Tuesday, May 12, 2009

Listy / Lists

Po pierwsze, dziewczyny - proszę jeść śniadania! To najważniejszy posiłek w trakcie dnia, pozostałe można sobie darować (chociaż milej je zjeść ^^), ale śniadanie musi być!
First, girls - eat your breakfast! It's the most important meal during the day, all the other meals can be skipped (althought it's nicer to eat them ^^), but breakfast is a must!

Po drugie, skończyłam w sobotę Buttercup, ale kompletnie nie mam jak zrobić jej zdjęcia, a na sobie to już w ogóle, więc musicie poczekać, aż mi się opróżni mieszkanie z miliona pudeł... ^^
Second, I finished Buttercup on Saturday but I have no way to take photos of it, so you'll have to wait till my flat gets emptied from the million of boxes... ^^


Po trzecie, znowu dostałam wyróżnienie, tym razem od Kaliny, bardzo dziękuję! Specjalnie dla niej, w związku z jej ostatnim komentarzem - kable w moim nowym mieszkaniu: *^v^*
Third, I've been given and award again, this time by Kalina, thank you very much! Specially for her, because of her latest comment about cables in the house - my cables in the new flat: *^v^*


No dobrze, one tak nie zostaną, wszystko ładnie się przytnie i pochowa. ^^
Okay, they won't stay like that, everything will be cut to fit and hidden. ^^

***

Doznałam wczoraj szoku... Moja mama w sobotę wyprawia imieniny na działce, w formie przedpołudniowego grilla. Kiedyś byłoby nie do pomyślenia, że miałabym na nich nie być, kiedy kilka lat temu miałam się spóźnić o godzinę z ważnych powodów, to była awantura (z teatralnymi "Wszystko jest dla ciebie ważniejsze niż matka!...", "Możesz wcale nie przychodzić, skoro nie chcesz!"). A tu jak raz za tydzień mamy przeprowadzkę, więc nie ma siły, żebyśmy przyszli na mamine imieniny. Powiedziałam jej to wczoraj i zapytałam, czy nie przełożyłaby obchodów na niedzielę. A ona na to, że w niedzielę chce odpocząć, i że najwyżej nie przyjdziemy.
Co?!...
Cieszę się, że nie było tradycyjnej awantury, ale taka nagła zmiana reakcji jest dla mnie nowa i niepokojąca, wcześniej przynajmniej wiedziałam, czego się spodziewać, a teraz?...
EDIT: mama nie wytrzymała presji i przeniosła imieniny na niedzielę. ^^

I was shocked yesterday. My mum is celebrating her name's day next Saturday and having a grill party in the early afternoon at her allotment. Up till now it was a must for me to attend such occasions, I even had a great row some years ago, when I had to come one hour later than she expected because of some important reasons (with the theatrical "Everything is always more important than a mother!" and "You don't have to come if you don't want to!"). And next Saturday we are moving to a new flat so there's no way we are coming to her party, so I told her this and proposed to change the date of the celebration to Sunday. My mum said she didn't want to change it because she wants to have Sunday to rest and that's okay, we won't be there, no big deal.
No big deal?!...
I'm happy she didn't shout at me or took offence, as usual, but this sudden change of reaction is new to me and a bit scarry, earlier I knew what to expect and now?...
EDIT: my mum couldn't stand the pressure and moved her party to Sunday. ^^

***

Dalej będzie filozoficznie.
No bo jest tak: jestem spowolniona. Na szczęście nie muszę wolniej robić na drutach *^v^*, ale wolniej chodzę, mniej noszę, mniej robię. Kiedy przyspieszę, zaraz sama się wyhamowuję. Ponieważ jestem Królową Dramatyzacji, najbardziej przeraża mnie to, co mogło się stać, (a na szczęście nie stało!), czyli fakt, że do niedawna nie wiedziałam, że mam się oszczędzać, więc latałam jak szalona z wielkimi ciężkimi siatami, z zadyszką i tętnem jak u kolibra, i w każdej chwili mogłam paść trupem na ulicy!... No, nie padłam, więc chyba nie było tak źle, ale jak sobie o tym pomyślę, to mi się robi gorzej...
It will be more philosophical from here.
It's like that: I'm slowed down. Lucky me I don't have to knit slower *^v^*, but I walk slower, I carry less, I do less. When I find myself in a hurry I slow down. Because I am the Drama Queen, my biggest worry right now is the thought what could have happened to me (but it didn't, lucky me!), when I didn't know I should take it easy and was running around with full grocery bags, breathing heavily and heartbeat going crazy, I could just drop dead on the pavement!... Well, I didn't so maybe it wasn't such a serious situation, but still, when I think about it...

Za to zmienia mi się sposób myślenia, podejścia do świata. Tak się zazwyczaj dzieje, kiedy nagle człowiek staje przed niemiłą perspektywą szybkiego skrócenia czasu, który mu pozostał. I chociaż nikt z nas nie wie, ile mu jeszcze zostało, to zachowujemy się, jakby to były lata świetlne. I co w związku z tym robimy?
Zamartwiamy się rzeczami nieistotnymi - co ludzie powiedzą albo co ludzie powiedzieli (ludzie, czyli np.: anonimowy niemiły komentarz na blogu czy odpowiedź na forum, ja tak miewam, że się tym przejmuję...), albo co by było, gdyby... (cała ja...).
Boimy się spróbować czegoś nowego, wyjść do ludzi, odkładamy małe przyjemności na świętego nigdy - nie mówię o porzuceniu wszystkiego i wyprowadzkę na drugi koniec świata, chociaż czemu nie? ^^ Ale co z drobiazgami, które zawsze chcieliśmy wypróbować, posmakować, mieć - tak, nie bójmy się materialistycznej strony naszej natury, ona też przyczynia się do tego, jacy jesteśmy. Te małe niespodzianki sprawiane samemu sobie, drobne podarunki, jak filiżanka ulubionej kawy, jak 10 minut spędzonych w parku na podglądaniu ptaków i drzew, jak bukiecik wiosennych kwiatów, które rozjaśnią nasze mieszkanie, albo od czasu do czasu duża porcja lodów czekoladowych (to dla mnie ^^). Byłoby fajnie, jakby udało nam się zrezygnować czasami ze sztywniactwa i totalnego przestrzegania zasad (nawet tych, które sami sobie narzuciliśmy!), i jakbyśmy dali się ponieść fantazji i potrzebie chwili. ~^^~
I observed that something is changing inside me, my way if thinking is turning around. That's what usually happens, I guess, when a person is suddenly faced with an unpleasant surprise of not so long time ahead of him/her. And although nobody knows how much time we have, we always behave as if it were light years still to enjoy. So, what do we do?
We worry about the petty things - about keeping up appearances, about what people said about us (people - may mean an unpleasant anonymous comment on the blog or an answer on some forum, I sometimes worry about them...) or what could have happened, if... (that's so me...).
We are scarred to try something new, go out and meet other people, we postpone little pleasures till later and later - I'm not talking about a sudden whim to leave everything behind and move to the other end of the world, although - why not? ^^ I'm talking about small things we always wanted to try, to taste, to have - let's not be afraid of the materialistic side of ourselves, it also make us who we are. Those small surprises, gifts given by us to ourselves - a cup of our favourite coffee, 10 minutes in the park watching birds and trees, a small bunch of flowers to brighten our apartment, a huge portion of chocolate icecream from time to time (that's me ^^). It would be great to just let the rules go for a while, even those imposed by ourselves, and go with the flow of the moment of passion. ~^^~

Bo czasami nagle uświadamiamy sobie, że być może, jeśli będziemy to wszystko jeszcze dłużej odkładać na później, na kiedyś, na pewnego dnia, to NIE WYSTARCZY NAM CZASU, NIE ZDĄŻYMY. Więc może po prostu to zrobić już dziś, albo jutro, odważyć się, nawet małymi kroczkami, ale pozwolić sobie na coś nowego.
Because sometimes we realize that maybe, if we keep postponing everything till later, one day IT MAY BE TOO LATE FOR THAT. So, it might be a good idea just to start today or tomorrow, be brave, take small steps towards trying something new.


Dlatego zamierzam stworzyć sobie listę (oh, ja uwielbiam tworzenie list wszelakich! ^^). Po angielsku nazywa się ona The Bucket List, od powiedzenia: to kick the bucket, czyli kopnąć w kalendarz. ^^ Brzmi to nieco dramatycznie, ale chodzi o spisanie sobie rzeczy, które chciałoby się osiągnąć albo spróbować, zanim przyjdzie nasz koniec (kiedyś tam, w dalekiej przyszłości). Spolszczyłam nazwą na Listę Spróbuję Nim Wykorkuję i zachęcam Was do tworzenia własnych list. *^v^* To nie muszą być tylko rzeczy górnolotne, u mnie pewnie będzie dużo potraw do spróbowania, bo kocham jeść, trochę miejsc do odwiedzenia, trochę rzeczy do kupienia (bo nie oszukujmy się, niektóre wymarzone przedmioty nas dopełniają i czynią nas szczęśliwymi), trochę umiejętności do zdobycia, trochę ludzi do zaprzyjaźnienia się, itp, itd. Lista może nigdy nie zostać zamknięta, bo kiedy skreślimy już z niej pewne punkty, to przyjdą nowe do wpisania. ^^
Pomocna może się okazać lista, którą akurat dziś Hanna wrzuciła na swojego bloga, mianowicie 100 Kreatywnych Pomysłów Które Popchną Cię do Działania, bardzo inspirująca!
That is why I'm going to make a list (oh, I love making lists of any sorts! ^^). It's called The Bucket List and it collects all the things we'd like to achieve or try before we kick the bucket one day. ^^
On my list there will be many things to eat that I haven't tried yet, places to visit, things to buy (let's not deny that we need things to exist), skills to get, people to meet, ect, ect. The list may never be completed because when we reach certain goals and cross them out of the list, new ideas will come. ^^
I found today a helping hand in the form of a 100 Creative Ideas to Spark you into Action list I found on Hanna's blog, very inspiring.

Chciałabym osiągnąć taki stan umysłu, żebym mogła z czystym sumieniem, bez zamartwiania się o cokolwiek, zaśpiewać tę piosenkę (fryzurę już mam podobną... ^^):
(znalezione dzisiaj na blogu Suzi Blu! *^v^*)
I'd like to reach the state of mind when I could truthfully sing this song, with my conscience clear of any worries and inhibitions (I have similar hair... ^^):
(found today on Suzi Blu's blog! *^v^*)



Wiem, że jest też wersja nagrana przez Avril Lavigne, ale szczerze mówiąc uważam, (i nazwijcie mnie wredną larwą...), że ten utwór w ustach współczesnej "punkówy" w ciuchach od najdroższych projektantów mody to idiotyczne... ^^
I know there is a version by Avril Lavigne, but frankly speaking, (and I'm being a bitch right now...), this song in the mouth of a modern "punk" girl in the expensive designers' clothing is ridiculous... ^^

11 comments:

  1. 1) niezbadane są nastroje matek. Howgh.
    2) pod filozofię podczepię jeszcze umiejętnosć bycia dzieckiem, czyli robienie sobie małych przyjemności wtedy, kiedy przychodzi na to ochota. Nawet jeżeli jest to dodatkowa kulka lodow. Albo dodatkowy motek włóczki. Albo małe spóźnienie na spotkanie, bo ścieżka przez park jest przyjemniejsza, niż chodnik wzdłuż ulicy ^__^
    Wszystkie bądźmy odważne.

    ReplyDelete
  2. Musimy wygramolić się z tych ograniczeń, w które same się zaplątałyśmy. Na zamartwianie się drobiazgami naprawdę szkoda czasu!(ja przewartościowałam świat, jak mój synek trafił na OIOM) Zawsze powtarzam, że pielęgnowanie w sobie dziecka jest bardzo istotne. Bo kto jest taki spontaniczny, bez zawahania mówi na co ma ochotę, szczery i kochany? Wychodzimy ze skorup, spełniamy swoje zachcianki i pełną piersią(albo jaką kto ma)śpiewamy tę piosenkę;)

    ReplyDelete
  3. Joan Jet rządzi, a co Listy Spróbuję Nim Wykorkuję, to ja mam swoją od dawna i powiem Ci, że parę rzeczy udało mi się już zrealizować, a kolejną są coraz bliżej :-) Dla mnie życie nie ma sensu, jeśli nie mogę realizować swoich marzeń ;-) Nie wiem, co się stanie po mojej śmierci, może nic, nie mam na to wpływu, za to na to co teraz się dzieje mogę mieć wpływ - jak to mówią buddyści "piekło" i "niebo" jest w nas - smai je sobie tworzymy ;-)

    ReplyDelete
  4. Joasiu bardzo spodobał mi Twój wpis , dla mnie jest on wielkim "kopem" ,żeby zacząć coś robić.Zresztą od jakiegoś czasu robię albo przynajmniej staram się , powracam do marzeń z dzieciństwa i to chyba dobrze:))
    A lista??? To coś co naprawdę motywuje i pobudza do działania, chętnie takową sobie sprawię.


    A mamy czasem umieją zaskakiwać.

    ReplyDelete
  5. Zabrzmiało złowieszczo: staję przed niemiłą perspektywą szybkiego skrócenia czasu, który mu pozostał", ale w parze z tą listą brzmi lepiej. Tyle że co zrobić jak nawet wpisanie zadania na listę nie pomaga? To co chcę, zrobię i bez listy, to co uważam że powinnam i z listą nie zrobię.
    Wiem, że Linuks jest wygodniejszy. Ale mam synka linuksiarza, więc jakiś konflikt pokoleń być musi.
    ps. w gołąbkach tylko kasza gryczana zamiast ryżu, żadnych więcej zmian.

    ReplyDelete
  6. no to teraz to się zdenerwowałam!
    badania wyszły Ci dobre... co się dzieje? rany, czy coś mi umknęło? właściwie informacja o łykanym potasie powinna wzmóc moją czujność...
    nie wiem co sądzić o liście- z jednaj strony popieram "porządki życiowe"i chwytanie chwili, a z drugiej strony - jesteś przecież młoda! a troszkę to wszystko tak brzmi jakbyś się już żegnała i jeszcze tylko parę spraw miała do załatwienia tutaj.
    smutno mi się zrobiło...
    mam nadzieję, ze źle to odebrałam!
    może lepsza byłaby lista pt" spełnione marzenia?" czy jakoś tak
    jakoś bardziej motywująco to brzmi...jeszcze raz to napiszę - mam nadzieję, że źle odczytałam Twój nastrój
    pozdrawiam zza Wisły

    ReplyDelete
  7. Wspaniały post :) Filozofia bardzo mi bliska, bo w temacie "drobnych przyjemności" też mogę głosić pieśni pochwalne. Myślę, że idealnie w te rozważania wpisuje się poemat "Instantes" Jorge Luisa Borges'a. Jak dla mnie najpiękniej brzmi w oryginale, ale nie wiem, czy operujesz hiszpańskim, więc tutaj masz także angielską wersję:
    www.thequietman.org/?p=264
    Polecam! ;)

    ReplyDelete
  8. Great post - I think about the things you wrote a lot lately. We really should try to do as much as we like in between the things we have to do (and not like them).
    I hope you're taking good care of yourself - I posted a comment a couple of days ago on your blog but it got lost :(

    Hug from Slovenia.

    ReplyDelete
  9. Czesc Asiu!

    Wlasnie zajrzalam sobie do twojego bloga i przeczytalam o kocich problemach. 3 lata temu przeprowadzalam sie z Götegorg do Eskilstuna a to prawie 400 km. Kota mojego kochanego wsadzilam do klatki i do samochodu. Lepiej placzacy kot w klatce niz rozhisteryzowany kot paletajacy sie po samochodzie. Po przeprowadzce kot mieszkal przez pare dni w lazience. A to po to aby Lucy zrozumiala, ze to jej nowe miejsce. Nocami mogla sobie chodzic i obwachiwac nowe mieszkanie. Potem zaczela sie przyzwyczajac do tego, ze moze wychodzic na dwor kiedy tylko jej sie zechce. No i jakos sie kotek zaaklimatyzowal. czego rowniez zycze i Wam. Jezeli masz otwor dla kota w lazience to moze ulokuj jego w jaikm innym pomieszczeniu. Tymczasowo.

    Ach, jeszcze jedna rada. Ale to w sprawie pazurow. My obwijamy kota w duzy recznik jak mamy jej przykladowo podac znienawidzone lekarstwo. Mniej wiecej w taki sam sposob jak kiedys obwijalo sie niemowlaki. Tylko glowka jej wystaje a lapki ma pod recznikiem.

    No, ale sie rozpisalam.
    Trzymaj sie
    Anna

    ReplyDelete
  10. What you said is so true. My dad had a heart attack almost 2 years ago at 58 and he is one of the people you never expect it from-very fit, ran everyday ate healthy lifted weights not alot of junk food. there are people that still dont believe he had one and even Doc was surprised. so you really just never know and sometimes we forget but we really do have to treasure what we have and the people in our lives.
    I look forward to hearing about you take things of your list for a long time :)

    ReplyDelete
  11. Very thoughtful post-it's interesting what happens when life reminds us that we should participate, not just watch. I haven't followed your blog for some time and am playing catch up. I'm sorry to hear of your health issues, though your attitude is inspiring. Good luck in your new apartment!

    ReplyDelete