Wednesday, April 12, 2017

Dużo czytania i wreszcie dzierganie!

Zmobilizowałam się i jest wreszcie wpis na  cośrodowe Czytanie i Dzierganie u Maknety. *^V^*

Ostatnio czytam bardzo dużo, połykam książki garściami. Obecnie czytam "Oko świata. Od Konstantynopola do Stambułu" Maxa Ciegielskiego - bardzo interesujący wgląd w historię i współczesność Stambułu, przefiltrowany przez osobę autora, jego osobiste doświadczenia i spostrzeżenia, polecam! 
Ale dziś chciałabym wspomnieć o innej książce, którą poleciła mi Czajka, a mianowicie "Urodzeni biegacze" Christophera McDougalla




Książka jest napisana z punktu widzenia biegacza i pokazuje jego poszukiwania najlepszego sposobu na bieg - tak, aby robić to długo, bez zmęczenia i co najważniejsze bez bólu czy kontuzji! Moim zdaniem kluczowy jest rozdział 25, w którym spotykamy się z dość kontrowersyjną opinią na temat butów do biegania - im bardziej nowoczesne, wymyślne, udoskonalone, wyposażone we wspomagacze (a przy tym coraz droższe) buty, tym większe jest prawdopodobieństwo odczuwania bólu i odnoszenia kontuzji!!! Dlaczego tak się dzieje? Bo chroniąc stopy i wspomagając ich działanie w tak dużym zakresie w pewnym sensie rozleniwiamy nasz mózg - mając tak bardzo zabezpieczone stopy człowiek przestaje zwracać uwagę jak stawia kroki, jak układa ciało podczas biegu, nie patrzy aż tak uważnie na podłoże, po którym biegnie. Biegacz powinien lądować miękko na śródstopiu a wali całym ciałem z pięty na piętę, bo to niejako ułatwia/wymusza konstrukcja superbuta. Poniżej przytaczam kilka cytatów:






Dodatkowo, ta książka uczy dwóch rzeczy: po pierwsze, żeby uprawiać biegi trzeba to lubić. Nie da się być maratończykiem, jeśli zmuszamy się do biegania, jeśli codzienne wyjście z domu żeby pobiegać jest dla nas karą. W sumie oczywista oczywistość, odnosząca się do każdego sportu (i innych dziedzin życia) - jeśli lubimy coś robić, to będzie nam się chciało bez względu na pogodę, nastrój, okoliczności! ^^*~~
A po drugie - biegamy wyprostowani! Niby taka błahostka, ale od kiedy zaczęłam świadomie o tym myśleć podczas biegu to zauważyłam, że im dłużej biegnę i się męczę, tym bardziej kulę się w sobie, zwijam ramiona do przodu. Gdy wyprostuję plecy, ściągnę łopatki i odwiodę ramiona w tył, otwiera się klatka piersiowa i od razu łatwiej się oddycha i biegnie mi się lepiej!

Co ciekawe, kiedy przyniosłam tę książkę do domu, mój mąż od razu powiedział: "O, czytasz to samo co nasz kolega (pozdrawiamy Mjawa! ^^*~~) kilka lat temu, to Biblia dla biegaczy!" I rzeczywiście, od razu przypomniałam sobie, że to właśnie on wyszukał na forach dla biegaczy najprostsze buty do biegania, w których biegamy też ja i Robert - marka Kalenji. Ich zaletą jest też fakt, że są niedrogie. *^o^*  Po lekturze tej książki rozważam zakup pięciopalczastych Vibramów, żeby jeszcze bardziej uprościć moje obuwie.
Bardzo interesująca lektura, również dlatego, że można sobie poczytać o amerykańskim kulcie wszystkiego co naj - to właśnie tam rozgrywają się najdłuższe (160 km, 220 km i dłuższe) ultramaratony, które bynajmniej nie są rozgrywane na płaskim podłożu w umiarkowanych warunkach pogodowych, a właśnie celowo w wysokich górach czy na pustyniach, w temperaturach od minus 20 do plus 40 stopni... I są ludzie, którzy takie trasy przebiegają!




A na drutach - coś, co zaczęłam w 2013 roku i porzuciłam na długo, ale skoro zbliża się ciepła wiosna i lato, to postanowiłam projekt dokończyć, i nosić albo się go pozbyć. Dlaczego tak? Bo nie wiem, jak będzie z rozmiarem... Dziergam bluzeczkę Striped Tee i robię ją z włóczki bambusowej, która jak wiadomo po zmoczeniu gotowego wyrobu lubi się rozciągnąć wzdłuż. Dodatkowo, we wzorze zalecane są druty 3,5 mm i włóczka o odpowiedniej do nich grubości, a ja używam drutów 2,5 mm i tej bambusowej cienizny. Coś tam sobie poprzeliczałam, niby przymierzyłam gotowy już tył i na razie zapowiada się dobrze, ale może to być mój pierwszy prawdziwy projekt oversize! (albo spektakularna porażka, hm.....)
Jak wspomniałam, tył już gotowy (dzierga się go w ciekawy sposób, od dołu, przechodząc w całe rękawy), a teraz mam 10 cm dwukolorowego przodu. Nie idzie to jak burza, wiadomo, ale przybywa. ^^*~~

19 comments:

  1. Pracowalam kiedys z bardzo dobrym fizjoterapeuta, ktory byl wprost uduchowiony, gdy mowil o "bosych" butach. Zasuwal w nich cala dobe, ale powiedzial wprost, ze jak sie chce tak biegac, to trzeba jednak sie nauczyc techniki biegu od nowa. Tutaj u mnie byl pare lat temu straszny boom na bose buty, w tej chwili na trasie czasaaaaaami kogos widze, ale to sa jednak bardzo pojedyncze przypadki.

    I pracowalam tez kiedys z innym fizjoterapeuta, ktory bral udzial w zawodach Iron Man. Patrze pewnego razu, a on siedzi i po prostu wchlania batoniki jeden po drugim. A chudy byl jak szpilka. Spytalam, ile on musi zjesc kalorii dziennie, zeby pokryc zapotrzebowanie przy takich treningach. Odpowiedz byla "co najmniej 8000" :-)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. To jeden z podstawowych błędów, jaki popełniają ludzie, którzy postanawiają się odchudzać: jednocześnie mocno redukują ilość spożywanych kalorii oraz biorą się za intensywne uprawianie sportów. Jak się nie wrzuca do pieca, to lokomotywa daleko nie zajedzie! *^V^* Dlatego albo redukcja, albo masa, nigdy razem, bo inaczej wyniszcza się organizm, a i tak nie ma siły na sport.

      A co do nowej techniki biegania, to na pewno tak będzie, że musiałabym się nauczyć nowego stawiania stóp w takich "rękawiczkach na stopy". I z tej książki wynika, że właśnie o to chodzi - im bardziej bosa stopa, tym inaczej chodzimy/biegamy - patrzymy na podłoże, wybieramy optymalny sposób postawienia stopy a przy tym ustawiamy całe nasze ciało w najbardziej wygodny sposób, i na to też liczę - na korekcję mojej postury (zaczynam się garbić, brrrr!).

      Delete
  2. Z tym lubieniem, to się zgadzam, ale przestrzegam przed wyciąganiem przedwczesnych wniosków. Bo wielu ludzi pobiegnie raz i stwierdza, nie lubię biegania, a tak naprawdę nie lubią tego, że ich ciało nie jest przyzwyczajone do biegania, nie lubią płytkiego oddechu, małej wydolności płuc itd. Kiedyś wydawało mi się, że bieganie jest okropne, ale się przełamałam i po paru tygodniach zaczęłam znajdować w tym przyjemność. Dziś bieganie jest najlepszym sposobem, żeby oczyścić głowę z chmurnych myśli:-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie o tym pisałam w poprzednim wpisie DOJ-owym, to moja historia. *^O^* Wstałam z kanapy, próbowałam pobiec, prawie umarłam, znienawidziłam i odpuściłam. Kiedy zrozumiałam, że nie od razu stanę się maratończykiem a kondycję można wypracować, pokochałam bieganie i miłość trwa! ^^*~~

      Delete
  3. Miałem to szczęście że wspomniany nasz kolega zaczął te wszystkie informacje zbierać jakoś niedługo przed tym kiedy ja zacząłem swoją zabawę w bieganie. Trwała jakieś dwa lata, potem się znudziło, ale chyba wrócę. Niemniej to dygresja, wracając zaś do meritum: dzięki temu zacząłem bieganie od razu po melodii tej książki. Bieganie w najprostszych butach, na śródstopie. Prostowanie się przyszło mi samo (widać nie uważałem, bo tego nie pamiętałem). Biegało się super. A stopy same "nauczyły się" gdzie lądować w ciągu trzech tygodni. Biegałem od razu w terenie, po możliwie miękkim ale nierównym podłożu. Na początku ostrożnie, bo kostki się wykręcały pod magicznymi kontami. Wychodziło wolno, było trochę męczące. Ale po tych trzech tygodniach okazało się, że już jest dobrze, że stopy same znajdują miejsca do lądowania, że nawet jak nie wypatrzę dziury i wpadnę nogą w dołek 30-40cm głęboki (zdarzało się!) to z niego wyskakuję zanim zauważę i tak, poczułem szarpnięcie ale pobiegłem dalej i kontuzji nie było! Bo stopy były już mocne i stawy i ścięgna też i "dały radę". Dodam dla jasności, że zbierałem te doświadczenia ważąc ~110kg (+/- 5kg) przy wzroście 178cm. ie było kontuzji, nie było bólu kolan czy kręgosłupa, wręcz przeciwnie nawet bo kręgosłup w końcu wreszcie przestał mnie boleć. Czyli da się biegać przy tuszy, tylko trzeba ostrożnie zaczynać.

    Oczywiście żonie o tym opowiadałem i wtedy, trochę nie słuchała... ;-)

    Po dwóch latach się znudziło, bieganie zastąpiły inne aktywności ale coś czuję że jak mi żona tak na fali się rozpędza, to może i ja dołączę? W sumie fajnie się biegało. Tylko z innych treningów trzeba będzie zejść trochę...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Żona słuchała! ^^*~~ Bo to był rok 2012 i przecież wtedy zaczęłam się na serio interesować ruchem a bieganie uznałam za "najwygodniejsze" - bez karnetów do klubu, bez sprzętu (oprócz butów). Wychodzi na to, że mogłam zacząć nawet w chińskich trampkach! *^w^*
      Z dołączaniem chwilę poczekaj, muszę dość do tych 40 minut ciągłego biegu, wtedy możemy sobie razem pobiegać w weekendy!

      Delete
    2. Moj maz jest "lekkowagowy", lazi po gorach plus wspinaczka w naprawde trudnych warunkach w butach i ze sprzetem, ktory gorolazi uwazajacy sie za wytrawnych odsadzaja od czci i wiary. Zreszta mial awanture, jak mu organizator zagrozil, ze nie pozwola mu na wejscie na Kilimandzaro w butach light. Oprocz chodzenia po gorach maz sie tez umie klocic, wiec wszedl w tych butach, w ktorych on mial ochote ;-) Do tej pory zero kontuzji, sprzet sprawdzony na wszystkie strony. Kiedys taki konserwatywny sie pojawil u nas w domu i wdal w dyskusje, bo "ja mam takie predyspozycje i jakbym w takich butach do pol kostki poszedl to bym zaraz noge zwichnal". A ja sie popatrzylam i spytalam, jak on ma sobie te kostki i sciegna wzmocnic jak chodzi w butach przeciwpancernych. I bylo po dyskusji. Ze swojego wlasnego doswiadczenia - w traperach/butach do trekingu w trase poszlam raz na Islandii. Nigdy wiecej. Potem zmienilam na lekki sprzet i dopiero wtedy ruszylam :-) Ale z tego, co zrozumialam miedzy konserwatywnymi, a lekkowagowymi wojenki o "wlasciwy" sprzet sie tocza rowno i gesto :-D

      Delete
    3. Jak ma się wzmocnić stopa czy kostka, jeśli jest zawsze opatulona superwspomagającym butem? Coś jest w tym powiedzeniu, że narząd nieużywany zanika! ^^*~~
      A co do sporów, to jak widać w każdym środowisku dwie osoby a trzy opinie. *^w^*

      Delete
  4. To ja z tych "aktywności" to wybieram Maxa Cegielskiego i jego "Oko...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecam, bardzo interesująca lektura! *^v^*

      Delete
  5. Cieszę się, ze Ci się podobała! Ta książka chyba nie może się nie podobać, jest tak bardzo pozytywna. I przekonująca, chociaż dla porządku trzeba powiedzieć, że są i zwolennicy butów.
    Mnie się bardzo podobały wątki meksykańska - ta ich cała wyprawa - magiczna. Jestem właściwie na krawędzi między bieganiem teoretycznym a praktycznym. :D
    Bardzo fajnie się zapowiada ten sweterek - powodzenia!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ta meksykańska wyprawa i bieg kojarzył mi się z kreskówką "Wacky Races", zbiór kilku szaleńców, którzy żyją na krawędzi i porywają się na niemożliwe! *^V^* Masz rację, cała książka jest w tonie pozytywnie nastrajającym, cieszę się, że ją przeczytałam, dziękuję za polecenie!

      Delete
  6. Zazdroszczę czasu na czytanie, ale może i mi się uda w końcu rozsmakować się w jakiejś książce, a nie tylko łapać krótkie chwile w między czasie, bo od jutra wolne od pracy. "Urodzeni biegacze" to książka, którą mam w kolejce do przeczytania. Ja też zauważam u siebie, że czym dłużej biegnę tym bardziej się kulę, a jeszcze do tego bardziej pochylam się na jedną stronę i przez to nie mogę wyleczyć kontuzji, która mi dokucza od dość dawna i która ostatnio zniechęciła mnie niemal całkiem do biegania.
    To rzeczywiście musi być ciekawa konstrukcja jeśli zaczyna się od dołu i przechodzi od razu w całe rękawy. Muszę się przyjrzeć wnikliwiej temu sweterkowi.
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja czytam w łóżku przed snem, w dzień nie mam za bardzo czasu (a, i w komunikacji miejskiej czytam książki z czytnika).
      Co do postawy podczas biegania, to czasami w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, jak stawiamy stopy, jaką mamy posturę, trzeba o tym przeczytać, żeby o tym pomyśleć i uświadomić sobie, jak to u nas wygląda, bo trudno to zobaczyć na żywo, jeśli biegamy bez towarzysza. Kiedyś myślałam, że lustro na siłowni to dla oglądania swoich mięśni! *^V^* Potem ktoś mi uświadomił, że przede wszystkim pomaga zobaczyć, czy stoimy prosto, czy podnosimy ciężary równo na każdą stronę, itd.
      Sweterek od wczoraj urósł o dwa centymetry! Pociesza mnie fakt, że jak skończę przód, to już mam wszystko zrobione, tylko zszyć boki i można nosić! *^o^*

      Delete
  7. Oj... Bieganie... Moja pięta achillesowa w czasach szkolnych i w ogóle. Biegam z taką prędkością, że nawet przedszkolaki mnie wyprzedzają, choć akurat w bieganiu rekreacyjnym to nie jest przeszkodą. Może kiedyś zacznę?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie też każdy przedszkolak by wyprzedził i trudno. *^-^* Biegam dla poruszania się, nie dla osiągnięć prędkościowych. Zacznij, jeśli to lubisz, a może znajdź jakiś inny sport, który Ci się bardziej spodoba? ^^*~~

      Delete
    2. Wolno mi ćwiczyć tylko jogę lub pilates. I spacerować. Na pilates miałam zacząć chodzić jesienią, ale dopadł mnie krztusiec i długo nie odpuszczał. Druga sprawa - jak tylko zaczynam ćwiczyć, bardzo szybko chudnę, choć nie mam z czego, więc pozostaję przy codziennych wędrówkach do i z pracy, czyli w sumie 4 km dziennie od poniedziałku do piątku plus to, co się normalnie wydrepcze. W lepszych latach była i siłownia, i rzeźba sylwetki, i body ball czy jak to się tam nazywa (ćwiczenia na tych wielkich piłkach) i aerobik.

      Delete
  8. Dziękuje za świetny wpis o bieganiu i za wiele interesujacych komentarzy. Ja swoją przygodę z bieganiem zaczełam rok temu od zerowej kondycji i zadyszce pod 5 minutach. Do jesieni mogłam przepiec 30 minut bez odpoczynku i też tak biegałam co drugi dzień. Nie byłam zainteresowana polepszeniem wyników ani redukcją wagi. Na okres zimowy przestałam, ale ostatnio po głowie chodzi mi bieganie znowu. Muszę tylko kupić nowe buty bo moje są już kilkuletnie i wysłużone. Dlatego bardzo chętnie zgłębie temat butów zanim wybiorę się do sklepu, zwłaszcza że nie mam ochoty na wydawanie kilku setek na nowe, świetne buty. A dleczego biegamałam? Bo to nic nie kosztuje (mam darmowy dostęp do siłowni, ale nie nawidzę treningu siłowego, lubię trening grupowy ale ten kosztuje), uwielbiam te 30 minut z samą sobą, z własnym ciałem i psychiką. Trenuje kiedy mi pasuje. Więc chyba pora skończyć z wymówkami i wyjść na pierwszy trening.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cieszę się, że mój wpis Ci się spodobał. *^v^* Właśnie o takie podejście do ruchu chodzi - robimy co lubimy i na miarę naszych możliwości/czasu/ochoty, inaczej to nie ma sensu, jak się człowiek zmusza to zaraz znajdzie milion wymówek, żeby odpuścić.
      Co do butów, polecam markę Kalenji z Decathlona - niedrogie, lekkie, wygodne modele dostosowane do różnego podłoża. Mam już drugą parę i jestem bardzo zadowolona.

      Delete