Thursday, December 08, 2011

Czy blogujesz? / Do you blog?

Susanno, jest wiele rzeczy, których jeszcze nie próbowałam zrobić... *^v^* I wiele rzeczy, których próbowałam, ale mnie nie zachwyciły. Ale nieskromnie przyznam, że nie ma takich, których kompletnie nie byłabym w stanie wykonać, a to tylko świadczy o tym, że każdy może się wszystkiego nauczyć, jeśli tylko będzie wytrwale ćwiczył. ~^^~
Halibuta podzieliłam na dwie podwójne porcje, jedną zjedliśmy smażoną na patelni z indyjską pastą Korma (gotową ze sklepu) i mlekiem kokosowym, z ryżem basmati, a drugą zamroziłam i zjemy dzisiaj z frytkami.
Karmazyna pożerałam na stojąco przy blacie kuchennym, na chlebku z masełkiem, pokropionego cytryną. ~^^~

***

"Czy ty jeszcze blogujesz?" - zapytał wczoraj mąż. A ja nie bardzo o czym mam blogować...
"Do you still write your blog?" - my husband asked. And I don't really have anything special to blog about...

No bo jest tak: w zeszły piątek mąż miał urodziny, więc upiekłam całe zatrzęsienie kanelbullarów, żeby wziął do pracy dla kolegów, a potem porwałam się na tort! Niestety jakimś cudem skasowałam zdjęcia z aparatu, a w ogóle tort był z kremem pomyłkowym!... ~^^~
Last Friday my hasband celebrated his birthday, so I baked a lot of kanelbullars to give his coworkers, and then I made a birthday cake! I somehow deleted the photos from the camera, and I made a mistake preparing the cream for the cake!... ~^^~

Krem miał być pomarańczowy, ale będąc w sklepie wybierałam między dwoma gatunkami pomarańczy i wzięłam te bardziej pomarańczowe (potrzebna mi była piękna skórka do starcia). W domu, tuż przed zrobieniem kremu, po przekrojeniu pomarańczy okazało się, że to... czerwony grejpfrut!... No, ale nie zraziłam się, tylko zrobiłam krem grejpfrutowy, i był pyszny. *^v^*
It was supposed to be an orange type, and doing shopping I chose between two types of oranges, pale ones and orange ones (because I needed some nice orange zest). At home, just when I started making the cream, I cut one orange in half and it turned out that... it's a red grapefruit!... Well, I carried on and made quite a tasty grapefruit cream, but still... *^v^*

A w tym tygodniu upiekłam bułeczki na bazie drożdżowego ciasta z nadzieniem czekoladowym (została mi polewa z urodzinowego tortu), i mam jeszcze w planach coś, co może się okazać wielkim smakołykiem albo wielką porażką (pochwalę się, cokolwiek by nie wyszło). ~^^~
This week I baked some yeast buns with chocolate (I had a lot of chocolate frosting left from last week ^^), and I have a plan to try somethig that can turn out very yummy or very disastrous (I'll let you know what it was). ~^^~

Zaczęłam też uzupełniać moje cukiernicze akcesoria kuchenne - w sieci kupiłam zestaw miarek, natomiast w realu: syrop kukurydziany (dodany w małej ilości do polewy do ciasta ułatwia jej kształtowanie) i wodorowinian potasu (stabilizuje ubijane białka). Z nim wiąże się zabawna historia - poszliśmy do baru Fish & Chips w Warszawie (nie polecam jakoś szczególnie...), przy którym jest sklep z brytyjskimi produktami spożywczymi.
Mówię do panienki za ladą: "Wodorowinian potasu, proszę."
A ona na to: "Słucham?..........." i robi oczy jak talerzyki deserowe. ~^^~
No to ja: "Cream of tartar" i robię znaczący ruch głową w kierunku półki, bo widzę po jej minie, że angielska nazwa też jej nic nie mówi i w życiu nie znajdzie sama tego produktu.
Na litość boską, ludzie, jeśli coś sprzedajecie, to bądźcie świadomi, że macie taki towar w sklepie! *^v^*
I also started to buy the baker's accessories - I bought online those measuring cups, and in nearby shops I got corn syrup (makes the frosting more malleable) and the cream of tartar (stabilizes the beaten eggwhites). I found the latter in the British foods shop in Warsaw and when I asked the shop assistant for it using the Polish name, she was soooo surprised and had no idea what I wanted. Then I used the English name and she still was just startled... I had to show the packet to her, geez..., it's really pitiful when you don't know what you sell in your shop...
Poza tym trochę choruję, sporo się uczę japońskiego, na drutach wykańczam szyjo-otulacz i zaczęłam czapkę dla męża, wciąż nie zblokowałam majtasów..., czytam trzecią część najnowszego Murakamiego (trochę przygnębiająca), nie śpię.
To znaczy, kładę się około 1 w nocy, poprzewracam się na łóżku z godzinę, wstaję, siedzę przy komputerze, znowu kładę się około 4 lub 5 rano, po jakimś czasie zasypiam. I zaczęłam mieć koszmary senne na temat mojej nauki japońskiego - śniło mi się, że nauczycielka zadawała mi pytania, a ja kompletnie nie znałam żadnych słówek z poprzednich lekcji!... ^^
Apart from that, I am a bit ill, I learn Japanese a lot, as far as knitting I've been finishing the cowl and started a hat for my husband, still haven't blocked the pantaloons..., I've been reading the third part of the latest Murakami's (a bit depressing), I cannot sleep.
I mean, I go to bed around 1 am, lay awake till 2, get up, sit at the computer, go back to bed at 4 or 5 am, finally fall asleep after some time. I even started to have some nightmares connected with my Japanese classes - I had a dream where my teacher asked my some questions and I didn't know a single word in Japanese from the previous lessons!... ^^

Na koniec pokażę coś pysznego. ~^^~ We wtorek obudziłam się z niebieską wstążką wystającą spod poduszki. Kiedy poszłam za nią z sypialni przez pokój dzienny do kuchni (no, nie wyobrażajcie sobie zbyt długiej trasy... ^^), to dotarłam do lodówki i tam znalazłam:
Last but not least, let me show you something tasty. ~^^~ On Tuesday I woke up and found a blue ribbon sticking out from underneath my pillow. I followed it from bedroom, through livingroom to the kitchen (in fact ot was quite a short trip... ^^) and I got to the fridge, where I found these:

No, i czy ja mam o czym pisać na blogu?...
Do I really have anything to blog about?...

5 comments:

  1. Joanna, jak zbyt długo nie piszesz, to zaczynam się martwić (bo nawet jak Ci źle, to piszesz). No i przyzwyczaiłaś lud zaglądający do częstych wpisów, które - mówiąc banalnie - świetnie się czyta!
    A jak widać wyżej - masz o czym pisać :) "Mikołajowi" gratuluję fantazji! ;)

    ReplyDelete
  2. no skąd, ZUPEŁNIE nie masz o czym pisać.
    podoba mi się pomysł kremu grejpfrutowego! chociaż nie mogę za bardzo cytrusów...ale może po kremie mnie astma nie dopadnie...

    ReplyDelete
  3. No właśnie, jak za długo nie piszesz, to wydaje się podejrzane :)
    Pomysł z wstążeczką jest przesłodki.Zazdroszczę pomysłowego męża :D

    ReplyDelete
  4. Opisywanie codzienności może wydawać się nudne ,ale moja i twoja codzienność to są dwa rożne życia i to czyjeś zawsze wydaje się ciekawsze :D .Taka ludzka natura podglądania przez dziurkę od klucza .Więc pisz .
    Nie ukrywam ,ze tez korzystam z doświadczeń opisywanych na blogach. Od ciebie przetestuje te babeczki bo wyglądają super . Mężowi sto lat .

    ReplyDelete
  5. Ooo... Czy to po lewej to mango? A po prawej? Najpierw pomyślałam, że arbuz, ale nie ta pora roku i jakieś inne te kolory. ;-)) Ja zawsze jak czytam Twoje wpisy, to mam wrażenie, że zaglądam do jakiegoś świata, w którym bardzo bym chciała żyć - chociaż jest inny od wszystkiego, co sobie wyobrażałam o swojej przyszłości. Bardzo mi się podoba, że pokazujesz, ile przyjemności można znaleźć w życiu na co dzień. :-)) A jakby Ci brakowało tematów, to ja bym chętnie coś przeczytała o zaparzaniu herbaty. Zupełnie nie wiem, ile jej sypać, jak poznać, że woda ma odpowiednią temperaturę... No i tego... Dawno nie było Rori... ;-)

    ReplyDelete