Showing posts with label akwarele. Show all posts
Showing posts with label akwarele. Show all posts

Sunday, June 02, 2019

MMM podsumowanie, nad filiżanką kawy

Proszę kawałek placka, z truskawkami i rabarbarem, wyjątkowo mi się tym razem udał! ^^*~~ A na końcu wpisu jest kot, jakby co. ^^
Have a piece of strawberries and rhubarb cake, it came out really good this time! ^^*~~ And there's  a cat at the end of this post, just saying. ^^



Moja miłość do japońskiej kuchni trwa, wróciłam do regularnego oglądania programów kulinarnych na japońskich kanałach tv, przeglądania książek kucharskich i robienia pudełek lunchowych. *^v^*
Jest coś magicznego w chwili, gdy kładę ciepły ryż na arkusz glonów nori, albo gdy wsadzam do ust kęs miękkiego tofu posypanego siekanym szczypiorem, suszonymi płatkami ryby bonito i polanego sosem sojowym. Te zapachy i smaki od razu przenoszą mnie do innej rzeczywistości... *^0^*~~~
My love for the Japanese cooking lasts, I went back to regular watching cooking shows on Japanese tv, flipping through the cookbooks and making lunch boxes. *^v^* There is something magical in the moment when I put warm rice on the sheet of nori seaweed, or when I put into my mouth a portion of silken tofu topped with chopped Spring onion, katsuobushi and some soy sauce. Those smells and flavours take me to a different dimension... *^0^*~~~








W zeszłym tygodniu trochę szyłam, specjalnie zabrałam się za wełnę, żeby odczarować zimną i deszczową pogodę, i... udało się! *^O^* Od czwartku wróciło słoneczko i robi się coraz cieplej! A mój wełniany ciuch będzie lada dzień gotowy i nic nie szkodzi, że w razie co poczeka w szafie do jesieni.
Fuki oczywiście pomagał!... *^-^*
Last week I did some sewing, on purpose I started to work on something from wool to use some magic on the cold and rainy weather, and... it worked! *^O^* Since Thursday sun came back and it's getting nicer and nicer! And my wool piece of clothing will be finished any day now, but that's not a problem, it'll wait in the wardrobe for later in the year.
Fuki of course helped with sewing!... *^-^*




Wzięłam się też za porzucony sweter na drutach, dorobiłam jeden rękaw i niestety zabrakło mi włóczki w połowie drugiego rękawa, muszę domówić.
I also did some knitting, I made one sleeve on the pullover and in the middle of the second sleeve I ran out of yarn, I must get more.




W zeszłym tygodniu odkryliśmy bardzo przyjemną kawiarenkę niedaleko naszego domu. *^v^* Nazywa się Lisia Kita i najpierw zjedliśmy tam pyszne śniadanie (idealnie usmażona jajecznica!!!), a w Dzień Dziecka wybraliśmy się na ciasto. Podają pyszną kawę i mają ją w wersjach jakie lubię najbardziej - z dripa i z chemexa. W ogóle zauważyłam, że coraz bardziej lubię kawę. Kiedyś pijałam ją rzadko, bez cukru ale z dużą ilością mleka, z przyprawami, z posypkami, bitą śmietaną i co tam się jeszcze nawinęło pod rękę... A od kilku miesięcy pijam kawę czystą, czarną, piję ją dla smaku i zaczynam te smaki rozróżniać i doceniać. Kupuję kawę ziarnistą, mielę w starym PRLowskim młynku i zaparzam w dripie albo w kawiarce.
Czyżbym dorastała?!..... *^W^*~~~
Last week we discovered a very nice coffee shop close to our house. *^v^* It's called Lisia Kita (Fox's Tail) and at first we ate a good breakfast there (perfectly fried scrambled eggs!!!) and then on Children's Day we went for a piece of cake. They serve tasty coffee made with methods like drip or chemex, the ones I like best. Farther, I realised I've started to like coffee more and more. I used to drink it occasionally, no sugar but lots of milk, spices, decorations, whipped cream and whatnot.... For a few months I started to value the taste and scent of different types of coffees, and I drink it black. I buy grain coffee and use an old coffee grinder to grind it before I put it into a drip or a moka pot.
Am I becoming a grownup?!... *^W^*~~~




***

#100kwiatówwkolorze, porcja z zeszłego tygodnia. Macie może pomysły, jakie kwiaty chcielibyście zobaczyć z moim wykonaniu? Chętnie przyjmę propozycje, bo mi się trochę kwiatki kończą... ^^*~~
#100flowersincolour, last week's pictures. Maybe you have some proposals for the flowers you'd like to see me draw? I'm starting to have problems with finding new ideas... ^^*~~






***

MeMadeMay, tydzień piąty.
Poniedziałek był piękny - ciepły i słoneczny, więc założyłam sukienkę "Wiosna, ach to Ty!".
We wtorek i środę obraziłam się na maj, że taki zimny i deszczowy, i nie nosiłam niczego memade. Za to w czwartek zrobiło się ciepło i słonecznie, więc od razu wskoczyłam w jedną z moich ulubionych kiecek "Leniwiec"! *^v^*
W piątek, ostatni dzień wyzwania, założyłam długą spódnicę (bo nogi tuż po depilacji trzeba chronić przed słońcem) i pasiasty top "Shimauma", który uszyłam na początku maja, i tak ubrana poszłam do kosmetyczki i na zakupy.

MeMadeMay, week five.
Monday was beautiful - warm and sunny, so I wore "Springtime's Here" dress.
On Tuesday and Wednesday I was pouting because the weather was awful, cold and rainy, so I didn't wear any memades. But on Thursday on the other hand it started to be sunny and warm again so I jumped into one of my favourite dresses, "Lazy". *^v^*
On Friday, the last day of the challenge, I put on ankle length skirt (you have to protect legs from the sun just after being waxed) and the "Shimauma" stripy top I made at the beginning of May, and went to the beautician's and for some grocery shopping.




Podsumowując, tegoroczny MeMadeMay uświadomił mi, że moja szafa się zmienia. Wciąż kocham sukienki, chociaż zmienia się mój stosunek do nich. Niektóre są ukochane i moja ręka zawsze najpierw sięga właśnie po nie. Niektóre już mi się aż tak nie podobają. Kilka niestety przestało być wygodne, bo wciąż mam te kilka kilo więcej niż kiedy je szyłam. Nabieram ochoty na nowe fasony a kiedy wybiorę któryś z nich, dla mnie nietypowy, to potem trochę żałuję, że nie jest to mój ulubiony kształt - przylegająca góra i rozkloszowany dół. No, ale ile można mieć takich sukienek? Trzeba też mieć inne, dla różnorodności. Tylko, czy na pewno trzeba?...
Teraz jestem na etapie planowania co by tu fajnego uszyć na wakacje! *^V^* Mam już na pewno jedną sukienkę-pewniaka i mam na nią materiał. Co do innych uszytków, wciąż kłębią mi się w głowie różne pomysły.
To sum up, this year's MeMadeMay made me realise that my wardrobe started to change. I still love dresses although my attitude towards them is different now. Some of them are my favourite ones. Some not so much anymore. Some are no longer comfortable because I still have a few kilos more than when I was sewing them... I want to choose new shapes but when I do and it's something untypical for me, I feel regret that it's not my perfect silhouette - fitted top and full pleated skirt. But, how many such dresses can you have? You should have different dresses, right? Or should you really?...
Now I've been planning what to sew for our holidays! *^V^* There is one dress that I'll make for sure and I even have the fabric for it. I have numerous ideas now.


***

Miało być jeszcze o kosmetykach i tym razem same pochwały! *^v^*
(oczywiście wszystkie kosmetyki kupiłam sobie sama, to nie jest płatna reklama!)

Po pierwsze, płyn micelarny. Nie wiem, jak zmywacie makijaż, ja stosuję następującą metodę - krok 1: płynem micelarnym na waciku usuwam cienie i maskarę, krok 2: mycie twarzy olejem, krok 3: domywanie mydłem/żelem, dalej idzie tonik i dalsza pielęgnacja. No i w tym roku trafiłam na dobry płyn micelarny z firmy AA Oceanic. Świetny skład, delikatny, bezzapachowy, wegański, usuwa makijaż (nie wiem, czy wodoodporny też, bo nie używam takowego), to już moja kolejna butelka! Linia Bio Natural Vegan ma jeszcze kilka produktów i pewnie niektóre wypróbuję, na przykład intryguje mnie pasta peelingująca i koncentrat detox.
I teraz mi się przypomniało, że zeszłego lata zużyłam dwa słoiczki kremu AA Oceanic Hydro Sorbet Multinawilżenie i Odżywienie, byłam z niego bardzo zadowolona a chyba nigdy o nic nie wspominałam na blogu, czas go kupić i wrzucić do lodówki, żeby był gotowy do użycia, kiedy przyjdą upały! *^v^*




Po drugie, Soraya. Soraya to taka niepozorna firma, której nigdy nie brałam na poważnie. A tu pewnego dnia moją uwagę przykuła piękna kwiatowa butelka na półce w drogerii. Na próbę wzięłam esencję tonizującą i mam ochotę na inne produkty z linii Plante, bo ta esencja jest naprawdę świetna!
99% składników naturalnych, wegański kosmetyk, nietestowany na zwierzętach, a co najważniejsze - po nałożeniu go na skórę (zamieniłam korek na atomizer) naprawdę czuję nawilżenie i odżywienie, nie tylko chwilowe wrażenie, że coś mokrego napsikałam na twarz! ^^*~ Jedyny minus - ten kosmetyk prawie nie ma zapachu, jest jakaś ultradelikatna nuta zapachowa, ale tak jakby jej tam wcale nie było.




A jak już kupiłam ten tonik, to kilka dni później w supermarkecie znalazłam balsamy do ciała z serii Body Diet Green i wzięłam ten po lewej stronie, różowy. W redukcję cellulitu za pomocą takiego balsamu to ja jakoś szczególnie nie wierzę, bo praca nad cellulitem to kompleksowa sprawa - po pierwsze dobre geny, potem odpowiednie odżywianie, ruch, kosmetyki, zabiegi (masaże, itp), ale balsam ma świetny skład, delikatny zapach, jest mocno nawilżający ale szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy, ja jestem z niego zadowolona i jak mi się skończy, to kupię ten drugi dla odmiany. *^o^*




A na koniec - moja podstawa makijażowa, którą mogę Wam polecić, od lat przechodzę przez kolejne opakowania i tylko róż mineralny Amelie w odcieniu Apple Blossom jest u mnie po raz pierwszy, ale już się polubiliśmy.




Bez filtra przeciwsłonecznego nie ruszam się z domu, najlepiej sprawdza mi się ten różowy z The Saem - nie bieli twarzy i jest idealną bazą dla kropli kremu BB z Purito (polecam kupowanie na eBay bezpośrednio z Korei, robię tak od lat, nigdy nie miałam żadnych problemów z produktami ani sprzedającymi, a przesyłki przychodzą w tydzień do dwóch, od niedawna jest polski sklep Purito, ale ceny ma z kosmosu!....). Do tego czarny tusz do rzęs i róż na policzki, któraś ze szminek i jestem gotowa do wyjścia. (W duże upały zatrzymuję się na etapie filtra plus Carmex na usta...) Nie pudruję się, bo moja sucha skóra nie potrzebuje pudru. Nie używam podkładów, bo poza kilkoma przebarwieniami nie mam szczególnie czego zakrywać. Kolorowe cienie mnie cieszą, ale nie zawsze chce mi się malować powieki. Brwi mam własne, nie muszę nic z nimi robić. Tak więc, to jest moja baza od której mogę wyjść do czegoś bardziej skomplikowanego.

Chętnie usłyszę Wasze propozycje, bo może jest coś fajnego, czego mogłabym spróbować na mojej buzi. ^^*~~

***

Obiecany kot:
Cat, as promised:

Sunday, April 30, 2017

April: Cooking Time

W kwietniu postanowiłam zmobilizować się do codziennych ćwiczeń w malowaniu i dołączyłam do akcji wspólnego malowania ogłoszonego na Instagramie przez Keiko - Kwiecień: Czas Gotowania. Keiko rozpisała tematy na każdy dzień i do namalowania były różne sprzęty kuchenne.
In April I decided to do a daily painting exercises and joined the April: Cooking Time daily prompts by Keiko. The task was to paint different kitchen utensils. 




Nie było to takie łatwe jak myślałam. Okazuje się, że najlepiej czuję się w nieco abstrakcyjnych kolorowych kwiatach czy stworzeniach morskich, natomiast konkretne przedmioty codziennego użytku nie są wcale takie proste do przeniesienia na papier!
It wasn't as easy as I thought. It turned out that I'm much more comfortable with painting abstract colourful flowers or sea creatures, but the everyday use items were much more difficult to be transferred on paper! 




Uczyłam się patrzeć świadomie na przedmiot a i tak po namalowaniu widziałam, że popełniam wiele błędów obserwacyjnych - nie umiem pracować z perspektywą, nigdy się tego nie uczyłam więc nic dziwnego, że linie poziome i pionowe nie zawsze znajdują się tam gdzie powinny. *^v^*
I tried to consciously observe the items and when I looked at the finished paintings it turned out that I still made many observational mistakes - I'm not too good with perspective, I never learned it so my horizontal and vertical lines doesn't always look like they should. *^v^*




Poza tym, uczyłam się cierpliwości. Oczywiście są różne techniki malowania akwarelą - można nakładać dużo wody i kolorów na raz a one będą się przenikać, mieszać i dawać ciekawe efekty, ale czasami chcemy czystych plam koloru, a wtedy trzeba odczekać, aż pierwsza warstwa wyschnie, bo inaczej wszystko płynie, jak mówi wieszcz!... *^o^*
I also practised patience. Of course there are many painting techniques - you can add lots of water and many colours at once, and they blend, bleed and mix giving some interesting effect but sometimes we just want clean colour areas so we have to wait till the first layer gets dry. If we don't, the shades will flow freely!... *^o^*




Uczyłam się też oddawania różnych faktur - inaczej przedstawia się żeliwny czajnik, glazurowany garnek z gliny, metalowy nóż czy kłujący drapak do garnków. Nie zawsze wszystko udało się tak, jak sobie wyobrażałam, ale było to cenne doświadczenie.
I learned how to express different textures - how to paint cast-iron kettle, clay enamelled pot, steel knife or coarse scrubbing brush. It didn't always turn out how I wanted but it was a valuable experience.





Przy okazji skończyłam szkicownik Fabriano Venezia w formacie A6 i muszę skorygować moje zdanie na jego temat. Na początku praca w nim była bardzo trudna, bo był mocno zszyty i nie dało się łatwo go rozpłaszczyć, żeby wygodnie malować. Z czasem, po wielokrotnym rozkładaniu (i ugniataniu!) zrobił się bardziej zdyscyplinowany i pracowało się z nim bardzo dobrze, może to kwestia małego rozmiaru i nie ma tego problemu w A5 i większych szkicownikach. Czytałam złe recenzje tego papieru (zjada kolor, mocno faluje i nie prostuje się, prześwituje na drugą stronę), w moim szkicowniku nic takiego się nie działo, zamalowałam wszystkie kartki dwustronnie i nie ma problemu z prześwitywaniem czy karbowaniem się papieru pod wpływem wody. No, ale to moja opinia amatora.
Teraz zaczęłam malować w nowym szkicowniku Hahnemuhle Nostalgie - A6, 190 gsm, przeznaczony m.in. do lekkich technik wodnych - kartki mogłyby być nieco grubsze ale w sumie bez problemu nadaje się do niezbyt mokrych technik akwarelowych.
I finished the Fabriano Venezia sketchbook and I must change my opinion about it. At first it was difficult to work in it because it was very stiff and didn't want to lay flat. As I went on and pressed it more and more with the following paintings it started to be more disciplined and pages loosened up, maybe it's the issue with the smallest size A6, it may not be a problem with A5 and bigger. I read bad reviews of the paper quality - that it buckles easily, eats up the colours and paintings can be seen through on the other side of the page, I didn't notice anything like that in my sketchbook. I painted on all the pages both sides, they buckled while being wet but then went flat when dried up and I clipped the sketchbook. Here's just my opinion of an amateur watercolorist.
Now I started the next sketchbook Hahnemuhle Nostalgie - A6, 190 gsm, can be used for light water techniques - the pages might have been a bit thicker but it's quite okay for my watercolours.




Przy okazji przekonałam się, jakie są moje ulubione tematy do malowania - rośliny i ryby pozostają niezmiennie na pierwszym miejscu, kwiecień przyniósł mi też nową fascynację - szkic scenerii miejskiej. Zaczęłam zauważać ciekawe obiekty na namalowania wokół mnie na ulicach i przenosić je na papier, i tę umiejętność chcę teraz rozwijać.
I also found out a new theme for my paintings - apart from the plants and sea creatures I got to paint urban scenery and it started to fascinate me more and more. I observed interesting objects in the streets and transferred what I saw on the paper. I really want to work on such paintings and develop my skills.



Sunday, March 05, 2017

Różności, smaczności i higieniczności

Dziś będzie niezmiernie kulturalnie. ^^*~~
Today will be a very cultural post.  ^^*~~




Ale zaczniemy od kultury osobistej.
Mąż wyraził niezadowolenie, że jeszcze nie napisałam na blogu o naszym nowym mieszkańcu, a jest z nami od poniedziałku, no to nadrabiam zaległości! ^^*~~
Let's start with some personal culture. My husband said he's not happy with the fact that we've had a new member of the family since Monday and I still haven't written about it on my blog, so here it is! ^^*~~

W 2011 roku po powrocie z Japonii postawiliśmy sobie za cel znalezienie na naszym rynku urządzenia, do którego się w ciągu tamtego pobytu przyzwyczailiśmy i bez którego było nam niekomfortowo. Mam na myśli washlet. Washlety są tam prawie wszędzie - w domach prywatnych, w łazienkach hotelowych i w centrach handlowych, nawet w toalecie w pociągu czy w samolocie japońskich linii lotniczych! W Polsce od lat znana jest idea bidetu, ale po pierwsze, trzeba się na niego przesiadać bo jest osobną muszlą klozetową i jest z tym trochę zamieszania, a po drugie nie każdy ma miejsce na dodatkową muszlę w wc!... Washlet za to towarzyszy muszli klozetowej - albo jest niewielką nakładką albo jest wbudowany w deskę.
After we came back from Japan in 2011 we decided to find the appliance that we used there everyday and we couldn't imagine our existence without anymore. Namely, the washlet. In Japan washlets are almost everywhere - in people's homes, in hotels and shopping malls, even in train toilets and on the planes! In Poland we've had bidets but it's not the same - first, you have to change the seat when you want to use it and it can be a bit of a fuss, and second, a few people have bathrooms big enough to accommodate both the toilet and the separate bidet. Washlet is another story - sometimes it's a small attachment to the toilet seat and in other cases it's built into the seat.



Tak, na tym blogu nie boimy się tematów toaletowych, bo nic co ludzkie nie jest nam obce! A komfort to nasze drugie imię, Joanna i Robert Komfort-Kostrzewa. *^w^*
Yes, here on this blog we're not afraid of toilet topics because nothing human is foreign to us! And comfort is our second name, Mr. and Mrs. Comfort-Kostrzewa. *^v^*




W lipcu 2011 kupiliśmy podstawowy model firmy Biobidet (pisałam o tym tutaj) i dzielnie nam służył przez następne niecałe sześć lat, aż wreszcie pod koniec zeszłego roku zaczął zdradzać oznaki zużycia. Życie bez washletu nie ma sensu, więc postanowiliśmy go wymienić na następny, tym razem podnieśliśmy standard doznań higienicznych i kupiliśmy model o klasę wyższy, i od poniedziałku mieszka z nami Biobidet BB i3000. 
In July 2011 we bought the basic model by Biobidet (I wrote about it here) and we used it for the next six years when it started to falter at the end of last year. Life without washlet has no sense at all so we bought another one, this time we chose the better model BB i3000.




Wygląda kosmicznie a działanie ma wręcz odrzutowe! Tak samo jak prostszy poprzednik ma regulację temperatury i dwie końcówki doprowadzające wodę - do mycia pupy i kobiecą, w tym modelu woda dodatkowo wiruje. Może również zrobić nam lewatywę (nie testowane! ^^) i dodatkiem jest dozownik na mydło w płynie. Dysze są lepiej umiejscowione niż w tańszym modelu, są bardziej schowane kiedy nie są w użyciu, więc mniej się brudzą. Jednak jeśli ktoś ma mniejszy budżet to spokojnie polecam prostszy model, spełnia swoją rolę równie dobrze i przez sześć lat byliśmy z niego zadowoleni.
It looks cosmic and works like a rocket! Just like the simpler model it has temperature adjustment and two nozzles - for cleaning the derrière and the ladies' parts, but in this model the water also swirls. It is strong enough to do the enema (not tested! ^^) and has a liquid soap dispenser. The nozzles are better placed than in the cheaper model - they're hidden when not in use so they're easier to keep clean. Yet if you have smaller budget you can buy the easier model and you'll be equally happy just as we were for the past six years.




Tak, po tym zdjęciu trzeba było wytrzeć sufit...... *^V^*
Yes, after taking this picture Robert had to wipe the water from the ceiling... *^V^*

Uprzedzając pytania, ani producent ani polski dystrybutor nic nam nie zapłacili za reklamę produktu. Po prostu dzielimy się naszymi odkryciami ułatwiającymi życie! 
We didn't get paid by the producer or a distributor for writing all this. You know that we only recommend what we think works best and we always express our opinions.

***

Porzućmy teraz kulturę toaletową i teraz przejdźmy do kultury wyższej. *^-^* W niedzielę wybraliśmy się do Muzeum Narodowego na wystawę Podróż do Edo. Japońskie drzeworyty ukiyo-e z kolekcji Jerzego Leskowicza. Ta technika fascynuje mnie od dawna, podziwiam ogrom pracy, jaki trzeba włożyć w przygotowanie kafli do drukowania obrazków i precyzję, z jaką trzeba nakładać kolejne kolory i pracować z papierem. Obrazki ukiyo-e, narzędzia i sposoby ich tworzenia mogłam po raz pierwszy obejrzeć w Muzeum Edo-Tokyo w 2011 roku, a teraz odświeżyłam sobie tę wiedzę tu na miejscu. Wystawa jest różnorodna, zawiera obrazy kilku autorów z kilku cykli i różnych czasów, a ja podpatrywałam sposoby przedstawiania elementów natury - wody, drzew, gór, i pracy światłocieniem dla oddania pór roku czy pory dnia. Bardzo polecam nie tylko miłośnikom kultury Japonii, bo jest to interesujący i wręcz chwilami rozrywkowy sposób na spędzenie czasu, kiedy to wpatrywanie się w przedstawione postaci pozwala nam odszukać zabawne miny, fikuśne stroje i zaskakujące scenki rodzajowe. W końcu, nie ma co się oszukiwać, ukiyo-e było swego rodzaju reportażem dla mieszczan, takim ówczesnym tabloidem ze zdjęciami z życia znanych i (mniej lub bardziej) lubianych (aktualnie panujący, znane kurtyzany czy aktorzy kabuki, wreszcie zwyczajni ludzie). *^v^* Wystawa jest czynna do 7 maja, wstęp 20 zł.
Okay, so let's switch now to the higher culture. *^-^* On Sunday we went to the National Museum to see the exhibition Journey to Edo. Japanese ukiyo-e prints form the collection of Jerzy Leskowicz. I've been fascinated by this technique for a long time, I appreciate the huge amount of work that needs to be done while preparing the wooden blocks for printing and the precision of applying each colour onto the paper. For the first time I saw the prints and the secrets of the trade in 2011 in the Edo-Tokyo Museum and now I could refresh my memory. This exhibition shows a vast range of prints from different times, authors and cycles so we get acquainted with various views on people and nature. I was especially interested with the ways they expressed such elements like water, trees, mountains, and the way they operated with light and shadows in showing seasons of the year and times of the day. I recommend this not only to the lovers of the Japanese culture, because it's a fun and interesting journey through the society of the XIX c. Japan. Let's face it, ukiyo-e was a form of a tabloid for the people of those times! *^v^* This exhibition can be seen till 7th May.

Po uczcie duchowej wyruszyliśmy na poszukiwanie uczty dla ciała, a ponieważ Uki Uki było jak zwykle zapchane po brzegi, poszliśmy dalej spacerkiem przez Warszawę, aż przypadkiem dotarliśmy do Laflaf, niewielkiej knajpki na Marszałkowskiej 68 (wejście od ul. Ks. Skorupki).
(zdjęcia poniżej były niestety robione komórką stąd brak jakości, z góry przepraszam)
After the Museum we went for lunch and after a short walk (we tried Uki Uki udon noodles but the restaurant was full!) we stumbled upon Laflaf, a small vegan bar. (the photos below were unfortunately taken with the cellphone hence the lack of good quality, sorry for that)




Wybraliśmy zupę z soczewicy (bardzo smaczna!) i danie o nazwie hamshuka falafel - hummus z sosem pomidorowym, z falafelami i gorącą pitą. I to było pyszne! Ale uwaga, to bardzo sycąca porcja. Nie wydaje się taka na pierwszy rzut oka, ale to jest talerz pełen hummusu! Dałam radę zjeść połowę porcji, resztę dostałam zapakowane na wynos. ^^*~~ Następnym razem weźmiemy takie jedno danie na dwie osoby a do tego talerz surowych warzyw. A falafele są super, w wierzchu chrupiące a wewnątrz soczyste, kiedyś myślałam, że nie lubię tej potrawy, ale trafiam na coraz lepsze jej wersje i chyba stanę się jej miłośniczką! Jeśli mieszkacie w stolicy albo odwiedzicie Warszawę i macie ochotę na dobre wegańskie jedzenie, polecamy to miejsce.
We took lentil soup (very good!) and hamshuka falafel - hummus with tomato sauce, falafels and hot pita bread. We just loved it! Be careful though, it's a big portion. It may not seem big at first but it a plateful of hummus! I managed to eat half of that and the rest was packed as a takeout. ^^*~~ Next time we'll take one hamshuka for two of us and some salad. And the falafels were great, crunchy on the outside but moist inside, I wasn't a big fan of that dish but I love it more and more when I try the good versions! If you're ever in Warsaw and want to eat something vegan and tasty, I can recommend this place.




A na deser kawa w Green Caffe Nero. (Widzicie? DOJ-adamy, ale jednego dnia w tygodniu pozwalamy sobie wypić słodką i "niezdrową" kawę na mieście. *^w^* Ale na ciasto nie mieliśmy zupełnie ochoty!).
And coffee for a dessert in Green Caffe Nero. (See? We are Slimming Our Menu but one day in a week we let ourselves a sweet and "unhealthy" coffee in town. *^w^* We didn't feel like eating cake though!)



***

I jeszcze akwarele z lutego (każdy obrazek można powiększyć). Marzec zaczął się ociepleniem pogody, czuję wiosnę w czubkach palców i mam napływ nowych chęci do malowania i pomysły na nowe prace, tak więc nie wykluczam, że w przyszłym miesiącu będzie więcej obrazków. ^^*~~
Paintings from February (click to enlarge). March started with warmer weather, I can feel Spring in the tips of my fingers and I have new ideas so I hope to have more to share next month. ^^*~~








Saturday, August 13, 2016

Green and moist fingers

(zdjęcia można powiększyć)
(click photos to enlarge)
Wspominałam już, że przyjechałam z Japonii zainspirowana ich ogródkami w doniczkach. I postanowiłam stworzyć sobie coś podobnego na moim balkonie.
Być może niektórzy czytelnicy pamiętają, jak próbowałam uprawiać na balkonie warzywa. Mam spory balkon - 120 cm na 5 m, ale niestety jest to loggia na parterze, przed którą rośnie gąszcz krzewów i bardzo wysokich drzew. Ma to plusy dodatnie i plusy ujemne. *^v^* 
Dodatnie są takie, że u mnie na balkonie nie wieje, a kiedy zamknę zewnętrzne okna (mamy zrobioną zabudowę) to w ogóle robi się przytulnie i zacisznie. 
Plusy ujemne to dokładnie ten sam faktor - okna zewnętrzne zaczynają się od wysokości barierki, a poniżej jest biała plastikowa zasłona nieprzepuszczająca światła. Dodatkowo, kiedy zasuniemy okna zewnętrzne (a zasuwamy zawsze, kiedy wychodzimy z domu, bo to w końcu parter) na balkonie robi się ciepła sauna albo zimna sauna, w zależności od pory roku. Próbowałam na balkonie trzymać suszarkę z praniem i się nie da, nic mi nie schło... 
I niestety dla warzyw takie warunki nie są korzystne - mało światła i ciągła wilgoć powodowała, że albo warzywa nie rosły wcale, albo wyciągały się do słońca jak szalone, albo rosły ale nie dojrzewały, albo w ogóle miałam plagę gąsienic, które pożerały zioła i sałaty szybciej niż zdążaliśmy je zjadać...
Dlatego teraz postawiłam na inne rośliny. 
As I mentioned I came back from Japan inspired by the plants in the pots everywhere around the houses. And I decided to recreate it.
Maybe some of you remember that I tried to grow vegetables on my balcony. It's quite big - 120 cm per 5 m, but it's a loggia on the ground floor with a forest in front of it. It has it's pros and cons.
Good thing is that I can close the outer windows and no wind or rain comes in, the balcony can be cosy and quiet. But it's also the bad thing - the glass is only in the top half of the space and the bottom half is white plastic that doesn't let the light through. Whenever we close the outer windows (and we always do when we leave the flat), the atmosphere on the balcony gets warm and moist or cold and moist, depending on the season. I tried to keep the laundry there but nothing wanted to get dry...
And unfortunately such conditions are bad for the vegetables - not much light and constant moisture made them grow slowly or not at all, or made them grow longer and thinner in search of light, or they did grow but never bloomed and had fruit, or the bugs kept eating my herbs and lettuces much quicker than I was able to!...
So, I chose different plants.




Wybrałam kilka gatunków, które wymagają dokładnie tego, co ja mam na balkonie - półcienia i wilgoci. Dodatkowo są to rośliny, którym szkodzą silne wiatry, a tego u mnie nie uświadczysz. ^^*~~ Duża część jest mrozoodporna więc zostanie na balkonie na zimę, co jest bardzo korzystne, bo w domu nie mam za dużo miejsca na doniczki na parapetach. Postawiłam przede wszystkim na dekoracyjne liście, bo te oglądamy cały rok, a część z nich będzie również kwitnąć. No i jeśli mogę, wybieram odmiany miniaturowe o zwartym pokroju, żeby mi się za bardzo nie rozrosły.
I chose some plants that desire what my balcony has to offer - half-shade and moisture. What's more, these are the species that hate strong winds and these I do not have at all in loggia. ^^*~~ The most of them are frost proof which is good because I don't have much space at home for plants. I chose decorative leaves because we look at them all year around but some of them will also bloom nicely. When I can I choose miniature types so they wouldn't grow too big.




Oszalałam na punkcie żurawek. To bardzo bogata rodzina roślin o pięknie ubarwionych liściach, rosną w kępach do 50 cm i pięknie wyglądają w kolorowych zestawieniach różnych odmian. Na razie mam sześć rodzajów ale czuję, że na tym się nie skończy. ^^*~~
I am crazy about heuchera. It's a big family of plants with beautiful leaves in many shades, they grow to 50 cm at most and they look very nice when you put different types together. I have six heucheras but I can feel more will come. ^^*~~








Mam dwa iglaki - sośnicę japońską i cyprys, którego chciałabym uformować w kulkę. 
I have two conifers - Japanese umbrella pine and a cypress which I want to form into a ball.




Mam dwie pstrolistki, fitonie, hebe, trzmieliny i szeflerę. I azalię japońską w odmianie Michiko, która pięknie kwitnie na różowo i sadzona w tokijskich parkach charakterystycznie pachnie.
I have two houttuynias, fittonias, hebe, spindles and a scheffler. And a Japanese rhododendron Michiko that will have pink flowers and can be found in huge amounts in the parks in Tokyo, it has a distinctive smell.




Na koniec bonus, który mi się trafił w sklepie ogrodniczym - kiedy przyniosłam do domu doniczkę z trzmieliną i chciałam ją przesadzić zauważyłam, że obok niej rośnie sobie coś innego. *^o^* Widocznie miała ona przez jakiś czas bliską sąsiadkę, która jej się wysiała! 
I also have a bonus that came with me from the gardening centre - when I wanted to replant the spindle it turned out it has a tiny tenant. There must have been a pot with some other plant next to it in the shop and it spread in the neighbour’s soil. *^o^*



Na razie to wszystko tylko zbiór doniczek stojących obok siebie. Rośliny powoli zaczynają się aklimatyzować i rosnąć, pierwsze zaczęły pstrolistka i hebe. Sezon w zasadzie chyli się ku końcowi i na porządne efekty mogę liczyć w przyszłym roku na wiosnę. Ale nawet teraz lubię usiąść na balkonie z herbatą i szkicownikiem wśród moich roślin, mimo, że sierpień w tym roku taki głupi, że niezbędny jest koc i ciepłe skarpety. 
Marzą mi się sukulenty, ale te na moim ciemnym i wilgotnym balkonie na pewno sobie nie poradzą. Jeśli macie sukulenty na skalniakach w ogródku to napiszcie mi proszę, co się z tym robi na zimę - okrywa się jakoś? Czy dają radę przetrwać śnieg i mrozy bez uszczerbku? 
At the moment it's just a collection of pots. The plants has started to get used to the new place and grow. This season is practically over so I'll see the collection forming next Spring. But even now I like to sit at the balcony with a cup of tea and my sketchbook, even if the August is so mean that I have to use the blanket and warm socks. 
I keep dreaming about the succulents but they wouldn't be happy on my dark and moist balcony. If you have succulents in your gardens, what do you do in Winter? Do you cover them with something to protect them from snow and frost? Please let me know.


***

Kartki z codziennika.
Daily journal pages.