4. Rysiek jest uroczy. Zachowuje się, wypisz-wymaluj, jak moja kotka. Wszystko się wokół niej kręci :)

    ReplyDelete
  5. I po to są właśnie człowiekowi potrzebne koty, ogromne głaski dla Ryszarda. Z tą sierścią to masz racje, sypie się garsciami. Serdeczności.

    ReplyDelete
  6. Gorące pozdrowienia dla Ciebie i kocura. Bardzo lubię Twój blog i czytam regularnie, choć dotąd się nie ujawniałam;)
    Rysiek jest przepyszny - mam słabość do białych kocich brzuchów. A jeśli chodzi o anomalie czasoprzestrzenne wywoływane przez koty, to zjawisko chyba zasługuje na poważniejszą naukową analizę. U mnie w domu też giną bez śladu gumowe piłeczki, przepadło bez wieści już kilkanaście. Oprócz dziury czasoprzestrzennej brane są pod uwagę też wersje, że Kicia sprzedała te piłki na allegro lub przegrała je w pokera...

    ReplyDelete
  7. też chcę takiego kota *.*
    moja kocica w życiu nie przyjdzie sie przytulic, czasem żeby ją smyrnąć po plecach, pomiziać chwile po karku ale coś usłyszy i spada... i to z wielką łaską... :/

    ReplyDelete
  8. :))) Całkiem, jakbyś moją kotę opisała :). Ostatnio pomagała mi regał skręcać (mniejsza, że śrubki znajdowałam potem jeszcze przez dwa dni w odległych rejonach domu...). Uwielbia też komputer, a pisanie na klawiaturze to kocie marzenie... Może to jakieś zaginione rodzeństwo (i wygląda też wypisz wymaluj tak samo, tylko waży jeszcze więcej)? ;)

    ReplyDelete