Sunday, March 05, 2017

Różności, smaczności i higieniczności

Dziś będzie niezmiernie kulturalnie. ^^*~~
Today will be a very cultural post.  ^^*~~




Ale zaczniemy od kultury osobistej.
Mąż wyraził niezadowolenie, że jeszcze nie napisałam na blogu o naszym nowym mieszkańcu, a jest z nami od poniedziałku, no to nadrabiam zaległości! ^^*~~
Let's start with some personal culture. My husband said he's not happy with the fact that we've had a new member of the family since Monday and I still haven't written about it on my blog, so here it is! ^^*~~

W 2011 roku po powrocie z Japonii postawiliśmy sobie za cel znalezienie na naszym rynku urządzenia, do którego się w ciągu tamtego pobytu przyzwyczailiśmy i bez którego było nam niekomfortowo. Mam na myśli washlet. Washlety są tam prawie wszędzie - w domach prywatnych, w łazienkach hotelowych i w centrach handlowych, nawet w toalecie w pociągu czy w samolocie japońskich linii lotniczych! W Polsce od lat znana jest idea bidetu, ale po pierwsze, trzeba się na niego przesiadać bo jest osobną muszlą klozetową i jest z tym trochę zamieszania, a po drugie nie każdy ma miejsce na dodatkową muszlę w wc!... Washlet za to towarzyszy muszli klozetowej - albo jest niewielką nakładką albo jest wbudowany w deskę.
After we came back from Japan in 2011 we decided to find the appliance that we used there everyday and we couldn't imagine our existence without anymore. Namely, the washlet. In Japan washlets are almost everywhere - in people's homes, in hotels and shopping malls, even in train toilets and on the planes! In Poland we've had bidets but it's not the same - first, you have to change the seat when you want to use it and it can be a bit of a fuss, and second, a few people have bathrooms big enough to accommodate both the toilet and the separate bidet. Washlet is another story - sometimes it's a small attachment to the toilet seat and in other cases it's built into the seat.



Tak, na tym blogu nie boimy się tematów toaletowych, bo nic co ludzkie nie jest nam obce! A komfort to nasze drugie imię, Joanna i Robert Komfort-Kostrzewa. *^w^*
Yes, here on this blog we're not afraid of toilet topics because nothing human is foreign to us! And comfort is our second name, Mr. and Mrs. Comfort-Kostrzewa. *^v^*




W lipcu 2011 kupiliśmy podstawowy model firmy Biobidet (pisałam o tym tutaj) i dzielnie nam służył przez następne niecałe sześć lat, aż wreszcie pod koniec zeszłego roku zaczął zdradzać oznaki zużycia. Życie bez washletu nie ma sensu, więc postanowiliśmy go wymienić na następny, tym razem podnieśliśmy standard doznań higienicznych i kupiliśmy model o klasę wyższy, i od poniedziałku mieszka z nami Biobidet BB i3000. 
In July 2011 we bought the basic model by Biobidet (I wrote about it here) and we used it for the next six years when it started to falter at the end of last year. Life without washlet has no sense at all so we bought another one, this time we chose the better model BB i3000.




Wygląda kosmicznie a działanie ma wręcz odrzutowe! Tak samo jak prostszy poprzednik ma regulację temperatury i dwie końcówki doprowadzające wodę - do mycia pupy i kobiecą, w tym modelu woda dodatkowo wiruje. Może również zrobić nam lewatywę (nie testowane! ^^) i dodatkiem jest dozownik na mydło w płynie. Dysze są lepiej umiejscowione niż w tańszym modelu, są bardziej schowane kiedy nie są w użyciu, więc mniej się brudzą. Jednak jeśli ktoś ma mniejszy budżet to spokojnie polecam prostszy model, spełnia swoją rolę równie dobrze i przez sześć lat byliśmy z niego zadowoleni.
It looks cosmic and works like a rocket! Just like the simpler model it has temperature adjustment and two nozzles - for cleaning the derrière and the ladies' parts, but in this model the water also swirls. It is strong enough to do the enema (not tested! ^^) and has a liquid soap dispenser. The nozzles are better placed than in the cheaper model - they're hidden when not in use so they're easier to keep clean. Yet if you have smaller budget you can buy the easier model and you'll be equally happy just as we were for the past six years.




Tak, po tym zdjęciu trzeba było wytrzeć sufit...... *^V^*
Yes, after taking this picture Robert had to wipe the water from the ceiling... *^V^*

Uprzedzając pytania, ani producent ani polski dystrybutor nic nam nie zapłacili za reklamę produktu. Po prostu dzielimy się naszymi odkryciami ułatwiającymi życie! 
We didn't get paid by the producer or a distributor for writing all this. You know that we only recommend what we think works best and we always express our opinions.

***

Porzućmy teraz kulturę toaletową i teraz przejdźmy do kultury wyższej. *^-^* W niedzielę wybraliśmy się do Muzeum Narodowego na wystawę Podróż do Edo. Japońskie drzeworyty ukiyo-e z kolekcji Jerzego Leskowicza. Ta technika fascynuje mnie od dawna, podziwiam ogrom pracy, jaki trzeba włożyć w przygotowanie kafli do drukowania obrazków i precyzję, z jaką trzeba nakładać kolejne kolory i pracować z papierem. Obrazki ukiyo-e, narzędzia i sposoby ich tworzenia mogłam po raz pierwszy obejrzeć w Muzeum Edo-Tokyo w 2011 roku, a teraz odświeżyłam sobie tę wiedzę tu na miejscu. Wystawa jest różnorodna, zawiera obrazy kilku autorów z kilku cykli i różnych czasów, a ja podpatrywałam sposoby przedstawiania elementów natury - wody, drzew, gór, i pracy światłocieniem dla oddania pór roku czy pory dnia. Bardzo polecam nie tylko miłośnikom kultury Japonii, bo jest to interesujący i wręcz chwilami rozrywkowy sposób na spędzenie czasu, kiedy to wpatrywanie się w przedstawione postaci pozwala nam odszukać zabawne miny, fikuśne stroje i zaskakujące scenki rodzajowe. W końcu, nie ma co się oszukiwać, ukiyo-e było swego rodzaju reportażem dla mieszczan, takim ówczesnym tabloidem ze zdjęciami z życia znanych i (mniej lub bardziej) lubianych (aktualnie panujący, znane kurtyzany czy aktorzy kabuki, wreszcie zwyczajni ludzie). *^v^* Wystawa jest czynna do 7 maja, wstęp 20 zł.
Okay, so let's switch now to the higher culture. *^-^* On Sunday we went to the National Museum to see the exhibition Journey to Edo. Japanese ukiyo-e prints form the collection of Jerzy Leskowicz. I've been fascinated by this technique for a long time, I appreciate the huge amount of work that needs to be done while preparing the wooden blocks for printing and the precision of applying each colour onto the paper. For the first time I saw the prints and the secrets of the trade in 2011 in the Edo-Tokyo Museum and now I could refresh my memory. This exhibition shows a vast range of prints from different times, authors and cycles so we get acquainted with various views on people and nature. I was especially interested with the ways they expressed such elements like water, trees, mountains, and the way they operated with light and shadows in showing seasons of the year and times of the day. I recommend this not only to the lovers of the Japanese culture, because it's a fun and interesting journey through the society of the XIX c. Japan. Let's face it, ukiyo-e was a form of a tabloid for the people of those times! *^v^* This exhibition can be seen till 7th May.

Po uczcie duchowej wyruszyliśmy na poszukiwanie uczty dla ciała, a ponieważ Uki Uki było jak zwykle zapchane po brzegi, poszliśmy dalej spacerkiem przez Warszawę, aż przypadkiem dotarliśmy do Laflaf, niewielkiej knajpki na Marszałkowskiej 68 (wejście od ul. Ks. Skorupki).
(zdjęcia poniżej były niestety robione komórką stąd brak jakości, z góry przepraszam)
After the Museum we went for lunch and after a short walk (we tried Uki Uki udon noodles but the restaurant was full!) we stumbled upon Laflaf, a small vegan bar. (the photos below were unfortunately taken with the cellphone hence the lack of good quality, sorry for that)




Wybraliśmy zupę z soczewicy (bardzo smaczna!) i danie o nazwie hamshuka falafel - hummus z sosem pomidorowym, z falafelami i gorącą pitą. I to było pyszne! Ale uwaga, to bardzo sycąca porcja. Nie wydaje się taka na pierwszy rzut oka, ale to jest talerz pełen hummusu! Dałam radę zjeść połowę porcji, resztę dostałam zapakowane na wynos. ^^*~~ Następnym razem weźmiemy takie jedno danie na dwie osoby a do tego talerz surowych warzyw. A falafele są super, w wierzchu chrupiące a wewnątrz soczyste, kiedyś myślałam, że nie lubię tej potrawy, ale trafiam na coraz lepsze jej wersje i chyba stanę się jej miłośniczką! Jeśli mieszkacie w stolicy albo odwiedzicie Warszawę i macie ochotę na dobre wegańskie jedzenie, polecamy to miejsce.
We took lentil soup (very good!) and hamshuka falafel - hummus with tomato sauce, falafels and hot pita bread. We just loved it! Be careful though, it's a big portion. It may not seem big at first but it a plateful of hummus! I managed to eat half of that and the rest was packed as a takeout. ^^*~~ Next time we'll take one hamshuka for two of us and some salad. And the falafels were great, crunchy on the outside but moist inside, I wasn't a big fan of that dish but I love it more and more when I try the good versions! If you're ever in Warsaw and want to eat something vegan and tasty, I can recommend this place.




A na deser kawa w Green Caffe Nero. (Widzicie? DOJ-adamy, ale jednego dnia w tygodniu pozwalamy sobie wypić słodką i "niezdrową" kawę na mieście. *^w^* Ale na ciasto nie mieliśmy zupełnie ochoty!).
And coffee for a dessert in Green Caffe Nero. (See? We are Slimming Our Menu but one day in a week we let ourselves a sweet and "unhealthy" coffee in town. *^w^* We didn't feel like eating cake though!)



***

I jeszcze akwarele z lutego (każdy obrazek można powiększyć). Marzec zaczął się ociepleniem pogody, czuję wiosnę w czubkach palców i mam napływ nowych chęci do malowania i pomysły na nowe prace, tak więc nie wykluczam, że w przyszłym miesiącu będzie więcej obrazków. ^^*~~
Paintings from February (click to enlarge). March started with warmer weather, I can feel Spring in the tips of my fingers and I have new ideas so I hope to have more to share next month. ^^*~~








10 comments:

  1. Post definitywnie dla mnie, bo akurat planuję łazienkę i pół dnia kombinowałam jak zmieścić w niej bidet :D.

    Piękne akwarele, ryby podobają mi się najbardziej :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, proszę, jak trafiłam! ^^*~~
      Takich washletów wbudowanych w deskę jest kilka na naszym rynku, ale te z Biobidetu są atrakcyjne cenowo, zrobiliśmy badanie rynku przed nowym zakupem.
      Bardzo dziękuję za komplementy! Ryb będzie w marcu więcej, czuję się chwilowo zafascynowana stworzeniami morskimi. ^^*~~

      Delete
  2. Ha, ha, tylko ty potrafisz z gracją przejść od toalety, przez kulturę wyższą, do jedzenia :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Uważam, że jedno i drugie jest równie ważne i potrzebne jest po trochu tego i tego, żeby zachować w życiu równowagę! 😃 Poza tym, washlet to nie tylko przyjemność ale też urządzenie dla zdrowotności, należy szerzyć o nim wiedzę!

      Delete
    2. Herbimania ma rację, przeszłaś z gracją :))), ale moim zdaniem kolejność nie jest zachowana. Najpierw powinno być o kulturze wyższej, potem o jedzeniu, a na końcu o toalecie ;)
      A tak swoją drogą to chyba przybędę na te imieniny aby przetestować ten super sprzęt, bo w Japonii się trochę bałam że mi tyłek urwie ;)))) (no taka strachliwa jestem).
      Cieszę się, że piszesz o tej wystawie, bo będę w Warszawie pod koniec kwietnia , to jeszcze się załapię :)
      Buziaki :)))))

      Delete
    3. U mnie nie może być konwencjonalnie, stąd zaburzenie kolejności!... *^w^*
      Ja pierwszy raz w Japonii też się bałam, ale jak się zdecydowałam to nie mogę się już bez tego urządzenia obejść!... Kombinowaliśmy nawet, żeby kupić washlet TOTO i przywieźć do Polski ale japońskie toalety mają inny rozstaw śrub do przymocowanie deski i niestety pomysł upadł. Na szczęście okazało się, że na naszym rynku jest alternatywa!
      Jeśli będziesz miała ochotę i chwilę czasu, to może się spotkamy, kiedy do nas przyjedziesz? W każdym razie, daj znać jeśli będzie taka możliwość. *^v^*

      Delete
    4. Ja sobie przywiozłam z Japonii taką "misiową" nakładkę na deskę aby tyłek nie zmarzł ;)))
      Asiu, jak będę w Warszawie to bardzo chętnie bym się z Tobą spotkała, może wybierzemy się razem do jakiejś suszarni:) Odezwę się na Twojego maila.

      Delete
    5. Są washlety z podgrzewaną deską, ale te wymagają podłączenia do prądu. Ja akurat nie jestem fanką, ale zimą to może mieć sens. ^^*~~ (szczególnie zimą w Tokio w starszym budownictwie, gdzie nie ma ogrzewania i nawet podczas łagodnej z naszego punktu widzenia zimy potrafi być zimno)
      To ja czekam na maila. ^^*~~

      Delete
  3. No nie wiem czy może być jeszcze wyższa kultura (biorąc pod uwagę to wycieranie sufitu), ale Edo bardzo ładne. I czekam na dalsze liczne obrazki, bo ja bardzo lubię oglądać Twoje obrazki. :D
    A falafele lubię, chociaż jadłam tylko jednego, więc nie jestem specjalistką. Pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sufit na wysokości ok. 2,5 m, więc na palcach trzeba stanąć! ^^*~~
      Bardzo dziękuję za komplementy dla obrazków!
      Ja kiedyś trafiałam na niesmaczne falafele i się uprzedziłam, ale już w dwóch miejscach jadłam pyszne wersje i staję się ich wielką fanką. *^v^*

      Delete