Wednesday, August 24, 2011

Włosy II

YarnFerret, tylko nie wyrzucaj nagle wszystkich szamponów jak leci! ~^^~ Ja wciąż mam na półce SLS-owy szampon do sporadycznego zmycia z włosów silikonów, gdyby mi się takie trafiły w innych kosmetykach i zechciały nadbudować na włosach. A czytanie etykiet - czy to jedzenia czy mazideł, powoduje, że dokonujemy bardziej świadomych i zdrowszych wyborów, też to lubię. *^v^*

Mnemonique, dziękuję za życzenia! ~^^~ A co to jest szampon "zwykły najzwyczajniejszy"? ^^ Te najtańsze polskie z najniższej półki w dyskoncie mogą mieć skład świetny albo kiepski, nie cena albo popularność występowania jest wyznacznikiem.

***

Dzisiaj trochę mojej włosowej historii czyli jak to się zaczęło...

Ano tak, że miałam już dość, że kilka godzin po myciu moje włosy wyglądały jak nędzne niteczki. Nie przetłuszczały się, nieszczególnie wypadały, nie miałam łupieżu, końcówki nie były jakoś strasznie porozdwajane, ale... włosy były bardzo cienkie, suche i nijakie. Mimo, że od dwóch lat je zapuszczałam od bardzo króciutkich i robiły się coraz dłuższe, wciąż chodziło mi po głowie radykalne cięcie, takie marne niteczki mi rosły. Co więcej, moje włosy były bardzo przesuszone, więc łatwo łamały się w różnych miejscach na całej długości i dlatego puszyły się jak szalone - każdy z nich miał końcówkę na innej długości, i im bliżej końca tym było ich mniej, stąd ta smętna cienka kitka. Dlatego najchętniej wiązałam je gumką lub spinałam gładko przy głowie, żeby nie mieć z nimi za dużo do czynienia.

Historia

Od dziecka miałam zawsze bardzo długie (do pupy) gęste ciemnobrązowe włosy zbierane w gruby warkocz (jeden albo dwa). Możecie nie wierzyć, ale do 15 roku życia codziennie wieczorem mama zaplatała mi te nieszczęsne warkocze, żebym miała gotową fryzurę do szkoły (co przypadkowo całkiem nieźle robiło moim włosom, bo w trakcie snu były zebrane razem, teraz to wiem ^^) Chyba nie muszę dodawać, że nie wolno mi było włosów obciąć! A ja chciałam mieć krótkie fryzury (albo po prostu INNE fryzury niż warkocze...).

Kiedy byłam w liceum, przestałam nosić warkocze i niestety zaczęłam farbować włosy, na przemian farbami chemicznymi i henną!... (wiem, że tak nie wolno, ale wtedy nie wiedziałam). W efekcie moje włosy robiły się coraz słabsze i cieńsze, aż wreszcie sama moja rodzicielka, wcześniej kategorycznie sprzeciwiająca się obcinaniu włosów zaczęła mnie namawiać na radykalne skrócenie w celu wzmocnienia. Cóż z tego, skoro teraz to ja już chciałam mieć tylko długie włosy! Ale przycięłam je do ramion, raz na jakiś czas wtarłam sok z rzepy, potem jakiś płyn wzmacniający z drogerii (pamiętacie płyn L lub K, jak on się nazywał? ^^), ale nie dawało to rewelacyjnych efektów (może gdybym robiła to regularnie?... ^^).

Czas mijał, a moim jedynym rytuałem dla włosów był szampon i odżywka, jak widać nie było to wystarczające dla ich wzmacniania i odbudowania, a czynniki zewnętrzne bynajmniej nie sprzyjały zdrowym włosom - stresująca praca, śmieciowa dieta, farbowanie.

Miałam też w życiu kilka nieudanych wizyt u fryzjera, włącznie z tą sprzed dwóch lat, kiedy po totalnie brzydkim cięciu musiałam ściąć włosy na króciusieńko. Myślałam, że może wzmocni to moje włosy i przyspieszy ich odrastanie, ale moje oczekiwania się nie sprawdziły (włosy to nie trawnik...). Może na początku rzeczywiście włosy ruszyły szybciej, ale potem tempo wzrostu zmalało, a to, co odrosło nie było dużo lepsze od tego, co wcześniej obcięłam.


Na początku sierpnia zabrałam się za gruntowną pielęgnację włosów, zaczęłam czytać portal Wizaz.pl i blogi "włosomaniaczek", z których dowiedziałam się całej masy przydatnych rzeczy, zaczęłam gromadzić i stosować różne produkty do pielęgnacji wewnętrznej i zewnętrznej, które miały wspomóc odrodzenie się moich pięknych włosów. Plan był taki, żeby od razu "uderzyć" z wielu stron maksymalną ilością substancji odżywczych i zabiegów pielęgnacyjnych, tak więc wyedukowałam się lekturami blogów osób, które zaczęły przede mną i zaopatrzyłam się w różnorodne specyfiki.

A jakie, o tym będzie następnym razem. *^v^*

***

I jeszcze informacja o rozdawajce u Idalii!!!

4 comments:

  1. .Greetings from Finland. This, through a blog is a great get to know other countries and their people, nature and culture. Come take a look Teuvo images and blog to tell all your friends that your country flag will stand up to my collection of flag higher. Sincerely, Teuvo Vehkalahti Finland

    ReplyDelete
  2. Aha - przypomniało mi się - bywasz na forum: http://www.longhaircommunity.com/? Kopalnia wiedzy i dobrych pomysłów popartych praktyką. Oraz rzecz, która chyba najbardziej pomogła mi na włosy - SMT (Snowymoon's Moisture Treatment) wymyślony przez jedną z forumowiczek: 4 części odżywki bez silikonów i protein, 1 część miodu, 1 część żelu aloesowego (nie dodawać przypadkiem jedwabiu w płynie, bo nie zadziała). Podgrzać w mikrofali (opcjonalnie) nałożyć na wilgotne lub suche włosy, zwłaszcza końcówki, owinąć folią, albo nałożyć czepek i siedzieć z tym tak długo, jak się da, minimum pół godziny. Zmyć nie używając szamponu. To jest cud dla włosów puszących cię i kręconych/falowanych :-) A drugim cudem dla włosów podatnych na kręcenie jest płukanka z wywaru z siemienia lnianego (musi mieć konsystencję płynu, nie "glutka") - działa nawet na moje niespokojne włosy ;-)

    ReplyDelete
  3. Też mam okropne problemy z włosami, nie cierpię ich po prostu. Mam dośc gęste, ale szybko się przetłuszczają, a końcówki się przesuszają i szybko się rozdwajają.
    Tak mnie irytują, że niczego poza szamponem i środkiem ułatwiającym rozczesanie nie używam. Chyba muszę poszukac tych blogów i może kiedyś w końcu będę miała przyzwoite włosy.

    ReplyDelete
  4. Też coś wiem o zapuszczaniu włosów "bo szkoda obcinać". U mnie doszło do tego, że miałam włosy do wpół łydki, a warkocz ocierał mi się o tylne koło w rowerze. Metrowy warkocz był moim znakiem rozpoznawczym, ale moim zdaniem nie dodawał uroku. Końce były zniszczone, mimo regularnego podcinania końcówek. Włosy od zawsze miałam cienkie (blond :()ale kiedyś nawet gęste. Niestety zaczęły mi wypadać i mój warkoczyk przykro "schudł". W wieku 17 lat poszłam do fryzjera skrócić fryzurę o połowę, żeby zbytniego szoku nie było. Wyszłam prawie z płaczem, bo pani fryzjerka zapytała najpierw "czy jestem świadoma co chcę uczynić", a następnie, że obetnie ale za zgodą mojej mamy... Jako dorosła niemal osoba musiałam iść do fryzjera z mamą! Od tamtej pory zawsze miałam warkocz mniej więcej do pasa, bo czułam, że nie byłabym sobą, gdybym ścięła włosy na krótko (choć krótkie fryzury kuszą!). Dopiero ostatnio zdecydowałam się na bardziej radykalne cięcie - do łopatek. Mimo tego, że włosy są już dużo lżejsze niż kiedyś, nie mam ich tak dużo jak kiedyś. Czasem zastanawiam się, czy to nie wina wieku. Co prawda mam 25 lat dopiero, ale wiadomo, że z wiekiem zmienia się organizm kobiety i może to ma główny wpływ na gęstość włosów? Życzę szybkich i trwałych efektów kuracji odżywiającej! Pozdrawiam!

    ReplyDelete