Saturday, April 20, 2019

Jedną rzecz na raz

Ostatni tydzień zleciał mi nie wiem kiedy. Mimo, iż nie organizuję świąt byłam zajęta i w biegu. Nie pomogło również to, że...  w środę oparzyłam sobie prawą dłoń! Wyjęłam z piekarnika rozgrzany garnek z risotto, trzymając go poprzez rękawicę kuchenną, ale za moment zapomniałam, że jest gorący i chwyciłam za rączkę gołą dłonią......
Last week was gone in a blink of an eye. I was very busy, I don't even know what I was doing... It wasn't helpful that I... burnt my right hand on Wednesday! I took out the piping hot pot from the oven, using the kitchen glove of course, but second later I forgot it's that hot and grabbed the handle with my bare hand......




15 minut pod lodowatą wodą, potem 2 godziny trzymając w ręce zamrożony wkład do lodówki turystycznej, na koniec gruba warstwa żelu aloesowego i na noc Bepanthen. Myślałam, że w ogóle nie zasnę, tak mnie wciąż piekło, ale zmęczenie wzięło górę i jak zamknęłam oczy to od razu spałam. Rano ku mojemu zdziwieniu nie było bąbli ani bólu! *^O^* Wydaje mi się, że to intensywne chłodzenie tuż po sparzeniu odegrało kluczową rolę, ale czwartek miałam wyjęty z działania, dopiero w piątek mogłam znowu zacząć pracować prawą ręką normalnie.Tak więc, pamiętajcie - skupcie się no tym co robicie i jedna rzecz na raz!
15 minutes under the running cold water, 2 hours holding and ice pack, then a thick layer of aloe gel and Bepanthen for night. I thought I wouldn't be able to sleep because it was still hurting when I went to bed but as soon as I closed my eyes I was sound asleep and in the morning there was no sing of neither pain nor blisters! *^O^* I guess it's thanks to my immediate and long cooling of the wound, but on Thursday I still couldn't do much with my right hand. So, remember, be in the moment, concentrate and do one thing at a time!

Kupiłam materiały. Nic na razie z nimi nie zrobiłam, ale plany są następujące - z wiskozy w grochy będzie sukienka (coś powiewającego, marszczonego, może dekolt-woda, szukam wykroju), z jednego jeansu będą spodnie a z drugiego sukienka (obydwa mają ciekawą fakturę, czego zdjęcie dobrze nie oddało, nie jest to gładki niebieski jeans w każdym razie).
I bought some new fabrics. Haven't done anything with them yet but here are the plans - a flowy dress from the polka dots viscose, trousers from one jeans, and a dress from the other. You cannot see well here but the jeans fabrics are interesting and have some structure, not just plain blue.




#100kwiatówwkolorze ma się nieźle, chociaż znowu nie zdążyłam z piątkowym kwiatkiem i musiałam nadrabiać w sobotę dwie sztuki.
#100flowersincolour are doing okay, I skipped drawing on Friday because I was too busy but I did two drawings on Saturday.


 


A we wtorek po świętach zabieram się za kolejny projekt porządkowy - sprzątanie balkonu! *^o^*
And on Tuesday after Easter I'm starting a new cleaning project - taking care of our balcony! *^o^*

***

No i ostatni tydzień DOJadania. Dziś tylko menu z ostatnich kilku dni a jutro wrzucę wpis podsumowujący tegoroczne DOJadanie!


poniedziałek, 15 kwietnia
śniadanie: kokosowa jaglanka z mrożonymi owocami (na dwie duże porcje)
- 1 szkl. kaszy jaglanej przepłukać zimną wodą, potem dwa razy porządnie wrzątkiem
- zalać 1 szkl. wrzącej wody i gotować 15 min. pod przykryciem na małym ogniu
- wyłączyć gaz, dolać 1 szkl. mleka kokosowego, dosypać 1/2 szkl. wiórków kokosowych
- wymieszać, przykryć, odstawić na 10 minut (już nie gotować!)
- nałożyć do misek, dolać mleka kokosowego wedle uznania, posypać mrożonymi owocami (mogą być też dowolne bakalie, orzechy, czekolada)



lunch: makaron z kremowym sosem cytrynowym ze szparagami (Vegan Richa) - przepyszne danie!!!!!! Na pewno będę je gotować często wiosną i latem, szparagi można tu zastąpić groszkiem cukrowym albo brokułami. Polecam! *^V^*


kolacja: kanapki z rukolą i pomidorem, z masłem orzechowym i domową konfiturą

wtorek, 16 kwietnia (Robert miał iść do pracy, ale przez całą noc do 6 rano siedział przy komputerze i naprawiał Wielką Awarię, więc we wtorek został w domu...)
śniadanie: mąż przespał śniadanie, ja zjadłam owsiankę na mleku migdałowym z mrożonymi owocami (czarna porzeczka, maliny, jeżyny, wiśnie) i łyżką syropu z rokitnika *^v^*

lunch: musiałam załatwić dokumenty w urzędzie dzielnicy, więc skoro już wyszliśmy z domu, to poszliśmy na lunch do Dżungli (a jakże! ^^*~~ Ale akurat tam mieliśmy najbliżej). Zjedliśmy zupę Tom Yum, krem z marchewki, "kaczko"-burgera i lasagne (to chyba najsłabsza pozycja w menu tego miejsca)
Na deser do domu wzięliśmy jeden kawałek ciasta "snickers", ale nie zrobiłam mu zdjęcia...

 
 
 

kolacja: kanapki z rukolą i pomidorem, z masłem orzechowym i domową konfiturą - coś nudni się robimy z tymi kanapkami, wciąż takie same...)


środa, 17 kwietnia (Robert zrobił sobie pół dnia niejedzenia)
śniadanie: ja - jaglanka na mleku migdałowym z mrożonymi owocami i musem z mango, posypana wiórkami kokosa


lunch: pierogi z brokułami, tofu i szpinakiem (Virtu, kupiłam w Lidlu)


kolacja: risotto z pieca z bazyliowym pesto (Rabbit and Wolves) - bardzo łatwy sposób na pyszne risotto, wystarczy podsmażyć szalotki, potem ryż, dolać wino i bulion, i już nie stoimy i nie mieszamy przez 20 minut, tylko wstawiamy garnek do piekarnika!


czwartek, 18 kwietnia
śniadanie: nie jadłam śniadania bo rano poszłam na badania krwi na czczo, Robert zjadł kanapkę z masłem orzechowym i konfiturami z wiśni
lunch: Robert - dania hinduskie pozostałe z niedzieli, ja - kapusta indyjska z niedzieli, surówka z pomidora, cebulki i musztardy ziarnistej, do tego dwie kiszonki japońskie (rzodkiew daikon i kapusta pekińska w sosie sojowym), wykończyłam dwa słoiki i zrobiło się miejsce w lodówce! *^v^*


kolacja: burgery od Dobra Kaloria z domowymi frytkami z ziemniaków, na zdjęciu wygląda to marnie, ale oczywiście nie zjedliśmy ich na sucho! *^v^* Dodatki to były: korniszony, kiszona młoda kapusta, musztarda, ketchup



Dodatkowo upiekłam najłatwiejsze ciastka na świecie! *^V^*
Tylko uwaga - to nie są chrupiące ciasteczka, bo nie ma tu grama mąki i masła, raczej taka mamałyga do memłania. ale słodkie i zajmuje szczękę na jakiś czas. ^^
- 3 średnie niesamowicie dojrzałe banany
- 2 Ł naturalnego kakao
- 1 szkl. płatków owsianych (miałam płatki z suszonymi owocami z Lidla)
Porządnie wymieszać, masę powykładać łyżką na blachę, wstawić do piekarnika nagrzanego do 185 stopni, piec 15-20 minut w zależności od piekarnika/grubości ciastek.
(to przepis podstawowy, można dodać wedle gustu przyprawy - cynamon, kardamon, itp, orzechy, mak, pestki, suszone owoce, kawałki czekolady)



piątek, 19 kwietnia
śniadanie: jaglanka z mrożonymi owocami i łyżką syropu z rokitnika


lunch: ja - bulion z makaronem na szybko, Robert - armeński chleb z wędzonym tofu i warzywami (z foodtrucka przed biurem)
kolacja: mieliśmy gości - nasi lemak z kokosowym ryżem, prażonymi orzeszkami ziemnymi i ogórkiem, na deser boski wegański mazurek z czekoladą z bloga Jadłonomia.


5 comments:

  1. Biedna łapka :((
    Kwiatki sliczne. Mój mazurek też zaraz będzie ozdobiony. I już czekam na jutrzejsze pośniadaniu, bo po śniadaniu nic nie muszę robić. Najwyżej na drutach coś. :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już mi lepiej, będę miałam nauczkę na całe życie! (albo do następnego razu...)
      Życzę miłego nicniemuszenia po śniadaniu! *^V^*

      Delete
  2. Zawsze powtarzam, że mnie bardzo inspirujesz, ale tym razem to przesadziłaś, naprawdę ;) - zajrzałam tu wcześniej, ale nie miałam czasu na komentarz, bo ciasto trzeba było upiec, no i właśnie przy tym pieczeniu zrobiłam sobie dokładnie takie coś jak Ty! Przykładałam lód, na razie nie jest źle, może się wyliżę :).
    Twoje jedzonka jak zawsze świetne! Mazurków w życiu nie robiłam, a co roku sobie obiecuję, że znajdę na czas... No chyba muszę zacząć je tworzyć nie na święta tylko w zwykłym czasie :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. No, masz!..... Tak to nie rób, Małgosia!... *>0<*
      Mam nadzieję, że porządnie schłodziłaś oparzenie i masz jakąś maść łagodzącą. Ojejku!....
      Ja nigdy nie robiłam mazurków, bo ich się nie robiło w mojej rodzinie. Babcia zawsze piekła babę na Wielkanoc, a do tego standardowy zestaw ciast - placek drożdżowy z kruszonką, makowiec i piaskowa zebra z kakao. Po śmierci babci pieczenie przejął tata i on specjalizował się w sernikach i sernikomakach, ale mazurek to było ciasto, na które patrzyliśmy w cukierni z daleka, bo było takie... plastikowe! *^w^* Te wszystkie lukrowe polewy i ozdoby wydawały się sztuczne a cienki kruchy spód pod nimi nie zachęcał do jedzenia. Dopiero ze dwa lata temu odkryłam świat mazurków smakowitych, bo znalazłam przepisy w których na cienkim spodzie można ułożyć cienki smakowity krem albo polewę, nasypać owoców czy orzechów, ach!... Mam zresztą inne pomysły na mazurki i chyba jeszcze jednego zrobię, jak nie teraz to w przyszły weekend. *^V^*

      Delete
    2. No ja właśnie też jakieś dwa-trzy lata temu odkryłam, że mazurki to jest jakiś nieznany mi dotąd cukierniczy wszechświat niesamowitych połączeń smaków i przepysznych dodatków, które w dodatku mogą być całkiem zdrowe, a w każdym razie mało szkodliwe :). Podoba mi się w mazurkach ta nieograniczona wręcz możliwość zestawiania przeróżnych spodów, kremów, polew i dekoracji. Na razie zgromadziłam sporo przepisów, musi mi się jeszcze zgrać chwila wolnego czasu z weną, no i zacznę tworzyć!

      Delete