Tuesday, February 15, 2011

Marchewkowa / Carrot soup

Rumienię się jeszcze bardziej niż moja czerwona szminka na te wszystkie Wasze komplementy, chociaż nie będę udawała fałszywej skromności - podoba mi się to, co widzę w lustrze! *^v^* I dodatkowo jestem wyjątkowo zadowolona z tego, jak ładnie i profesjonalnie uszyłam Grafitową, bardzo się do niej przykładałam na każdym etapie i (poza trudnościami podszewkowymi) nie udał mi się tylko jeden szew na odszyciu, gdzie przód i tył minęły się o 0,4 cm. Nikt tego nie widzi, ja o tym wiem, ale i tak jestem z siebie dumna. ^^
A sukienka z beżowej wełenki już się szyje. ~^^~

Agnieszko M, właśnie marzy mi się taka sukienka, coś w stylu kiecek z Pinupgirlclothing, np.: taka, taka lub taka. ~^^~ Na pewno spróbuję pokombinować z wykrojem bluzki, a jak już będę miała wykrój na górę i dół, to myślę, że dam radę je połączyć w całość.

Asiu305, ale jeśli schudnę, to proporcje zostaną takie same (mam nadzieję ^^). A czy jest coś, czego nie potrafię? Hm... Jeszcze wielu rzeczy nie próbowałam. ~^^~
A tak na serio, wychodzę z założenia, że nie święci garnki lepią oraz praktyka czyni mistrza. Te dwa motta przyświecają mi we wszystkich moich działaniach rzemieślniczo-artystycznych, jeśli czegoś nie umiem, a chciałabym umieć, to próbuję. Najwyżej mi się nie uda. Natomiast ważne jest też, żeby się nie zniechęcać za pierwszymi kilkoma razami. Do maszyny do szycia usiadłam pierwszy raz dwadzieścia lat temu, haftuję i szyję ręcznie od dziecka, na drutach robię od kilku lat i ten czas jest potrzebny, żeby "wyrobić się" w danej dziedzinie, poznać tajniki rzemiosła, wypracować swój najwygodniejszy sposób pracy. Tylko nie wolno się zniechęcać! ~^^~

***

Nadrabiam stracony czas.
Nie ukrywam, że ma na to wpływ moja terapia, podczas której zaczęłam sobie uświadamiać, jakie do tej pory miałam spojrzenie na kobietę, przefiltrowane przez obraz przekazywany mi latami przez moją mamę, i jak to się przekładało na mnie samą.
I'm trying to catch up with the time that passed.
It's partly due to my psychotherapy, because I've started to realize what was my idea of a woman that was given to me by my mother's opinions, and how I transferred it on myself.

Kobieta nie była od tego, żeby się stroić, a już na pewno nie należało wydawać na siebie za dużo pieniędzy (za dużo=prawie wcale). Pieniądze należało oszczędzać, odkładać, gromadzić na czarną godzinę. Należało kupić kilka porządnych gatunkowo (chociaż niekoniecznie ładnych) elementów garderoby i nie zawracać sobie głowy fatałaszkami.
(I nie chodziło o to, że "to były inne czasy, w których nie dało się kupić ładnych ubrań", bo kobiety dookoła mnie takie nosiły - koleżanki mojej mamy, moje ciotki.)
Woman wasn't supposed to overdress, and she definitely shouldn't spend too much money on herself (too much=almost nothing). Money should be saved, put away, stuffed into the hiding place for later. You should have bought several good quality staples (not necessarily nice or to your taste) and forget about the pretty clothes.

Tak więc, przez lata byłam zadbana - umyta, uczesana, czasami umalowana, w czystych ubraniach, ale nie wychodziłam poza bezpieczne standardy, bo najpierw, jako nastolatka, nie miałam własnych funduszy na ciuchy, a potem, gdy miałam już swoje zarobione pieniądze, pokutowały we mnie silnie zakorzenione przez lata poglądy, które każdy zakup odzieżowy okraszały moimi silnymi wyrzutami sumienia, że po co mi to, że przecież mogłam te pieniądze "odłożyć".
So, I've always been clean and combed, sometimes with some makeup on, but I rarely dared to go beyond the safe basics, as a teenager I didn't have my own money to spend on clothes and later, when I started working and earning my own money, the constantly present opinions were so fiercely burnt into my head, that I had huge pangs of conscience when I bought something fancy for myself.

Zmieniam swój sposób patrzenia na moją garderobę. Do tej pory miałam ubrania od sasa do lasa - wszelakie kolory, fasony, tkaniny, wzory. Niektóre rzeczy kupowałam pod wpływem impulsu a potem nigdy ich nie zakładałam, bo okazywało się, że one do niczego mi nie pasują (no dobra, podobno do jeansów pasuje wszystko... ^^). Miałam niedomykającą się szafę, a tak naprawdę nie miałam czego na siebie włożyć.
I'm changing my way of looking at clothes. Up till now I had a total mix of styles/colours/patterns in my closet. I've been buying things on impulse and never wore them because they didn't fit anything else I had (okay, apparently you can wear anything with a pair of jeans... ^^). I had a wardrobe full of clothes and really nothing to wear.

Teraz zaczynam kompletować nową garderobę. Kompletować. Dobierać elementy tak, żebym nie musiała stać przed lustrem godzinę i zastanawiać się, czy w ogóle mam jakiś sweter pasujący do tego, co mam na sobie.
Nie chcę stworzyć zestawów mundurowych, ale spójną różnorodną całość, dopasowaną do mnie.
Now I've started to collect a new wardrobe. To be complete. To have such elements there that I can easily choose some of them and leave the house without thinking for ages whether I have any matching sweater to what I have on.
I don't want to have uniform-like clothes, just a compact matching variety of clothes, fitting my taste.

***

A żeby nie było tylko tak poważnie, dziś na obiad marchewkowa, trochę według przepisu Ani, a trochę po mojemu - dodałam świeży imbir, galangal i zmiażdżoną trawę cytrynową oraz listek laurowy, a całość doprawiłam esencjonalnym rosołem wołowym, który mi został po niedzieli.
And to step away from the serious topics, today we are having carrot soup for lunch, according to Ania'as recipe, but I introduced some changes - I added fresh ginger, galangal and crushed lemongrass and some bay leaves, and also poured in the beef broth I had left from Sunday lunch.


Pamiętam z dzieciństwa, że miałam płytę z bajką, na której tata dawał synkowi zupę, i on pytał: "A co to za zupa?", a ojciec: "Marchewkowa." I to była jakaś straszna kara dla tego dziecka, bo on jej nienawidził.
Ja, jako wszystkojadek, kompletnie nie rozumiałam o co temu dzieciakowi chodzi, a z drugiej strony byłam bardzo ciekawa tej zupy, bo u mnie w domu marchewkowej się nie gotowało. Teraz, kiedy kilka tygodni temu nauczyłam się jej od Ani, jest to jedna z moich ukochanych zup! ~^^~
I remember when I was a child I had a record with a fairytale in which the father prepared lunch for his son, and he asked: "What kind of soup is it?", and the dad answered: "Carrot soup." And the child was totally devastated because he hated it.
Me, being the child who liked everything, couldn't understand what was his problem, and I was also very curious about this carrot soup because we didn't have it in our house. Now, when I learned the recipe, it's one of my favourite soups! *^v^*

6 comments:

  1. bardzo mnie ten Twój post...zainspirował? no, coś mi zrobił.

    poza tym, piękna Twoja spódnica, ale nie, nie wydłużaj jej! taka jest świetna, a dłuższa nie będzie już tak fajnie proporcjonalna do długości Twoich nóg - zobacz, jaką długość mają sukienki, które pokazujesz jako wzory - tak jest ok:) masz zgrabne nogi i nie ma powodu ich przecinać w połowie łydki, uwydatniając najszerszą część:)

    chcę taką TALIĘ!! jeszcze TYLKO 7 kilo;)

    ReplyDelete
  2. Ha, też miałam tę płytę! Do tej pory pamiętam "taka zupa... taka marchewkowa... nie lubię takiej zupy...". To był chyba Tymoteusz Rym Cim Cim, o ile mnie pamięć nie myli. Miś. :)

    A ja nigdy się nie przekonałam czy marchewkową lubię, bo nigdy jeszcze jej nie jadłam. Jakoś się nie złożyło. Twoja wygląda niesamowicie apetycznie. Kiedyś na pewno spróbuję.

    A zmiany w szafie bardzo podziwiam, bo moja nie dość, że jest od sasa do lasa, to jeszcze traktowana po macoszemu. Staram się mieć tylko ciuchy, które pasują do siebie nawzajem, ale ja tak nie lubię kupować ubrań, że zazwyczaj wpadam do sklepu i biorę to co wpadnie mi w ręce i z grubsza pasuje (bo przy mojej sylwetce to już jest sukces)... W każdym razie gratuluję. :)

    ReplyDelete
  3. "(...) piękna Twoja spódnica, ale nie, nie wydłużaj jej! taka jest świetna, a dłuższa nie będzie już tak fajnie proporcjonalna do długości Twoich nóg - zobacz, jaką długość mają sukienki, które pokazujesz jako wzory - tak jest ok:) masz zgrabne nogi i nie ma powodu ich przecinać w połowie łydki, uwydatniając najszerszą część (...)" - Inko dziękuję bardzo za znakomite sformułowanie tego, co sam żonie chciałem przekazać. Masz absolutnie absolutną :-) rację.

    ReplyDelete
  4. Piękne są sukienki które podlinkowałaś.Właściwie wystarczy spódnicę jeszcze przedłużyć w górę, tkaninę na stanik(gors) dowolnie upiąć,marszcząc.W sumie to nic trudnego.Juz sie nie mogę doczekać kiedy taką sobie uszyjesz.
    Mnie ogromnie się takie sukienki podobają ,ale moja figura na taki fason nie pozwala.(znowu motywacja by wziąć się za siebie )
    Jeśli chodzi o relacje z mamą ja miałam podobne,chętnie na ten temat pogadała bym prywatnie.Czy mogę napisać w tej sprawie do Ciebie?Czuję że pomożesz mi troszkę:)

    ReplyDelete
  5. Terapia... Bardzo mnie to zaintrygowało. Jesteś z Warszawy z tego co widzę, może polecisz jakiegośdobrego (i niedrogiego) psychoterapeutę?
    Też bym chciała iść. U mnie pokutuje wzorzec wyniesiony z domu, od którego zawsze się chciałam uwolnić, a powieliłam go idealnie- mężczyzna zasiada na kanapie po powrocie z pracy, ogląda tv i odpoczywa, a kobieta mu nadskakuje po całym dniu własnej pracy zawodowej i cały ciężar dbania o dom i wszelakie obowiązki spada wyłącznie na nią.

    ReplyDelete
  6. Też miałam tę płytę i ją uwielbiałam :) I całe dzieciństwo się zastanawiałam jak smakuje zupa marchewkowa :)
    Cieszę się niesamowicie, że zainspirowałam Cię moim przepisem. To teraz ja za Twoim przykładem polecę uporządkować zawartość szafy i bez sentymentów pozbędę się tego w czym nie chodzę, by mieć miejsce na nowe przemyślane zakupy! :)

    ReplyDelete