Friday, January 05, 2018

Klej ze słoików tylko tłuszczem


あけましておめでとうございます!
今年もよろしくお願いします!





Witam w nowym roku! *^V^*
Wiem,  że tytuł wpisu dziwaczny, ale to informacja do zapamiętania dla mnie. Dla Was też, jeśli macie problemy z usuwaniem kleju pozostałego po odlepieniu nalepek ze słoików. ^^*~~ Takie papierowe nalepki przeważnie schodzą łatwo pod wodą, ale często zostaje po nich klej i za nic nie można się go pozbyć, a okazuje się, że to bardzo łatwe - wystarczy posmarować słoik jakimś tłuszczem (olejem, masłem - no ale przy dzisiejszych cenach masła!.....), zostawić na 2 godziny i potem umyć go płynem do mycia naczyń. Sukces gwarantowany!
Welcome to my blog in a new year! *^V^*
I gave this post a strange title but it comes from a kitchen hack - how to remove labels from the jars. They usually come off easily from soaking in some water but very often the paper layer goes away but the glue stays on the glass. I need to remember this so I wrote the method to remove it in the title and you can use it too if you need it! ^^*~~ All you have to do is to cover the glue with some oil or butter and leave it like that for about 2 hours. After that just wash the jar in warm water with washing liquid, it really works!




Rozmawialiśmy ostatnio z mężem na temat ubrań i w tym kontekście zastanawialiśmy się, czy człowiek - no, na własnym przykładzie się zastanawialiśmy,  czyli człowiek ja i człowiek on, widzi samego siebie w lustrze obiektywnie. Czyli, czy tak naprawdę to co zakładamy na siebie naprawdę do nas pasuje (do figury, wieku, stylu życia) czy tylko tak nam się wydaje, bo chcielibyśmy, żeby pasowało. A w rzeczywistości ubranie, które wybieramy nas postarza albo odwrotnie - nosimy coś zbyt młodzieżowego i wyglądamy w tym śmiesznie. Dyskusja poprowadziła do wątku "jak ja się ubierałam, jak miałam około 20-tu lat" - czy bardzo inaczej? No i jak tak sobie porządnie poprzypominaliśmy, to wyszło na to, że wtedy nosiłam głównie spodnie, tshirty albo bluzy, glany, i w sumie tak samo ubierały się moje koleżanki... Sukienki i spódnice były u mnie rzadkością, kolorowe chusty zaczęłam nosić bo podpatrzyłam to u koleżanki w pracy, i tak naprawdę mój styl zaczął się rozwijać około 30-stki, a szczególnie kiedy zaczęłam coraz więcej szyć.
A jak Wy, moje około-rówieśniczki, ubierałyście się w okolicach 20-stki? Bardzo różnie od obecnej garderoby? Jestem ciekawa. *^o^*
We've been talking with Robert recently about the image we have in our heads about our clothes and clothing styles. Does a person really sees herself/himself objectively in the mirror, choosing this or that to wear? Does it really fit us or do we just think it does and we look too young/too old for some styles we choose? Do we look funny and cannot see it? Then the discussion went towards the question "what did I wear when I was around 20 years old? was it much different from what I wear nowadays?" . After giving it some thought I realised I had quite a boring wardrobe - I mainly wore trousers, t-shirts or sweatshirts, heavy boots, and my girl friends wore the same... I barely ever put on skirts or dresses, colourful scarves came to me after I started working in an office and met a friend who wore them a lot, my current style started to develop when I was around 30 yrs old and started to sew more and more.
I'm curious how about you, my age-mates? What was your dressing style when you were in your 20's? Similar to or different from now? *^o^*



Od jakiegoś czasu chodzi za mną pomysł uszycia sobie płaszcza i ostatnio przypomniałam sobie, że kiedyś już popełniłam jeden płaszcz! *^v^* Kiedy o tym wspomniałam Eri poprosiła, żeby go pokazać i na szczęście mam kilka zdjęć! Było to przed czasami blogowania w 2004 roku i jakoś nigdy nigdzie go nie pokazywałam na zdjęciach, a nawet często go nosiłam. Model był dość fikuśny, pochodził z Burdy ale nie ze standardowej linii tylko był to płaszcz 137  projektantki Anett Rostel z numeru październikowego 2003 roku (polecam stronę Anett, bardzo ciekawe projekty!). W oryginale z pięknej czerwonej cupry, w mojej wersji z beżowej tkaniny obiciowej.
For some time now I've been thinking about sewing myself a coat and recently I recalled the one I made ages ago! *^v^* When I mentioned it Eri said she wanted to see it and I have some photos! It was before the blog times in 2004 and I remember wearing it quite often then. I chose quirky pattern, it was from Burda magazine but not from their usual line but the designer's model by Anett Rostel, pattern 137 from Burda X/2003. In the original it was made from red cupra, my version was from the beige upholstery fabric.




Pamiętam, że bardzo się denerwowałam pracując nad tym projektem bo wydawał mi się niesamowicie skomplikowany i pierwszy raz w życiu robiłam wszystko według opisu w Burdzie czytając każde zdanie po kilka razy! *^v^* Udało mi się wszystko - i kieszenie ukryte w przednich szwach, i kołnierz-stójka, i nawet wszycie podszewki!
I remember I was very nervous while making it because I thought it to be extremely difficult and I did everything sentence by sentence like it was described in the magazine, reading each line several times! *^v^* I managed to succeed, even the pockets hidden in the front seams, stand-up collar and even the lining!





Uważam, że osiągnęłam całkiem niezły efekt, chociaż płaszcz uznaję bardziej za ozdobny niż za użytkowy - zapięcie kończy się w talii (ukryta listwa guzikowa) a szeroki kołnierz luźno otacza szyję, tkaninę wybrałam zupełnie szaloną (i pewnie niezbyt odpowiednią na ten model)!... ^^*~~ Uszyłam do kompletu torbę na ramię i kapelusz, i pamiętam, że jeden mój kolega był tym faktem niesamowicie ubawiony, że jestem tak komplementarnie ubrana w taki sam wzór! Model jest ciekawy i zwróci uwagę uszyty nawet z mniej rzucającego się w oczy materiału, mogę go polecić! *^o^*
I think I made quite a good job although this model seems to me more decorative than practical - the buttons in the hidden button band reach only to the waistline, the stand-up collar is very wide at the sides, I chose a crazy fabric (probably the poor choice for a coat anyway)!... ^^*~~ I also made a matching bag and a hat, and I remember my friend was very surprised and amused by the fact I wore the same fabric all over me! This pattern is very interesting and it will attract attention even when it's made from less flashy fabric, I can recommend this coat! *^o^*




Ponieważ ostatnio pojawiły się głosy, że na blogu jest za mało kotów, to dzisiaj koty przewijały się w całym wpisie, mam nadzieję, że trochę Was to usatysfakcjonowało. *^v^*
Because there's been voices that there were no cats on the blog, today I added a bunch of photos, I hope it satisfies you for now. *^v^*




PS.: Fioletowy sweter na drutach powstaje, chociaż weszłam w fazę miliona oczek prawych i jakoś zaczął mi się dłużyć... Dodatkowo uszkodziłam sobie palec i muszę robić przerwy odpoczynkowe w dzierganiu. Ale kiedyś dojdę do końca i pochwalę się efektami, na razie przymiarki dają całkiem zadowalające  rezultaty. ^^*~~
PS.: I've been knitting my violet pullover although I'm in the million knit stitches phase at the moment and it's a bit boring... What's more, I hurt a finger and I need to take rests after several rounds. But when it's finished I'll share the result, at the moment it looks promising. ^^*~~

35 comments:

  1. No jak tu się nie domagać kotów! Patrzę na ich wyluzowane pozycje i od razu mi lepiej na duchu!:)
    Hm, to smutne ale w latach młodzieńczych nosiłam to co było dostępne, czyli wyglądałam raczej zgrzebnie. Teraz z kolei nie mogę się ubierać tak jak lubię, bo lubię modę z XIX wieku z trenem i tiurniurą. Uważam, że człowiek zupełnie jest nieobiektywny w ocenie własnego wizerunku. Tylko jest jeszcze pewne sprzężenie zwrotne - zakłada coś niekorzystnego, bardzo jest z siebie zadowolony i to zadowolenie przekłada się na efekt. Ale na ogół potrzebna przyjaciółka albo zdjęcia. Na zdjęciach jakoś lepiej widać mankamenty. :)
    Pozdrawiam, Czajka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już mam następną partię kocich zdjęć do kolejnego wpisu! ^^*~~
      Ja też w młodości nosiłam co było (w dzieciństwie ubierała mnie babcia, w sukienki szyte przez siebie, więc nosiłam kolorowe kwiatowe płócienka zamienione w cudeńka na starym Singerze! *^v^*), a wiadomo, że było niewiele. I strasznie żałowałam, że moja mama nie umiała szyć, bo maszyna w domu była! (robiła za to na drutach) Pewnie dlatego sama się w końcu za tę maszynę zabrałam. ^^*~~ Uważam, że elementy mody XIX-wiecznej możesz wprowadzać do codziennej garderoby, wcięte w talii marynarki, bufiaste rękawy, może gorset albo gorsetowe bluzki? Spódnice-tulipany, niekoniecznie do kostek.
      Masz rację, że czasami nasze nastawienie zmienia nasz wygląd, jeśli jesteśmy zadowolone z wyglądu to prostujemy plecy, inaczej chodzimy, uśmiechamy się, i od razu zmienia się postrzeganie całej naszej osoby! *^o^*

      Delete
  2. A. I płaszcz super - bardzo stylowy. I kompres na korzonki przesłodki. :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję! Odwiozłam go do magazynu, ale może wyciągnę go na wiosnę i ponoszę?... ^^*~~

      Delete
  3. Ja się wyrażę chociaż dwudziestkę to ja dopiero mam xD Ale ostatnio dyskutowałam na ten temat z przyjaciółką i doszłam do wniosku że ja ubieram się totalnie fazami. Najpierw faza na golfy i cienkie swetry w serek, potem na bluzki z długim rękawem i bluzy, potem swetry takie nierozpinane, następnie białe koszulki i rozpinane swetry, a teraz chyba zaczyna się faza na róż i koszule ^^ Także ten no opisałam jakieś 6 lat swojego ciuchowego żywota xD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Podoba mi się faza na róż i rozpinane koszule! *^v^* Ja też tak mam, że noszę coś fazami, jak zdobędę jakiś fajny element garderoby to go noszę jak najczęściej, aż mi się znudzi i znajdę coś innego.

      Delete
  4. Niezwykle oryginalny ten płaszczyk. Tylko ja bym nosiła z gładkim wnętrzem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Teraz też bym nosiła z gładkim wnętrzem, jak byłam młodsza to byłam odważniejsza w dobieraniu ciuchów... *^w^*
      Płaszcz zawiozłam do magazynu, gdzie trzymamy nieużywane aktualnie rzeczy, wynajmujemy box w Less Mess w Alei Krakowskiej.

      Delete
  5. Okłady z kotków bezcenne!!!!!Płaszcz po prostu bajka!!!!!!
    Bardzo dobrego roku Ci życzę:))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. To stara prawda, że okłady z kotów najlepsze dla zdrowotności!... *^V^*
      Bardzo dziękuję!!!

      Delete
  6. Koty cudowne ! A płaszcz bajka. Pozdrawiam

    ReplyDelete
  7. Hmm... ja staram się jak najwygodniej. Dlatego prawie nigdy nie zobaczy się mnie w koszuli czy marynarce. Uwielbiam spódnice i sukienki, najlepiej za kolano albo maxi. Ale odkąd zaczęłam dziergać swetry to noszę je niemalże codziennie. Zwykle wkładam jakieś spodnie, t-shirt i na to najczęściej kardigan. Dopiero w tym roku udało mi się kupić kilka fajnych spódnic w moim stylu, ale moja garderoba nie jest jeszcze nawet w 20% taka jak mi się marzy. :p
    A "jak będę już duża" to w końcu uszyję jakieś XIX w. kiecki i już.
    Z nowoczesnych to najbliżej mi chyba do jakiegoś romantycznego boho.

    Ah, gdyby ciuchy mogły kupować się same...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale troszkę nie rozumiem... Masz teraz około 20 lat i opisujesz, jak się ubierasz czy masz więcej i Twój styl jest taki sam jak wtedy? Bo o to pytałam, czy ubieramy się tak samo/podobnie jak te ileś lat temu. A ponieważ na zdjęciach młodo wyglądasz, to nie potrafię ocenić, ile masz lat. *^v^*
      Wiadomo, że jak się dzierga swetry, to się je nosi jak najczęściej! *^O^* A XIX kiecki bardzo by do Twojej urody pasowały, koniecznie noś coś przynajmniej podobnego w kroju i stylu, i nie czekaj, aż dorośniesz! ^^*~~

      Delete
    2. No lada chwila 30 stuknie, więc raczej opisuję jak teraz. Ale tak patrząc wstecz to wiele się nie zmieniło. No może tyle, że w bardzo wczesnych dwudziestych, głównie królowały te 'metalowe' kolory - czarny i zielenie. A im dalej w lata i dzierganie to kolorów coraz więcej. Cała tęcza. Nawet róż! I żółty! :)

      Delete
    3. Jakbyś mówiła o mnie!... *^V^* Kiedyś też tylko wojskowe zielone spodnie-worki, czarne tshirty to był jedyny słuszny kolor, a potem stopniowo wprowadzałam inne kolory i teraz nawet nie bardzo lubię siebie w czystej czerni (szczególnie blisko twarzy) bo wydaje mi się, że mnie "spoważnia" i dodaje surowości.

      Delete
  8. Happy New Year. Love the cat photos. Your coat is fab.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Thank you very much! *^v^*
      The more I think about it the more I feel like taking it out from the storage this Spring and wearing it again!

      Delete
  9. Spodnie bojówki, koszule, koszulki i bluzy.... Tak mi zostało ( zwłaszcza w kwestii spodni :)). Koty cudowne. Ty, Asia, też. Niestety:)....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie też trochę zostało, mam i czasami noszę wciąż TE SAME bojówki co 15 lat temu!... *^V^*
      Zwracam Twoją uwagę, że powyższe zdjęcia pochodzą z 2004 roku, teraz nie mam już tego samego poziomu cudowności co wtedy!... *^W^* Ale i tak dziękuję!

      Delete
    2. Odnosiłam się do Ciebie ogólnie!!! Niekoniecznie mając na uwadze zdjęcia w płaszczu. No:).

      Delete
    3. [się zaczerwieniłam...] ^^*~~

      Delete
  10. A ja w nawiązaniu do tytułu - szminkę najlepiej wódką czystą. Nasączyć wacik i przetrzeć plamę, schodzi. Jeśli zostanie resztka zabrudzenia, uprać - znika bez śladu. Tak samo postępujemy z plamą z czekolady.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję, chociaż nigdy nie udało mi się dorobić na niczym plam ze szminki czy czekolady. Jakoś chyba zbyt spokojnie z mężem obchodzimy Walentynki, czy co!.... *^W^*~~~

      Delete
    2. Ja mam zwykle szminkę na kołnierzu płaszcza. W zimne dni. :)

      Delete
    3. Klej na szkle mozna tez potraktowac zmywaczem do paznokci - schodzi blyskawicznie. Z drugiej strony, olej nie smierdzi :)

      Delete
    4. Nie mam zmywacza z acetonem, a to pewnie o jego właściwości usuwalne chodzi.

      Delete
  11. No ale przecież nie do końca o to chodzi, żeby się postrzegać obiektywnie. Pamiętam jak przełomem było dla mnie zdanie, że nie każda kobieta celuje w sylwetkę wydłużonej klepsydry. I najważniejsze choć banalne na 250% jest stwierdzenie, żeby się dobrze czuć w swoich ubraniach. To że inni je postrzegają jako niepasujące do naszej figury czy coś nie powinno mieć znaczenia. Co chwila pojawiają się artykuły jak to pewne elementy ubioru nie przystoją po trzydziestce i podobne że tego czy tamtego nie powinno się nosić przy jakimś typie sylwetki. Głupie to strasznie. Ale też strasznie trudno się uodpornić :) Dla mnie też kształtowanie stylu zaczęło się po trzydziestce, po prostu przedtem były to dla mnie rzeczy obojętne. Nawet pewną dumę czerpałam z faktu że jestem Ponad To. Teraz też nie jest to jakiś ważny element mojej rzeczywistości, ale uznałam, że szkoda marnować czas na noszenie rzeczy obojętnych. Z dużą przykrością uświadomiłam sobie, że nosiłam wiele rzeczy, które niezbyt lubiłam, najdelikatniej rzecz ujmując. Jestem wysoka i szczupła więc generalnie nie mam teraz jakichś drastycznych problemów z nabyciem ubrań. A mimo to w mojej szafie nadal była masa rzeczy niepotrzebnych bo nielubianych. To jeszcze dziedzictwo z czasów PRL że nosi się to co jest, a nie to co się lubi. Mam wrażenie że mogłabym wyrzucić dwie trzecie mojej szafy. (Jedną trzecią już wyrzuciłam, ani razu nie zatęskniłam za wyrzuconymi rzeczami). To nie były złe ubrania, ale kompletnie mnie nie obchodziły. Byłam w szoku odkrywając jak niewiele ze swoich ubrań lubię. Na szczycie listy sa dwa swetry które wydziergałam (byłyby trzy, ale ktoś uprał... I muszę spruć ten elegancki kaszmirek i przerobić go na coś mojego). Natomiast w kwestii tego czy mój styl się zmienił nie wiem, nie do końca. Nadal lubię przede wszystkim żeby było wygodnie i buty na wysokich szpilkach są nie dla mnie. Ciągle noszę bojówki które kupiłam na studiach wiele lat temu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie każda z nas taką klepsydrę ma, wiadomo. I oczywiście, że czyjeś zdanie nie powinno być dla nas wiążące w kwestii ubioru, bardziej chodziło mi o taką sytuację, w której zakładam coś krótkiego i wydaje mi się, że wyglądam super, a potem patrzę na siebie na zdjęciach (bo w lustrze to jakoś tego tak dobrze nie widać...) i zastanawiam się, jak ja mogłam w tym wyjść do ludzi... ^^*~~
      Najgorsze jest, jak człowiek nakupuje sobie ubrań bo w sklepie mu powpadają w oko, a w domu okazuje się, że to kompletnie do niczego nie pasuje - do niczego, co już mamy w szafie, do naszej sylwetki lub wagi ("schudnę do tych spodni!" - acha, na pewno ^^*~~), do stylu życia. Albo jak piszesz, trzymamy coś czego nie lubimy i nigdy nie nosimy, ale "szkoda wyrzucić", może to odruch z czasów, kiedy niewiele w sklepach było i brało się to, co jest.
      Bardzo podoba mi się to zdanie - "szkoda marnować czas na noszenie rzeczy obojętnych"!!! *^V^*
      I ja też mam bojówki kupione na studiach!!! (kiedyś to robili jeszcze porządne bojówki, od kilku lat są inne materiały, kiepskiej jakości).

      Delete
  12. Futrzaki są wspaniałe i nigdy mi mało ich zdjęć, Twoje uszytki podziwiam.
    No cóż, jeśli chodzi o mój styl to na pewno ewaluował od tego co wypada i co było dostępne do tego co mi się podoba, jest on kolorowy. Nie kupuję nic co nie wywoła we mnie zachwytu i przekonania, że to jest właśnie to czego szukam. Tak więc często wracam z zakupów z niczym, ale zadowolona bo nie zagracam szafy kolejnym bytem niekochanym. Mam w nosie co powiedzą inni - nawet córa-nastolatka mam wrażenie, że jest zadowolona z lekko zwariowanej (modowo i nie tylko) matki. Moje 40+ raczej dodaje mi pewności siebie. Także jeśli zobaczycie "cudo" w landrynkowo różowej kurtce ze srebrną podszewką to będę ja;)(ostatnio myślałam, że już po niej i autentycznie ryczałam jak bóbr, ale udało się odratować)
    Pozdrawiam ciepło

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już zapowiadam zdjęcia kotów w następnym wpisie, niezależnie od tego, o czym i kiedy on będzie! *^V^*
      Jesteś moim odzieżowym guru!!!! *^O^*~~~~ Dzieci czasami czują się zażenowane zachowaniem rodziców, ale myślę, że jeśli chodzi o ciuchy to nastolatka woli mamę kolorową niż mamę przedwcześnie zakopaną z burościach starszej pani, która już nie zwraca uwagi, co zakłada. Tak trzymać!!!

      Delete
  13. Jeśli chodzi o klej ze słoików , i nie tylko , bo niektóre nalepki z cenami też zostawiają b.trudny do usunięcia klej, ja stosuję przecierania miejsca watką nasączoną naftą kosmetyczną . Sposób ten poznałam ponad 20 lat temu, kiedy w ramach leczenia zeza mojego dziecka, trzeba było mu zaklejać na dzień plastrem zdrowe oko. Wieczorem , po odklejeniu plastra był straszny problem z umyciem buzi. Dopiero sposób z naftą nam pomógł. Kiedy już tę naftę mam w domu, to czasem sobie robię z niej maskę na włosy przed myciem, bardzo dobrze odżywia włosy.Koty są cudne!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ona nie ma tego "fajnego" naftowego zapachu, prawda?... *^w^* Wydaje mi się, że sobie robiłam kiedyś maski na włosy z tej nafty (oraz soku z czarnej rzepy!). Dziękuję za poradę!

      Delete
  14. 明けましておめでとうございます!今年もよろしくね!
    Thank you for letting show the coat in these pictures. I didn't know bruda in 2003. I love your fabric choice, and marching bag and hat are girly. I would love to make a flower patterned coat for spring. I am looking forward to seeing the pullover too!

    I agree with you! I changed my tastes a little. I don't buy my clothes from fast-fashion stores since I started sewing. Basically, my tastes haven't change a lot. BUT I worn a shame miniskirt with a flashy top when I was around 20 years old. I often dyed my hair colour dark orange, light brown and dark cherry red...I don't remember all. Then dying hair colour was in fashion in Japan. However, I don't want to do that such colours now. Ha ha( ̄▽ ̄;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oh, I so would like to see you in that look from your 20's!... With the colourful hair and a mini skirt, you were a disco girl! *^O^*~~
      The funkiest colour of hair I had was the orange one, but I had the natural shade of a natural ginger. I also don't buy clothes from the shops now, Sometimes I see something interestng and then I say to myself "I can make it myself!". *^v^*

      Delete