Monday, July 31, 2023

Zawsze coś!

Moja mama miała takie powiedzenie - "Zawsze coś!..." Mówione to było z głębokim westchnieniem i gorzkim wyrzutem skierowanym w sumie nie wiadomo pod czyim adresem, a odnosiło się do życia codziennego i oznaczało, że nie może być spokoju tylko ciągle coś się człowiekowi dzieje. To stwierdzenie pojawiało się wtedy, gdy mama napotykała jakieś życiowe problemy, choć zawsze mnie dziwiło, że mówiła to, gdy działy się rzeczy naprawdę drobne jak np.: zamknięty sklep kiedy akurat podeszłyśmy pod jego drzwi albo złamany paznokieć.  

 


 

Zastanawiałam się nad tym ostatnio i doszłam do takich wniosków - oczywiście, że w życiu zawsze coś się dzieje, czasami rzeczy dobre, czasami złe, czasami neutralne, ale też wymagające naszej reakcji czy interwencji. I może właśnie o to chodzi - musi się dziać, że był przepływ energii, żebyśmy się nie nudzili, żeby był trening szarych komórek, rozwój naszej inwencji twórczej, inaczej moglibyśmy zgnuśnieć i skapcanieć, powtarzać bezmyślnie te same czynności, schematy, działać na autopilocie i się nie rozwijać, a jak się coś nie rozwija, to się uwstecznia! (nie dotyczy to kłębków włóczki oczywiście!... *^w^*) I tylko od nas zależy, jak będziemy reagować na to "coś", jeden poradzi sobie z ogromnym wyzwaniem bo jest nastawiony na działanie i rozwiązywanie problemów, dla drugiego najmniejszy kłopot urośnie do rozmiarów Mount Everestu bo umie tylko siedzieć i załamywać ręce. Ale chodzi o to, żeby wziąć odpowiedzialność za własne życie, nie siedzieć cicho jak mysz pod miotłą w obawie, że wywołamy licho z lasu i "coś się wydarzy" (och, to polskie "jak się człowiek cieszy to się diabeł spieszy, więc najlepiej nie okazywać radości bo wszystko się zaraz na pewno z tego powodu spieprzy"... NIENAWIDZĘ takiego podejścia do życia!!!) {EDIT: okazuje się, że nie ma takiego powiedzenia, to moja licentia poetica!... Ale nie szkodzi, uważam, że idealnie oddaje sens tego o czym napisałam.}, nie załamywać rąk, nie winić wszystkich i wszystkiego dookoła tylko rozwiązywać problemy kiedy się pojawią, na tym chyba właśnie polega bycie dorosłym.

 ***

Co z tą pogodą?... W zeszłym tygodniu zamiast krótkich spodenek nosiłam długie dresy i skarpety, na obiady gotowałam gęste potrawki a na letnią kołdrę położyłam nam grubą bawełnianą narzutę! Już nie chodzi mi o deszcz bo lubię jak pada, ale czemu temperatura tak spadła?... Proszę zawrócić upały!!!



Mam nowe książki kucharskie, po pierwsze dokupiłam wiosenno-letnią część Zielonej Uczty Nigela Slatera, tym razem po polsku. Kiedyś kupowałam książki kucharskie po angielsku na brytyjskim Amazonie, od czasu Brexitu przestało się to opłacać, szczególnie jeśli mamy polskie wydania które można dostać niedrogo na Allegro. ^^*~~ Cieszy mnie, że polskie wydanie jest w tym samym formacie co brytyjskie, jedyną różnicą jest to, że brytyjska okładka jest oprawiona w tkaninę ze strukturą, polska jest gładka, śliska. Ale zawartość jak to u Nigela - nieskomplikowanie ale tak smakowicie, że ma się ochotę gotować przepis po przepisie! ^^*~~

 


 

Po drugie, kupiłam książkę o robieniu makaronu, Robert wciąga się w ten temat to niech ma inspiracje, a ja też chętnie nauczę się czegoś nowego o kluskach!

 


 

Zeszły tydzień nie składał się z jakichś szczególnych wydarzeń wartych opisywania, za to zakończył się spotkaniem w babskim towarzystwie, podczas którego podziwiałyśmy nowy (choć stary) ozdobny kredens Leny upolowany w Internecie za bezcen, piłyśmy drinki i oglądałyśmy serial na HBO poświęcony polskiej scenie drag i burleski, swoją drogą bardzo dobrze nakręcony! 



A w tym tygodniu idę wreszcie do fryzjera!!! Ostatnio byłam na wizycie tuż przed wyjazdem do Japonii pod koniec kwietnia, a farbowanie i cięcie okazało się tak dobre, że po miesiącu wcale nie widziałam potrzeby, żeby od razu biec na poprawki (wcześniej po miesiącu już wyraźnie potrzebowałam korekty koloru i cięcia). Minęły kolejne trzy tygodnie i wtedy przyszło mi do głowy, że może już czas się umówić, a gdy sprawdziłam najbliższy dostępny termin do mojej fryzjerki, to... zobaczyłam datę 3 sierpnia, bo nie wzięłam pod uwagę, że może wyjechać na wakacje... Także tak, od jakiegoś czasu walczę z fryzurą i trochę nie mogę na siebie patrzeć, ale teraz zostało już tylko kilka dni! *^0^*~~~ 

 

 

EDIT: Agniecha napisała, że nie ma mojego zdjęcia, no to proszę, zdjęcie z 1 sierpnia, spod parasola, z moją fryzurą, której już nie ogarniam. ^^*~~

 


 

10 comments:

  1. Nie ma Twojego zdjęcia! Ze względu na włoski nieuczesane?

    ReplyDelete
    Replies
    1. A zawsze musi być moje zdjęcie?... *^v^* Chyba nie było okazji do robienia mi zdjęcia, jakoś nie pomyślałam o tym w zeszłym tygodniu. W tym tygodniu na pewno będzie, bo pochwalę się nową fryzurą! *^0^*~~~ I mam świetną szminkę!

      Delete
    2. Wiatr Ci fryzurę ogarnia! Bardzo ciekawie i niestereotypowo.
      Pewnie że zdjęcia nie musi być, ale przyzwyczaiłam się do Twoich uśmiechów.

      Delete
    3. *^v^*~~~
      Wiatr to jedno, ale następuje jeszcze niekontrolowane samowolne loczkowanie końcówek (mimo prostowania na szczotce z suszarką po myciu), pewnie dlatego, że są rozjaśniane i suche. Byle do jutra!

      Delete
  2. Nie dam rady się chyba powstrzymać 😂 muszę napisać, że ja to przyslowi znam w wersji zupełnie odwrotnej, czyli: "jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy". I przez tę odwrotność, sens jest zupełnie inny. Trochę pogooglałam i nie mogłam znaleźć nigdzie twojej wersji 🙊 błąd czy nie, podoba mi się, że masz swoje przysłowie! 😎

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sumie... Zastanowiłam się i ja chyba wymyśliłam tę moją wersję! *^W^* Ale obydwie mają swój sens, a ta moja ilustruje to "polskie" podejście do życia, żeby na wszelki wypadek się za bardzo nie cieszyć z sukcesów bo zaraz los nam da po nosie za karę... Nie zgadzam się z takim podejściem!!! Nie ma czegoś takiego jak kuszenie losu, są tylko nasze własne myśli i przekonania!

      Delete
    2. Zgadzam się z tobą:) w Polsce nie można nawet powiedzieć, że mi kwiatek ładnie rośnie i takie piękne kwiaty puszcza, że tak ładnie się chowa, bo zaraz wszyscy uciszają, że nie wolno chwalić, nie wolno się cieszyć 😂 To zupełnie nie moje podejście. Ja tam się bardzo lubię cieszyć, a nawet i ekscytować. I nie ma znaczenia czy są to małe czy duże rzeczy. Tak trzymaj :)

      Delete
    3. Społeczeństwo pełne przesądów, ech... To jest przenoszenie odpowiedzialności za swoje życie na coś na zewnątrz, tak jest wygodniej, jak można zrzucić winę na innego człowieka albo los, a skoro ktoś wierzy, że los może go ukarać, to żyje po cichu, żeby "nie kusić losu"... Okropnie nudne, nieszczęśliwe życie! *^o^*

      Delete
  3. Żeby się włączyć w nurt "czemu", to czemu nie ma zdjęcia kredensu? No ale kot jest, to mnie trochę pociesza. ;))
    Loczki fajne, osobiście bardzo lubię i też czekam niecierpliwie na wizytę u fryzjerki, wczoraj fotografowałam się ze swoim nowym swetrem i jednak okazało się że fryzura jest ważna.
    Do gotowania cały czas się zbieram i nie mogę zebrać, na szczęście idzie moje ulubiona pora obfitości w przyrodzie.
    Co do pozytywnego podejścia bardzo się zgadzam, co do pogody, to właśnie czytam "Pańszczyznę" i w XVII wieku to dopiero były niepogody i klęski. A na nieupał najlepsze sweterki są własnego wyrobu i wełniane skarpetki. Pozdrawiam serdecznie! ❤️

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zapytałam koleżankę czy mogę pokazać kredens, jak się zgodzi to w następnym wpisie będzie! ^^*~~
      Loczki może i fajne, ale jak się człowiek namęczył i wyprostował włosy po myciu, to nie po to, żeby mu się za godzinę zrobiły loczki... Poza tym, trzeba to już podciąć, pozbyć się suchych końcówek, poprawić kolor. Dziś czwartek, za godzinę lecę do fryzjera!!! ^^*~~
      No dobrze, niech będzie, niby się jeszcze nie nacieszyłam latem, ale już trochę popatruję w stronę jesieni, w sumie lubię ubieranie na cebulkę z wykorzystaniem sweterków i chust! I jabłek mi się coraz bardziej chce, a mniej arbuza, jesień ech.... *^0^*

      Delete