Monday, April 08, 2024

Szuba i #gołenuszki

 

I po świętach! Co u Was? *^v^* 

 

 

Wiem, wiem, "po świętach" było już 2 kwietnia, ale zeszły tydzień zostawiłam sobie na spokojne wejście w wiosnę, w powrót do wszystkojedzenia, we wtorek Robert miał dzień wolny i poszliśmy do kina na drugą część "Diuny" i na pysznego steka i sałatkę z rostbefem (muszę ją przygotować w domu!).  *^V^* Już w domu obejrzeliśmy też "Poor Things" i jest to film niesamowity wizualnie, scenografie i kostiumy zachwycają, a historia też jest fajna, zresztą niczego innego nie spodziewałabym się po reżyserze, który zrobił "The Lobster" i "Polowanie na świętego jelenia"! I całkiem przypadkiem obejrzeliśmy stary film Woody Allena "Alicja" - jedno z lepszych dzieł tego twórcy.


 

Na święta pojechaliśmy na Suwalszczyznę do teścia i było na luzie, bez spiny, z normalną ilością jedzenia. Niczego nie trzeba było robić w przerwach między posiłkami, więc głównie czytałam, bo zabrałam się za przypomnienie sobie cyklu "Diuny" - błyskawicznie połknęłam pierwszą część, którą czytałam już kilka razy, potem "Mesjasz", też mi dobrze znany (i już się cieszę na jego zapowiedzianą ekranizację), a teraz czytam "Dzieci Diuny". Wiem, że dalej będzie trudniej, bo zrobi się bardzo filozoficznie i przez to mogą być nudy...   Przypomniałam sobie jak to jest chodzić boso po trawie i chcę robić to częściej! Chyba tej wiosny i latem będę dużo chodzić w butach, które łatwo zsunąć, żeby stanąć gołymi stopami na ziemi! ^^*~~


 
 
W mojej okolicy kwitną wiśnie, dużo wcześniej niż w poprzednich latach. Tak wyglądały 1 kwietnia. 


 

REMONTOWO - udało się ustalić wreszcie termin montażu nowych okien - poniedziałek 15-go kwietnia!... Strasznie długo trwało ustalanie, było opóźnienie o półtora miesiąca, ale się doczekałam, chociaż komunikacja z firmą produkującą okna była daleka od ideału - trochę się musiałam nadopytywać, nadzwonić, ponaciskać. Okna opóźniają mi trochę inne prace remontowe, chociaż ekipa stara się robić inne rzeczy, które dzieją się z daleka od otworów okiennych i nie mają z nimi powiązania, żeby nie było opóźnienia, bo w końcu są zobowiązani do konkretnego terminu, żeby remont skończyć.



 

Pierwszą rzeczą jaką ugotowałam po powrocie do domu to była zupa na ogonie wołowym, danie idealne na zimny deszczowy dzień, kiedy dodatkowo człowiek jest przeziębiony i potrzebuje się rozgrzać (dosłownie i metaforycznie, bo uważam, że to jedna z tych zup, które otulają naszą duszę). Wreszcie udało nam się znaleźć stałe źródło ogonów wołowych (wcale nie tak łatwo je dostać...) - jeśli ktoś z Warszawiaków szuka dobrego sklepu z mięsem to proponuję odwiedzić Galerię Westfield Mokotów i tam znaleźć delikatesy Prime Cut Butchers (na parterze, obok Carrefoura).

 


 

Obiecany przepis na szubę czyli śledzie pod pierzynką. Są różne wersje, niektóre są bardzo bogate w składniki, u mnie skromniej, ale tak właśnie lubimy!

Składniki:

- 1 paczka śledzi a la Matjas 400g

- 1 duża cebula

- 500 g ziemniaków

- 250 g marchewek

- 500 g buraków

- majonez

- sól, pieprz

- koperek, natka do smaku

 


 

Śledzie wypłukać, moczyć ok. godziny w wodzie z mlekiem, wypłukać, pokroić w niedużą kostkę.

Cebulę pokroić w drobną kosteczkę.

Ziemniaki i marchewki ugotować do miękkości, obrać, zetrzeć na tarce na grubych oczkach.

Buraki ugotować lub upiec do miękkości, obrać i zetrzeć na tarce na grubych oczkach. (jak mi się nie chce z tym bawić, to kupuję ugotowane buraki bio) 

Układanie sałatki cienkimi warstwami

warstwa śledzi, cebulka, ziemniaki, marchewka, buraki, cienka warstwa majonezu, sól, pieprz

Powtarzać do wyczerpania składników, uklepując warstwy przed nałożeniem majonezu. Na koniec na majonez dać posiekany koperek i natkę, wedle gustu. 

Tajemnicą smaku są cienkie warstwy, dzięki temu smaki mogą się przenikać. W innych wersjach tej sałatki widziałam grubą warstwę śledzi, grubą ziemniaków, marchewki... Jak tak zrobimy, to potem będziemy jeść osobne warzywa i śledzie, a nie o to chodzi.



Zrobiłam na święta mazurka. To nie było ciasto, które pojawiało się w moim domu rodzinnym. Mama nigdy nie piekła, ciasta na święta przywoziła babcia a babcia piekła baby, serniki, makowce, placki drożdżowe, zebry, ale ani jednego mazurka! Kiedy babci zabrakło i za ciasta zabrał się tata to też wybierał te rodzaje które znał lub eksperymentował, również omijając mazurki. Kiedyś mama kupiła mazurki w sklepie, ale były twarde, bez smaku i ogólnie paskudne... A przecież mazurek to po prostu kruchy spód i nadzienie na wierzchu - krem, karmel, czekolada, owoce, czyli tarta na słodko.

 


 

Kruchy spód zrobiłam z przepisu ze strony Moje Wypieki, jest niezawodny.

  • 175 g mąki pszennej
  • 25 g cukru pudru
  • 100 g masła, schłodzonego
  • pół łyżki kwaśnej śmietany 18%
  • 1 żółtko
  • szczypta soli

Składniki wymieszać i szybko wyrobić (można w mikserze z ostrzem), zrobić kulę, zawinąć w folię i schłodzić w lodówce ok. 60 minut. Następnie rozwałkować i wyłożyć formę (u mnie okrągła, bo taki mam pojemnik do przewożenia ciasta, podwoiłam ilość ciasta na spód), ponakłuwać widelcem i ponownie schłodzić 60 minut. Piekarnik rozgrzać do 200 stopni, piec spód 15-18 minut do zrumienienia. Wyjąć, wystudzić.

Nadzienie to najpierw warstwa dżemu pomarańczowego z imbirem i kajmak (z puszki). Udekorowałam czekoladkami Lindt, wiśniami w czekoladzie i płatkami migdałowymi. 




Poza tym, upiekłam biscotti. Mam z tymi ciastkami kiepskie wspomnienia, bo kiedyś trafiłam na tak twardą sztukę, że złamałam na niej ząb... Ale oglądaliśmy brytyjski Bake Off i tam uczestnicy piekli biscotti, no więc spróbowałam. Nie wiem, czy wyszły odpowiednio chrupiące, są raczej miękkie ale kruche, a w smaku super! Skorzystałam z tego przepisu, nie miałam pistacji, więc dałam płatki migdałowe.

***

DOJadanie w tym roku zakończyłam potrawą, która pochodzi z naszego ulubionego cyklu S-F "The Expanse" (jest 10 tomów do przeczytania i 6 sezonów serialu do obejrzenia *^V^*). Jeden z bohaterów gotuje często Red Kibble czyli potrawkę z kawałków proteiny sojowej w ostrym pomidorowym sosie curry.  


 

Nie byłam przekonana do tego dania, głównie z powodu gąbczastych kotletów z ekstrudowanej proteiny sojowej, ale... odpowiednio przygotowane to jest bardzo smaczne! Kotlety trzeba najpierw porządnie namoczyć (tutaj w posolonej wodzie, ale może to być dobry bulion, po prostu trzeba nadać soi smaku), a ich struktura przypomina włókna mięsa. Polecam spróbować, tylko uprzedzam, że z powyższego przepisu wychodzi danie mocno ostre, warto jeść je z ryżem albo orzeźwiającą surówką.




Zapytacie pewnie, czy mam jakieś wnioski końcowe po tegorocznym DOJadaniu. 

No więc... nie mam. 

Poza jednym - w tym roku weganizm to nie był dla mnie dobry wybór i prawie* wszystko mi o tym mówiło - mało co mi smakowało, często byłam głodna, czułam w sobie opór przed wieloma daniami i strasznie tęskniłam za różnymi smakami niewegańskimi, i co najważniejsze - schudłam 1 kilogram, czyli w zasadzie nic. Mój organizm wyraźnie bronił się przed tym sposobem odżywiania i w porządku, rozumiem, nie wszystko jest dla każdego w każdym momencie. 

* (Napisałam "prawie wszystko" bo nie czułam się źle fizycznie na tej diecie ani nie miałam problemów z trawieniem, snem czy poziomem energii, gdyby tak było, natychmiast przerwałabym ten eksperyment.)




Zobowiązałam się sama przed sobą, że zrobię jak co roku wiosenne oczyszczanie wegańskie i słowa dotrzymałam, i wbrew utrzymaniu wagi czułam się i czuję lżejsza wewnętrznie - nie potrafię tego wytłumaczyć. A teraz spokojnie wracam do wszystkojedzenia. I to nie jest tak, że nagle rzuciłam się na samo mięso i sery rezygnując z warzyw, przecież to nie tak! Po prostu włączyłam z powrotem do diety białko zwierzęce w rozsądnych ilościach, zbilansowane dużą ilością warzyw, szczególnie ciemnozielonych liści korzystnych dla nas na przedwiośniu. Znowu dostępne są dla mnie wszystkie japońskie smaki - bulion rybny, katsuobushi, jajka i ryby! 

 


Zrobiłam bardzo fajny obiad bazujący na przepisach z mangi, którą się obecnie zaczytuję - "きのう何食べた?" (Co wczoraj jadłeś?) - skrzydełka kurczaka duszone z daikonem, blanszowane brokuły z dressingiem (umeboshi, majonez, sos sojowy, mirin), surówka z cykorii, zupa miso z grzybami, cebulką i wakame, i oczywiście miseczka ryżu.


 

 


Taki obiad uważam za kompletny i idealny dla moich kubków smakowych - niewielkie danie białkowe, warzywa na ciepło, surówka, zupa, ryż lub makaron. Różnorodność smaków, kolorów, tekstur, temperatur, i wbrew pozorom robi się to wszystko szybko i sprawnie, ryż sam się gotuje w suihanki i nie trzeba go pilnować, warzywa są często błyskawicznie blanszowane i dosmaczone dressingiem, kuchnia japońska to szybka obróbka mięsa w niedużych kawałkach albo szybkie smażenie ryb, ewentualnie wrzucamy wszystko do garnka, doprawiamy i się powoli dusi. Materiału do inspiracji mam mnóstwo, bo manga ma 144 części! ^^*~~ (oglądałam też serial na podstawie tej mangi w japońskiej telewizji, z moim ulubionym aktorem Nishijima Hidetoshi i Uchino Seiyou, jest świetny ale niestety nakręcono tylko dwanaście odcinków plus dwa filmy długometrażowe)

 


Wiosna za oknem pełną gębą, a aktualnie to już chyba nawet lato!... *^0^*~~~ Jeszcze w sobotę miałam kurtkę ale w niedzielę idąc na wybory wystawiłam gołe łydki i ręce na promienie słońca. ^^*~~ (tak, wiem, czas dołożyć koloru bo szybko mi się wypłukuje... moje włosy niezmiennie są niepodatne na odbarwianie i nietypowe kolory farb. Do tego próba stylizacji prostownicą - 6/10... *^W^*)




Tylko patrzeć, jak bez za moim oknem kuchennym zakwitnie na fioletowo, sakury na terenie SGGW już prawie w pełnym rozkwicie. *^0^*




Zostawiam Was z pytaniem, na które odpowiedź daje Erill, bardzo to mądre. Następnym razem pięć razy się zastanowię, zanim zacznę znowu opowiadać o tym, co mi się w życiu działo, z pozycji ofiary!...

 


 

 

18 comments:

  1. Mazurki - no właśnie, uwielbiam mazurki, ale nigdy ich nie robię i uświadamiam to sobie dopiero po świętach, albo jak mnie ktoś poczęstuje. Nie było tej tradycji w domu i tak mi jakoś zostało... I poniewczasie obiecuje sobie, że na kolejną Wielkanoc będę piec mazurki. Jakby w innym czasie nie było można :).
    Szuba - hmmm... nie przepadam za sałatkami śledziowymi, chociaż śledzie lubię. Muszę spróbować obu wersji, tzn. z cienkimi warstwami i z grubymi, bo generalnie to jestem zwolenniczką składników rozpoznawalnych osobno, a nie mocno wymieszanych, ale owszem, mam świadomość, że czasem lepiej te smaki grają jednak jak są scalone.
    Farby do włosów - ostatnio dziwiłam się, że coraz częściej muszę odświeżać kolor, myślałam że to z włosami coś mi się porobiło z wiekiem albo po covidzie, ale koleżanki mnie uświadomiły, że to raczej farby teraz takie gorszej jakości... No cóż, skąd my to znamy - niby cena nie rośnie, ale opakowanie mniejsze, albo jakość gorsza.
    Sakury cudne! Wiosna się rozszalała i fajnie, chociaż wolałabym mniej ekstremalnie, za to stabilnie i na dłużej takie przyjemne ciepełko :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie, mazurki można piec cały rok, chciałabym w tym roku piec więcej tart na kruchym cieście, z kremem i owocami, to taka forma mazurkowa. ^^*~~
      Co do farby, to ja nawet nie mówię o tych ze sklepu, które podobno są słabsze od profesjonalnych, ale właśnie o farbie fryzjerskiej, którą mi nakładała moja fryzjerka! Odświeżam sobie kolor maską koloryzującą La Riche Toner Directions, ona jest zmywalna ale trzyma się na moich włosach tyle samo co te profesjonalne farby, hm... Czyli wychodzi na to, że jakość profesjonalnych produktów jest taka sama jak tych "zwyczajnych"?... To za co ja płacę u fryzjera?.....

      Delete
  2. https://japoniacentralna.pl Znasz ten sklep? Stacjonarny i internetowy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście! Robię u nich zakupy regularnie. 👍

      Delete
  3. U mnie w domu rodzinnym tez nie było mazurków, ale jak zaczęłam Wielkanoc organizować u siebie, to starałam się co roku robić mazurek na kruchym cieście i nieskromnie powiem, że to było to ciasto, które schodziło zawsze w całości. W tym roku nie robiłam mazurka, bo miałam nadzieje, że dzięki temu mniej ciast się zmarnuje (zresztą szykowałam przecież śniadanie i dom na przyjęcie gości), a i tak babka od teściowej uschła i pójdzie do kompostu, bo nie zamroziłam jej zaraz po Świętach a potem wyjeżdżałam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A czy Twoja teściowa jest osobą, której można powiedzieć, żeby może następnym razem zrobiła sałatkę zamiast ciasta? Bo wyraźnie Twoje wypieki są smaczniejsze!.... (tego już jej tak wprost nie mów! *^W^*) A może przyrządziłaby coś, co rodzina zje ze smakiem i się nie zmarnuje.

      Delete
    2. Wiesz, nie wchodząc w szczegóły to jest tak, że każdy chce się pokazać z tym śniadaniem. Ja mówię teściowej, że tylko ja jem babkę, więc nie potrzebujemy całej a ona i tak przywozi całą i mi zostawia. Poza tym o przyniesienie kawałka mazurka została poproszona ciocia i jak zawsze przynosiła właśnie ten kawałek, to tym razem przyniosła 3 kawałki :) Generalnie, poza tą nieszczęsną babką nic się nie zmarnowało, więc jest to i tak postęp w stosunku do poprzednich lat.

      Delete
  4. Z braku Twojego przepisu na Szubę, zrobiłam Szubę "z głowy", w sumie takie same składniki, tylko dodałam gotowane jajko. Ono tam wcale nie przeszkadzało, jednak następnym razem wypróbuję Twój przepis.
    A co do mazurków i innych kruchych spodów, to gdzieś kiedyś wyczytałam, że najlepsze proporcje na ciasto kruche to 3 : 2 : 1. Mąka, masło, cukier. I naprawdę ten spód wychodzi super. A mazurka to znam całkiem innego, przepis dostałam ponad 45 lat temu od babci mojego męża. W innych rejonach to ciasto znane jest jako miodownik, ale ja z sentymentu piekę "mazurka babci Rozalii", trzy placki na miodzie i sodzie, przełożone masą z kaszki manny, masła, cukru i migdału, polane czekoladą. To samo ciasto, tylko zamiast migdału dajemy zapach cytrynowy, a zamiast czekolady wierzch polewamy cytrynowym lukrem, ma nazwę krajanki czeskiej. Oba ciasta są przepyszne, robi się łatwo, wszyscy je lubią:).
    Oh Brahdelt, jak ja lubię czytać Twojego bloga!!!
    Pozdrawiam znad wzburzonego polskiego morza, wczoraj było 29 w cieniu a dziś marne 14 i wichura!
    PS Trzymam kciuki za remont :), Ela

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gotowane jajko bywa w innych wersjach szuby, więc nic źle nie zrobiłaś! ^^*~~ Najważniejsze, żeby nam smakowało, fajnie wypróbować różne wersje.
      Bardzo mnie zaciekawiła ta masa z kaszy manny z dodatkami, to musi być pyszne!!! Miodownika też nie znam, nie robiło się w domu i jakoś na niego nie trafiłam, czas to nadrobić, bo miód kocham. *^0^*
      Jeśli Cię to pocieszy (chociaż wiem, że słaba to pociecha...), to dziś w Warszawie też jest 14 stopni i podwiewa, rano było zachmurzenie a teraz jest południe i właśnie wyjrzało słoneczko. Ale wygląda na to, że na powrót "lata" musimy trochę poczekać, bo ten upalny weekend i poniedziałek to był chwilowy wybryk pogody, na razie wraca wczesna wiosna. (I słusznie, bo latem się jeszcze nacieszymy w lecie!)
      Popatrzyłabym sobie na morze, może by tak wyskoczyć gdzieś na kilka dni nad wodę, może w maju?... Zobaczymy. ^^*~~
      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!!!

      Delete
    2. Miodownik-mazurek ma tę zaletę, że im dłużej leży, tym jest pyszniejszy.
      Jeśli chcesz, oto przepis (ale z głowy, ja robię na oko, zawsze wychodzi):
      pól kg mąki pszennej, 1 jajko, pół szklanki cukru, 3 łyżki gęstej śmietany, wszystko razem na blat i dodać jeszcze łyżeczkę sody i rozpuszczone trzy łyżki masła i trzy łyżki miodu. Tak na oko, żeby ciasto dało się zagnieść, ma być raczej twardawe niż za miękkie. Podzielić na trzy części i upiec trzy cieniuteńkie placki. Ja kroję noże cienkie plasterki, układam obok siebie na papierze i palcami zlepiam
      , a potem wałkuję jak najcieniej (można przez freshfolię). Przenoszę na blaszkę, do nagrzanego piecyka i trzeba obserwować, bo szybciutko się piecze. Do złotego koloru- i tak trzy placki.
      Masa: w 1/2 litra mleka ugotować kaszkę mannę na gęsto, błyskawiczna najlepsza:), ostudzić pod przykryciem, żeby się kożuszek nie zrobił. Teraz: ja nie posiadam maszyn kuchennych, więc ucieram w makutrze takim wałkiem "obyś łysego męża miała", idzie szybko, do utartej mammy dodajemy po kawałku kostkę masła i cukier do smaku, ok pół szklanki (mniej) i na koniec szczyptę kwasku cytrynowego i olejek migdałowy. "Paluszek" wystarczy.
      Tą masą smarujemy placek, kładziemy drugi, smarujemy, kładziemy trzeci- na trzeci wylewamy polewę czekoladową: masło, cukier, kakao i odrobina mleka (proporcje na oko).
      Mazurek musi postać chociaż przez noc. Placki zrobią się wilgotne od masy, bo zaraz po upieczeniu są twarde i łamliwe. Całość przejdzie smakami, kwasek cytrynowy w masie robi robotę, bo masa nie jest za słodka, no a migdał i miód- wiadomo.
      Wiem, że lubisz eksperymenty w kuchni, serdecznie polecam ten "mazurek", piekę go od 45 lat i jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś powiedział "nie lubię tego". 18-go kwietnia odwiedzi mnie córka Ania, będziemy świętować jej 45-te urodziny, mazur będzie na honorowym miejscu na stole! I oczywiście Twój Śledź pod Szubą! :). Całusy!

      Delete
    3. Nawet mam makutrę i taki łysy wałek!... *^O^*~~~ Ale chyba skorzystam z maszyny.
      Bardzo dziękuję za przepis, na pewno wypróbuję!

      Delete
  5. Przepraszam za błędy.... Tej "mammy" ma być ok 6 łyżek na pół litra mleka. A placki przed pieczeniem nakłuć widelcem, a po upieczeniu szybko delikatnie zsunąć z papieru na blat do ostudzenia. Jak wystygną są łamliwe :)

    ReplyDelete
  6. Oj, stanę w opozycji do tego niepomagania... Uważam, że trzeba mówić o swoich problemach, nie wszystkim i nie non stop. Chowanie głowy w piasek, udawanie, że nie mamy problemów to bomba z opóźnionym zapłonem, która kiedyś wybuchnie. Zresztą, szczerze mówiąc, w ogóle nie przemawia do mnie Erill.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wydaje mi się, że tu nie chodziło o to, żeby w ogóle nie mówić o swoich problemach, wiadomo, że podzielenie się kłopotami z kimś nam przyjaznym może się okazać bardzo pomocne, bo oczyścimy głowę a przy okazji może usłyszymy jakąś dobrą radę. Tutaj chyba raczej chodzi o trwanie w takim częstym powtarzalnym opowiadaniu innym ludziom (a może też nawet i sobie, w duchu) o tym, jakie to my jesteśmy biedne, jakie mamy kłopoty, co nam się złego dzieje, że wszystko jest przeciwko nam. Jeśli ciągle o tym opowiadamy, to nasza głowa wciąż "żyje" tymi sprawami, zapieka się w użalaniu i czuciu się ofiarą zamiast skupić na znalezieniu rozwiązań. Znam taki styl z doświadczenia, moja mama tak żyła, pod koniec życia skarżąc się już każdemu na wszystko, co jej się przydarzało... To nie było fajne szczęśliwe życie...

      Delete
    2. Wiem Joasiu, ja to rozumiem.

      Delete
  7. Bardzo dziękuję za przepisy. Co tam, ja Ci dziękuję za każdy wpis. Ty do mnie przemawiasz, jesteś taka normalna, osadzona w rzeczywistości, a zarazem delikatna z piękną duszą.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ojej, bardzo miło mi to czytać! ^^*~~ Ja po prostu piszę o tym, co mnie w danym momencie życia zajmuje, fajnie, że mogę na ten temat prowadzić dialog z czytelnikami, że ktoś korzysta z moich przepisów albo rzeczy, które polecam.

      Delete