Friday, November 29, 2019

Podróż do Wietnamu


 

Miałam zostawić ten przepis do kolejnego wejścia "Z zupą jej do twarzy" ale potem pomyślałam, że to po prostu krupnik z dynią! *^v^* Niesamowicie smaczny krupnik z dynią, więc zdecydowanie polecam ugotowanie go, potrawa idealna na czas skradającej się zimy!
I wanted to keep this recipe for the next post with soups but it's just a barley and veggies soup with pieces of pumpkin! *^v^* But, it's a very delicious barley and veggies soup, so I highly recommend to try it out!

 


Niedawno powróciliśmy do regularnych dalekich spacerów. I mówiąc "dalekie" mam na myśli, że przechodzimy około 8 i więcej kilometrów! Po takim spacerze jakże przyjemnie jest zasiąść w kawiarni nad kubkiem gorącej kawy i łykiem pysznej torfowej whisky! Ostatnio bywamy częstymi gośćmi Fortu Whisky niedaleko naszego domu.
Recently we went back to long walks. And by "long" I mean 8 and more kilometres! After such a walk it's best to sit down in a cafe with a cup of hot coffee and a glass of good whisky! We've become regulars to the Fort Whisky bar in the past month and we're happy it's so close to our home. 

 


Niedawno poczęstowano nas czymś cudownym na jesień i zimę - gorącą czekoladą z Taliskerem! *^V^*
Recently we've been served something perfect for Autumn and Winter - hot chocolate with Talisker! *^V^*




Podczas jednego z naszych spacerów zawędrowaliśmy do Wietnamu. *^o^*
A raczej na warszawską ulicę Bakalarską. Kiedyś znane miejsce giełdy kwiatowej, od jakiegoś czasu również centrum handlu Wietnamczyków, co oznacza nie tylko stoiska z ubraniami, ale też bary i sklepy z jedzeniem!!!
During one of our walks we went to Vietnam! *^o^*
Or rather, to the Bakalarska street in Warsaw, the place of the flower wholesalers and also the Vietnamese shopping centre, the place with clothes, and also bars and food shops!!!
 





Zaczęliśmy od kanapek w barze Banh Mi 3T co było wyjątkowo smacznym i niedrogim doświadczeniem! Wypiliśmy też po kubku wietnamskiej herbaty z mlekiem i galaretkami, słodkie szaleństwo. ^^*~~
We started with sandwiches at the Banh Mi 3T bar and it was a very delicious and cheap experience! We drank a cup of Vietnamese teas with milk and some sweet jelly beans. ^^*~~
 



A potem wybraliśmy się na przeszpiegi do sklepów z jedzeniem i tam poczułam się jak w Wietnamie...
Mniej więcej połowa towarów była opisana tylko po wietnamsku a wygląd zawartości nie mówił nam nic konstruktywnego... *^w^* Nawet niektóre warzywa i owoce były bardzo egzotyczne! No bo można tam kupić np: taro (japońskie satoimo):
And then we went to some food shopping in the three markets there and at that time I felt as if I was in Vietnam...
Half of the merchandise had only Vietnamese writing all over them, and the contents of the packages were very mysterious... *^w^* Even some fruits and vegetables were totally exotic! For example, you can buy there taro (Japanese satoimo): 




Albo yam (do zrobienia tororo! ^^*~~)
Albo owoc o nazwie cherimoya.
Or yam (to make tororo! ^^*~~).
Or the cherimoya fruit.



My kupiliśmy coś fajnego - suszone skórki z tofu, które namaczamy przed przyrządzeniem a potem można je dusić z warzywami czy mięsem, dorzucić do zupy, grillować posmarowane sosem, co nam przyjdzie do głowy.
We bought something funky - dried tofu skins that you soak in warm water before adding it to some dish, you can make a stew with meat and veggies, add them to some soup, grill smeared with an aromatic sauce, whatever we like.
 



Kupiliśmy też coś, co polecił nam kolega: bánh chưng i banh gai
We also bought something our friend recommended:  bánh chưng i banh gai




Bánh chưng to zawiniątko w liściach bananowca składające się z kleistego ryżu, fasoli mung i duszonej wieprzowiny, które gotuje się na parze. Kupuje się taką paczkę już gotową do jedzenia, a w domu można ją pokroić na kawałki i zjeść na zimno albo obsmażyć i posypać cukrem (tak! cukrem właśnie! smakuje to trochę jak nasze placki ziemniaczane).
Bánh chưng is a sticky rice wrapped around some cooked pork and mung beans, covered in banana leaves. It's been steamed and it's sold ready to eat. You can eat it cold or cut into slices, fry and eat with some sauce or sugar! (and it tastes good! ^^).



A banh gai to też zawijas z mąki ryżowej z aromatycznymi liśćmi gai i melasą, tym razem na słodko bo w nadzieniu jest fasola, wiórki kokosowe, nasiona lotosa. Jak dla mnie mało słodkie i w ogóle mało w tym smaku jakiegokolwiek, ale Robertowi smakowało.
And banh gai is a wrap made of rice flour with aromatic gai leaves and melasa, it's a dessert with some beans, coconut flakes, lotus seeds inside. For me it doesn't have much flavour but Robert quite liked it.



***

Z innych wiadomości - urządziliśmy spotkanie produkcyjne z Leną i Wojtkiem nad garnkiem japońskiego nabe i ustaliliśmy, że w przyszłym roku jedziemy razem do Japonii w maju! *^V^* To jaka wstępna informacja dla tych, którzy śledzą nasze wakacje na Fumach Turystycznych.
Other news - we arranged a meeting with Lena and Wojtek, our friends who accompanied us to Japan in 2018 and we decided on the next Japanese adventure in May 2020! *^V^* That's important for the ones who follow our holiday adventures on Fumy Turystyczne blog. 




To teraz zostawiam Was z kotami, pyszną kawą i kieliszkiem proseco, a sama idę ratować nową sukienkę... Nie pytajcie, opowiem niebawem!
Do następnego razu i wspaniałego weekendu! ^^*~~
So now I'm going to leave you with cats, a cup of great coffee and a glass of proseco, and I'll go and try to save my newest dress I've been making... Don't ask, I'll tell you everything next time!
See you soon and have a great weekend! ^^*~~




Sunday, November 03, 2019

Eksperyment



Od trzech tygodni prowadzimy eksperyment. 
We've been conducting an experiment for the past three weeks.
 



No bo tak - przez całe życie twierdziłam, że jestem nocnym markiem. Wieczorem mogłam siedzieć do oporu, za to rano spałam ile się dało. Gdy jeszcze chodziłam do biura, nie dało się za długo, więc oczywiście zwlekałam się z łóżka w ostatniej możliwej chwili - tak, żeby tylko nie spóźnić się do pracy. A z kolei wieczorami siedziałam przed telewizorem bezsensownie przerzucając kanały... 
Throughout the whole life I've been declaring I was a night owl. I would stay late in the evening till very later and in the morning I slept as long as I could. When I was still working in the office, I had to wake up early of course, but I dragged myself out of bed at the last possible minute when I could be on time to work. But in the evenings - I stayed in front of the TV mindlessly flipping through the channels...




Potem, gdy już nie musiałam wstawać rano do pracy, tym bardziej nie przejmowałam się, o której się kładę i do której śpię następnego dnia. Kilka razy w życiu podejmowałam próby wczesnego wstawania - "żeby nie tracić dnia", "żeby zyskać trochę czasu na rzeczy, których nie zdążam zrobić w trakcie dnia", ale to się nie uda, jeśli człowiek idzie późno spać i jest zbyt zmęczony!
Then, when I didn't have to get up early for work, I couldn't care less what time to go to sleep and wake up the next day. I've tried a few times in my life to get up early "so I wouldn't loose a day and had more time for different activities" but when you go to bed very late it's impossible to get up early!




Trzy tygodnie temu Robert miał tydzień zmian na 6:00 rano. Przerażająca godzina, szczególnie jesienią i zimą, kiedy za oknem jest jeszcze kompletnie ciemno! W związku z tym zaczęliśmy chodzić do łóżka około 21:00. Nie mówię, że zasypialiśmy o tej godzinie, bo jeszcze było mycie się, czytanie książek, rozmawianie, ale odpuściliśmy sobie oglądanie "jeszcze tylko jednego odcinka serialu" który kończyłby się grubo po 22:00, około dziewiątej wyłączaliśmy telewizor i światła w pokoju dziennym, koty szły do łóżka i przenosiliśmy się do drugiej połowy mieszkania, żeby się powoli wyciszyć i przygotować do spania. Niedługo potem zasypialiśmy.
Three weeks ago Robert had a 6 am shifts week at work. A horrendous hour, especially in Autumn and Winter when it's still completely dark! So, we started to go to bed around 9 pm. I'm not saying we closed our eyes at that time, but we skipped "just another TV series episode", turned off the living room lights, started to have a bath, transferred with the cats to the other half of the apartment = bedroom, talked and read books in bed, to calm down and prepare for sleeping. Not long after that we went to sleep.




Pierwsze dni eksperymentu nie były kompletnym sukcesem. Raz obudziłam się o 6:00 tylko po to, żeby od razu zasnąć z powrotem i wstać o 9:00. Kolejnej nocy nie mogłam w ogóle zasnąć, oczy zamknęły mi się dopiero o świcie, w związku z tym wstałam po 10:00 nieprzytomna... Ale powolutku zaczęłam wchodzić w stały rytm - do łóżka około 21:00, zasypiam 22:00 - 22:30, budzę się między 6:30 a 7:00. I wstaję!
The first days of the experiment weren't a complete success. Once I woke up at 6 am just to close my eyes immediately and sleep till 9 am. On the next night I couldn't sleep at all, falling asleep at dawn, so I got up all confused after 10 am... But with small steps I started to get into a steady rhythm - going to bed around 9 pm, going to sleep around 10:00 - 10:30 pm, and waking up between 6:30 - 7 am. And I do get up!




Robert celowo wziął kolejne kilka dni na poranną zmianę, a kiedy pracował w domu - również siadał do komputera z samego rana (było łatwiej, bo nie musiał dojechać do biura! *^v^*). A ja? Wstaję i robię sobie gorącą wodę z cytryną, imbirem i miodem. Wypijam ją na spokojnie, ubieram się w dres i zaczynam dzień od godziny jogi. Ćwiczę sześć razy w tygodniu, inaczej moja rwa kulszowa daje mi się we znaki, a dzięki jodze mogę ją utrzymać w ryzach. I o tej porze otacza mnie cisza, sąsiedzi jeszcze nie zaczęli odprowadzać dzieci do przedszkola i nie ma darcia się na korytarzu (mieszkam na parterze przy windzie i wyjściu z bloku więc odczuwam to bardzo boleśnie... ) a pan mieszkający obok jeszcze nie zaczął swojego wiecznietrwajacegoremontu i wiercenia lub stukania! *^w^*
Potem śniadanie i relaksująca powolna kawa. Wstawiam pranie, odkurzam. Zakupy między 8:00 a 9:00 rano są przyjemnością - w sklepie mało ludzi, nikt się nie spieszy, nie biega z wózkiem między półkami z obłędem w oczach, bo na razie przyszli tylko ci, którzy mają przed sobą bardzo dużo czasu!... *^0^* 
Robert took more early shifts on purpose and even when he worked from home he started early (it was easier, he didn't commute! *^v^*) And me? I get up, make myself a cup of warm water with lemon, ginger and honey. I drink it slowly, jump into gym clothes and do an hour of yoga. I practice six days a week, not that I'm so eager but it helps to keep my spine problems in control. At that time it's very quiet, neighbours didn't start to take their kids to kindergartens yet and there are no shouting and crying in the corridor (I live next to the lift and main entrance to the building so imagine my suffering!...). The man living next door didn't start his never ending renovations with drilling and knocking! *^w^*
Then breakfast and slow coffee. I start the washing machine, vacuum the floors. Food shopping between 8 am and 9 am is a delight - there aren't many people in the shop, and the ones who came have all the time in the world so there's no running around the aisles with a shopping cart like a headless chicken!... *^0^*




Do 10:00 mam już załatwione tak wiele, a kiedyś dopiero wygrzebywałabym się z pościeli!... Mam czas na szycie, na malowanie, a ponieważ Robert zaczynając pracę o 6:00 kończy ją około 14:30, to gdy wraca do domu jest wciąż jasno i możemy iść razem na spacer albo porobić coś, na co nie mieliśmy już siły, gdy wracał po 18:00 (przeważnie był tak zmęczony, że po kolacji przysypiał na kanapie...) W weekend kładziemy się trochę później, szczególnie jeśli jest jakaś impreza, ale nie siedzimy do późna bez celu a w niedzielny wieczór wracamy do rutyny wcześniejszego kładzenia się do łóżka.
Till 10 am I have so much errands done, and I used to slowly crawl out of bed at that time in the past!... I have time to sew, to paint, because Robert starts working at 6 am he finishes around 2:30 pm, so when he gets back home it's still bright outside so we can go for a walk or do something together. When he was coming home way past the 6 pm, we ate diner and he was so tired he was dozing off on the sofa... On weekends we go to bed later especially when there's some party with friends, but we do not sit aimlessly in front of the TV, and on Sunday evening we go back to our new routine of going to sleep early.




Nie mówię, że taki system jest dla każdego. Ale ja kiedyś twierdziłam, że NIE MA MOWY, żebym wstawała wcześniej, jest to w moim przypadku FIZYCZNIE NIEMOŻLIWE, a teraz cieszy mnie to, że nie tracę bezsensownie czasu wieczorami na zaleganie na kanapie i gapienie się w telewizor, a rano mam energię do działania. Być może po zmroku jesteś niesamowicie produktywna i kreatywna - ja nie byłam. Mój organizm szykował się do snu, tylko ja nie przyjmowałam tego do wiadomości i zmuszałam się do wegetacji na kanapie.
A co u Was? Jesteście rannymi ptaszkami czy nocnymi markami? Jesteście zadowolone z Waszej rutyny kładzenia się i wstawania? 
I'm not saying it's for everybody. But I was the one who used to say THERE'S NO WAY I could get up early, that it was PHYSICALLY IMPOSSIBLE in my case. But now I'm happy I don't waste time on dozing off on in front of the TV, and have energy in the morning. Maybe you are very creative and productive in the evening, I wasn't. My body was getting ready to sleep but I just didn't want to acknowledge that.
How about you? Are you an early bird or a night owl? Are you happy with your sleeping routine?

Thursday, October 31, 2019

A Dream of the Watercolour Artist

 


Na chwilę porzuciłam wiskozę na rzecz mojej ulubionej tkaniny - bawełny z elastanem. *^v^* 
For a moment I abandoned the viscose to use my favourite fabric to sew - cotton elastane. *^v^*




Taka kombinacja zapewnia wygodę szycia - materiał zachowuje się w zasadzie jak zwyczajna bawełna, jest stabilny, łatwo na niego przerysować elementy wykroju, natomiast w noszeniu jest wygodniejszy - minimalny dodatek elastanu pozwala na większy zakres ruchu przy odzieży przylegającej do ciała.
Such combination allows an easy sewing - the fabric behaves like a normal cotton, it's stable, easy to transfer the pattern onto it. It's also very comfortable to wear - the minimal addition of elastane provides the mobility of the fitted clothes.



Model jaki wybrałam to sukienka 118 z Burdy 09/2018. W oryginalnej wersji kwiatowa, ja postawiłam na geometryczny wzór w bieli i błękicie, materiał kupiłam w sklepie Kameleon. (Przy okazji podpowiem Wam coś, bo już kilkukrotnie robiłam zakupy w tym sklepie - tkaniny oferowane w Kameleonie są o wiele ładniejsze niż to widać na ich zdjęciach! ^^*~~)
The pattern I chose is a dress 118 from Burda 09/2018. In the original it's all about the flowers but I made it from the geometric print reminding me of the paintbrush strokes, I got this fabric from the online shop.




Zakochiwałam się w tej sukience z każdym skończonym uszytym elementem! ^^*~~ Wiem, często tak piszę o kieckach, ale to naprawdę jest jeden z moich ulubionych fasonów - koszulowa dopasowana góra z kołnierzykiem i rozkloszowany dół. (drugi równorzędny to dekolt w serek albo cache-cour, dół nieustannie obfity! ^^*~~).
I kept falling in love with each finished element of this dress! ^^*~~ I know, I often say this about my dresses but here is one of my all time favourite style - shirt dress top with a collar and buttons, and pleated full skirt. (the second favourite is the v-neck or cache-cour top)




Spódnica jest ciekawie wymyślona, na początku musiałam się dobrze przyjrzeć, o co chodzi w wykroju, bo musimy przerysować na papier trzy elementy pełne zakładek! Potem te trzy kawałki układamy obok siebie na szerokości tkaniny 140 cm i wyrysowujemy jeden element (no dobrze, dwa elementy - jeden to przód, drugi to tył ^^). Na koniec zszywamy zakładki do wysokości ok. 15 cm od góry i taki splisowany przód i tył przyszywamy do góry sukienki. Oczywiście jak zwykle odrysowałam talię na 38 a biodra na 44 i poprowadziłam nową linię spódnicy na bokach dla nowego rozmiaru - mojego! ^^*~~
The skirt is interesting, at first I had to think hard to figure out the pattern idea, because you start with three mysterious elements with lots of pleats! Then you place those three pieces on a 140 cm width of fabric next to one another and draw one piece of a skirt (okay, you draw two, one for front, one for back ^^). Then you stitch the pleats at the length of about 15 cm from the top and such pleated piece is stitched to the top front and back respectively. Of course I drew the waist size 38 and the hips size 44, and I drew a new line of sewing between those two - for a new size: mine! ^^*~~



I teraz uwaga - wiadomość stulecia! Nie zmieniłam niczego w tej sukience! Uszyłam ją dokładnie według Burdowego wykroju! *^V^* Co się nieczęsto zdarza, bo zazwyczaj coś mi nie pasuje i robię po swojemu, ale tutaj trzymałam się modelu co do elementu.
Now, the news of the century! I haven't changed a single part in this dress! I made it exactly according to the Burda's pattern! *^V^* Which isn't a normal practice, I'm usually not happy with something and do it my way, so yay me! ^^



***

Nie będzie chyba zaskoczeniem, że 31 października jak co roku - tego samego dnia! - miałam urodziny!... *^V^*
It wouldn't be a surprise that as each year I had birthday on 31st October!... *^V^*




W związku z tym mieliśmy bardzo napięty program spędzania tego dnia - zaczęliśmy od śniadania w Bułkę Przez Bibułkę w Konstancinie - pierwszy raz jadłam w tej kawiarni (są w czterech lokalizacjach w Warszawie) i było pysznie, a kawa wyśmienita, polecam! *^-^*

Potem pojechaliśmy do tajemniczego miejsca - komory normobarycznej! Nie będę się wgłębiać w szczegóły, poczytajcie o właściwościach zdrowotnych przebywania w takiej komorze, natomiast ciekawe było towarzystwo, w jakim spędziliśmy dwie godziny - to była grupa emerytów, w tym jedna Wikańska wiedźma! *^0^*
Na lunch wybraliśmy Zacne Prosię w Piasecznie - niby zwyczajne kanapki na ciepło, ale PYSZNE!!! Będziemy tam wracać. ^^*~~
W drugiej połowie dnia spędziliśmy trochę czasu na zakupach a urodziny zakończyliśmy tortem czekoladowym i cavą.
Szkoda, że urodziny są tylko raz w roku!... *^O^*
So, we had a very busy schedule for the day - we started with breakfast in a cafe that has four places around Warsaw but we've never been to any of them. It was a great food and a delicious coffee! *^-^*
Then, we spent two hours in the normobaric chamber! I won't write about the health benefits from spending time in such chambers, just read about it if you want, but what's interesting was the company we had there - a bunch of pensioners including one Wiccan witch!... *^0^*
For lunch we went to Zacne Prosię in the nearby town, a place with great warm sandwiches. It was our first time there but we will go back because their food was worth it! ^^*~~
We finished the day with some shopping and then with a bottle of cava and chocolate cake at home.
I wish birthday was more often than just one day a year!... *^O^*



 

Thursday, October 24, 2019

Musztarda (przed i) po obiedzie



Kto mnie zna ten wie, że ja Musztardę mogę zawsze - przed obiadem, w trakcie i po! ^^*~~
If you know me then you also know that I can eat Mustard anytime during the day! ^^*~~



Szczególnie tej jesieni, kiedy na musztardę na odzieży mam wielką chrapkę. Na szczęście nie muszę się nią wytytłać, wystarczy mi sukienka w musztardowo-złotym kolorze! *^v^*
Especially this Autumn, when I really feel like wearing mustard on me. Lucky me I don't have to put it directly from the jar onto my clothes, all I need is the dress in this pretty mustard-gold shade! *^v^*




Nie mam zbyt wiele do dodania na temat tego wzoru, bo to taka sama sukienka jak w poprzednim wpisie - model 111 z Burdy 09/2018. Tym razem minimalnie ją poszerzyłam i zrobiłam krótkie rękawy, wszystko na tyle na ile pozwolił mi materiał (o tym za chwilę).
I don't have much to add to the specifications of this pattern because it's exactly the same dress 111 from Burda 09/2018 like in the previous sewing post. This time I sligthly widened it and added short sleeves, all within the allowances of the fabric (I'll talk about it in a moment).




Materiał to najprawdopodobniej batyst bawełniany (albo grubsza wiskoza), i był to prezent od Justyny. Upolowała go z tego co pamiętam dawno temu w lumpexie, więc nie było szans na dokupienie większej ilości. Kupon był wprawie długi na prawie 2,5 m, ale miał dziwną szerokość około 85 cm (obydwa brzegi fabryczne), więc wycisnęłam z niego co się dało, żeby sukienka powstała! Rękawy dosłownie sztukowałam z kawałków!
This fabric was a gift from Justyna, she found it in some second-hand shop if I remember correctly, it's some thin cotton or maybe thicker viscose, natural fibers for sure. Because it was a lucky find I couldn't buy more of this, it was a long 2,5 m piece but it had a strange width of 85 cm... So, I squeezed this dress as much as I could from this piece of fabric, and I barely had scraps to turn them into mini sleeves!




W talii i przy rękawkach jest naszyta/wpuszczona gumka. Samo szycie, biorąc pod uwagę, że materiał był bardziej stabilny niż cienka wiskoza, poszło błyskawicznie! Na razie będzie noszona ze swetrem, rajtuzami, halką, płaszczem i szalikiem, ale wiosną i latem zabłyśnie jako jedyna gwiazda bez przykrywek! ^^*~~
In the waistline and in the sleeves there is elastic. The sewing was super quick because the fabric was more stable than a slippery viscose. At the moment I'll wear this dress with a sweater, tights, petticoat, jacket, shawl, but in the Spring and Summer it will just shine on it's own! ^^*~~



Wednesday, October 23, 2019

Z zupą jej do twarzy VI

Witam po raz szósty znad talerza zupy!
Poprzednie wpisy zupowe: I, II, III, IV, V(lato).
Welcome again for the sixth time to my soup oddysey!
The previous soups can be found here: I, II, III, IV, V(Summer).


Zacznijmy od Zupy Zimowej! *^v^* 
Zupa warzywno-rybna, przepyszna, rozgrzewająca, interesująca. Pomysł kompletnie autorski, powstał na zasadzie dorzucania składników i zgadywania, jakie smaki będą się uzupełniać, i wyszło mi coś niesamowitego!
Sama zupa bez dodatku ryb czy owoców morza wychodzi przepyszna, więc jeśli ich nie jadacie bardzo łatwo zmienić przepis na wegański - po prostu przed końcem gotowania nie dodajemy już ryby (bo rybę dodajemy na samym końcu tuż przed podaniem). 

- 2 l wody
- 2 drobno pokrojone marchewki
- 1 drobno pokrojona pietruszka
- pół pokrojonego pora
- 1 ziemniak, w kostkę
- 10 cm kawałek glonów kombu
- kilka suszonych grzybów
- kawałek selera, liście z selera lub natki (do wyjęcia po ugotowaniu)
- pół puszki pomidorów (lub 1 duży pomidor drobno pokrojony)
- pół szkl. kaszy pęczak (albo innej, albo pominąć)
- 2 Ł papryki słodkiej
- 1 ł płatków chilli
- 2 liście laurowe
- 2 ziela ang.
- garść szpinaku i ryba lub krewetki (dodajemy na 10 minut przed podaniem)
- sól, pieprz do smaku

Gotujemy do miękkości warzyw i kaszy, wyjmujemy selera, liście, ziele i kombu.
Na 10 minut przed podaniem delikatnie na wierzch zupy wkładamy pokrojony w kęsy filet z dorsza (albo inną ulubioną rybę lub krewetki) i garść szpinaku. Podajemy od razu.

Let's start with a Soup Of The Winter! *^V^* 
It's my own invention, veggetable-fish soup - delicious, warming, interesting. I discovered it by adding ingredients from the fridge and guessing the final taste, and my guess was correct! 
The soup is great even without any fish or seafood so if you don't eat them just don't add any (they go into the soup for just the last 10 minutes of cooking), and you'll have a vegan version.

- 2 l water
- 2 finely chopped carrots
- 1 finely chopped parsnip
- 1/2 finely cut leek
- 1 potato, cubed
- 10 cm kombu
- a handful of dried wild mushrooms
- a piece of celeriac, celeriac leaves or parsley (to remove after cooking)
- 1/2 can tomatos (or 1 finely chopped tomatos)
- 1/2 cup pearl barley (or other barley type)
- 2 Ł dried sweet paprika
- 1 ł chilli flakes
- 2 laurel leaves
- 2 allspice
- a handful of spinach and some fish or prawns (to be added 10 minutes before serving)
- salt, pepper to taste


Cook all the veggies and barley together till soft, remove kombu, celeriac and leaves.
10 min before serving place bitesize pieces of cod (or other fish or prawns) on the soup surface and spinach. Enjoy.




***

Następne odkrycie zupowe, które na zawsze wejdzie do naszego menu to wegański kapuśniak po żydowsku według przepisu Marty Dymek.
Kapusta i pomidory ale też rodzynki i cynamon, smak zaskakująco inny od tego, czego się spodziewamy po mięsnym kapuśniaku, bogaty, złożony, wielowymiarowy. Gotowałam już kilka razy, z kapusty słodkiej albo włoskiej, z dodatkiem pęczaku albo drobnej kaszy jęczmiennej, za każdym razem wychodzi cudo! Polecam serdecznie!!!
My next discovery is the vegan Jewish cabbage soup from the recipe by Marta Dymek's, Polish famous vegan cook.
Cabbage and tomatos, also currants and cinnamon, the taste is different from what we expect from the traditional cabbage soups, rich, complex, multilayered. I cooked it several times, with sweet cabbage or Savoy cabbage, with pear barley and tiny barley, each time it was supreme! I highly recommend it to try!!!
Zapisuję, gdyby przepis miał zniknąć ze strony Kuchni.tv.

Składniki:

  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • ⅓ szklanki rodzynek
  • 1 łyżka nasion kminku
  • 4 ziarna pieprzu
  • 2 goździki
  • 2 ziarna ziela angielskiego
  • 2 liście laurowe
  • olej do smażenia 
  • 700 g kapusty (ćwiartka małej główki)
  • ½ szklanki kaszy pęczak, suchej
  • ½ łyżeczki soli 
  • 1 puszka pomidorów krojonych
  • 1 łyżeczka majeranku, suszonego
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • ½ łyżeczki cynamonu
  • 1,5 – 2 litry bulionu warzywnego
  • sól i czarny pieprz
Cebulę pokroić w grubą kostkę, czosnek posiekać na plasterki. W garnku rozgrzać olej i dodać cebulę oraz czosnek wraz z rodzynkami i resztą przypraw. Smażyć na małym ogniu przez 3 – 6 minut, do czasu, aż cebula stanie się złota i zacznie rumienić się na brzegach.
Kaszę pęczak przepłukać dwukrotnie na sicie. Kapustę posiekać razem z głąbem i dodać ją wraz z kaszą do podsmażonej cebuli. Wsypać sól, zwiększyć ogień i podsmażać przez 5 – 8 minut, co jakiś czas mieszając.
Kiedy kapusta zmięknie, dodać pozostałe składniki, dokładnie wymieszać i gotować pod przykryciem 18 – 25 minut. Na koniec doprawić do smaku solą oraz czarnym pieprzem. Każdego dnia smakuje jeszcze lepiej oraz znacznie bardziej gęstnieje.




***



Teraz Gruzja. A jeśli Gruzja, to lobio czyli danie z fasoli, podawane na zimno lub ciepło, u mnie ze względu na porę roku pod postacią gorącej zupy.

- 250 g fasoli (suchej, namoczyć na noc, ja użyłam drobnej białej fasoli)
- 1/4 szkl. orzechów włoskich
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 Ł octu winnego
- pęczek koperku
- pęczek pietruszki
- kilka listków kolendry i mięty
- sól, cukier, pieprz do smaku

Fasolę po uprzednim namoczeniu ugotować do miękkości w tej samej wodzie (6 szkl.), pod koniec gotowania dodać drobno posiekaną cebulę, czosnek roztarty z solą. Zmiksować na gładko i dodać wody lub wywaru, jeśli chcemy otrzymać rzadszą konsystencję.

Orzechy zmielić w młynku, połączyć z zupą. Dodać ocet, posiekaną zieleninę i przyprawy. Robert dorzucił sobie garść sera typu bałkańskiego. ^^*~~

Now Georgia and it's rich bean soup called lobio, served hot or cold, thicker or thinned down, and since it's Winter I needed something warm and cozy.

- 250 g dried beans (leave in water overnight, I used small white beans)
- 1/4 c walnuts
- 1 onion
- 2 cloves of garlic
- 1 Ł wine vinegar
- a bunch of dill
- a bunch of parsley
- some corriander and mint leaves
- salt, sugar and pepper to taste

First cook the beans till soft (in the water you kept it overnight to soak, about 6 cups). When it's ready, add 1 finely chopped onion and garlic cloves mashed with some salt. Blend everything together and add some water or broth if needed.
Grind the walnuts, add to the soup. Add vinegar, chopped herbs and seasoning. 

***




I wracamy na grunt rodzimy - boczniaki a la flaczki. Korzystałam z tego przepisu, lekko go modyfikując - nie dodałam kotletów sojowych, za to dorzuciłam garść pieczarek, bo w lodówce nadszedł już ich czas na wyprowadzkę, oraz dla zrównoważenia słodyczy zupy (bo cztery marchewki dają mocno słodki smak!) dosypałam czubatą łyżkę wędzonej papryki, łyżeczkę wędzonego chili i łyżeczkę płatków chili. Zjedliśmy z chlebkiem i ze smakiem! ^^*~~
Let's go back to the Polish cusine and eat oyster mushrooms stew (we usually cook tripe in this way but today I made the vegan version). I used this recipe,but changed some things - I didn't add soy cutlets, instead I added some white champignons, also because the soup turned out quite sweet from the carrots I added some smoked paprika, smoked chili and chili flakes to balance it. We ate it with bread! ^^*~~




– ½ kg boczniaków
– duża garść pieczarek
– 1 duża cebula
– 4 średnie marchewki
– 1 spory korzeń pietruszki
– 1 mały seler
– 3 liście laurowe
– 6 ziaren ziela angielskiego
– 2 Ł sosu sojowego
– 2 Ł nieaktywnych płatków drożdżowych
– sól i pieprz do smaku
– 1 Ł majeranku
– ½ ł mielonej gałki muszkatołowej
– 1 ł mielonej kozieradki
– 1 ł mielonego imbiru
– 1 ł mielonej kolendry
– 1 ł słodkiej papryki
– 1 ł mielonej gorczycy
– 1 Ł papryki wędzonej
– 1 ł wędzonego chili
– 1 ł płatków chili
– 1 mały pęczek natki pietruszki

Warzywa pokroić w paski lub kostkę, cebulę w piórka.
Przesmażyć na oleju, dodać wszystkie przyprawy i jeszcze chwilę smażyć.
Dolać 2 l wody i gotować aż warzywa zmiękną, doprawić do smaku solą i pieprzem. 

– ½ kg oyster mushrooms
– a big handful of champignon
– 1 big onion
– 4 medium carrots
– 1 big parsnip
– 1 small celeriac
– 3 laurel leaves
– 6 allspice seeds
– 2 Ł soy sauceo
– 2 Ł nutritional yeast flakes
– salt and pepper to taste
– 1 Ł marjoram
– ½ ł ground nutmeg
– 1 ł ground fenugreek
– 1 ł ground ginger
– 1 ł ground corriander
– 1 ł ground sweet paprika
– 1 ł ground white mustard seeds
– 1 Ł ground smoked paprika
– 1 ł smoked chili
– 1 ł chili flakes
– 1 small bunch of parsley to serve

Cut all the mushrooms and vegetables into slices or small cubes.
Fry them on some oil for a few minutes, then add all the spices and fry a few minutes more.
Add 2 l of water, bring to boil and cook until all the vegetables are soft. Add salt and pepper to taste, serve with chopped parsley.



Sunday, October 20, 2019

Scream

Tej jesieni chodzą mi po głowie kwiaty, najlepiej na jesiennym tle - butelkowej zieleni, granacie, czerni, albo jak w tej sukience - na pięknym brązowym bordo.
This Autumn I keep thinking about the flowers on Autumn backgrounds - dark deep bottle green, midnight blue, black or - like in this dress - a beautiful red Bordeaux. 




Model to sukienka 111 z Burdy 09/2018 i przyznaję, że rok temu wcale na ten numer Burdy nie zwróciłam uwagi... Ale teraz, kiedy czuję potrzebę szycia jesiennego, jak pies tropiący siedzę z nosem w archiwalnych numerach i wyłuskuję wykroje! *^v^* I w tym wrześniowym wydaniu jest ich kilka, drugi model już się szyje! Ale dziś o sukience Scream (tak nazywa się kolor błyszczyka z Hauslabs, który dziś nałożyłam).
The pattern is dress 111 from Burda 09/2018 and I must admit a year ago I didn't pay much attention to this issue... But now, when I feel a sudden urge to make things for Autumn, like a tracking dog I sit with my nose in my Burdas archive and find the perfect patterns! *^v^* In this September issue there are several nice ones, the second model is already on my sewing table! But today a few words about the Scream dress (that's the name of the lip gloss from Hauslabs I put on today). 




Po raz drugi w życiu szyłam z wiskozy, tym razem kupiłam piękny bordowy kupon w sklepie materialki.pl (korci mnie, żeby do tej wersji kolorystycznej dodać jeszcze zieleń i granat... ^^). Wiskozę nosi się cudownie, niczym mięciutką mgiełkę otulającą ciało. Trochę się gniecie, ale bez przesady. Sam model sukienki jest bardzo prosty i szybko i łatwo się ją szyje, nie ma żadnych podstępnych elementów, które mogą sprawiać trudności, na przykład nie ma tu suwaka. Dłużej zajęło mi przenoszenie elementów wykroju na materiał (wiskoza jest cienka i śliska, i ucieka ze stołu i spod kredy krawieckiej czy ołówka), niż samo szycie!
For the second time in my life I've been sewing viscose, this time I got this Bordeaux beauty from an online shop (and I keep thinking whether I also need the blue and green versions of that pattern?... ^^). Viscose is a dream to wear, light like a cloud and soft on your skin. It creases a bit, but not terribly. This pattern is very easy and quick to sew, no insidious elements that would bring any difficulties, no zipper for example. It took me longer to transfer the pattern elements onto the fabric (viscose is thin and slippery, it slips from the table and from the drawing chalk or pencil) than sewing itself!




Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zmieniła. *^-^*  Tutaj pominęłam wiązanie przy mankietach, nie wydało mi się to praktyczne - trzeba mieć pod ręką kogoś, kto nam te mankiety zawiąże na kokardki i będą plątać się w rękawy swetrów... Zamiast tego wydłużyłam rękawy o 10 cm i zakończyłam je gumką w tunelach. Pominęłam też materiałowy pasek w tunelu w talii, wszyłam od spodu bezpośrednio na materiale gumkę marszczącą, która równomiernie zebrała materiał. Gdybym miała coś zmienić w kolejnej wersji tej sukienki - zrobiłabym ją szerszą, mocniej trapezową od samej góry, żeby spódnica dała więcej falowania wokół sylwetki. *^o^*
I wouldn't be me if I didn't change a thing or two. *^-^* So, here I skipped the tying bows at the cuffs, they didn't seem practical - you have to ask somebody else do tie your cuffs and they would bulk the sweater sleeves... Instead, I drew the sleeves 10 cm longer and added the elastic in the tunnels at the ends. I also skipped the fabric belt sewn into the waistline, I added the elastic directly onto the fabric in the waist, to keep steady control over the pleating. If I were to change something in the next version of that dress - I would make it wider, more trapezoid starting at the armpits to get more flare around the hips and legs from the skirt. *^o^*



***

A teraz będę chwalić i narzekać.




Tak się złożyło, że w poprzednim tygodniu odbyły się dwie imprezy poświęcone alkoholom mocnym. W czwartek byliśmy na Salonie Alkoholi Mocnych organizowanych przez hurtownię M'n'P.  Wydarzenie kameralne ale bardzo przyjemne, ciekawi wystawcy, koszt biletu 70 zł a w cenie biletu dużo whisky i ginów do spróbowania (oraz inne alkohole, ale te dwa nas głównie interesują), część alkoholi do degustacji na dodatkowo płatne kupony. Odkryliśmy bardzo interesujące smakowo whisky i gin z destylarni Tobermory! *^v^*




W sobotę za to poszliśmy na Whisky Live Warsaw - impreza z większym rozmachem z dużą ilością wystawców. Bilet kosztował 125 zł w przedsprzedaży (150 zł w dniu festiwalu), a w cenie biletu? No właśnie.....
Na wielu stoiskach w cenie biletu nie można było spróbować ANI JEDNEGO alkoholu, WSZYSTKIE propozycje danej destylarni albo dystrybutora od najbardziej podstawowych do drogich maturowanych były dostępne za dodatkowo płatne kupony! Na wielu stoiskach w cenie biletu była dostępna jedna podstawowa wersja alkoholu jaki produkują - ta najbardziej nudna i znana, reszta za kupony. I mówimy tu o kwotach od 5 zł do nawet 100 zł i więcej za kupon za łyk whisky!...
Usłyszeliśmy w kuluarach, że to specjalna strategia organizatora, żeby odwiedzający wybierali i degustowali alkohole, a nie po prostu przyszli się nawalić jak bombowce dużą ilością procentów w cenie biletu. Ale... na serio?... Owszem, na festiwalu chodzi się między stoiskami z kieliszkiem degustacyjnym i dostaje się do niego mniejszy lub większy łyczek alkoholu, ale nikt nikomu nie zabrania wracać nawet dziesięć razy do jednego stanowiska, i było wystarczająco bazowych alkoholi w cenie biletu żeby ci co chcieli poupijali się na sztywno. Uwierzcie mi, przed 21:00 czyli pod koniec festiwalu widzieliśmy sporo panów nie mogących utrzymać pionu, chodzących zakosami, sikających pod ścianą budynku!... Jeśli organizator chce podnieść prestiż imprezy i podkreślić jego ekskluzywność, niech zwiększy cenę biletów do 250 zł, ale w tej kwocie pozwoli spróbować wszystkiego, myślę, że taki krok odsiałby część uczestników, którzy przychodzą się po prostu upić. 




A skoro mówimy o pieniądzach...
Podczas festiwali można kupić alkohole w korzystnych cenach i to jest naprawdę fajne, bo dobre alkohole mocne potrafią być koszmarnie drogie. W czwartek ceny festiwalowe dochodziły nawet do 50% zniżki (od przyzwoitych cen regularnych)! Natomiast na sobotniej imprezie...
Rzucając pobieżnie okiem na cennik festiwalowy stwierdziliśmy, że coś nam nie gra, ale dopiero spokojne porównanie cen kilku butelek pokazało pewną prawidłowość - festiwalowe ceny po obniżkach były często wyższe niż regularne ceny tych alkoholi w innych sklepach niż ten związany z organizacją festiwalu!!!
To wszystko dało nam do myślenia, poczuliśmy się nieco robieni w konia i zaczęliśmy kwestionować nasz udział w Whisky Live Warsaw w kolejnych edycjach.




Tyle na dzisiaj, ja wracam do delektowania się ciepłą słoneczną niedzielę, mamy w planach pieczoną kaczkę na obiad a potem spacer i kawę na mieście. Życzę Wam miłego tygodnia i do zobaczenia następnym razem! *^-^*~~~