Monday, August 28, 2023

Skubany!...


 

Kupujecie słonecznika do skubania? Ja kiedyś byłam nałogowcem i całe lato skubałam jak szalona, potem na wiele lat zapomniałam o tym, a w zeszłym tygodniu Robert kupił mi słonecznika i nie mogłam się od niego oderwać!... >0<




Tak sobie pomyślałam o czymś, w związku z moim poprzednim wpisem a propos mojej tuszy - po pierwsze, kiedy ktoś bardzo schudnie żałujemy go bo zakładamy, że pewnie zapadł na jakąś poważną chorobę, natomiast gdy przytyje to jesteśmy przekonani, że się objadał leżąc na kanapie czyli zaniedbał, zapuścił. Choroba nie jest w naszych głowach pierwszym wyborem, a często niestety to jest przyczyna. Oczywiście generalizuję, nie każdy tak myśli, ale wiecie o co mi chodzi. A po drugie, kiedy ktoś schudnie, to albo nic nie mówi albo po prostu mówi że stracił kilogramy, kropka. Przeważnie wtedy zbiera pochwały i zachwyty. A kiedy ktoś przytyje - od razu się tłumaczy, że powodem było to czy tamto, np.: choroba, żeby ktoś nie pomyślał, że to z lenistwa i nas nie oceniał. 

Te dwa spostrzeżenia nie mają nic na celu poza zauważeniem tych faktów, zazwyczaj się nad tym nie zastanawiałam, ale kiedy kwestia przybrania na wadze dotknęła mnie osobiście przyszły mi do głowy.

Poza tym, druga sprawa - kto zdecydował, że zdanie "jaka gruba/chuda osoba" jest pejoratywne? To przecież stwierdzenie faktu, ktoś jest chudy, ktoś jest gruby, ktoś jest średni. Tak samo ktoś jest wysoki, niski, średniego wzrostu. Kiedy to się stało, że zwyczajne stwierdzenie faktu stało się obelgą? Dlaczego nas to obraża? Podobno żadne słowa nie są w stanie nas obrazić, jeśli nie mamy w sobie gotowości na to obrażenie, to my decydujemy jak zareagujemy na cudze słowa, więc dlaczego przeważnie postrzegamy zwykłe stwierdzenie faktu jako atak na naszą osobę? I dlaczego "gruby" jest obraźliwe, a "chudy" jest przesłaniem pozytywnym, jakby szczupła sylwetka była równoznaczna ze zdrowym człowiekiem, dobrze wiemy, że nie zawsze tak jest! I po co w ogóle mówi się do kogoś "ale jesteś gruby/chudy!", przecież ta osoba ma oczy i lustro, i doskonale widzi, jak wygląda, a jednak to zdanie często wyrywa nam się z gardła na widok kogoś, kto zmienił swoją objętość. 

Ot, takie moje zeszłotygodniowe przemyślenia. ^^*~~


 

***

 

Marzena prosiła mnie o kilka słów na temat możliwości żywieniowych dla wegetarian w Japonii i podczas wakacji starałam się zwracać na to uwagę. Nie szukaliśmy specjalnie wegetariańskich miejsc do jedzenia, ale zauważałam je na mapie Tokio częściej niż w poprzednich latach, pojawiały się nawet restauracje wegańskie. 

 


 

Jeśli wegetarianin będzie chciał zaopatrywać się w jedzenie w sklepach - supermarketach albo konbini, będzie miał bardzo dużo dań do wyboru. Sklepy oferują świeże warzywa i owoce, to oczywiste, ale poza tym mamy wybór sałatek, kanapki (z jajkiem albo na słodko z bitą śmietaną i owocami), onigiri (np.: z umeboshi, siekaną kapustą, glonami), tofu, natto (fermentowana soja), dania obiadowe (np.: makaron z warzywami, pierożki), przekąski typu gotowane edamame, warzywa w tempurze, jajka ugotowane na twardo lub na miękko, gorące pieczone słodkie ziemniaki prosto z pieca. Jak widać na poniższych zdjęciach, wszystko jest opisane również po angielsku, więc wiemy po jakie smaki sięgamy. Jest też duży wybór jogurtów (pitnych i gęstych), mleko (krowie, sojowe i migdałowe), krojone owoce, desery galaretkowe, słodkie bułeczki. Tylko twarożku nie znajdziemy... ^^*~~







Jeśli chodzi o jedzenie na mieście - wegetarianie znajdą coś dla siebie w knajpkach ogólnoskładnikowych, ale trzeba brać pod uwagę, że nawet dania nie zawierające mięsa mogą mieć element odzwierzęcy pod postacią bulionu, w którym się gotowały albo sosu opartego na bulionie zwierzęcym, nie dowiemy się tego z opisu w karcie. W barach typu kushikatsu czyli "smażone małe porcje na patyczku" wegetariańskie będą warzywa grillowane lub smażone w tempurze. Możemy zjeść np.: okomomiyaki bez mięsa (smażony placek z siekanej kapusty z dodatkami, zalany ciastem naleśnikowym), ale najpewniej zostanie on polany sosem okonomi (normalny nie jest wegetariański, w sklepach są wegetariańskie wersje) i posypany płatkami suszonej ryby bonito. Koleżanka która chciała odpocząć od mięsa zamawiała frytki, edamame, pierożki z warzywami, zimne silken tofu, ale ona nie jest wegetarianką i nie przeszkadzał jej element odzwierzęcy w daniach. Czyli lepiej poszukać barów wegetariańskich, co aktualnie jest proste, jak się wpisze na mapie Google Tokio "vegan" lub "vegetarian restaurants" to wyskakuje naprawdę dużo do wyboru, wysoko oceniane! Co ciekawe dla wegan, w kawiarniach dostaniemy kawę z mlekiem krowim. Wyjątkiem jest podobno tylko Starbucks, który oferuje mleko sojowe, wiem to od koleżanki mieszkającej w Tokio, napoje ze Starbucksa są dla nas bardzo za słodkie i nie kupujemy tam. 

A już pobyt w tradycyjnych japońskich ryokanach z opcją wyżywienia to raczej na pewno uczta mięsno-rybno-warzywna, nigdy nie widziałam podczas robienia rezerwacji żeby był w ogóle wybór kuchni mięsnej/niemięsnej. Jeśli trafimy na hotel w którym posiłki serwowane są na stołówce pod postacią szwedzkiego stołu, to być może damy radę wybrać dania bez mięsa (ale nie będziemy wiedzieć, czy nie ma w nich np.: bulionu na bazie mięsa lub suszonej ryby), jeśli w pakiecie jest kaiseki podawane do naszego stolika, to połowa posiłku będzie się składała z mięsa czerwonego i/lub białego, ryb, owoców morza, będzie zupa na bazie bulionu rybnego, itd.


***

 

Nie mieliśmy chleba na śniadanie i nie chciało mi się iść do piekarni, to upiekłam scones. Szybkie i proste, kilka składników, nie trzeba wyrabiać ani czekać, aż wyrosną, rozwiązanie idealne! Przydadzą się też, jeśli znienacka ktoś do nas wpadnie z wizytą i fajnie by było coś poskubać do herbaty, a nie ma w domu ciastek. 

(Co ja z tym skubaniem?... *^W^*)

 

 

- 200 g mąki

- 1,5 ł proszku do pieczenia

- 50 g zimnego masła pokrojonego w kostkę

- szczypta soli

- 20 g cukru

Szybko zmieszać powyższe składniki, aż będą miały konsystencję kruszonki.

Dodać: 1 jajko plus tyle mleka, żeby z jajkiem dały wspólnie 125 ml płynu.

Szybko uformować zwarte ciasto,  rozklepać na grubość ok. 1,5 cm, foremką z ostrym brzegiem wycinać kółka, posmarować resztką masy jajeczno-mlecznej i piec 15 minut w 220 stopniach.



 

Na naszym stole wylądowała dynia pod postacią gulaszu z pieczonej dynii i ciecierzycy według Jamiego, kolejny jednogarnkowy cud, przepyszny, słodziutki! Jest trochę krojenia, ale danie w zasadzie samo się robi, a potem można je zawekować i sięgać po słoiki, doprawiając wedle uznania np.: pastą curry lub ziołami czy posypane słonym serem, i zajadać z ryżem, kaszą, chlebem. *^v^*

 

 

A w niedzielę zrobiliśmy sobie makaronową przyjemność - Robert zrobił makaron a ja do niego dodałam sos carbonara. *^o^*~~~

 


 

To szybki i prosty przepis, i jeśli ktoś Wam zaproponuje carbonarę z dodatkiem śmietany to pognajcie go kijem za siódmą górę!!! Robimy tak: gotujemy osoloną wodę na makaron, w tym czasie wrzucamy na patelnię ok. 100 g pokrojonego w słupki guanciale z łyżką oliwy, i smażymy przegarniając. Do miseczki wbijamy dwa jajka, 50 g tartego parmezanu, dużą szczyptę pieprzu, lekko mieszamy. Kiedy woda się zagotuje wrzucamy makaron i gotujemy chwilę (taki cienki domowej roboty to w ogóle będzie tylko do wrzucenia i już go wyjmujemy!), wyłączamy gaz pod patelnią z guanciale i dorzucamy makaron plus łyżkę lub dwie wody z gotowania makaronu, mieszamy intensywnie. Po chwili dodajemy jajka z parmezanem i znowu mieszamy, już nie grzejąc, temperatura skwarek i makaronu wystarczy żeby stworzył się gładki sos. W razie potrzeby dolewamy jeszcze chochelkę wody spod makaronu. Podajemy posypane chmurką parmezanu. *^v^*~~~



Koniec sierpnia i wrzesień to dla mnie w tym roku czas ogarnięcia mojego zdrowia, chodzę po różnych lekarzach, robię badania, odpowiadam na różne pytania. Nie pomagam w postawieniu łatwej diagnozy - nie palę, jem mało mięsa, dobrze śpię, nie mam problemów gastrycznych, cukier, serce i tarczyca w normie. Trudno się do czegoś przyczepić i w oczywisty sposób wyjaśnić wyniki niektórych badań! Normalnie, pacjent uparty, bo pozornie zdrowy, a nie do końca... *^w^* No cóż, trzymajcie kciuki za szybką diagnozę, wtedy będzie można się zabrać za naprawienie mojego dobrostanu. Miłego tygodnia! ^^*~~

10 comments:

  1. Znam parę osób z pokaźną tuszą, która jest wynikiem różnych schorzeń i nie pomagają ćwiczenia, diety i inne cuda, więc doskonale wiem, że przyczyny bywają różne. To samo z chudnięciem, niedawno okazało się, że kolega, którego smukłą sylwetkę podziwialiśmy, ma nowotwór. Po operacji nagle przytył i dopiero teraz ma problem, jak sobie z tym poradzić. Sama miałam ponad rok temu takie doświadczenie, że zaczęłam tyć, co składałam na karb wieku, nieruchawości itd, ale zaczął mnie niepokoić ciągły apetyt na słodycze, bułeczki itd. Doszły jeszcze różne dolegliwości... I po wymazach się okazało, że oboje z mężem mamy candydozę połączoną z zakażeniem paciorkowcami. Po krótkim leczeniu antybiotykiem i odpowiednio dobranymi probiotykami problem nagle zniknął, a ja w ciągu kilku miesięcy zrzuciłam 6 nadmiarowych kilogramów. Teraz już powoli zaczynam się martwić, że waga ma ciągle tendencje spadkową, poniżej poprzedniej długoletniej normy, ale poczekam do końca upałów, bo wiadomo, teraz to głównie wodę piję i jem surówki :). Później może znowu trzeba będzie sprawdzić mikrobiom.
    A carbonara ze śmietaną to zbrodnia, wiadomo!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie tak jest - nie znamy wszystkich zmiennych, ale oceniamy wygląd innych (i często zachowania też), ciekawe co w naszym mózgu pozwala nam tak łatwo to robić, na pewno naukowcy już to zbadali! Bo przecież raczej musimy się nauczyć nie oceniać niż wydawać sądy, otwarcie buzi i wygłoszenie opinii przychodzi nam łatwo. Czasami dopiero kiedy sami znajdziemy się w takiej sytuacji to zaczynamy łączyć fakty i rozumieć nasze wcześniejsze zachowanie.
      Najgorszą carbonarę jadłam na wakacjach w Bułgarii - zawierała makaron karbowany jak z chińskiej zupki, sos był na bazie cienkiej śmietany/mleka, a w ramach skwarek występowały kawałki mielonki...... ><

      Delete
  2. To bardzo ciekawe, co napisałaś o tym określaniu "gruba/chuda". To prawda, że czasem takim określeniem stwierdza się fakt, ale raz, że ludzie mają mnóstwo kompleksów, o których się nie wie, a dwa według jakiej normy ktoś jest chudy lub gruby. Według norm dla modelek wszystkie jesteśmy za grube :D
    Od dawna staram się ćwiczyć myślenie o ludziach raczej w kierunku tego jacy są a nie jak wyglądają. Oczywiście, czasem moje myśli zbłądzą nie tam, gdzie bym chciała, ale nigdy tego bym nie powiedziała na głos. Oczywiście, jak ktoś ma piękna sukienkę, to powiem, ale jak jest mi ona obojętna, albo brzydka, to w ogóle nie poruszam tematu wyglądu tylko staram się rozmawiać o tym, co słychać, co kto robi lub co lubi robić? Bo choć są relacje, w których wygląd może mieć znaczenie, to tak naprawdę na co dzień ważniejsze jest to jak ludzie postępują, czy jacy są niż jak wyglądają.

    I narobiłaś mi ochoty na carbonarę :) a domowy makaron jadłam chyba ostatni raz jak żyła babcia. To niby proste do zrobienia, ale po obserwowaniu mojej mamy i babci zawsze będzie mi się kojarzyć z robotą na cały dzień - bo robiły na zapas dla całej rodziny ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Poruszyłaś ważny aspekt sprawy - jaka jest tak naprawdę obowiązująca norma na wagę i wygląd? Kiedyś normą były kobiety Rubensa, dziś w Korei Płd. normą jest sylwetka superchuda do przesady. W jednym środowisku normą będą mięśnie, w innym kobieta zaokrąglona jako synonim zdrowia i płodności. Normy dla modelek są prawie nierealistyczne i nieosiągalne dla większości kobiet, a przecież ubranie na modelce ma nas zachęcić do jego kupna, no to jak mam się zachwycić ciuchem na osobie, która jest o połowę szczuplejsza ode mnie, przecież ja nie będę w nim wyglądała tak jak ona?... Wychodzi na to, że nie ma jednej normy, nawet nie ma jednolitego uśrednienia dla wszystkich ludzi na świecie, a skoro tak, to wszystkie sylwetki, wzrosty, obwody są normalne, bo ludzie są różnorodni! *^o^*
      Nasze babcie i mamy robiły makaron długo, bo wałkowanie i krojenie zabierało czas i wymagało siły, ciasto w sumie robi się szybko. Teraz kiedy mam wałkarkę elektryczną i wycinarkę do klusek cienkich i grubych, idzie może nie w oka mgnieniu, ale dość szybko i wygodnie, bo człowiek nie musi już przykładać tyle siły, jest tylko podawaczem ciasta. *^V^*~~~ Spróbuj w weekend zrobić sobie makaron, nie mówię, że makaron z paczki jest zły, sama go lubię (jest w końcu tyle odmian makaronów!) ale ten domowy ma trochę inny smak, warto czasami go zjeść dla odmiany.

      Delete
  3. Dzięki za ten akapit o wege jedzeniu w Japonii! Miło mi, że zwróciłaś na to uwagę. Zapewne, że dużych miastach nie będzie problemu z wegetariańskimi knajpkami, a jeśli wybierzemy się w wiejskie rejony, to już wiem na co zwracać uwagę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, w dużych miastach będzie dużo opcji, gorzej z wyjazdem do onsenu, ale może znajdziecie po prostu miejsce wege, na przykład z kuchnią buddyjską, ona na pewno będzie bezmięsna.

      Delete
  4. No nie wiem, czy "chudy" jest takim pozytywnym przesłaniem, przynajmniej w moim przypadku - chudzielca od urodzenia, któremu z powodu zbyt małej tuszy dokuczano równie często, co tym z jej nadmiarem i któremu przypisywano różnego rodzaju zaburzenia odżywiania.

    Czytam Cię po cichutku od jakiegoś miesiąca i zastanawiam się, dlaczego tak późno zaczęłam, skoro tak tu ciekawie, no i od lat spotykam Cię na blogu Czajki i zawsze z uwagą czytam Twoje komentarze u niej.

    Pozdrawiam :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie, czynimy jakieś założenia nie znając całości obrazu, a rzeczywistość często jest zupełnie inna niż nam się wydaje. Osoby bardzo chude chcą przytyć a grube schudnąć, często jest to trudne z różnych przyczyn, o których nie mamy pojęcia. Miałam w pracy koleżankę, która była bardzo bardzo szczupła i obydwie narzekałyśmy na kozaki - ja nie mogłam dostać takich, w które zmieściłyby się moje łydki, a jej nogi były tak chudziutkie, że każde kozaki latały jej wokół łydek i nie miała już siły wysłuchiwać "żartobliwych" komentarzy na ten temat!...
      Bardzo mi miło, że do mnie zaglądasz! *^v^*~~~

      Delete
    2. Cała przyjemność po mojej stronie. A wiesz, że mimo szczupłych łydek, też mam problem z kozakami. Cholewki tych w moim rozmiarze są dla mnie za wąskie, musiałabym brać o dwa rozmiary większe - pewnie dlatego, że łydka, choć szczupła, to jednak kobieca, a stopa w dziecięcym rozmiarze. Pozdrawiam :-)

      Delete
    3. Chyba dużo ludzi mogłoby szyć buty na miarę, powinny być łatwo dostępne serwisy gdzie wybiera się rozmiar, wysokość podbicia, szerokość buta, obwody cholewki w kostce i łydce. Marzenie osób o niewymiarowych nogach! *^v^*

      Delete