Friday, September 11, 2020

Koniec melancholii


 
Okazuje się, że jak się człowiek weźmie do pracy to już nie ma czasu na melancholie! (Nie dotyczy to kotów, bo koty rzadko biorą się do jakiejkolwiek pracy. Ale z drugiej strony rzadko też popadają w melancholię, a jak już się tak zdarzy, to wystarczy zawołać je na chrupacze albo porzucać korek od wina albo orzech włoski, zaraz im melancholia mija! *^w^*)
It turns out when you start doing some work there's no time for any melancholies anymore! (It doesn't concern cats because cats rarely do any work. And when they get melancholic, they're easily disorientated by the call for some snacks or a wine cork or a walnut to play with! *^w^*)


 
W zeszłą niedzielę po przerwie usiadłam do maszyny do szycia i najpierw naprawiłam spodnie Roberta, które mu się przetarły, a potem zszyłam dawno już wyciętą sukienkę. Zaczynam rozważać, żeby z tych pięknych kwiatowych jerseyów i dresówek zacząć szyć nie tylko sukienki, ale też portki i bluzy, bo po nie częściej się sięga w zimne miesiące. Przyszedł też materiał na nowy płaszcz (a przynajmniej na jego część, bo będę łączyć wełnę z pikówką).
Last Sunday after a few days I sat down to the sewing machine and first I mended Robert's trousers because he got a hole in them, and then I stitched the dress I had already cut  for some time. I started to think about using those beautiful jerseys thin and thick to sew not only dresses but trousers and sweatshirts too. I wear them often during the cold months. I also received the fabric for the new coat (part of it, I'm going to join wool and quilted fabric).



W poniedziałek zamówiłam włóczkę na nowy sweter  - będzie Watayuki. *^v^* Już raz się za niego zabrałam, i nawet prawie go skończyłam, ale... Wybrałam za cienką włóczkę, dzięki czemu sweter wyszedł mi kusy, dodatkowo nie trafiłam z kolorem - muszę pamiętać, że zimne fiolety nie są dla mnie! I na koniec, ponieważ odłożyłam niedokończoną robótkę do pudełka gdzieś w czeluściach regału to do swetra dobrały się mole!!! I tak skończyła się krótka kariera fioletowego Watayuki, ale właśnie zaczyna się żywot jasnonugatowego (Drops Alpaca), który to kolor wzbogacę dodatkiem nitek Drops Brushed Silk Alpaca w jasnym i ciemnym beżu, będzie melanżowo. Oczywiście jak przyszła włóczka to się okazało, że zgubiłam gdzieś w domu druty 5mm i musiałam je dopiero zamówić... Bez komentarza! *^W^*
On Monday I ordered the yarn for the new sweater - it will be Watayuki. *^v^* I started to knit this one before and I even almost finished it, but... I chose the yarn that was way too thin so it turned out too fitted. Also, cold shades of violet are so not for me! And the third point - I left it for a few months in a box somewhere on the shelf and it was eaten by the moths!!!  So that was short life of my first Watayuki that was ended even before it began. But I bought Drops Alpaca in light nougat and I'm going to combine it with Drops Brushed Silk Alpaca in light and dark beige, it'll be mixed. Of course just when the yarn came it turned out that I lost my 5mm knitting needles in the house and had to order a new pair... No comments! *^W^*



Co więcej, chodził mi po głowie pomysł wydziergania chusty, kupiłam wzór (który miałam w koszyku na Ravelry od dawna, Lin-Lin) znalazłam sobie nawet na to włóczkę i zanim zdecydowałam się ją kupić... zniknęła ze sklepu!!! Jaki z tego morał? Jeśli chcesz ręcznie farbowaną włóczkę robioną w małych ilościach, to kupuj od razu, bo potem nie będzie. *^w^* Na szczęście wybrałam inną włóczkę i mój szal będzie w Makunkowych kolorach wina i Więcej Wina!
What's more, for a long time now I've been thinking about knitting a shawl. I bought the pattern I've had in my Ravelry shopping basket for a while - Lin-Lin, I found the yarn I wanted to use and just when I decided to buy it... it was gone from the shop!!! Lesson learned? If you want to get the hand-dyed yarn made in small batches and you chose the exact skeins, just buy them before somebody else does. *^w^* Good I found another yarn and my shawl will be in the colour of wine and More Wine!

 

Przy okazji dostałam w prezencie najsłodsze nożyczki jakie wymyślono - maciupkie i w kształcie kota!!! *^0^*~~~

I also received the sweetest gift - the smallest cat-shaped scissors!!! *^0^*~~~


 
We wtorek kupiłam trzy kilo węgierek na powidła! Wypestkowane śliwki smażyły się przez trzy kolejne dni, powolutku, lekko pyrkając na najmniejszym ogniu, często mieszane. Na koniec przełożyłam gęstą odparowaną masę do słoików, pozakręcałam i wstawiłam na 20 minut do piekarnika nagrzanego do 120 stopni, zawsze w ten sposób pasteryzuję przetwory, które tego wymagają.
On Tuesday I bought 3 kilos of plums for jam! I removed the pits and slowly fried them for a few hours over the next three days, on the smallest fire, stirring often. In the end I poured the hot jam into jars, closed them and put into the oven to make sure they'll close (20 minutes in 120 C).


Przypomniałam sobie też, że chciałam zrobić fasolkę szparagową na zimę, więc kupiłam kilo żółtej fasolki, umyłam ją, poobcinałam obydwie końcówki, zblanszowałam 5 minut i zalałam w słoikach ciepłą zalewą: 1 l wody, 1 ł cukru, 1 ł soli, 1 ł octu. Pasteryzowałam tak samo jak powidła (widzicie, jak na drugim zdjęciu pokrywki się pięknie zassały? ^^*~~). Kilogram fasolki mieści się do czterech półlitrowych słoików. Mam jeszcze cztery takie słoiki, może dokupię zielonej fasolki?
I remembered that I wanted to make pickled beans for Winter, so I bought 1 kilo of beans, washed them, cut both ends and blanched them for 5 minutes, and then put them into jars and added the marinade: 1 l water, 1 tsp sugar, 1 tsp salt, 1 tsp vinegar (boiled, then cooled down). I pasteurised the jars in the oven as with the jams. One kilo filled four half-litre jars. I still have four such jars left, maybe I should buy more green beans?


 
I kupiłam papryki na pierwszą partię leczo - pójdzie do słoików i późną jesienią i zimą będzie jak znalazł! Robię właśnie takie - papryki, pomidory, cebula, bez wypełniaczy w postaci cukinii czy kabaczków.
And I bought the peppers for the first batch of lecso - it will go into the jars and in the late Autumn and Winter it will be very nice to find them in the pantry! I cook it like that - peppers, tomatoes, onions, spices, no space fillers like zucchini or Summer squash.

 



We wtorek mieliśmy gości, to znaczy Lena i Wojtek wpadli na knucie spraw wakacyjnych. Ponieważ gości fajnie jest nakarmić, zrobiłam koreańskie japchae a na deser brownie z solonym karmelem. Obydwa dania są super, ale to brownie jest niesamowite!!! Trzeba sobie uprzyjemniać ten rok 2020 ile się da! *^0^*
On Tuesday we had guests - Lena and Wojtek came to talk about our potential holiday trip. Because it's polite to feed the guests, I made Korean japchae and a brownie with salted caramel for dessert. On should make the best of this crazy 2020 year! *^0^*




Zrobiłam też pierwszą jesienną zupę-krem z dyni (muszkatołowej). (podsmażona cebula, dynia, 2 szkl. wody, 2 ł pasty miso, sól, pieprz)

I also made the first Autumn pumpkin soup. (fried onion, pumpkin, 2 cups of water, 2 Tbsp miso paste, salt, pepper)

 



No i często jadamy po japońsku, na śniadanie i na lunch, bo w rześkie poranki cóż może być lepszego od miski ciepłej słonawej zupy miso pełnej warzyw! ^^*~~ Zaczynam wprowadzać jesienne smaki, na przykład dynię do zupy miso. Kończy nam się zapas natto, lada dzień trzeba będzie zapuścić nową fermentację, suche fasolki soi mam w zapasie. 

We often eat Japanese food for breakfast or lunch because nothing can beat a bowl of warm salty miso soup full of veggies! ^^*~~ I started to introduce Autumn flavours, pumpkin for example. We are running out of natto so I'll be making a new batch soon, good I have the supply of dried soya beans.

 



Tak więc, jak widać u mnie się dzieje! *^o^* Pogodziłam się z nadejściem jesieni, zaczynam nosić swetry i myślę nad zmianą kołdry na grubą ciepłą. W sobotę idziemy na ślub więc mam nadzieję, że uda się przy okazji pstryknąć kilka zdjęć mojej nowe sukienki uszytej kilka tygodni temu, jest jednocześnie letnia jak i trochę jesienna, kwiatowa i w sam raz na taką okazję! 
So, as you can see a lot is going on here! *^o^* I somehow came to terms with Autumn already coming, I've started to wear sweaters and have been thinking about changing the duvet to the thick warm one. On Saturday we are going to friends' wedding and I may be able to shoot some quick photos of the dress I made a few weeks ago, it's both a bit for Summer and for Autumn as well, and just perfect for such occasion!


19 comments:

  1. Przepiękny jest ten materiał na płaszcz!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest tego więcej do wyboru! *^v^*
      https://fausti.bazarek.pl/category/469270/welna-diament.html

      Delete
  2. Ja, psze Pani, w sprawie przetworow: w swojej bogatej karierze przetworczej ciagle nie dorobilam sie ulubionej metody pasteryzacji, wiec dopytuje sie o Twoja - wstawiasz sloiki po prostu na blache/kratke czy na glebsza blache z woda???
    A poza tym, co za wspaniala wyzerka na zdjeciach! Solony karmel do brownie zaraz sobie zanotuje. Osobiscie jestem zupelnie nie-winna, ale te Makunkowe wiecej wina wyglada przepysznie :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, wstawiam dopiero co wypełnione gorącą zawartością (no chyba, że to fasolka, wtedy ciepławą) zakręcone słoiki na suchą blachę bez wody do zimnego piekarnika, ustawiam temp. 120 stopni, włączam. Jak zapika, że się nagrzało, od tego momentu liczę 20 minut i wyjmuję słoiki jak tylko piekarnik zapika, że ten czas minął. Wyjmuję słoiki na blat i zostawiam do wystudzenia. Bardzo rzadko zdarza się, żeby mi się jakiś słoik nie zamknął (jeśli tak było, to pokrywka była zwichrowana), i nigdy nic mi się nie zepsuło przez wiele miesięcy po takiej pasteryzacji.
      Coś mi ten karmel nie wyszedł... To znaczy, nie rozpuściłam porządnie cukru! Ale i tak wyszedł fajny sos, który zestalił się w smarowidło do naleśników! *^o^*
      Wino już na drutach, rzędów przybywa powoli, ale jednostajnie, chyba sobie wina naleję do kieliszka, żeby zachować równowagę w naturze! *^0^*

      Delete
    2. Dzieki! Jutro zapasteryzuje tak kolejna porcje buraczkow. :-D

      Delete
    3. PS. Aczkolwiek zapikac bede musiala ...paszcza.

      Delete
    4. Pikanie na szczęście nie jest kluczowe dla procesu pasteryzacji!!! *^V^*

      Delete
  3. Och, jak ja lubię Twoje wpisy! Pozytywna Dziewczyno! Nie umiem gotować więc tylko się zachwycam Twoim talentem. Nigdy nie odważyłam się pasteryzować w piekarniku ale może spróbuję, to dużo mniej uciążliwe niż pasteryzacja w garze na ścierkach:) Gorzej, że ja nie wiem czy umiem nastawić tak piekarnik aby pikał jak się odpowiednio nagrzeje.Mam dosyć nowy piekarnik więc chyba umie to robić tyle, że jakoś się nie zapoznałam z instrukcją:)
    Co do kotów to mają też melancholię! Moja kotka obecnie 16-sto letnia a wtedy 8-śmio letnia, miała widoczną gołym okiem depresję. Wyczytałam, że koty lubią być w parach więc doszlusował do nas kocurek. Kotka nigdy go nie polubiła, biła go i bije do tej pory ale przynajmniej depresja jej przeszła. No może teraz ma lekką nerwicę:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się! ^^*~~
      Ja właśnie pasteryzuję w piekarniku, bo tak jest łatwiej, jestem leniwa i nie chce mi się bawić w gotowanie w wodzie, jeszcze na ścierkach, żeby się nie stłukło, potem suszenie ścierek, suszenie słoików... Wstawiam do piekarnika i potem samo się robi, tylko nastawiam temperaturę i czas! Wybieram podstawowe pieczenie z termoobiegiem, byle nie grill!
      No proszę, czyli na kocią melancholię najlepiej jest, jak kot komuś spuści lanie! *^W^* Może dlatego Fuki raz dziennie tłucze Akiego, żeby się rozruszać fizycznie i psychicznie! *^0^*

      Delete
  4. Naprawdę się dzieje, w kuchni szaleństwa, przetwarzanie. Teraz ja mam pytanie, mnie fasolka sfermentowała, ja robię fasolkę w zalewie takiej jak korniszony, oczywiście przedtem musze ją ugotowac. Ja czekam na Twój płaszcz, to połączenie będzie ekstra. Miłej zabawy na weselu.Pozdrawiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pierwszy raz robiłam fasolkę, więc nie wiem, czy się udała, ale zdam relację za kilka miesięcy, jak już zjemy ostatni słoik. Ja gotowałam 5 minut od ponownego zagotowania wody, była zmiękczona.
      Dziękuję, chociaż weseliska nie będzie, tylko kolacja w małym gronie we włoskiej restauracji (ale wiemy, że tam pysznie karmią! ^^*~~).

      Delete
  5. Serdecznie pozdrawiam
    Stała czytelniczka

    ReplyDelete
  6. Nożyczki wymiatają! Wino makunkowe obłędne! Chyba na nie zapoluję, jeszcze nie wiem na co będzie, ale kolor bossski! U mnie też przetwórnia warzywno-owocowa działa pełną parą. Dżemów i powideł już trochę jest, może czekośliwkę jeszcze machnę, bo są amatorzy, ale skupiam się aktualnie na sałatkach warzywnych kolorowych naszych ulubionych i co najważniejsze dla mnie - ajvar, duużo ajvaru!
    Dobry pomysł z tymi kwiecistymi portkami z dresówki, też bym chciała takie :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Fajne, takie ciupeńkie te nożyczki! Ale tną porządnie, ciekawe, czy można by je zabrać do samolotu, czy by mi je zabrali, hm... Na razie to rozważanie teoretyczne oczywiście. >0<
      Ja chciałam najpierw inny kolor, taki bardziej mglisto-beżowy, ale sprzedał się dwa dni wcześniej!... Ale cieszę się, że mam to wino, w robótce kolory wyglądają pięknie. *^v^* Chyba spodoba mi się dzierganie z ręcznie farbowanych włóczek!
      Rozważam czekośliwkę, bo powideł mam już dla nas zapas, a do naleśników byłaby jak znalazł w zimowe miesiące. Może bym też ajvar zrobiła?... Mam sporo pustych słoików, przydałoby się je czymś zapełnić.
      Jutro chyba zrobię próbne podejście do kwiatowych portek, bo mam jedną parę ciepłych dresów a poza tym same legginsy 3/4, a teraz jest ten głupi czas w roku, kiedy jeszcze kaloryfery nie grzeją, ale już się robi zimno w mieszkaniu, ech...

      Delete
    2. Mnie nie zabrali, a miałam większe (też składane, takie chińskie badziewne z pasmanterii, żeby żal nie było, jakby co). Nikt nawet nie spojrzał. Na wielką agrafkę, którą zapinam kieszeń do pokrowca na aparat foto, też nie, a latała kilkanaście razy. Ale to było w czasach dzikich tłumów odprawianych hurtem.
      A ajvar to mi się marzy, ale robiony w takiej tradycyjnej formule: grupowo, towarzysko, pod gołym niebem, z trunkami i śpiewem, ze wspólną papryką opiekaną nad żarem i wspólnie obieraną. Kiedyś znajdę czas, przyjazne miejsce do rozpalenia ognia i zwołam ekipę szalonych bab (z lekka doprawionych szalonymi facetami, co też lubią kulinarne akcje). Bo co to za ajvar wymęczony w kuchni na gazie ;-)

      Delete
    3. Jakbym tak myślała - co to za smalec na gazie, idealny jest tylko na żywym ogniu, to w ogóle bym smalcu nie robiła i nie jadła. Czasami idzie się na kompromisy, w każdym razie ja idę. A ponieważ jestem z natury samotnikiem, to w kuchni najlepiej czuję się sama, bez grupy, więc mi i tego ogniska nie żal, może ajvar zrobię. *^v^* Na razie chcę więcej leczo i może tę czekośliwkę, hm... Jadę w tygodniu na bazar to się rozejrzę, co mi w oko wpadnie. Może gruszki w occie też? Bo zeszłoroczne zjedzone!

      Delete
  7. Bardzo ładny wzór na chustę wybrałaś, już zaczynam kombinować jak to zrobić. I ta włóczka w kolorze bordo - miodzio będzie. Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję! Dziś siadam do drugiej części chusty, przypomnę sobie, jak się robi ażury na drutach! *^0^*

      Delete