Monday, May 06, 2019

Zgubiłam żółć cytrynową...



Jak tam Szanownemu Państwu minął majowy weekend tydzień? Na przykład ja 1-go maja zabrałam siebie na spacer, połączony z podziwianiem kwitnącego kasztanowca, i na lody! *^O^*
How was your long weekend week? I, for example, on 1st May took myself for a walk, flower admiring and some ice cream! *^O^*


 
 


 
Oraz zgubiłam żółć cytrynową, całe 15 ml!... 
Nie samą ją zgubiłam, razem z żółcią tytanową i żółcią chromową, trzy tuby akwareli były razem w pudełku i akurat tego pudełka nie ma... Nie jest to wielka tragedia bo raz, że mam te farby wyciśnięte na dużą paletę, więc mam do nich dostęp, a dwa, to polskie farby firmy Renesans, które kosztują 7 zł za tubkę, więc jakby co to sobie odkupię. Za to wielką radość podczas poszukiwania żółci cytrynowej sprawił mi fakt, że odnalazłam zgubioną w zeszłym tygodniu 5 ml tubeczkę farby Błękit Majów od Daniela Smitha! *^V^* Radość tym większa, że te farby kosztują rękę, nogę i nerkę, i szkoda by było ją zapodziać, skoro już wydałam na nią niemałe pieniądze... (a kolor jest cudowny!)
Paczka zeszłotygodniowych #100kwiatówwkolorze:
Also, I lost lemon yellow, all 15 ml of it!...
I didn't loose only that one, I lost it together with titan yellow and chrome yellow, all three tubes were in one small box and this box is missing... It's not a huge tragedy, I have some of this paint on my big  palette and if I want I can buy it again, it's a Polish brand Renesans, rather cheap. On the other hand, while looking for the lemon yellow there was much rejoicing when I found a tiny 5 ml tube of Daniel Smith's Mayan Blue Genuine that I thought I lost last week! *^V^* This paint costs A LOT so it would be a shame to displace it... (and the shade is pretty!)
Last week's #100flowersincolour







Zrobiłam eksperyment - Instagram przypomniał mi moje zdjęcie sprzed dwóch lat i był na nim mój drugi szkic miejski, jaki kiedykolwiek wykonałam - kościół w miejscowości Jindrichuv Hradec w Czechach. Pomyślałam, że fajnie by było sprawdzić, jak dziś namalowałabym to miejsce, czy coś się zmieniło w mojej technice, w kresce, w pracy akwarelami. Wprawdzie dawno nie malowałam widoków miasta, bo przerzuciłam się najpierw na ryby a potem na kwiaty, ale i tak postanowiłam spróbować. Poniżej macie zdjęcie kościoła, na którym się oparłam, rysunek z 2017 roku i obecny.
I did an experiment - Instagram reminded me my photo from two years ago, it was the second ever urban sketch I made - the church in Jindrichuv Hradec in Czech Rep. I thought it'd be interesting to draw it again and see whether anything changed in my technique, my drawing, my watercolours. I haven't been working on urban sketches for a long time now because I switched to fish and then flowers, but I gave it a go. Here's the photo I based my work on, then the 2017 picture and the current one.





Ale na tym nie poprzestałam! ^^*~~
Przejrzałam nasze zdjęcia z Japonii z zeszłego roku i wybrałam ujęcie ulicy w Kioto, na której był nasz ryokan.
But I didn't stop at that! ^^*~~
I looked through the photos of Japan from last year's trip and I chose the street in Kyoto where we had our ryokan.




No i tak mi mijał wesoło majowy tydzień, który z dnia na dzień robił się coraz chłodniejszy, co z tym majem?.... Tak jak pisałam tydzień temu, Robert pracował, ale w sobotę przed pracą udało mi się go wyciągnąć na Festiwal Pierogów w klubie Iskra na Polu Mokotowskim. (O zeszłorocznym festiwalu pisałam tutaj.) O dziwo w tym roku trafiliśmy na same pyszne pierogi! *^0^*
So, here was my May long week, and it was turning colder and colder each day, what's wrong with you, May?... Just as I mentioned in my last post, Robert was working all the time, but on Saturday I managed to take him to a Dumplings Festival (I wrote about it last year here.) This year we ate only the best tasting ones! *^0^*




Gdybyż tylko człowiek miał kilka żołądków, ech!... Najedliśmy się pod korek, a potem mąż pojechał do pracy (z zapasową porcją pierogów na później i kawałkiem baklavy z pistacjami na deser!... ^^*~~) a ja wróciłam do domu. Trafiliśmy na Festiwal godzinę po jego rozpoczęciu i wciąż było niewiele ludzi, więc nie było kolejek do stoisk. Pewnie też dlatego, że Warszawiacy wciąż byli poza miastem na wyjazdach majówkowych.
If only a man had several stomachs!... We ate our full and then Robert went to the office (with some more dumplings and a baklava for a dessert just in case he got hungry!... ^^*~~) and I went home. We got to the Festival an hour after it started so it wasn't crowded and we didn't have to wait in any queues. Also, people were still outside Warsaw resting.


 


A Aki robi się coraz bardziej bezczelny...
Aki is getting more and more cheeky...
 



Wiecie, że włazi mi na ramiona i tam sobie leży. Do tego już się przyzwyczaiłam. Nawet spodobało mu się leżenie na ramionach Roberta, kiedy został tam wsadzony! (sam tam do tej pory nie właził). Ale...
You already know he keeps crawling onto my shoulder to rest. I got used to it. He even liked l when we placed him on Robert's shoulders! But...




Nauczył się na mnie wskakiwać. Stoję przy kuchence i mieszam w garnkach, albo stoję przy blacie kuchennym i panieruję rybę, albo stoję przy zlewie i zmywam naczynia, wszystko to tyłem do pokoju i stołu z krzesłami. Patrzę kątem oka za siebie - stół pusty, to znaczy, że nie ma niebezpieczeństwa, kot mi na plecy nie wskoczy. I nagle - BACH! Rudy wybija się z podłogi - Z PODŁOGI!!! - i ląduje mi na ramionach! Po czym się układa i leży, i patrzy co ja robię... Teraz nie znam już dnia ani godziny, może się pojawić znienacka i tylko muszę opanować odruch machnięcia rękami (bo mogę akurat trzymać w nich tę rybę... albo gorący garnek!). O moich podrapanych plecach chyba nie muszę wspominać?... (muszę przyznać, że robi to wyjątkowo fachowo i delikatnie, ze schowanymi pazurkami, i drapie naprawdę tylko wtedy, gdy zaczyna spadać i próbuje się złapać, ale jednak takie przypadki się zdarzają...)
He learned to jump on my shoulders. I stand in front of the stove stirring in the pots, or I stand at the kitchen counter dipping the fish in batter, or I stand at the sink washing dishes, all that with my back towards the table. I squint behind me and the table is empty, no cat on it so no danger of having him in a moment on my shoulders. And suddenly - POOF! Aki starts directly from the floor - THE FLOOR!!! - and he lands on my back! And then he places himself comfortably and watches what I was doing... Now I don't know the moment he lands on me, he can take me by surprise and I must supress the reflexion of waving my hands (I may have the fish in the hand... or a hot pot handle!). Should I even mention my poor scratched back?... (I must admit he does this jumping very professionally, with the claws hidden, and he only scratches my back when he really falls down, but such situations happen...)


***

Pierwszy tydzień MeMadeMay w obrazkach. Pogoda nie rozpieszczała, więc pod sukienki zakładałam rajtuzy a na sukienki - swetry i kurtki. Swetry też #memade! ^^*~~ Świeżo uszyta jerseyowa luźna kiecka okazała się jak znalazł na pierogowe obżarstwo!
Nosiłam: sukienki Rafa Koralowa, Kredkami Rysowana i Tej Plisy Nie Zapomnisz, oraz swetry Hanami i Deep Ocean. W niedzielę siedziałam cały dzień w domu w spodniach od dresu i koszulce, rysując i wycinając bluzkę z nowego jerseyu, który przyszedł w sobotę, yikes! *^V^*, więc nie miałam na sobie niczego #memade. Nie chciałam na siłę zakładać jakiegoś swetra, bluzy/bluzki mam dopiero w planach szyciowych.
The first week od MeMadeMay in pictures. The weather wasn't too nice so I wore warm tights under dresses and sweaters and jackets over them. Of course sweaters were also #memade! ^^*~~ Recently sewn jersey loose dress turned out perfect for the Dumplings Festival eating!
I wore: Coral Reef, With Crayons Drawn i A Pleat to Remember, oraz swetry Hanami i Deep Ocean. On Sunday I was at home all day wearing sweatpants and a tshirt, just drawing pictures and then cutting the top I'm going to make from the new jersey I got in Saturday, yikes! ^^*~~ So, I didn't wear anything #memade, I didn't want to put on any sweaters just for the sake of MeMadeMay and comfy blouses/tops are still in planning phase.




A na koniec jeszcze więcej kwiecia! *^V^* Szłam wynieść śmieci, i nagle zobaczyłam głóg!... Ja nie wiem, jak to jest, że do tej pory byłam jakaś nieczuła na kwitnącą roślinność, a w tym roku co chwilę zauważam jakieś piękne kwiaty!
To sum up, more flowers! *^V^* I left the house to throw out the garbage and I saw the hawthorn tree!... I don't know what's going on this year, I never had any strong feelings towards plants in bloom but this year I keep noticing beautiful flowers wherever I go!


 
 
 

9 comments:

  1. Asia, pomyślałam o innej żółci:).
    Zazdroszczę, że mieszkasz w dużym :) mieście, w którym coś się dzieje... Bardzo zazdroszczę, ale bez zawiści.
    Kwitnące kwiaty pod każdą postacią uwielbiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sensie, że mnie szlag trafił i żółć mnie zalała?... (czy jak to się mówi?...) *^o^*
      Każdy kij ma dwa końce i mieszkanie w każdym miejscu ma swoje wady i zalety, ale muszę szczerze przyznać, że ja jestem miastowa, dużomiastowa. *^v^* Nie przeprowadziłabym się do głuszy, przyrodę chętnie odwiedzam ale z radością wracam do miasta, gdzie mam swoje ścieżki, sklepy, szklane wieżowce. ^^*~~

      Delete
  2. Kot jest wyjątkowy a jego mina z pudełka :))))) nic dodać nic ująć, na wsi to dopiero byś miała używanie, kwiecia u nas mnóstwo, wszelakiej maści :) pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pudełko to naturalny habitat tego kota! *^V^* No, oprócz moich ramion oczywiście...
      Na wsi biegałabym wszędzie z włączoną aplikacją do rozpoznawania roślin, ja się tak bardzo nie znam na tym, co kwitnie!... *^o^* A już szczególnie kwitnące krzewy i drzewa, podziwiam ale bez wiedzy, co to!

      Delete
  3. Chętnie będę śledzić u Ciebie Me Made May, ponieważ wygląda na to, ze masz nieprzebrane zasoby ładnych sukienek :) A ja lubię oglądać kiecki. Nosić tez lubię, ale że nie szyję to jestem zdana na to, co w sklepach, a tam różnie i nie zawsze pasuje (a raczej sporadycznie pasuje).

    Kot boski! Widać, ze niezły psotnik :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. A zapraszam serdecznie, ale zacznij zaklinać pogodę, to będą sukienki, na razie myślę o powrocie do wełnianych swetrów i czapek!... Już maj, wypadałoby przygrzać słoneczkiem i wyciszyć to wietrzysko!
      Kot jest psotnikiem za siedem kotów... Właśnie go zganiam z regału, bo wlazł na wysoką półkę i sięga łapskami jeszcze wyżej, żeby zrzucić to co tam stoi. Ale nie zamieniłabym go na innego! *^V^*

      Delete
  4. Jestem pelna podziwu dla stylu w jakim tworzysz- ten obrazek z Kioto, bardzo mnie urzekl. czy moge zapytac jakiego rodzaju pedzli uzywasz, rozniez na czym sa nalmalowane twoje obrazki? z gory dziekuje za odpowiedz. Jesets kobieta wielu talentow. Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo mi miło! *^v^*
      Używam trzech głównych pędzli: syntetyczny Jackson's Artica White Toray Series 112 w rozmiarze # 2, syntetyczny Escoda Versatil Kolinsky Series 1548 w rozmiarze # 4 i czasami duży pędzel nylonowy Jackson's Retractable Brush w rozmiarze 9, wszystkie są składane (wersje podróżne). Jak jestem poza domem i nie mam pojemnika z wodą, to używam wodnych pędzli kupionych na Aliexpress za dolara ^^*~~ (takie z pojemniczkiem na wodę w pędzlu). A maluję na różnych papierach. Kwiaty są w szkicowniku Talens Art Creation, nie jest to szkicownik do akwareli ale jego kartki zadziwiająco dobrze się sprawdzają, powoli biorą wodę i ładnie się rozprostowują po wyschnięciu obrazka. Kioto malowałam w szkicowniku marki Holbein, kupiłam w Japonii i znalazłam go niedawno i zorientowałam się, że mam tam wolne kartki. Lubię papiery Hahnemuhle, lubię tanie papiery Gamma, generalnie sięgam po papiery opisane "do akwareli" bo miałam złe doświadczenia z grubymi paperami ale nie przeznaczonymi do tego medium, i grubości powyżej 200, a najchętniej 300 g/m2.

      Delete
    2. bardzo dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz, pozdrawiam

      Delete