Friday, September 30, 2011

Nikuman

Piumo, zgodzę się, że młodzież potrzebuje autorytetów, ale nie widzę takich w tym serialu, dla mnie to głównie historie miłosne młodych Cichociemnych, za mało jest dobrej akcji i przemyślanych działań, cóż, taka była wizja reżysera. (A i tak ten serial jest o niebo lepszy od "Twierdzy Szyfrów", która była beznadziejna...)

Inko, ja mogę w to uwierzyć bez problemu, wieczorami i o poranku marznę na kość...

Hannah, ja jestem dokładnie wzrostu Sophie Dahl i noszę spodnie w rozmiarze 42, a górę 38 lub 40, byłabym grubasem według modelkowych standardów! *^v^* Co do radykalnego chudnięcia Sophie, to doczytałam w jej ksiażce, że było ono wynikiem choroby złapanej w Indiach, a potem kilkumięsięcznej kuracji kolejnymi antybiotykami i rekonwalescencji. Sama z siebie nigdy się celowo nie odchudzała, bo kocha jeść, natomiast chudła kiedy zmieniała jedzenie restauracyjne i fastfoodowe na domowe. ^^ Jakoś nie przeszkadzało jej to pracować jako modelka, nawet szyto stroje specjalnie dla niej do sesji zdjęciowych ze znanymi fotografami. To moim zdaniem zdrowe podejście do pokazywania mody, w końcu te ciuchy będą nosiły normalne kobiety nie wieszaki...
Rachel Allen znam, były jej serie na KuchniTV, bardzo ciepła i energiczna osóbka. ~^^~

Intensywnie Kreatywna, dostaniesz ten taras w idealnym momencie, bo zimą się na spokojnie przeprowadzisz i będziesz mogła zaplanować ustawienie donic i na przednówku zacząć wysiew sadzonek. *^v^*

Kruliczyco, a ja kilka miesięcy temu zapałałam miłością właśnie do tego rozmiaru drutów i kiedy biorę do rąk grubsze to jestem niezmiernie zdziwiona, co się dzieje. ~^^~

MaroccanMint, no to liczę. *^v^* Leży mi ta wełna i leży, mam jej jeszcze tonę w innych kolorach, niech chociaż ten kolor zniknie z zapasów!

***


Sophie Dahl przeczytana, pozaznaczałam przepisy, które chcę wypróbować w pierwszej kolejności. ~^^~ Jej gotowanie charakteryzuje się prostotą, dobiera kilka składników i przyrządza je w nieprzeładowany czynnościami ani kombinacjami sposób, niby banalnie, a mimo to kilka razy zostałam zaskoczona przepisem. ^^ Książka jest ułożona porami roku (zaczyna się jesienią), a przepisy są spisane według schematu śniadania/obiady/kolacje. Już ostrzę sobie zęby na drugą książkę Sophie Dahl "From Season to Sean: A Year in Recipes", która wyszła 1 września tego roku i jest niejako kontynuacją "Voluptuous Delights".
I've already finished Sophie Dahl's cookbook and marked the recipes that I want to try out first. ~^^~ Her cooking is characterized by simplicity, she chooses just a few ingredients and cooks them in an uncomplicated way, may seem banal at first, but I was suprised with a recipe or two. ^^ The book is written according to the seaons of the year and the recipes in each season are divided into breakfasts/lunches/suppers. I cannot wait to get her new book "From Season to Sean: A Year in Recipes" which was issued on 1st September this year and in a way continues the scheme of the "Voluptuous Delights".


Jesień to pora, kiedy w Japonii w sklepach znowu pojawiają się chińskie gorące bułeczki na parze zwane nikuman, dostępne w wersjach: nikuman z nadzieniem mięsnym (niku=mięso), pizzaman (z serem i sosem pomidorowym), anman (ze słodką pastą z fasoli) i kareman (z japońskim curry). Jadaliśmy je podczas pobytu w Japonii w maju i najpyszniejsze były nikumany i karemany, strasznie za nimi tęsknimy (a szczególnie za możliwością wejścia do najbliższego sklepu po drodze i kupienia sobie cieplutkiej parującej bułeczki za kilka złotych, ech...) dlatego dziś na kolację robię domowe nikumany! *^v^*
Autumn is the time when you get hot steamed buns in the convenience shops everywhere, called nikuman. They are available in several versions: nikuman (with meat), pizzaman (with cheese and tomato sauce), anman (with sweet bean paste) and kareman (with Japanese curry). We used to eat them in Japan in May and miss them like hell... (especially when you can go into the closest convenience shop and buy a hot bun anytime you want, well, not in Poland you cannot...). That's why I'm doing nikumans for dinner tonight! *^v^*
***

Chwilami wydaje mi się, że jakoś wróciłam do mojego życia sprzed wyjazdu do Japonii, a potem przychodzi taki moment, że tęsknota dosłownie skręca mi żołądek, zaczynam przeglądać zdjęcia z wyjazdu i chce mi się płakać, zwinięta w kłębek pod kołdrą. Przypominam sobie dzień po dniu, miejsce po miejscu, tu jedliśmy to lub tamto, tu zwiedzaliśmy takie albo inne miejsce. Brakuje mi tokijskiej ulicy, piesków w kubraczkach, Elvisów tańczących w parku Yoyogi, rybek taiyaki, takoyaków i onigiri dostępnych na każdym rogu, i mogłabym tak wymieniać jeszcze długo... I wciąż nie mogę zrozumieć jak to się dzieje, że sercem i duszą jestem stamtąd, ale muszę być tutaj.
Sometimes I think that I somehow came back to my life from before the holidays in Japan, and then there is this moment when the longing literaly squeezes my stomach, I start to look through the holiday photos and I feel like hiding in my bed and crying. I recall day by day, place by place, we went there to eat this and that, we visited this and that spot. I miss the Tokio streets, dogs wearing cute cardigans, Elvises dancing in the Yoyogi park, taiyaki, takoyaki and onigiri available everywhere, and I could recite more and more... And I still don't understand how is it that I am in my heart and soul from that place but I have to be here.

3 comments:

  1. Ile ludzi tyle opinii. Ja uważam, że w serialu są autorytety dla dzisiejszej młodzieży i nie tylko. W świecie biegu po pieniądz, sławę zapominamy, że obok nas jest ktoś potrzebujący pomocy. Czy przyjęłabyś pod dach dziecko spotkane na ulicy i narażała życie? Czy widzimy co dzieje się obok nas czy tylko bezmyślnie się gapimy.
    W serialu nie widzę "romansidła" tym bardziej, że bohaterowie to w większości młodzi ludzie to niby jak pokazać ich los bez miłości, małżeństw, dzieci. Przecież podczas wojny poszukiwanie szczęścia i miłości nie zatraciło się a może nawet ludzie bardziej poszukiwali miłości, bliskości w tych okrutnych czasach. Serial nie jest dokumentem, a jedynie obrazem, który ma widzowi przybliżyć wybory, postawy w tamtych czasach. Skoro o serialach to co powiesz o serialu "Sprawiedliwi"?
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
  2. No dobrze, młodzi ludzie, uczuciowi, serial przybliża rzeczywistość etc. ale w takim razie dlaczego scenarzysta uparł się na opowiadanie o Cichociemnych? Czego można się dowiedzieć o elicie naszych sił zbrojnych? Ląduje w kraju pięciu świetnie wyszkolonych specjalistów i każdy, dokładnie każdy z nich rozpoczyna swoją pracę w kraju od złamania rozkazów i narażenia misji na fiasko. I nie tylko misji, również swoich najbliższych. Ja rozumiem, że można było pokazać że i tak bywało, ale oni _wszyscy_ to robią i to na wyścigi. Nie jestem specjalistą od tego okresu, trochę jednak sobie poczytałem (stąd w ogóle sięgnęliśmy po ten serial, ale najpierw była historia jako taka) i osobiście uważam, że tym ludziom, ich pracy, ciężkiemu losowi i osiągnięciom należy się po prostu więcej szacunku. Jednostronne pokazanie ich życia zgodnego z romantyczną wizją scenarzysty po prostu nie oddaje im sprawiedliwości. Ja wiem, teraz taka moda. Największa cnotą żołnierza jest złamać rozkaz. Każdy mainstreamowy film made in USA nas tego uczy. A bohater ma być ludzki, ma mieć uczucia, a myślenie jest niedobre, bo uczuciom bywa wbrew. Za takie autorytety ja jednak chętnie podziękuję, s=decyzje wedle własnego widzimisię i wyłącznie według swojego wduszygrania większość ludzi "umie" podjąć bez wzorowania się na innych. I oczywiście są w serialu pokazane postawy o jakich Piumo piszesz jak również jest tam wiele innych mocnych punktów zarówno w scenariuszu jak i choćby w scenografii ale niestety z naszego punktu widzenia nie przysłaniają one opisanej przeze mnie miałkości scenariusza.

    ReplyDelete
  3. Powyższa dyskusja powoduje, że zaczyna mnie kusić osobiste sprawdzenie, o co tyle hałasu w związku z tym serialem? :) Bo ja tam z tych niewiernych, co to sami muszą zobaczyć, żeby sobie wyrobić opinię. Ale nie o tym miało być, tylko o miejscach do życia. Zawsze byłam zakręcona na punkcie wszystkiego co włoskie, literatury, architektury, jedzenia. Nauczyłam się języka. Zakupiłam chyba wszystkie możliwe przewodniki. I niezrozumiale dla wszystkich dokoła odmawiałam wyjazdu na wakacje. Bo nie chciałam tam jechać na chwilę, tylko "liznąć" kraju. Na wszelkie propozycje odpowiadałam, że do Włoch pojadę, jak się nadarzy okazja co najmniej miesięcznego wyjazdu. No i się trafiła. Ponad miesiąc stypendium w Genui. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam panoramę miasta. Jakby mi ktoś łupnął w splot słoneczny. I wiedziałam, że to jest miejsce, gdzie chcę mieszkać. Morze i góry. Port jachtowy. Muzea, restauracje, uliczki, po prostu wszystko było idealne. I nie były to wrażenia turystki, bo mieszkałam dłużej niż tydzień, z włoską rodziną, robiłam zakupy, jeździłam autobusami, rozmawiałam z ludźmi na ulicy. I kiedy czytam to, co piszesz o swoich emocjach po powrocie z Japonii, to mam wrażenie, że czytam własne myśli z okresu tuż po przyjeździe do Polski z Genui. Tylko, że ja się w pewnym momencie przestawiłam, bo musiałam. Ślubny ma tu własną firmę, ja mam mamę i babcię, których nie mogę zostawić ani zabrać ze sobą. I zamiast tęsknić pesymistycznie, to zaczęłam tęsknić optymistycznie - "Jest takie miejsce na ziemi, gdzie wiem, że życie mi odpowiada. To sukces, że udało mi się je znaleźć, bo wielu ludzi przez całe życie nie ma pojęcia, gdzie jest im dobrze. I przyjdzie w końcu taki moment, że los sam tak się poskłada, że będę mogła się przeprowadzić." I tak sobie ze spokojem i uśmiechem czekam.

    ReplyDelete